Wspomnienia Blaichmana

avatar użytkownika Unicorn

Na początku krótka uwaga. Tłumaczem wspomnień Blaichmana jest Kamil Janicki, były rednacz portalu

Histmag.

Nie jestem fascynatem portali historycznych ani forów (zwykle mnie albo nudzą albo odstręczają) ale kojarzyłem gościa z zacną pozycją-

Źródła nienawiści,

gdzie również pisał znajomy. Rozumiem, że tłumacz chcąc zaprezentować szerszemu ogółowi książkę Blaichmana kierował się tylko i wyłącznie względami historycznymi- cytuję ze skrzydełka książki:

"(...)Należy pamiętać jednak, że pamiętnik Blaichmana prezentuje unikalną wartość jako materiał umożliwiający zrozumienie skomplikowanych relacji polsko- żydowskich, a szczególnie żydowskich opinii o polskim udziale w wojnie i o polskim antysemityźmie."

Na stronie internetowej książki: http://wole-zginac-walczac.pl/index.php znajduje się oświadczenie:

"w związku z pojawiającymi się w mediach publikacjami na temat książki autorstwa Franka Blaichmana, pt. „Wolę zginąć walcząc”, niniejszym przedstawiamy stanowisko Wydawnictwa „Replika” w przedmiotowej sprawie.

Przede wszystkim, chcielibyśmy zwrócić uwagę na rolę wydawcy w demokratycznej, pluralistycznej rzeczywistości, którą postrzegamy jako budowę płaszczyzny sporu twórców o różnych punktach widzenia. Poprzez swoją działalność wydawniczą chcemy umożliwić prezentowanie różnych poglądów. Natomiast to, iż dajemy możliwość zaprezentowania się twórcom o różnych, czasami kontrowersyjnych, poglądach, nie oznacza, iż z tymi poglądami się identyfikujemy, czy też je podzielamy. Często spieramy się z autorami, których utwory wydajemy, co nie oznacza, że odmawiamy im prawa do wyrażania i obrony własnych przekonań i ocen faktów historycznych.

Właśnie takie postrzeganie roli wydawcy legło u podstaw wydania książki Franka Blaichmana „Wolę zginąć walcząc”. Nadmieniamy, co jest nie bez znaczenia w niniejszej sprawie, że powyższa publikacja jest poprzedzona przedmową sir Martina Gilberta, uznanego autorytetu naukowego i ukazała się w Stanach Zjednoczonych w listopadzie 2009 roku, nakładem Arcade Publishing, a także jest dostępna w oryginalnej, anglojęzycznej wersji we wszystkich europejskich sklepach internetowych: od Hiszpanii po Niemcy, Francję i całą resztę zachodniej Europy. Powyższa publikacja ma się wkrótce ukazać w Czechach.

Publikacja książki Franka Blaichmana pokazuje, że poza Polską nasza historia czasami może być prezentowana w sposób, z którym się nie zgadzamy. Umożliwienie zapoznania się z tego typu poglądami polskiemu czytelnikowi może stanowić kanwę do podjęcia merytorycznej dyskusji nad obrazem Polski i jej historii w świecie.

Takie publikacje nie powinny być w żadnym razie odbierane jako utożsamianie się przez Wydawcę z przekonaniami wyrażanymi przez autorów. Tak też było w przypadku książki Franka Blaichmana.

Wydawnictwo Replika."

Samo odwołanie do autorytetu jest żałosne i nie wymaga komentarza. Pora zatem przejść do książki. Przed stroną tytułową znajduje się mapa, głównie Europy Środkowej (Niemcy, Czechosłowacja, Austria, Węgry, Polska). Podpisana Europa 1937. W czarnym obramowaniu mamy miejscowości- Zeilsheim, Treblinka, Majdanek, Oświęcim. Takie oznaczenie jest niebezpiecznym skrótem myślowym i manipulacją, tym bardziej, że w bieżącej propagandzie łatwo uwypuklić 1-Niemcy, 3- Polska. Myślę, że nie jest to przypadkowe...

Przyjrzawszy się bliżej zamieszczonemu na stronie internetowej Słowu od tłumacza, nabieram większych podejrzeń, co do celowości wydania książki:

"Frank Blaichman nie wyraził zgody na umieszczenie "Słowa od tłumacza" w polskim wydaniu swojej książki.

(...)Jego prywatne opinie często stanowią wręcz odwrotność tych, które spotykamy w pamiętnikach np. żołnierzy Armii Krajowej. Polskiemu czytelnikowi mogą się one wydawać kontrowersyjne, jeśli nie wręcz oburzające. Po części nie pokrywają się też z rzetelną wiedzą historyczną, a szczególnie z ustaleniami rodzimych historyków.

Impulsywną reakcją mogłoby być odrzucenie wartości całych wspomnień jako wrogich Polakom czy po prostu błędnych. Byłoby to jednak najgorsze możliwe podejście. Pamiętnik Blaichmana prezentuje unikalną wartość jako materiał umożliwiający zrozumienie skomplikowanych relacji polsko-żydowskich, a szczególnie żydowskich opinii o polskim udziale w wojnie i o polskim antysemityzmie. Nie jest to syntetyczna praca naukowa, zestawiająca setki źródeł jak np. Strach Jana Tomasza Grossa, ale żywa relacja jednego człowieka. I choć dla Polaka musi to być – siłą rzeczy – książka trudna, to jej lektura pozwala poszerzyć horyzonty i podjąć próbę zrozumienia drugiej strony."

Jeżeli ktoś uważa Strach za pracę naukową to nie dziwi chęć "poszerzenia horyzontów Polaków."

Dalej tłumacz po prostu...wybiela autora wspomnień, mówiąc dosadnie- właśnie tłumaczy, robi za adwokata straconej sprawy. Dodatkowo używa sformułowań co najmniej zastanawiających: "Działał on na obszarze województwa lubelskiego, gdzie wrogość wobec Żydów była szczególnie silna." A gdzie dowody? To samo niżej:

"Nazwanie NSZ faszystami i sługusami Niemców to opinia przesadzona, choć nie pozbawiona pewnego oparcia w faktach." Pewnego czyli jakiego?

Tutaj miałem wątpliwości, bo tłumacz traktuje czytelników jak idiotów, jednocześnie przy okazji możemy się dowiedzieć, czegoś, co jeszcze niedawno było tabu:

"Polskiego czytelnika najbardziej zaskoczy jednak przemiana, która następuje w sytuacji Blaichmana wraz z zakończeniem okupacji i utworzeniem Polski Lubelskiej pod koniec lipca 1944 roku. Wówczas większość żydowskich partyzantów włączono w struktury milicji oraz Resortu Bezpieczeństwa Publicznego."

W Słowie od autora Blaichman stwierdza:

"Moim zadaniem było wyłapywanie nazistowskich kolaborantów- Polaków, Ukraińców i volksdeutschów- znanych jako prześladowcy i mordercy Żydów oraz szpicle donoszący na chłopów i całe wsie. Przydział ten z chęcią przyjąłem."

Za: F. Blaichman, Wolę zginąć walcząc. Wspomnienia z II wojny światowej, Zakrzewo 2010, s. 10.

Jak widać autor pomieszał różne sprawy, ponieważ często chłopi byli najbardziej poszkodowani od sowieckiej partyzantki, co wiemy analizując sprawę filmu Opór. Kolejność równie znamienna, co stanowi pierwszy kamyk do ogródka Blaichmana jako polakożercy.

Dla odmiany M. Gilbert w swojej przedmowie napisał m.in.:

"Niektórzy polscy rolnicy chętnie udzielali pomocy- w końcu oni też żyli pod okupacją. Polscy partyzanci z Gwardii Ludowej (późniejsza Armia Ludowa) uznawali Żydów za towarzyszy broni, a jednocześnie pozwalali im działać niezależnie i podejmować akcje celem ochrony ukrywającej się ludności żydowskiej", ibidem, s. 13.

Niektórzy pomagali a inni nie. Z fragmentu wynika, że istniała jedna partyzantka lub, że druga była wroga Żydom- nie napisano także o "akcjach" partyzantów żydowskich, właśnie przeciwko tym...rolnikom. Reszta przedmowy to wzruszający stek niedomówień by nie użyć mocniejszego słowa. W tym momencie wiemy, że książka ma za zadanie utrwalać stereotypy. Kłamliwe i krzywdzące dla Polaków.

Sam Blaichman ma dosyć kiepską manierę pisania. Chyba też nie wiedział kim jest, skoro na stronie 20 pisze: "Zaśpiewaliśmy też pieśń [1 września 1939- Unicorn] podkreślającą, że Polacy nigdy nie pozwolą Niemcom pluć sobie w twarz."

Jak wyglądał "polski antysemityzm" okiem późniejszego ubeka? Po raz kolejny znamienna rzecz- użycie określenia goje...

"Czasami młodzi goje wyzywali nas i obrzucali kamieniami, ale ogółem relacje między dwiema grupami- Żydami i gojami- układały się dobrze. Przykładowo wuj Meir, który ubierał się w dobrze dopasowany, chasydzki strój i zapuścił niewielką rudą brodę, był człowiekiem, któremu każdy napotkany na ulicy mężczyzna w podobnym wieku uchylał rondo kapelusza", ibidem, s. 20.

Szczere stwierdzenie: "(...)aż nagle w połowie września trafiła do miasteczka fala Żydów, uciekających z Warszawy i zachodniej Polski, liczących na przekroczenie Bugu i dotarcie na odległe o 13 kilometrów tereny okupowane przez Rosjan. Liczyli, że życie będzie prostsze pod władzą Rosjan- których oddziały wkroczyły do wschodniej Polski 17 września- niż pod butem Niemców", ibidem, s. 24.

Blaichman wspomina o kolaborowaniu Żydów z nazistami, używa stwierdzenia "powstał spójny łańcuch kolaboracji, dzięki któremu Niemcy mogli wykonywać swoją brudną robotę rękami Żydów" [s. 26] ale jednocześnie nachalnie pisze o polskim kapusiach. Dalej autor wspomina jak Polacy pomagali Żydom a podczas wysłania grupy kobiet po żywność, "grupa osiłków zauważyła je i zaczęła gonić. Kilka kobiet pobito i obrabowano. Niektóre zostały zgwałcone." [s. 47]. Nie wiemy przez kogo, chociaż aluzja jest czytelna. Niemniej wcześniej autor wspomina, że Ukraińcy zachowywali się jak Niemcy albo i gorzej. Pod koniec strony sytuacja się wyjaśnia, to wieśniacy z kijami i nożami napadli na bezbronne kobiety....

Stąd zapewne przyszedł Blaichmanowi do głowy pomysł oddziału obronnego. Nieudana pierwsza akcja przeciwko mieszkańcom wsi, spotkanie z Rosjaninem i członkiem AL. Masakra w obozie uciekinierów i podejrzenia:

"Zastanawialiśmy się, w jaki sposób Niemcy odkryli nasze obozowisko. Ktoś przypomniał sobie, że parę dni temu widziano w lesie ludzi, którzy wyglądali na grzybiarzy. Doszliśmy do wniosku, że musieli to być Polacy nasłani przez Niemców, starających się ustalić dokąd uciekli żydowscy jeńcy z Lublina (skądinąd interesujące hasło....Unicorn)", ibidem, s. 57.

W połowie lutego 1943 z grupą uciekinierów skontaktował się członek PPR. I tu pojawia się fragment, mogący zainteresować nie tylko IPN. Zastanawiam się, kiedy ten człowiek nabył polakożerczych zapędów, w czasie okupacji czy wcześniej nas nienawidził:

"W tym czasie w Polsce były cztery partie polityczne posiadające własne oddziały zbrojne: Partia Robotnicza, która rok wcześniej zorganizowała komórki Gwardii Ludowej, następnie przekształconej w Armię Ludową (AL); Partia Chłopska ze swoimi Batalionami Chłopskimi; drapieżczo antysemicka Armia Krajowa (AK); i wykonujący rozkazy nazistów Narodowe Siły Zbrojne (NSZ) o charakterze ultra- nacjonalistycznym, a zarazem skrajnie antysemickim i antykomunistycznym (to bardzo ciekawe określenie, wiąże komunizm z Żydami...Unicorn)", ibidem, s. 72.

W ręcę "grupy" wpadła "banda podrostków." Swoją drogą "bandy" będą popularne w późniejszych nieco czasach kariery Blaichmana...Rozpoczęło się przesłuchanie:

"Kiedy zaczęliśmy ich przesłuchiwać, okazało się, że są członkami AK- antysemickiej Armii Krajowej. Dostali rozkaz zabicia nas, ponieważ byliśmy Żydami (dziwne, że Blaichman pamiętając nazwiska członków AL i PPR nie wspomniał od kogo członkowie AK dostali rzekome rozkazy- Unicorn) i okradaliśmy chłopów (kolejność chyba w drugą stronę- Unicorn). Powiedzieli, że ich miejscowi zwierzchnicy otrzymali rozkazy z Londynu, mówiące, iż żadnemu Żydowi nie powinno być dane dożycie do końca wojny i świadczenie o jej przebiegu. Przekonaliśmy smarkaczy, by powiedzieli nam, kim są wspomniani zwierzchnicy (gdzie nazwiska? Unicorn). Po przesłuchaniu zdecydowaliśmy się ich nie zabijać, ponieważ byli jeszcze młodzi, a my nie ponieśliśmy w walce z nimi żadnych strat. Puściliśmy ich wolno, ostrzegając, że następnym razem nie potraktujemy ich już tak wyrozumiale. Kolejnej nocy odwiedziliśmy domy przywódców, których nazwiska zdradzili nam schwytani smarkacze. Żadnego nie zastaliśmy- najwidoczniej wypuszczeni chłopcy zdążyli ich ostrzec", ibidem, s. 73- 74.

Blaichman wspomina spotkanie- przyjacielske- z żolnierzami AK ale nie ufał im bo wiedział, że są "antysemitami":

"Wiedzieliśmy, że są zatwardziałymi antysemitami i że gdyby tylko byli w stanie, zapewne wybiliby nas wszystkich, do ostatniego Żyda", ibidem, s. 92.

Obraźliwe słowa. I kłamliwe. W przypadku "wyłapywania kolaborantów" i zabijania ich Blaichman już się nie chwali szczegółami, pozwala to mieć uzasadnione wątpliwości KOGO tak naprawdę mordowali. Lub używając terminologii braci Bielskich, z kim wojowali...

Autor nie pisze o kulisach przejścia z partyzantki do Urzędu Bezpieczeństwa, jest to dla niego naturalne, wspomina tylko o włączeniu polskich i żydowskich partyzantów do nowego polskiego rządu:

"Przez kolejne 6 miesięcy- od lipca 1944 do stycznia 1945 roku- wraz z Dworeckim działaliśmy w komórce Urzędu Bezpieczeństwa, odpowiedzialnej za wyłapywanie i przesłuchiwanie kolaborantów wśród Polaków, Ukraińców i volksdeutschów (tym terminem określano osoby o niemieckich korzeniach, które mieszkały poza Rzeszą- chociażby w Polsce czy na Ukrainie)", ibidem, s. 157.

Wyłapywano "faszystów". Doskonale wiemy, co kryje się pod określeniem. Wyłapywano wszystkich, którym nie podobała się sowiecka wizja Polski a zapewne jednocześnie załatwiano prywatne porachunki.

Aż dziwne, że autor nie napisał o "antysemickich Rosjanach" w kontekście sytuacji, gdy dwaj żołnierze dzielnej armii próbowali ukraść jego motocykl.

Czym zajmował się jeszcze Blaichman wg własnych słów? Misjami:

"W czerwcu kierownik Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach wezwał mnie do swojego biura (tutaj też brak nazwiska a na pewno znał-Unicorn). Zlecił mi, jak sam twierdził, bardzo pilne zadanie. Otrzymałem dwa listy- do komendanta milicji i kierownika Urzędu Bezpieczeństwa w Skarżysku, mieście leżącym około 100 kilometrów od Kielc. Mieli udzielić mi wszelkiej pomocy, jakiej mógłbym potrzebować w celu wykonania misji. Dokumenty potwierdzały też, że to ja dowodzę operacją. Do Skarżyska miała przyjechać z Katowic grupa polskich żołnierzy, zajmująca cały wagon. Otrzymałem numer pociągu i rozkaz aresztowania ich wszystkich przy wykorzystaniu sił policji i UB. Po wykonaniu zadania miałem natychmiast skontaktować się z UB w Kielcach.

(...) Później dowiedziałem się, że Urząd Bezpieczeństwa uzyskał doniesienie o przynależności oficerów do faszystowskiej opozycji. Wyrobili sobie fałszywe przepustki, które pozwalały im podróżować do Lublina na wakacje. Wakacje, podczas których w istocie spiskowali przeciw rządowi, przygotowując bunt", ibidem, s. 167- 168.

tags: , , , , , , , , ,

9 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Unicorn

chyba czas na pisanie do IPN - co z ich oceną tej pozycji i jakie działania podejmą, jezeli podejmą jak zapowiadali.

Mamy już obraz tej pozycji po Twojej recenzji. To co? Piszemy do IPN?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Unicorn

3. Pewnie. IPN w ramach

Pewnie. IPN w ramach możliwości powinien wydać książkę lub biuletyn poświęcony tej mrocznej postaci. Niektóre sformułowania są oględne ale mogą przykrywać tragedie.
http://www.rp.pl/artykul/532244-Ubek-wspomina-mordowanie-.html
"W czerwcu kierownik Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach wezwał mnie do swojego biura (tutaj też brak nazwiska a na pewno znał-Unicorn). Zlecił mi, jak sam twierdził, bardzo pilne zadanie. Otrzymałem dwa listy- do komendanta milicji i kierownika Urzędu Bezpieczeństwa w Skarżysku, mieście leżącym około 100 kilometrów od Kielc. Mieli udzielić mi wszelkiej pomocy, jakiej mógłbym potrzebować w celu wykonania misji. Dokumenty potwierdzały też, że to ja dowodzę operacją. Do Skarżyska miała przyjechać z Katowic grupa polskich żołnierzy, zajmująca cały wagon. Otrzymałem numer pociągu i rozkaz aresztowania ich wszystkich przy wykorzystaniu sił policji i UB. Po wykonaniu zadania miałem natychmiast skontaktować się z UB w Kielcach.

(...) Później dowiedziałem się, że Urząd Bezpieczeństwa uzyskał doniesienie o przynależności oficerów do faszystowskiej opozycji. Wyrobili sobie fałszywe przepustki, które pozwalały im podróżować do Lublina na wakacje. Wakacje, podczas których w istocie spiskowali przeciw rządowi, przygotowując bunt", ibidem, s. 167- 168.
-----
Mój list byłby krótki, składałby się z kilku zdań:
Szanowni Państwo,
w związku z publikacją wspomnień F. Blaichmana, o których informowały media, m.in.
http://www.rp.pl/artykul/532244-Ubek-wspomina-mordowanie-.html i krótkim opisem książki, wraz z cytatami, zamieszczonym na naszym portalu [link do tematu] oraz Państwa zapewnieniami o zbadaniu książki, fałszującej polskie dzieje i prezentującej w złym świetle Polaków, w szczególności AK:
http://www.rp.pl/artykul/533246-IPN-zbada--ksiazke-ubeka.html
prosimy o odpowiedź na pytanie, jakie działania podjęto do tej pory. Czy istnieje możliwość wydania specjalnego biuletynu poświęconego tej mrocznej postaci. Jaki jest stan badań odnośnie wydarzeń opisywanych w książce, które mogą być przestępstwem komunistycznym?

Ostatnio zmieniony przez Unicorn o pt., 08/10/2010 - 20:12.

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Rekin

4. Zbrodniarz komunistyczny

opowiada o swoich zbrodniach

avatar użytkownika Maryla

5. PARTYZANCI czy BANDYCI? - Część 1: Bracia Bielscy

http://lubczasopismo.salon24.pl/2rp.pl/post/351896,partyzanci-czy-bandyc...


Zaintrygowany dwoma komentarzami na Salonie24 postanowiłem zbadać pewną sprawę.

Oto pierwszy z komentarzy:

"(...) Zydzi poniesli straszliwa ofiare milionow ludzi a ich opor
ograniczyl sie do dwustu (wg. Edelmana) ludzi w ghetcie, ktorzy
zastrzelili paru SS-manow, oraz paru band rabunkowych,
rabujacych miejscowa ludnosc, pod sowieckim dowodztwem na Kresach,
ktorych dzialanosc i "bohaterstwo" jest pokazana w panegirycznym filmie
Opor. Tak wlasnie historia wraca z szyderczym chichotem.
"

http://witas1972.salon24.pl/347910,kanaly-w-powstaniu-warszawskim#comment_5116574

Co zwarca uwagę? 1. Brak
polskich czcionek. 2. Niespotykana w języku polskim pisownia "ghetto",
ale poprawnie deklinowana (odmieniona przez przypadki). Pomijam brednie,
które autor wpisu głosił o Powstaniu Warszawskim.

Oto drugi z komentarzy :

""oraz paru band rabunkowych, "

 Folksdojczeria kominowo-gazownicza nienawidzi Zydow w ogole, ale
zydowskich partyzantow (jak np braci Bielskich) nienawidzi bardziej, niz
innych. Ci Bielscy nie tylko sami sie od gazu i pieca wyreklamowali (co
juz moze przecietnego szmalcownika rozjuszyc), ale jeszcze wyratowali
od gazu i pieca podad tysiac innych Zydow. To dopiero serce boli - tylu
Zydow plci obojga przerobionoby na mydlo a tu nic nie wyszlo!
"

http://witas1972.salon24.pl/347910,kanaly-w-powstaniu-warszawskim#comment_5117877

Co zwraca uwagę? 1. Brak polskich czcionek. 2. Zadziwiająca agresja i dość nietypowe rzeczowniki i przymiotniki "Folksdojczeria kominowo-gazownicza"  3.
Brak dyskusji z tezą stawianą przez osobę, z którą się prowadzi
polemikę - to jest zastąpione imputowaniem pewnych postaw i przekonań
(nazywasz czyjąś działalnośc bandytyzmem - czyli jesteś folksdojczem i
cierpisz, kiedy jakiś Żyd uniknął śmierci). 

Charakterystyczny sposób posługiwania się językiem polskim i
charakterystyczna retoryka przypomniała mi pewną dyskusję pod moim
wpisem Izraelski "humanitaryzm": wodny apartheid (zachęcam do lektury, zarówno wpisu, jak i bardzo pouczającej dyskusji poniżej, która z czasem staje się coraz gorętsza), gdzie zostałem określony jako "oeneria szmalcownicza".

Oba cytowane
powyżej komentarze wydają się dziwaczną prowokacją, niemniej - może
warto zapoznać się z losami braci Bielskich? Pozwalam sobie przytoczyć
pewien znaleziony przeze mnie tekst. Wkrótce wkleję kolejny.

 

Czy "partyzanci" Tewje Bielskiego pacyfikowali Naliboki? 

Swego czasu kontrowersje wzbudził film "Opór" (Defiance), oparty na
książce Nechamy Tec "Defiance. The Bielski Partisans" ("Opór.
Partyzanci Bielskiego"). 

W filmie nie zobaczymy rzeczy najważniejszej. "Partyzanci" Tewje
Bielskiego i Simchy Zorina są bowiem oskarżani o współudział w
pacyfikacji Naliboków, dokonanej 8 maja 1943 r. przez zgrupowania
sowieckie. Na ten temat dysponujemy już dość sporą literaturą
(dokumentami, wspomnieniami, relacjami). Od lat toczy się też śledztwo w
Instytucie Pamięci Narodowej. Twórcy filmu nie są tym jednak
zainteresowani, więc największej "operacji wojskowej" nie zobaczymy, a
szkoda, ponieważ przestaje to być historią, a jest tworzeniem
szkodliwych mitów.

Od 2001 r. Instytut Pamięci Narodowej - Oddziałowa Komisja Ścigania
Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi prowadzi (na wniosek
Kongresu Polonii Kanadyjskiej) śledztwo w sprawie zbrodni popełnionej
przez partyzantkę sowiecką w Nalibokach. Pomimo że KPK załączył
obszerną, bogatą dokumentację źródłową, śledztwo toczy się bardzo
niemrawo. Według komunikatu IPN z 15 maja 2003 r., zbrodnię tę, jak też
inne, popełnione na tym terenie "zakwalifikowano jako zbrodnie
komunistyczne, będące jednocześnie zbrodniami przeciwko ludzkości,
których karalność nie ulega przedawnieniu. Wskazać przy tym należy, iż
są to jedynie najbardziej tragicznie przykłady. Wiele bowiem innych wsi i
osad na terenie woj. nowogródzkiego było atakowanych przez partyzantów
radzieckich".

Warto zwrócić uwagę, że w corocznym sprawozdaniu prezesa IPN dla Sejmu
(był nim wówczas prof. Leon Kieres) usunięto wszelkie informacje o
udziale w tej zbrodni osób pochodzenia żydowskiego (zob. "Informacja o
działalności Instytutu Pamięci Narodowej Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu w okresie 1 lipca 2001 r. - 30 czerwca 2002
r. Warszawa, wrzesień 2002" - www.ipn.gov.pl).

Wobec szybkiego wymierania bezpośrednich świadków (a także uczestników
pacyfikacji) można założyć, że sprawa nigdy nie zakończy się
wyjaśnieniem najważniejszych okoliczności, ustaleniem sprawców, a już z
pewnością ich ukaraniem, choćby symbolicznym. Zostanie nam tylko film,
którego bohater - jak James Bond - będzie dokonywać cudów w ekranowej
walce z Niemcami.

Nieustanne pasmo zbrodni

Kresy Północno-Wschodnie, a szczególnie tereny, gdzie podczas okupacji
niemieckiej operowała grupa braci Bielskich, czyli Puszcza Nalibocka,
znajdowały się pod faktyczną okupacją partyzantki sowieckiej. Ludność
polska tych ziem przechodziła niewyobrażalną gehennę. We wrześniu 1939
r. tereny te zajęli Sowieci w wyniku porozumienia z hitlerowskimi
Niemcami. Pierwsze represje i pacyfikacje ludności miały miejsce już od
17 września 1939 r., gdy komunistyczne bojówki (złożone głównie z
mniejszości narodowych) atakowały i mordowały grupki polskich żołnierzy,
ziemian, księży i urzędników. Był to proceder, który ogarnął całe
Kresy. Zamordowano wówczas około 10 tys. ludzi, często w niezwykle
okrutny sposób. Następnie była okupacja sowiecka. Do czerwca 1941 r.
sowieccy komuniści (przy pomocy miejscowych kolaborantów, wśród których
wymienia się także komunistów żydowskich) w kilku operacjach
"deportowali" setki tysięcy ludzi na Sybir. Niezwykle dramatyczny był
też początek wojny niemiecko-sowieckiej. NKWD pośpiesznie ewakuowało swe
przeludnione więzienia i areszty, zabijając przy tym dziesiątki tysięcy
więźniów.

Niemcy, jako nowy okupant, niejednokrotnie witani byli jako wybawcy,
albowiem wydawało się, że już gorzej być nie może. A jednak było. Lata
1941-1944 to nie tylko okupacja niemiecka, z krwawymi pacyfikacjami,
wywożeniem ludzi "na roboty" i rozstrzeliwaniem za każde
nieposłuszeństwo wobec nowej władzy. Na to przecież nakładała się
jeszcze "druga okupacja", czyli działalność partyzantki sowieckiej oraz
licznych, szczególnie w pierwszym okresie, pospolitych band rabunkowych.

Między Niemcami a Sowietami

W niezwykle trudnych warunkach rozwijała się na tych terenach polska
konspiracja, głównie ZWZ-AK. W Puszczy Nalibockiej stacjonowało do 10
tys. sowieckich "partyzantów" (byli to głównie żołnierze sowieccy,
którzy zostali za frontem w rozbitych jednostkach i nie poszli do
niewoli). Sowieci szybko opanowali te masy, tworząc odgórnie struktury
dowódcze i partyjne, zasilane politrukami zrzucanymi z samolotów. Ich
celem głównym miała być partyzancka walka z Niemcami na zapleczu frontu.
Jednostki te pozbawione były jednak większej wartości bojowej i w
bezpośrednich starciach z doborowymi oddziałami niemieckimi nie miały
szans. Stanowiły jednak śmiertelne zagrożenie dla partyzantki polskiej,
którą zwalczały wszelkimi środkami (również drogą denuncjacji do
Niemców). Tereny te bowiem traktowano już jako terytorium Związku
Sowieckiego, na których "bandy białopolskie" były wrogiem numer jeden.

Na to wszystko nakładały się jeszcze grupy i grupki ludności
żydowskiej, zbiegłej do lasów i puszcz, ukrywające się przed Niemcami.
Nastawione były przede wszystkim na przetrwanie, tworząc tzw. obozy
siemiejnyje, czyli rodzinne. I właśnie jedną z takich grup (zwaną
"Jerozolimą") zorganizowali w Puszczy Nalibockiej i dowodzili nią bracia
Bielscy. Jej fenomen - liczebność i przetrwanie całej okupacji
niemieckiej - opisała Nechama Tec i stało się to kanwą wspomnianego
filmu.

Naliboki były w II RP uroczym kresowym miasteczkiem o wielowiekowej
historii. Położone w powiecie stołpeckim, na skraju wielkiej i dzikiej
Puszczy Nalibockiej, w pobliżu granicy II RP z Sowietami, żyło z dala od
głównych wydarzeń. W 1939 r. liczyło ok. 3 tys. mieszkańców, wśród
których ponad 90 procent było katolikami. W miasteczku żyło też 25
rodzin żydowskich. Okupacja sowiecka w latach 1939-1941 była wielkim
dramatem. W ramach rugowania polskości Sowieci wywieźli z terenu powiatu
stołpeckiego ponad 2 tys. ludzi, w tym część mieszkańców Naliboków.

Na terenie pobliskiej puszczy gromadzili się rozbitkowie z Czerwonej
Armii, tam też chroniła się ludność żydowska. Żydzi utworzyli dwa duże
"obozy rodzinne". Pierwszym zawiadywali bracia Bielscy (Tewje, Asael,
Zus i Aron). Schronili się w nim uciekinierzy z Naliboków i pobliskich
miejscowości. W 1944 r. liczył on 941 osób, w tym sporo kobiet i dzieci.
Tylko 162 osoby były uzbrojone. Obóz drugi, pod dowództwem Simchy
Zorina, gromadził uciekinierów z gett. Liczył 562 osoby (w tym 73
uzbrojone).

"Życie ludzkie straciło wszelką cenę"

Ich celu nie stanowiła bezpośrednia walka z Niemcami, najważniejsze
było bowiem przeżycie wojny. Obozy były jednak podporządkowane
sowieckiemu dowództwu i na jego żądanie musiały każdorazowo wydzielać
kontyngent uzbrojonych mężczyzn "na akcje". Sowieci nie tolerowali na
tym terytorium żadnych "obcych" sił, o czym świadczy bezwzględne
zwalczanie polskiej partyzantki. Żydom pozostawili jednak ogromną
autonomię, pozwalając im utrzymywać w obozie nawet synagogę.

Dla polskiego podziemia sprawą najważniejszą było zapewnienie
względnego bezpieczeństwa w terenie i ochrona ludności stale gnębionej
przez pacyfikacje niemieckie, sowieckie oraz najazdy żydowskich i
sowieckich "grup zaopatrzeniowych". Raporty Delegatury Rządu z tego
okresu są wstrząsające:

"Zagadnienie bezpieczeństwa w ogóle nie istnieje a teren objęty
partyzantką robi wrażenie "dzikich pól". Życie ludzkie straciło wszelką
cenę a doraźne egzekucje są powszechne na całym terenie. (…)

Teren, gdzie Niemcy nie docierają, a zwłaszcza Puszcza Nalibocka, jest
siedliskiem przeważnie sowieckich oddziałów dywersyjnych. Są one dobrze
uzbrojone w broń ręczną i maszynową, dowodzone przez oficerów
sowieckich specjalnie wyszkolonych do walki partyzanckiej i podobno
liczą ok. 10.000 ludzi. (…) Ludność miejscowa jest zmęczona i znękana
ciągłymi rekwizycjami a często i rabunkiem odzieży, żywności i
inwentarza.

Najbardziej dają się we znaki, zwłaszcza w odniesieniu do ludności
polskiej tzw. oddziały rodzinne (siemiejnyje), składające się wyłącznie z
Żydów i Żydówek w sile 2-ch batalionów" (Raport Delegatury Rządu, AAN,
202/III-193, k. 131, 160).

Konflikty rodziły się przede wszystkim na tle osławionych "akcji
zaopatrzeniowych". Strona polska uznawała istniejące status quo,
usiłując doprowadzić do jakichś porozumień z Sowietami, aby uniknąć
gehenny ludności cywilnej. Stawiała jednak zdecydowane warunki, wśród
nich podkreślała zaś wybitnie negatywną rolę grup żydowskich,
działających z niezwykłym okrucieństwem. Odbyło się więc kilka spotkań
oficerów Okręgu Nowogródzkiego AK z dowódcami sowieckimi. Już podczas
pierwszego z nich, 8 czerwca 1943 r., strona polska zażądała, aby na
akcje rekwizycyjne Sowieci nie wysyłali grup żydowskich: "(…) nie
wysyłanie Żydów na rekwizycje (ludność się skarży) samorzutnie chwyta za
broń w swej obronie, bo ci się znęcają, gwałcą kobiety i małe dzieci
(…), obrażają ludność, straszą późniejszą zemstą sowietów, nie mają
miary w swej nieuzasadnionej złości i w rabunku" ("Protokół spisany dn. 8
czerwca 43 r. przez Delegata Sztabu Głównego partyzantów polskich -
Wschód - oraz Komendy Lenińskiej partyzanckiej brygady sowieckiej".
Archiwum WIH, III/32/10, k. 1).

Jedli, pili, gwałcili

Grupy żydowskie przeprowadzały bowiem te rekwizycje (zwane operacjami
gospodarczymi) najbardziej bezwzględnie. Według jednego z raportów, obóz
Bielskiego "zgromadził" "200 t ziemniaków, 3 t kapusty, 5 t buraków, 5 t
zboża, 3 t mięsa i 1 t kiełbasy". Z raportów sowieckiej partyzantki
wynika, że nie było problemu z wyżywieniem, co więcej, rabunki
prowadzono na tak wielką skalę, że istniał wprost nadmiar żywności, a
"partyzanci" mogli dowolnie wybierać rodzaj jadła: "Wyżywienie
partyzantów jest bardzo dobre (…). Zawsze mają tłuszcze, mięso, mleko,
jajka, kury itd. Odżywiają się jak żadne wojsko w czasie pokoju. Zapasów
nie robią, ale jedzą cały czas bez końca". Z kroniki jednej z brygad
wynika, że "we wszelkich warunkach partyzant jadł bez ograniczeń. Duże
spożycie mięsa źle odbijało się na zdrowiu niektórych partyzantów".
Jeszcze długo po wojnie sowieccy partyzanci wspominali te czasy jak raj
na ziemi: "Po partyzancku mówiliśmy, jedz, ile się zmieści. To samo
dotyczy mięsa. Do 1944 roku mięsem pogardzaliśmy. U nas była wyłącznie
wieprzowina, cielęcina, baranina. (…) Wiele osób wzdycha teraz do tamtej
kuchni".

W powojennych wspomnieniach żydowscy "partyzanci" z tych obozów
podkreślali męstwo i niezwykłe zasługi obozu Bielskiego. Na przykład
Anatol Wertheim pisał: "Na jego czele stało czterech braci Bielskich,
synów młynarza spod Nowogródka. (…) Z czasem znalazło się w ich
szeregach trzystu bojowników, których brawura stała się legendarna w
całej Puszczy. Partyzanci z podziwem powtarzali opowieści o ich
pomysłowych zasadzkach na Niemców, odważnych akcjach i o karach, jakie
bracia Bielscy wymierzali kolaborantom".

Niestety, żaden z nich nie podaje konkretów, nie można więc zweryfikować owej potężnej akcji antyniemieckiej…

O codziennym życiu i obyczajach panujących w tym obozie wiemy nie
tylko z opowieści Nechamy Tec. Opisał je również czasowy zastępca Tewje
Bielskiego, polski przedwojenny komunista Józef Marchwiński (który był
żonaty z Żydówką o imieniu Ester i z tej racji został dołączony do obozu
przez dowództwo sowieckie). "Bielskich było czterech braci, chłopów
rosłych i dorodnych i nic też dziwnego, że mieli powodzenie u niewiast w
obozie. Byli to mołojcy do wypitki i miłości, nie mieli jednak ciągotek
do wojaczki. Najstarszy z nich (dowódca obozu) Tewie Bielski zarządzał
nie tylko wszystkimi Żydami w obozie, lecz dowodził również dość licznym
i ślicznym "haremem" - niby król Saud w Arabii Saudyjskiej. W obozie,
gdzie rodziny żydowskie kładły się często na spoczynek z pustymi
żołądkami, gdzie matki przytulały do wyschniętych piersi głodne swoje
dzieci, gdzie błagały o dodatkową łyżkę ciepłej strawy dla swoich
maleństw - w tymże obozie kwitło inne życie, był też inny, bogaty świat!

Bielski i jego świta nie narzekali na złe warunki, na okupację.
Posiadając złoto i kosztowności swoich ziomków, mogli prowadzić wystawny
tryb życia. W ziemiankach braci Bielskich i najbliższego ich otoczenia,
stoły uginały się od wytrawnych potraw i napojów, a liczne grono
pięknych kobiet stale otaczało Tewie Bielskiego i jego trzech budrysów.
Piękności te nie znały głodu i niedostatku. Były zawsze ślicznie ubrane a
na ich rękach i szyjach lśniły blaskiem drogie klejnoty i kamienie, nie
zbrukały też zbożną pracą swych białych rączek".

Z racji zgromadzonych na prywatny użytek bogactw Tewje był surowo
oceniany w raportach sowieckich: "Bielski nie zajmował się pracą bojową,
a spekulował w oddziałach. Brał od swoich partyzantów złoto na zakup
broni i przywłaszczał je, a broni nie dawał". On sam w swych powojennych
wspomnieniach (wydanych w Palestynie w 1947 r.) podkreślał, że jego
"Jerozolima" - "nigdy nie weszła do akcji z okupantem".

U Simchy Zorina było bardzo… wesoło

Podobnie było w sąsiednim obozie Simchy Zorina. Wspomniany Wertheim
opisywał to z wyraźną nostalgią: "jedzenia było pod dostatkiem, a nawet
gromadziły się zapasy. Jeszcze w dniu połączenia się z Armią Czerwoną
wyciągnęliśmy z jeziora kilkaset zatopionych worków z mąką (…). Nadwyżki
jedzenia posyłaliśmy nawet do Moskwy. Raz w tygodniu lądował na polowym
lotnisku w puszczy samolot: przywoził gazety i materiały propagandowe, a
zabierał z powrotem samogon, słoninę i kiełbasy naszego własnego
wyrobu".

Wystawne uczty i alkoholowe libacje zajmowały czas "partyzantom". W
ocenie Wertheima - "Z powodu pijaństwa wydarzały się w oddziałach
nieodwracalne tragedie - zbrojne konflikty, strzelaniny…". Jednak to
było dla nich nieistotne: "Najweselsze wizyty spędzałem z Zorinem. Nasz
komendant był bardzo kochliwy, za moich czasów miał już drugą czy
trzecią żonę w oddziale, ale uważał, że to wcale nie dosyć. Codziennie
rano zasiadał do stołu w towarzystwie aktualnej żony Geni. Pod stołem
stała przygotowana zawczasu kadź z samogonem, który Zorin czerpał
filiżanką: wtedy pojawiała się kucharka sztabu Ethel i, głęboko patrząc
szefowi w oczy, pytała go z przejęciem, czego sobie życzy na śniadanie.
Zorin przesuwał czapkę w tył, drapał się przez chwilę w głowę i zamawiał
zawsze takie samo "menu": twarożek ze śmietanką na zakąskę, kawałeczek
śledzia i kiełbasę naszego własnego wyrobu".

Broń służyła tym "partyzantom" nie tylko do przeprowadzania "operacji
gospodarczych". Gdy już dobrze pojedli i popili, korzystali jeszcze z
innych uciech. Broń potrzebna im była przede wszystkim do terroryzowania
okolicy, w poszukiwaniu nowych kobiet. To też bezwiednie ujawnił
wspomniany Wertheim: "[Zorin] po śniadaniu, jeżeli był w dobrym humorze i
nie miał akurat nic lepszego do roboty, wzywał mnie do siebie i
proponował: "Nu dawaj, naczalnik sztaba, pajedziom żenitsia!".

Na "ożenek" jechaliśmy zazwyczaj do jakiejś odległej wsi, gdzie Zorin
miał z góry upatrzoną dziewuchę. Zajeżdżaliśmy z fasonem - pod eskortą
przynajmniej trzydziestu konnych. Nasz watażka zwracał się wprost do
ojca wybranki, oznajmiając mu, że właśnie ma zamiar ożenić się z jego
córką. Partyzantom w ogóle trudno było odmówić, a co dopiero takiemu
komendantowi jak Zorin! Dla większego efektu wyciągał z kieszeni
skórzany woreczek, wysypywał z niego na stół "świnki", czyli złote
carskie ruble, i bawił się nimi niby od niechcenia, dając do
zrozumienia, że nie tylko z niego potężny komendant, ale też nie byle
jaki bogacz! Ślub ciągnął się przez dwa, trzy dni, aż Zorin decydował,
że pora wracać do oddziału i Geni - przynajmniej do czasu następnego
ożenku".

Podobne "normy moralne" obowiązywały też w "Jerozolimie" Bielskiego, który przecież też miał swój harem.

Trudno więc wymagać, aby taka "partyzantka" cieszyła się jakimkolwiek
szacunkiem okolicznej ludności. Czy to zobaczymy w hollywoodzkim filmie?
Ależ skąd, zarówno Bielscy, jak i Zorin są wielkimi bohaterami, którzy w
ten sposób - dodatkowo uwiecznieni przez X muzę - wejdą do komiksowego
panteonu II wojny światowej.

Pacyfikacja Naliboków 8 maja 1943 r.

Jak doszło do ludobójczej pacyfikacji? Kto brał w tym udział? Niemcy
nakazywali tworzenie w miasteczkach i wsiach, nękanych przez grupy
sowiecko-żydowskie, tzw. samoochowy (samoobrony). To ona miała
odpowiadać za bezpieczeństwo mieszkańców i bezproblemowe oddawanie
kontyngentów żywności. W Nalibokach samoobrona powstała w połowie 1942
r. i była faktycznie przykrywką dla miejscowej placówki Armii Krajowej.
Dla Sowietów "samoochowa" była solą w oku, traktowano ją jak jednostkę
kolaboracyjną i starano się ją podporządkować swoim interesom. W końcu
doszło do bezpośredniego spotkania dowódców polskiej samoobrony z
przedstawicielami sowieckich partyzantów. W kwietniu 1943 r. Sowieci
postawili ostre warunki: wyrażenie zgody na "rozbicie" samoobrony (która
miała na stanie zaledwie 2 rkm i 26 starych kb), wcielenie jej do
szeregów partyzantki sowieckiej i złożenie przysięgi na wierność
Stalinowi. Polacy, ze zrozumiałych względów, przyjęli jednak tylko
pierwszy warunek, uzgadniając datę przeprowadzenia pozorowanej akcji na 3
maja 1943 roku. Tego terminu Sowieci jednak nie dotrzymali. Ale rankiem
8 maja Naliboki zostały otoczone przez kolumny sowieckich i żydowskich
"partyzantów" z Puszczy Nalibockiej.

Pech chciał, że w miasteczku (w którym nigdy nie było żadnej placówki
niemieckiej) akurat tego dnia nocował u swej ciotki policjant białoruski
z Iwieńca, który na widok Sowietów wystrzelił i zabił jednego z ich
dowódców. Dalej wypadki potoczyły się bardzo szybko i drastycznie.
Wacław Nowicki, który był naocznym świadkiem, tak to opisał: "Godzina 5
rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien
frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę, przeleciała przez
pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad
naszymi głowami. (…) Mama dopadła okna.

- Wieś płonie! - krzyczy. (…)

O godzinie 7.00 strzały i jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i
zniszczenia. Ocaleni od pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego
miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło
128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni
świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i "Pobiedy". Mordercy obojga płci
wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe
rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i
pijani od krwi, z okrzykiem "hura!" szli dalej mordować. Wielu
zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko.
Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z
domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie
zagrabianych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było
zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców,
dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych" (W.
Nowicki, Żywe echa, Warszawa 1993, s. 99-100).

Według współczesnych ustaleń, ofiar było 128-132, w tym kobiety i
dzieci. Z niektórych rodzin zginęło nawet po 7-8 osób. Wśród napastników
mieszkańcy rozpoznali niektórych (znanych im już wcześniej)
"partyzantów" sowieckich oraz tych Żydów, którzy byli mieszkańcami
Naliboków.

Grupa Keslera

Sąsiadów z Naliboków w obozie Bielskiego nie było wielu, ale ta grupa
była akurat bardzo charakterystyczna. Przewodził jej Izrael Kesler,
przedwojenny zawodowy złodziej (za ten proceder miał być nawet karany
więzieniem). Do grupy należeli również bracia Borys i Icek Rubieżewscy.
Po wejściu Niemców Kesler dowodził kilkunastoosobową bandą rabunkową,
która szybko powiększała swe szeregi, przyjmując grupy Żydów
ukrywających się w okolicznych lasach. Według różnych danych,
powiększyła się do kilkudziesięciu (a nawet do ponad stu) osób i z
czasem weszła w skład obozu Bielskiego. Keslerowcy uzyskali w zamian
pewną autonomię w ramach "Jerozolimy", ale nawet tam uchodzili za grupę
bezwzględnych rabusiów.

W 1980 r. ukazała się w Izraelu książka Sulii Wolozhinski Rubin - żony
Borysa Rubieżewskiego ("Against the Tide. The Story of an Unknown
Partisan", Jerusalem 1980). Opisała ona napad na Naliboki (w ramach
grupy Izraela Keslera), choć nie wymieniła tej nazwy: "Nieopodal
[dworzeckiego] getta znajdowała się wioska. Żydzi musieli przez nią
przechodzić po drodze do lasu, a partyzanci [sowieccy] w drodze z lasu.
Ci wieśniacy ostrzegali biciem w dzwony i waleniem w miedziane garnki o
przemarszu takich osób, aby ostrzec pobliskie wioski. Chłopi wybiegali z
siekierami, sierpami - czymkolwiek, co może służyć do zabijania - i
rżnęli każdego, a potem rozdzielali między siebie cokolwiek ci
nieszczęśliwi mieli. Grupa Borysa [Rubieżewskiego] zdecydowała, aby
położyć raz na zawsze kres takiej działalności. Wysłali kilku ludzi do
tej wioski, a sami zaczaili się w zasadzce. Wkrótce rozległy się sygnały
alarmowe i uzbrojeni chłopi wybiegli, aby zabić "przeklętych Żydów".
No, ale rozległy się salwy i skoszono ich ze wszystkich stron. Trzy dni
zajęło, aby zbić trumny [dla poległych chłopów] i ponad 130 osób
pochowano. Nigdy już więcej żaden Żyd czy partyzant nie zginął na tych
drogach" (S. Wolozhinski Rubin, Against the Tide. The Story of an
Unknown Partisan, Jerusalem 1980, s. 126-127).

Jest to oczywiście opis skrajnie fałszywy, dokonany został
niewątpliwie na użytek czytelnika anglojęzycznego, nieznającego w ogóle
wojennych i okupacyjnych realiów w Polsce.

Jest już jeden film

Na podstawie książki Sulii Wolozhinski Rubin powstał w 1993 r. film
dokumentalny "The Bielsky Brothers: The Unkown Partisans" (Soma
Productions, 1993) wykorzystywany jako materiał pomocniczy w nauczaniu o
holokauście. W filmie Sulia dodała nowe, drastyczne szczegóły o ojcu
swego męża, którego Polacy mieli jakoby zamęczyć w okrutny sposób, co
miało jeszcze mocniej uzasadniać pacyfikację Naliboków: "Jego ojca
Szlomka (…) ukrzyżowano na drzewie. (…) Borys się o tym dowiedział.
Wioska już nie istnieje. (…) Tego dnia pochowano 130 osób". Zapomniała
już natomiast o tym, co napisała we wcześniejszych wspomnieniach,
opublikowanych w 1980 r., że rok przed tymi wydarzeniami Szlomo
Rubieżewski zginął w getcie zabity przez Niemców.

W tym samym filmie przyznano jednak, że grupy żydowskie dokonywały
rabunków okolicznej ludności: "Największym kłopotem było (…) wyżywienie
tylu ludzi. Grupy 10 do 12 partyzantów wymaszerowywały na odległość 80
do 90 kilometrów, aby rabować wioski i przynieść żywność dla
partyzantów". Sulia chwaliła też spryt przyszłego męża, który po tej
pacyfikacji obdarował ją futrem, ubraniami i butami. Brat Borysa - Icek,
wymieniany był nawet w raportach sowieckich jako notoryczny rabuś, za
co groziło mu rozstrzelanie.

Dalsze losy Keslera potoczyły się zgodnie z ówczesnymi regułami.
Usiłował on jakoby przejąć kontrolę nad całą "Jerozolimą" Tewje
Bielskiego, więc został przez niego zamordowany.

Naliboki nie były jedyną polską miejscowością, okrutnie spacyfikowaną
przez sowieckich "partyzantów". Kilka miesięcy później, 26 sierpnia 1943
r., inna grupa Sowietów podstępnie wymordowała ok. 50 partyzantów AK
wraz z ich dowódcą por. Antonim Burzyńskim "Kmicicem". Według ustaleń
Nechamy Tec, w tym również brała udział wydzielona grupa pomocników z
obozu Bielskiego.

Kolejne rocznice haniebnej pacyfikacji Naliboków są całkowicie
przemilczane i ignorowane przez polskie władze. Czy można jeszcze
ustalić choćby niektórych sprawców? Niewątpliwie tak. Praktycznie
wszyscy "partyzanci" Bielskiego, którzy przeżyli wojnę, pozostawili swe
relacje w Związku Sowieckim. Pokaźne zbiory takiej dokumentacji
zgromadził również Izrael. Czy ktoś pokusił się o takie badania?

Pięć lat temu powstała w USA książka Petera Duffy’ego pt. "The Bielski
Brothers. The True Story of Three Men Who Defied the Nazis, Saved 1,200
Jews, and Built a Village in the Forest" (New York 2003). O Nalibokach
nie ma w niej w ogóle mowy.

Bielscy są jednak nagłaśniani i w Polsce. W 2003 r. napisał o nich w
"Polityce" Marian Turski, podkreślając, że było to zgrupowanie o…
wysokiej etyce, w którym wszelkie konfiskaty (poza żywnością), były
jakoby surowo karane śmiercią: "Nieformalny kodeks etyczny, narzucony
przez Bielskiego i jego braci, najsurowiej tego zakazywał… A konfiskata
żywności i bydła? Trzeba powiedzieć otwarcie, że ludzie ze zgrupowania
Bielskiego - podobnie jak wszystkie inne oddziały partyzanckie! -
czynili to bez zahamowań" (M. Turski, Republika braci Bielskich,
"Polityka" nr 30, 26 VII 2003).

Turski sprawę Naliboków całkowicie zbagatelizował: "Przed dwoma laty
IPN zwrócił się do organów ścigania Białorusi o wszczęcie własnego
śledztwa w sprawie zbrodni w Nalibokach, dokonanej przez partyzantów
radzieckich w 1943 r. Śledztwo w tej sprawie prowadzi oddział IPN w
Łodzi. Jak można było przeczytać w komunikacie PAP, "Informacji o
udziale Żydów w zbrodni w Nalibokach polskie organa ścigania na razie
nie zweryfikowały". (…) Za życia Tewje Bielski nie zaznał zbyt wiele
glorii. Ale po śmierci jego ciało zostało sprowadzone do Izraela i
pochowane na Cmentarzu Bohaterów".

Po upływie trzech miesięcy od pacyfikacji sowiecko-żydowskiej,
Naliboki przeżyły kolejną tragedię. Tym razem Niemcy, w ramach operacji
"Hermann", 6 sierpnia 1943 r. zrównali miasteczko z ziemią, a ludność
częściowo wymordowali, częściowo wywieźli na roboty. Odbudowano je już
po wojnie, ale pozostało w nim niewielu dawnych mieszkańców. Dziś
nieliczni już nalibocczanie i ich potomkowie mieszkają w USA, Kanadzie,
Australii, są również rozproszeni po Polsce.

Jest jeszcze jeden polski wątek, który wiąże się z historią braci
Bielskich, całkiem współczesny. Oto kilka miesięcy temu media doniosły,
że amerykańskie małżeństwo - Aron i Henryka Bell - porwało 93-letnią
Janinę Zaniewską z Florydy i umieściło ją w domu opieki Hospes Hospiti w
Pobiedziskach pod Poznaniem. Miały to być jej "wakacje" w dawno
niewidzianej Polsce. Przy okazji małżonkowie wyłudzili od niej
pełnomocnictwo i ogołocili jej konto z sumy 250 tys. dolarów życiowych
oszczędności. Sprawa wyszła na jaw i Aron oraz Henryka Bell zostali w
USA aresztowani pod zarzutem porwania i oszustwa.

Aron Bell do 1951 r. nazywał się… Bielski. Jest najmłodszym bratem
Tewjego. Wyłudzenie 250 tys. dolarów od Janiny Zaniewskiej było zapewne
jego ostatnią już "operacją gospodarczą", których tyle przeprowadził w
latach okupacji wraz ze swymi braćmi.

Leszek Żebrowski

Cyt. za http://www.naszdziennik.pl/bpl_index.php?dat=20080531&typ=my&id=my01.txt

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. PARTYZANCI czy BANDYCI? - Część 2: Masakra w Koniuchach

http://palmer.eldritch.1984.salon24.pl/


Zaintrygowany  dwoma komentarzami na Salonie24 postanowiłem zbadać pewną sprawę. W tej notce kontynuuję rozpoczęty w zeszłym tygodniu wątek (do lektury którego gorąco zachęcam).
Sprawa Koniuch jest prowadzona od wielu lat "ze zmiennym szczęściem"
przez IPN. Inne, zbliżone sprawy to pacyfikacje w Niewoniańcach,
Werenowie i Bojarach (sprawę Naliboków omówiłem w poprzednim tygodniu).

I. WSTĘP

Aktualnie postępy śledztwa są opisywane na stronie IPN następująco:

________________________________________________________________

7. Śledztwo w sprawie zabójstwa w
styczniu 1944 roku przez partyzantów sowieckich kilkudziesięciu
mieszkańców wsi Koniuchy wcześniej gm. Bieniakonie pow. Lida, woj.
nowogródzkie (obecnie Republika Litewska rejon Sołeczniki) (S 13/01/Zk).


Instytut Pamięci Narodowej – Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi prowadzi śledztwo w sprawie
zabójstwa w styczniu 1944 roku przez partyzantów sowieckich
kilkudziesięciu mieszkańców wsi Koniuchy wcześniej gm. Bieniakonie pow.
Lida, woj. nowogródzkie (obecnie Republika Litewska rejon Sołeczniki),
tj. o zbrodnie komunistyczne z art. 225 § 1 kk z 1932 r. w zw. z art. 4 §
1 kk z 1997 r. w zw. z art. 2 ust. 1 i art. 3 Ustawy z dnia 18 grudnia
1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu (tekst jednolity Dz. U. z 2007 r. Nr 63
poz. 424 z późn. zm.). Jak wynika z dotychczasowych ustaleń wieś
Koniuchy była dużą, polską wsią, liczyła ok. 60 zabudowań i ponad 300-tu
mieszkańców. Koniuchy usytuowane były na skraju Puszczy Rudnickiej, w
której znajdowały się bazy partyzantów sowieckich. Partyzanci w czasie
powtarzających się napadów na tę wieś rabowali jej mieszkańcom żywność,
odzież, bydło. Wyłącznie z tego powodu w Koniuchach,
utworzono oddział samoobrony, który skutecznie uniemożliwiał
partyzantom dalszy rabunek. W nocy z 28 na 29.01.1944 r. grupa
partyzantów sowieckich otoczyła wieś i ok. 5-tej rano przystąpiła do
ataku, który trwał 1,5-2 godziny. Pochodniami podpalano słomiane dachy
domów, do wybudzonych, uciekających mieszkańców strzelano na oślep. W
wyniku ataku zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście zostało rannych. W
dokumentach archiwalnych podaje się różną liczbę ofiar:

- „zostało zabitych 36 osób ze wsi oraz 14 osób ciężko rannych”,

- „zabito 35 osób, rannych 13 w tym 10 ciężko rannych”,

- „zabitych i rannych więcej niż 50 osób”,

- „34 zabitych, 14 rannych, ilość osób żywcem spalonych nie ustalona”.

Część ofiar spłonęła w swych domach, część zginęła od strzału z broni
palnej. Wśród ofiar byli mężczyźni, kobiety i małe dzieci. Najstarsza z
ujawnionych ofiar miała 57 lat, najmłodsze dziecko 2 lata. Spalono
większość zabudowań, ocalało tylko kilka domów. Atak na Koniuchy
przeprowadziła 120-150 osobowa grupa partyzantów sowieckich pochodzących
z różnych oddziałów stacjonujących w Puszczy Rudnickiej, takich jak:
„Śmierć okupantowi”, „Śmierć faszyzmowi”, „Piorun”, „Margirio”, oddział
im. Adama Mickiewicza. Pierwszy z wymienionych oddziałów należał do
Brygady Kowieńskiej Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, pozostałe
zaś do Brygady Wileńskiej. Oddziały te były wielonarodowościowe,
należeli do nich m. in. partyzanci żydowscy, uciekinierzy z gett w
Kownie i Wilnie. Z kopii szyfrogramu z dnia 31.01.1944 r. autorstwa
Genrikasa Zimanasa (Henocha Zimana) I Sekretarza Południowego Obwodowego
Komitetu KP Litwy, a jednocześnie dowódcy Południowej Brygady
Partyzanckiej do Naczelnika Litewskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego w
Moskwie Antanasa Šnieckusa wynika, że: „29 stycznia połączona grupa
oddziałów wileńskich, oddziału „Śmierć Okupantom”, „Margirio” i grupy
specjalnej Sztabu Generalnego całkowicie spaliły najbardziej zagorzałą w
samoobronie wieś powiatu Ejszyskiego Koniuchy[...]”. Śledztwo toczy się
w sprawie. Nie przedstawiono dotychczas nikomu zarzutu popełnienia tej
zbrodni. Generikas Zimanas zmarł 15 lipca 1985 r. w Wilnie. Znane są
nazwiska dowódców oddziałów „Śmierć okupantowi”, „Śmierć faszyzmowi”,
„Piorun”, „Margirio”, im. A. Mickiewicza, lecz zgromadzony materiał
dowodowy nie pozwala na stwierdzenie w sposób jednoznaczny, że
faktycznie oni dowodzili grupami partyzantów ze swych oddziałów, którzy
uczestniczyli w ataku.

W toku śledztwa przesłuchano kilkudziesięciu świadków – byłych żołnierzy
z 5 batalionu 77 pp Armii Krajowej, którzy stacjonowali w pobliżu wsi,
naocznych świadków zbrodni, krewnych ofiar, byłych partyzantów
sowieckich. Zgromadzono obszerny materiał archiwalny w postaci meldunków
policji litewskiej, szyfrogramów partyzantów sowieckich, kopii akt
osobowych partyzantów sowieckich, w których to aktach są adnotacje, że
uczestniczyli oni w ataku, kopii dzienników bojowych sowieckich
oddziałów partyzanckich, kopii wspomnień partyzantów z Puszczy
Rudnickiej). Trudność w prowadzonym śledztwie, poza odległością czasową
od daty popełnienia zbrodni, sprawia fakt, iż Koniuchy położone są na
terytorium Republiki Litewskiej zaś siedziba ówczesnej gminy Bieniakonie
na terenie Republiki Białoruś, stąd potrzeba korzystania w toku
postępowania z zagranicznej pomocy prawnej. Wnioski o zagraniczną pomoc
prawną skierowano do Federacji Rosyjskiej, Republiki Białorusi, Kanady,
Izraela i trzykrotnie do Republiki Litewskiej.

________________________________________________________________

Jak sprawa wyglądała oczyma już nieżyjących świadków? Co w
sprawie jest bulwersującego? Szokujące jest to, że sprawcy zajścia -
miast się wstydzić swoich czynów i za nie przepraszać, opisywali je w
swoich, wydanych
w USA i Izraelu  po zakończeniu wojny, pamiętnikach jako wspaniałe zwycięstwo. Przypatrzmy się temu zwycięstwu z bliska.

II. MASAKRA W KONIUCHACH 

12 lutego 2001 r. Zarząd Główny Kongresu Polonii Kanadyjskiej
zwrócił się do prof. Leona Kieresa - prezesa Instytutu Pamięci
Narodowej, prof. Witolda Kuleszy - dyrektora Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu oraz Instytutu Pamięci Narodowej w celu
rozpoczęcia badań i dochodzeń nad jednym z licznych masowych mordów
ludności cywilnej popełnionym na Kresach Wschodnich. Mord popełniony w
1944r. na mieszkańcach wsi Koniuchy (rej. solecznicki) przez partyzantów
sowieckich

Przedstawiamy Czytelnikom relację tych wydarzeń opublikowanych w
Polsce, a także udokładnioną i uzupełnioną informacją zdobytą w rozmowie
z żyjącymi świadkami ze wsi Koniuchy 2 marca br. Temat ten, ze
zrozumiałych względów, był zakazany za czasów sowieckich, ale niestety i
dzisiaj w publikacjach na Litwie nie wspomina się o dokonanej zbrodni.

Polscy historycy potwierdzają radziecką zbrodnię w Koniuchach

22
lutego b.r. szef pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej prof.
Witold Kulesza zapowiedział, że IPN zajmie się zbrodnią w Koniuchach,
historyk Kazimierz Krajewski, który zajmuje się historią Nowogródczyzny w
czasie II wojny światowej powiedział, że zbrodnia w Koniuchach jest
znana polskim historykom.

"Wieś została zaatakowana przez partyzantkę sowiecką i spacyfikowana:
całkowicie spalona, a cała ludność, bez względu na wiek i płeć -
wymordowana" - powiedział Krajewski. Dodał, że oceny co do liczby ofiar
są rozbieżne: polskie relacje mówią o trzydziestu kilku ofiarach,
natomiast uczestnicy napaści w swych wspomnieniach, publikowanych także
na Zachodzie, podają liczbę ponad 300 zabitych. Wyjaśnił, że wieś ta,
leżąca na skraju Puszczy Rudnickiej, była stale nachodzona przez
"czerwoną partyzantkę". "W pewnym momencie, w celu przeciwdziałania tym
ciągłym grabieżom i napaściom, zorganizowano tam samoobronę - pod egidą
administracji litewskiej i przy wykorzystaniu kilku starych karabinów.
Za to sowiecka partyzantka ukarała wieś".

Krajewski potwierdził, że w napaści uczestniczył oddział partyzantki
żydowskiej, który wchodził w skład zgrupowania radzieckiego.(PAP)

Relacja wydarzeń z Warszawy

24 lutego 2001 r. Nasz Dziennik w wydaniu sobotnio - niedzielnym
opublikował duży artykuł Moniki Rotulskiej p.t. "Zginęli, bo byli
Polakami" , który drukujemy w skrócie.

Kongres Polonii Kanadyjskiej wystąpił do Instytutu Pamięci Narodowej o
wszczęcie śledztwa w sprawie wymordowania przez żydowski oddział
partyzancki podporządkowany Centralnemu Sztabowi Partyzanckiemu w
Moskwie mieszkańców wioski Koniuchy na Nowogródczyźnie. Tragedia miała
miejsce prawdopodobnie w kwietniu (historycy nie są zgodni co do
dokładnej daty) 1944 r. Większość ofiar stanowiły kobiety i dzieci.
Wśród ludności polskiej zamieszkałej na tych terenach pamięć o tragedii
przetrwała do dziś.

Moja matka pamięta tę tragedię, także inne starsze kobiety nie
zapomniały tego straszliwego mordu - mówi Teresa Mielko z parafii
Bieniakonie, do której należą także Koniuchy (obecnie na Białorusi). Ona
sama urodziła się już po wojnie. Pamięta także mogiły pomordowanych w
Koniuchach na miejscowym cmentarzu. Dziś są one bardzo zaniedbane, "bo
wiadomo, rodzin już nie ma".

Władza
sowiecka ze zrozumiałych względów wolała ukryć tę sprawę. Zupełnie
inaczej potraktowali mord w Koniuchach jego sprawcy mieszkający po
wojnie w USA i Izraelu. Chaim Lazar w książce "Destruction and
Resistance", wydanej w Nowym Jorku w 1985 r., pisał: "Sztab brygady
zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. Pewnego
wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w
najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Między nimi było około 50
Żydów, którymi dowodził Jaakow Prenner. Mieli rozkaz, aby nie darować
nikomu życia. Nawet bydło i nierogacizna miały być wybite. (...) Wieś
okrążono z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most był
w rękach partyzantów. Partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto
ostrzeliwując siedliska ludzkie. (...) Półnadzy chłopi wyskakiwali przez
okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski.
Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam
też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie.
Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300
osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".(...)

Kongres przywołał m.in. opublikowane relacje i wspomnienia sprawców
zbrodni z wiosny 1944 r. na mieszkańcach wsi Koniuchy. Relacje o zbrodni
znalazły się w książce Richa Cohena "Mściciele", wydanej w Nowym Jorku w
2000 r.: "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w
ziemi, nie pomalowanych domach. (...) Partyzanci Rosjanie, Litwini i
Żydzi zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy.
Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem.
Chłopi uciekli do swych domów.

Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły
płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich
gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów
biegło w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez cmentarz na skraju
miasta. Komandir partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku
swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli
ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, którzy ścigali ich z
drugiej strony. Setki chłopów zginęło złapanych w ogień krzyżowy?.

Według autorów listu, potwierdzenie mordu w Koniuchach można znaleźć
także w dzienniku partyzantów żydowskich pt. "Operations Diary of a
Jewish Partisan Unit in Rudniki Forest". Podano tam, że napad miał
miejsce w styczniu 1944 r. i wzięli w nim udział partyzanci z oddziałów
Jacoba Prennera "Śmierć faszystom" i Shmuela Kaplinsky"ego "Ku
zwycięstwu" tzw. Litewskiej Brygady.

... i informacja z Koniuch

W
1939 r. Koniuchy były wielką wsią, w 85 domach mieszkało ponad 300
mieszkańców, z których duża część przed rozpoczęciem wojny zamieszkała w
kolonii.

Świadkowie tych wydarzeń: Anna Suckiel (ur. 1929), Stanisława Woronis
( ur. 1919 r.), Antoni Gikiewicz ( ur. 1926 r.), Stanisław Wojtkiewicz
(ur. 1929 r.) dobrze pamiętają wydarzenia z ostatniej wojny a
szczególnie 29 stycznia 1944 roku.

W okresie okupacji niemieckiej, według słów świadków, częstymi
nocnymi "gośćmi" we wsi byli sowieccy partyzanci, którzy rabowali od
mieszkańców wszystko od ubrania i wyżywienia zaczynając. Po jednej z
takich "odwiedzin" mieszkaniec Koniuch Woronis wraz z sąsiadami
zorganizował samoobronę, mającą strzec dobytek przed rabusiami
(najbliższy posterunek policji litewskiej i niemieckiej był w
Rakliszkach, Bieniakoniach, Bołcienikach).

O
świcie 29 stycznia usłyszeli strzały ze wszystkich stron i zobaczyli
ogień palących się zabudowań. Wyskoczyli z domu, zobaczyli partyzantów
sowieckich mordujących ich sąsiadów, podpaląjących domy wraz z
pozostającymi tam rannymi i dziećmi.

Udało im się uciec lub schować i pozostać przy życiu, jak mówią, dzięki Opatrzności Bożej.

Zginęło na miejscu 45 osób, 12 zostało rannych, z których część
zmarła w szpitalu w Bieniakoniach. Wśród zamordowanych byli dorośli i
dzieci z rodzin: Parwickich, Tubiniów, Marcinkiewiczów, Woronisów,
Bobinów, Wojsznisów, Wandalewiczów, Łaszakiewiczów, Pilżysów,
Wojtkiewiczów, Molisów, Jankowskich.

Spłonęła
prawie cała wieś z dobytkiem wielu pokoleń. Zostały z 85 tylko 4 domy
rodzin: Aleksandrowiczów, Wandalewiczów, Radzikowskich, Łaszakiewiczów.
Pozostali przy życiu mieszkańcy zmuszeni byli szukać przytułku u swoich
rodzin w innych miejscowościach lub szybko budować ziemianki.

Pochować zamordowanych na wiejskim cmentarzyku pomogli wojskowi
Litwini, którzy stacjonowali w Rakliszkach ( 6 km od Koniuchów). Był to
najbliższy posterunek niemiecko - litewski.

 

Wraz z przyjściem nowej władzy " koniuchowscy bandyci", jak ich
nazywali Sowieci, też nie zaznali spokojnego życia. Rodziny
Aleksandrowiczów i Wasiukajciów powędrowały na Sybir, a inni w
niepewności oczekiwali na swój los, jeszcze inni zostawiając ojcowiznę i
groby rodzinne zmuszeni byli wyjechać do Polski lub jak Leon Tubiń do
dalekiej Kanady.

Wszyscy rozmówcy podkreślali, że istnieje potrzeba zachowania pamięci
o niewinnie pomordowanych mieszkańcach Koniuch ( jeszcze istnieje
możliwość udokumentowania listy ofiar) i mają nadzieję, że władze
samorządowe, władze republiki oraz Macierz, chociaż po wielu latach
milczenia, oddadzą należyty hołd poległym.

Od redakcji: tragiczna śmierć poszczególnej osoby stanowi
niepowetowaną stratę. A cóż dopiero, gdy chodzi o masowy mord. Dlatego
chyląc głowy wobec niewinnie pomordowanych należy przyznać, iż jest to
naszą wspólną winą, że miejsce tej tragedii i pochówku ofiar nie zostało
jak dotychczas upamiętnione. Zróbmy to więc dziś w uszanowaniu ich
przedwczesnej męczeńskiej śmierci i ku przestrodze potomnych - aby nigdy
i nigdzie więcej podobna tragedia nie mogła się powtórzyć, a każda
inicjatywa społeczna zmierzająca w tym kierunku zyska poparcie naszej
redakcji.

Na zdjęciach:

A. Suckiel: "...ranną Woronisową dobili kamieniem."

A. Gikiewicz: " ... okrążyli całą wieś i wszystkich po kolei mordowali."


Krzyż na wiejskim cmentarzu w Koniuchach


St. Woronisowa: " ... kogo tylko sowieci znaleźli w krzakach czy w jamie - zabijali."


St. Wojtkiewicz: "... nie oszczędzali nawet kobiet w ciąży."


Dom Aleksandrowicza - milczący świadek tragedii 29 stycznia 1944 roku.

Fot. Waldemar Dowejko 

Nasza Gazeta 9 (498) - Wilno

Czesław Malewski
, Nasza Gazeta - Wilno

________________________________________________________________

III. Inne godne uwagi artykuły opisujące sprawę Koniuch:

1. Kazimierz Krajewski, Nie tylko Koniuchy...

2. Edmund Burel,  Koniuchy - zamordowana wioska , Nowa Myśl Polska, 08.02.2004

3. Czesław Malewski,  Masakra w Koniuchach (II)

4. Anna Gałkiewicz, Omówienie dotychczasowych ustaleń w śledztwach w sprawach o zbrodnie w Nalibokach i Koniuchach, 14.05.2003

5. Piotr Gontarczyk,  Nikt nie wymknął się z okrążenia

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika michael

7. I na ironię - książka "STRACH" nazwana jest pracą naukową,

a o SS-manie dowódcy Einsatzgruppe o nazwisku Herman Schaper nigdzie ani słowa. Dlaczego?

Czytamy w Wikipedii: http://en.wikipedia.org/wiki/Hermann_Schaper
"On 10 July 1941 Schaper's Einsatzgruppe was subdivided into dozens of smaller commandos (Einsatzkommandos) numbering from several to several scores of people whose mission was to kill Jews, communists and the NKVD collaborators in the captured territories often far behind the advancing German front. The entire Einsatzgruppe employed the same, systematic method of mass killing across many Polish villages and towns in the vicinity of Białystok. Schaper's murderous rampage south-east of East Prussia is fairly well documented, and included Wizna (end of June), Wąsosz (July 5), Radziłów (July 7), Jedwabne (July 10), Łomża (early August), Tykocin (August 22–25), Rutki (September 4), Piątnica, Zambrów as well as other locations.[1]"

No jasne, z encyklopedii jasno wynika, że to hitlerowska SS-Einsatzkommando pod dowództwem Hermana Schapera dokonała ludobójczej zbrodni w Jedwabnem.

A teraz, gdy trzeba zmienić historię i bezczelnie kłamiąc, opowiadać bzdury o tym, że zrobili to Polacy, nie wypada już wspominać o prawdziwym mordercy. Przecież nawet Prezydent Komorowski oficjalnie przeprasza za polskią zbrodnię przeciwko narodowi żydowskiemu.

Jeszcze miesiąc, jeszcze dwa i przeczytamy pamiętnik Hermana Schapera o tym, jak dokumentował polskie zbrodnie przeciwko narodowi żydowskiemu. Tytuł pamiętnika "Z kamerą wśród polskich antysemitów".

Ostatnio zmieniony przez michael o ndz., 16/10/2011 - 23:26.
avatar użytkownika michael

8. Powyższa fotografia jest wzięta ze zbioru "1 września 1939"

http://1wrzesnia39.pl/dokumenty/zalaczniki/19-24065.jpg

Ta sama fotografia była zamieszczona dzisiaj w artykuke szczurabiurowego
http://blogmedia24.pl/node/52681

Ostatnio zmieniony przez michael o ndz., 16/10/2011 - 23:38.
avatar użytkownika michael

9. Spodziewam się od Wydawnictwa „Replika” dalszych publikacji:

1. Jürgen Stroop - Niemiecki bohater kampanii 19 kwietnia do 16 maja 1943 w Warszawie,
2. gen. mjr Wasilij Michajłowicz Zarubin - Rosyjski opiekun polskich jeńców w Kozielsku i Katyniu.
3. Bolesław Bierut - Ojciec Polskiego Narodu po II Wojnie Światowej.
4. Zbiór wspomnień enkawudzistów "NKWD w Polsce w walce o socjalizm w latach 1939 - 1956"
5. Wielcy Polacy w Hiszpanii - gen "Walter" - Karol Świerczewski
6. Humanitarne tortury w polskich więzieniach UB
7. "Wielki Projekt Polska" Józefa Stalina
8. Nowe Fakty - Heinrich Himmler był Polakiem
9. Ivo Izdebski - Polski autor Mein Kampf
i wiele innych obrzydliwych bzdur.

Ostatnio zmieniony przez michael o pon., 17/10/2011 - 00:13.