SUMIENIE PRAWE u podstaw odnowy życia narodowego. ( Stefan Kardynał Wyszyński)

avatar użytkownika intix

.

28 maja 1981 roku zmarł Stefan kardynał Wyszyński, Prymas Polski Zostawił po sobie swój testament dla narodu i dla Kościoła. Publikujemy obszerne wyjątki z kazania, wygłoszonego w Uroczystość Objawienia Pańskiego 6. 01. 1981.

Jest to swoisty testament duchowy, pozostawiony Narodowi przez Wielkiego Prymasa. Tekst opublikowano pod tytułem "Sumienie prawe u podstaw odnowy życia narodowego."

Umiłowane Dzieci Boże, Dzieci moje!
Kościół Chrystusowy ukazał nam dzisiaj drogę mężów z dalekich krain, jak pięknie mówi tekst hymnu świątecznego: “tam, skąd słońce bramą wydostaje się na ten świat” (laudes) Dążenie do Betlejem...

Wieczne, nieustanne dążenie Rodziny ludzkiej do Betlejem, aby tam złożyć ciężar złota, dymu kadzideł i mękę mirry. Wieczna droga całej ludzkości - wyjść z siebie i dążyć naprzód w nadziei, że gdzieś jest światło, prawda i dobro, pokój miłość i sprawiedliwość, że gdzieś można spotkać Boga i się z Nim zespolić.

To jest dążenie wszystkich mędrców świata, począwszy od tych maleńkich w kołysce, do tych posiwiałych nad księgami. Szukanie czegoś innego; niespokojne jest bowiem serce człowieka.
I w naszej Ojczyźnie nie zdołamy dziś dać należytej odpowiedzi na wszystko, co nas dręczy, dlaczego tyle spraw nas nurtuje, czego szukamy?

Istnieje potężny nakaz sumienia ludzkości, aby szukać prawdy i to całej prawdy: by pełnić dobro i nigdy go nie porzucać, by oddać się miłości Boga, z której dopiero można czerpać inne moce - miłowania ludzi i życia w światłości. Prorok ongiś wołał do umiłowanego swojego miasta Jeruzalem: “Surge illuminare Jeruzalem!” - Wstań, oświeć się Jerozolimo!”. Może wypadnie i dziś waszemu biskupowi, umiłowane Dzieci moje, wołać do Was: “Powstań, oświeć się, Warszawo!”.
Rozważmy więc dziś jak w naszym życiu funkcjonuje sumienie - nasze osobiste, rodzinne narodowe, zawodowe i obywatelsko - polityczne. Musimy ten istotny problem podjąć, skoro postanowiliśmy wejść na drogę odnowy.

Nie ma bowiem drogi ku odnowie bez odwołania się do sumienia.

Sumienie osoby ludzkiej
Jako pierwszy staje przed nami problem naszego własne­go sumienia - sumienia osoby ludzkiej, dziecka Bożego, człowieka, o którego wysokiej godności świat dziś tak wiele mówi.

Jak się to sumienie kształtuje? Istnieją w człowieku wartości otrzymane od Boga - inaczej nie możemy ich zrozumieć - które nieustannie niepokoją nasz rozum, kierując go ku prawdzie, i to tak wytrwale, że człowiek, który już zda się posiadł prawdę, jeszcze o nią pyta, jeszcze sprawdza wszystkie stopnie swego rozumowania, azali rzeczywiście tak jest?

I na tym odcinku człowiek, chociażby najbardziej sumienny i rzetelny w stosunku do swojego rozumu, nigdy się nie zatrzymuje, nigdy nie przestaje szukać prawdy.

Ma przedziwne prawo do prawdy, chciałby ją poznać w pełni. A zarazem pragnie i siebie widzieć w całej prawdzie.

 Z tą wielką mocą rozumu łączy się moc woli, której przedmiotem jest nieustanne dążenie ku dobru. I choćby człowiek czyniąc dobrze był najbardziej z siebie zadowolo­ny, jak biblijny Hiob, ciągle się dopytuje: czy to już wszystko?
Jakże znamienny jest ten nieustanny dialog, który w na­szej osobowości prowadzi rozum i wola - rozum, który uka­zuje cel, i wola, która pobudza do działania.

A gdy osiągnie­my cel, stają przed nami niejako na nowo najgłębsze proble­my istoty rozumnej i każą nam coraz głębiej poznawać same­go siebie. Człowiek wtedy widzi, że jego rozumność i wol­ność zmierzają ku innym osobom.

W tym ujawnia się spo­łeczny wymiar osoby ludzkiej. To są wrodzone właściwości każdego człowieka. Najbardziej funkcjonują one w natural­nej atmosferze wychowania rodzinnego. Mówią to wycho­wawcy i kierownicy domów dziecka i rodzice. Oczywiście, w rozwoju osobowości pomaga też wychowanie obywatel­skie.

Na kształtowanie sumienia osoby ludzkiej mają rów­nież wpływ dzieje Ojczyzny i obyczaje narodowe. Ogromną pomocą jest wychowanie religijne w kościele Bożym i wej­ście w porządek łaski. Dzięki tym pomocom naturalne właściwości osoby ludzkiej ubogacają się i nieustannie się rozwijają.
Oczywiście, mogą się one spotkać z siłami wstecznymi. Przecież narzekał już św. Paweł: "Duch przeciwko ciału, cia­ło przeciwko duchowi. Nieszczęsny ja człowiek. Któż mnie wyzwoli z ciała tej śmierci?" (por. Ga 5,17). I gdy się człowiek tak zmaga, ze sobą, zawsze ostatecznie wraca do rachunku sumienia z zakresu sprawności swego rozumu i woli.

Siły wsteczne mogą niekiedy nawet wziąć górę. I to nie tylko dla­tego, że człowiek jest istotą słabą, ale i dlatego, że nie dba o poznanie swojej osobowości, o ukształtowanie i wychowa­nie jej - jak czytaliśmy w Konstytucji duszpasterskiej o Ko­ściele.

Wtedy może przyjść nieszczęście. Wtedy jest miejsce dla męki grzeszników, dla ludzi wyzutych z moralności, dla przestępców, dla zbrodniarzy wojennych. Jeżeli jednak czło­wiek przezwycięży w sobie wszystkie siły dążenia i oprze się la rozumie szukającym pełni prawdy i na woli szukającej pełnego dobra, jeżeli serce swoje zaślubi rozumowi i woli duchu miłości, wtedy osiąga prawe sumienie osoby ludzkiej.

Przykład takiego zwycięstwa stanowią święci, bohaterowie,, ludzie sumienni w swojej służbie rodzinnej, domowej, w życiu małżeńskim, w wychowaniu, w pracy, ludzie miłosierni, służący dobru i czyniący pokój. Ale to wymaga nieustannego wglądania w siebie, i wsłuchiwania się w ten cichy głos, który budzi się w sercu człowieka. Ma on swoje szerokie echo.

Sumienie rodzinne
Echo sumienia osoby ludzkiej w szczególny sposób odzy­wa się w życiu rodzinnym. Tam właśnie kształtuje się sumie­nie rodzinne. Zapewne, elementy podstawowe: rozum, wola, serce - uruchomione są naprzód w każdym człowieku, ale osiągają swój pełny kształt w życiu rodzinnym. Wiemy, że miłość w rodzinie jest najlepszą szkołą sumienia i sumienno­ści wobec Boga i ludzi.

Nie ma innej instytucji, w której sto­sunek dwojga - idąc po linii wychowania osobowego - ukła­dałby się bardziej normalnie, niż we wspólnocie rodzinnej. Dotyczy to nie tylko rodziców - tych dwojga - ale także ich dzieci. Rozwiązywanie wszelkich konfliktów, które mogą za­grażać rodzinie rozdarciem, obrona jej trwałości, ujawniają się w należytym funkcjonowaniu rozumu, woli i serca.

Aby rodzina mogła wypełnić swoje doniosłe zadania musi być zwarta.
Istnieją dziś potężne siły rozkładowe rodziny. Sumienie rodzinne tak często gwałcone jest szczególnie przez rozbicie rodziny, przez ułatwione życie. Zastanawia nas to, że już 200 lat temu, w okresie, gdy Polska konała, gdy obradował ostat­ni Sejm Rzeczypospolitej w Grodnie, zarysowały się dwa nurty moralno - społeczne.

Zwolennicy jednego z nich - jak wiemy z akt Sejmu - oddawali się całkowicie egoistycznym celom: zabawa, zdrada domowa, małżeńska i zdrada Ojczy­zny; przedstawiciele zaś drugiego szykowali się do Insurekcji Kościuszkowskiej.

Jakże nieproporcjonalne były możliwości tych dwu obozów! Chwilowo wzięli górę pierwsi. Doprowa­dził do tego egoizm, samolubstwo i rozkład rodziny. Wtedy właśnie było bardzo dużo rozwodów. Działo się to głównie wśród arystokracji rodowej. To wielkie nieszczęście osłabiło wtedy naszą Ojczyznę i w rezultacie doprowadziło do nie­woli, trwającej półtora wieku.
Ułatwione życie w rodzinie. Czyż nie zastanawia nas to, że wszystkie środki ułatwionego życia, odrzucone przez ency­klikę "Humanae vitae", ciągle dochodzą do głosu, czyniąc z człowieka istotę niemalże nierozumną?
A dzieje się to w pogoni za szczęściem. Ci, którzy rozbi­jają rodzinę i porzucają dzieci, tłumaczą się: "Przecież ja też mam prawo do szczęścia".

Słyszałem w tych dniach o matce, która zostawiła męża i dzieci i poszła w świat. Bywają, nieste­ty, takie zdarzenia - "mam prawo do szczęścia..." Ale czy możliwe jest szczęście, gdy na dnie dążenia człowieka leży pogwałcenie prawa Bożego, własnego ładu rozumu, woli i serca?

Dlatego też tacy ludzie, szukający własnego szczę­ścia, skłóceni są z własnym sumieniem i nigdy tego szczęścia nie znajdują.
Gdy idzie o ilość rozbitych rodzin, to wydaje się, że sytu­acja jest dziś lepsza niż za czasów saskich i za czasów sejmu grodzieńskiego. Znamienny jest fakt, że obecnie ośrodkiem, gdzie najwięcej jest rozbitych małżeństw, są niestety rodziny inteligenckie. Szczególnie trudna jest sytuacja inteligencji specjalistycznej, gdzie zadania i obowiązki zawodowe, praca choćby najszlachetniejsza, rozbijają rodzinę. I już później nie ma serca męża dla żony, matki dla dzieci i dla ogniska domo­wego. To jest wielkie nieszczęście, taka tragedia naszego Na­rodu, że można ustawić ją w rzędzie bolesnych przyczyn, składających się na aktualną sytuację naszego życia. Może wyliczając najrozmaitsze przyczyny tak zwanego kryzysu na­szego bytowania narodowego, gospodarczego i polityczne­go, pomijamy ten element. A jednak jest on niezmiernie istotny w życiu naszej Ojczyzny.

Sumienie narodowe
Człowiek wychowany przez rodzinę, wchodzi do życia społecznego, do serca życia narodowego. I tutaj znowu do­tykamy problemu wartości wychowania rodzinnego i religij­nego. Im człowiek jest lepiej ukształtowany w swojej osobo­wości przez życie rodzinne i pracę Kościoła, tym spokojniej wchodzi w głębię życia narodu i tym użyteczniejszy jest dla wspólnoty narodowej.
Ogromne bogactwo tej wspólnoty stanowią dobra odzie­dziczone, takie jak ziemia czy kultura narodowa.

Mówimy o ziemi nie tylko w sensie gleby. Mówimy o ziemi ojczystej, rodzimej, na której pokolenia całe wypracowały to środowi­sko kulturalne, w którym żyjemy. Ziemia ojczysta to język, mowa, literatura, sztuka, kultura twórcza, kultura obyczajo­wa, kultura religijna. To jest ziemia. Gdy nam przypomina mądrość Boża: "Czyńcie sobie ziemię poddaną" (por. Rdz l, 28), chciejmy pamiętać, że w sumieniu narodowym doniosłe znaczenie ma nasz stosunek do tych dóbr odziedziczonych przez nas.

Wypracowały je pokolenia całego milenium, po­kolenia, które żyły przed nami i "uprawiały" tę ziemię nie tyl­ko w sensie rolniczym, ale w sensie rodzimej i narodowej kultury. Glebę uprawia się bowiem nie tylko przez nawóz, ale przez miłość - przez wielką miłość do ziemi ojczystej i cło wszystkiego, co ją stanowi.
Dlatego człowiek odnosi się z ogromnym szacunkiem do swojej przeszłości, stara się ją poznać, ocenić, zrozu­mieć, uważa ją za swoje własne dziedzictwo, którego zdra­dzić nie wolno.

Trzeba się tego dziedzictwa trzymać sercem i pazurami, jak trzymał się go ongiś Drzymała, czy reymontowski Boryna, umierający na swych zagonach; jak trzyma się żołnierz w okopie, lekarz przy łóżku konającego, kapłan wśród nędzy, siwiejący mąż nauki przy swoim biurku zawa­lonym papierami, górnik na dnie kopalni, hutnik, stocznio­wiec, każdy uczciwy człowiek, kierujący się prawym sumie­niem i dobrą wolą.

W ten sposób, Najmilsi, powstaje świa­domość służby społecznej i kształtuje się więź wspólnoty narodowej - tak, iż nie czuję się wtedy kimś obcym w swo­jej Ojczyźnie.

Wszystko nas interesuje, wszystko jest dla nas cenne i drogie.

 
Jakże ważna jest świadomość, że jesteśmy na służbie te­mu narodowi, który przez całe wieki przygotowywał nam ojczystą ziemię, na której wypadło nam dzisiaj żyć. Jeste­śmy z tym narodem tak związani, że nic zrywamy z nim wspólnoty. Owszem, mamy wolę zachowania bytu narodo­wego.

Obrona suwerenności Ojczyzny jest dla nas naka­zem moralnym. Nadto, mamy wolę świadczenia wszystkimi dobrami naszego własnego życia i kultury osobistej, aby i po nas została cząstka wszczepiona w uprawę gleby ojczy­stej, której oddamy ostatecznie i nasze ciało, ażeby ziemia wywdzięczyła się nam kiedyś w dniu Zmartwychwstania.

Gdy mamy taką świadomość, wtedy kierujemy się dobrem narodu, możemy myśleć i mówić o dobru własnym - niewąt­pliwie, ale umiemy podporządkować je dobru wspólnemu.
Tak często słyszymy zdanie: "Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę". Jednakże trudniej jest niekiedy żyć dla Ojczyzny.

Można w odruchu bohaterskim oddać ży­cie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym nieraz boha­terstwem jest żyć, trwać, wytrzymać całe lata. Umarł w tych dniach w stolicy zasłużony profesor, o którym można po­wiedzieć, że trwał aż do końca i wytrwał, wypełnił zadanie. Przypisują mu wielkie zasługi w dziedzinie stworzenia pol­skiej archeologii. Oto wskazanie i dla nas - wytrwać, żyć dla Ojczyzny, nabrać zaufania do niej i gotowości oddania jej wszystkiego z siebie, to jest najważniejszy nasz obowiązek wobec Ojczyzny.

Potrzeba nam potężnej woli organizowania wszystkich sił rodzimych, ojczystych, by się nie oglądać na prawo i lewo, by nie poddawać się pokusie nowej Targowicy, skądkolwiek by ona miała przyjść. Jesteśmy u siebie, w swo­jej Ojczyźnie, gospodarzymy olbrzymimi dobrami, które na­ród posiada; mamy do nich zaufanie, chcemy, aby procento­wały na naszej ziemi. Oto jest sumienie narodowe.
Jak trudno jest niekiedy odszukać w sobie te wszystkie elementy na raz. Ale cała wytrwała wola człowieka, pragnie­nie służenia - Ojczyźnie, rodzinie, braciom i Bogu, składa się w nas na to sumienie narodowe, które wymaga dziś od nas jakiegoś rachunku i nowej nadziei, nie tylko w skali oso­bistej, ale i społecznej.

Sumienie obywatelsko - polityczne
Jasna rzecz, że sumienie obywatelsko - polityczne nie powstaje gdzieś na skale, nie spada z nieba, ale wypracowuje się w osobie ludzkiej, w człowieku, w istocie rozumnej, wolnej i miłującej, wychowanej w rodzinie, posiadającej odpowiednie walory obywatelskie, społeczne, kulturalne, zawodowe, oraz zrozumienie, że "bonum reipublicae suprema lex esto" - "dobro Rzeczypospolitej jest dobrem najwyższym".


Co to znaczy "bonum reipublicae?" - To znaczy dobro obywateli, dobro każdego człowieka w Ojczyźnie, w naro­dzie i państwie. To znaczy też - prawa obywateli, o których tak często mówiliśmy. Przypomnę choćby to, co było powie­dziane przed rokiem właśnie z tej ambony, także w dniu 6 stycznia.
Dobro obywateli - to takie ukierunkowanie na człowieka, by go ukochać.

Ojciec święty powiedział, że cały Kościół jest ukierunkowany na człowieka. I nie może być inaczej, bo sam Chrystus jest ukierunkowany na człowieka - "dla nas lu­dzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba (...) i stał się czło­wiekiem".
Prymat człowieka - to postawa wszystkich zobowiązują­ca. W tym ogromnym "bogatym złożu narodowym", jakim jest naród polski, każdy człowiek musi być ukochany. I to nie tylko uczuciowo i nastrojowo, ale czynnie, w służbie, w go­towości niesienia pomocy.

To jest właśnie to "bonum reipu­blicae". Ono nie wisi gdzieś w powietrzu. "Dobro Rzeczy­pospolitej" jest w Was, Dzieci Boże, w każdym z Was - w twojej żonie, w twoim mężu, w twoim synu czy córce, w tych maleństwach, które patrzą na Ciebie ufnymi oczyma. A iluż ludzi, nie tylko niemowląt i dzieci, patrzy na nas tak ufnie! Czy możemy ich zawieść? To zobowiązuje nas wszyst­kich.
Straszne słowa można wyczytać we wspomnianym Orę­dziu Ojca świętego Jana Pawła II na "Dzień Pokoju".

Ten przerażający dokument został ogłoszony w naszej prasie. Dlaczego przerażający? Bo wykazuje, że wiek XIX i XX przyczyniły się do tego, iż rozwinęła się nieufność do czło­wieka. Największym wrogiem stał się obywatel. Dlaczego tak się dzieje? Bo obywatel został okradziony ze swoich praw i zniechęcony do pełnienia obowiązków. Dlatego powstały państwa tyranów.

Szczególnie wiek XX stał się przedziwną scenerią powstawania i upadania państw tyrańskich, które można nazwać zorganizowanym więzieniem. Orędzie przypomina: Władza jest służbą, władanie to znaczy służenie.

Pierwsza miłość władcy - to miłość ku tym, nad którym władzę sprawuje. Gdyby tak było, gdyby ta wiel­ka prawda chrześcijańska nareszcie weszła w życie, gdyby władza była moralna, gdyby zasady rządzenia kierowały się etyką chrześcijańską, jakże inaczej wyglądałoby życie i współżycie, praca i współpraca.

Tymczasem staliśmy się świadkami działania tylu państw tyrańskich, gdzie mowa do obywatela wyraża się w tonie prokuratorsko - policyjnym. Ileż jeszcze i dziś jest więzień, z których można by wypuścić pra­wie wszystkich ludzi bez orzeczeń sądu, bo cierpią tam za ta­kie czy inne poglądy bądź przekonania polityczne, za takie czy inne spojrzenie na życie i funkcjonowanie społeczności.

W ilu państwach dzieje się to właśnie aktualnie, dziś!
Czytałem niedawno książkę Polki, która wzięta do więzie­nia i wywieziona z kraju w roku 1940, wróciła do Ojczyzny dopiero w roku 1956. Na szczęście odnalazła swoje dzieci, z którymi razem ją wywieziono. Ale odnalazła je nie w Oj­czyźnie, l pytanie - dlaczego? Dlaczego? W imię jakiego przestępstwa?
Mój towarzysz więzienny, skazany na 10 lat, otrzymał od swojego stryja z Ameryki list z zapytaniem: Powiedz mi, coś ty takiego zrobił, że jesteś skazany na tyle lat?... I co miał od­powiedzieć? - Że inaczej myślał, że gorliwie pracował, że służył młodzieży? Co miał powiedzieć?

 
Władza nie może być tyranem, a państwo nie może być zorganizowanym więzieniem.

Musi się wypracowywać su­mienie obywatelsko - polityczne. Wtedy człowiek wie, że ma swoje obowiązki w Ojczyźnie, w narodzie i w państwie, bo i jemu służy naród i państwo. Podobnie jak ma obowiązki w Kościele, bo i Kościół mu służy.


Mówimy tyle o tak zwanej demokratyzacji życia. Miałbym odwagę powiedzieć: Jeżeli demokratyzacja życia zatrzymała się na pierwszym elemencie tego słowa "demos" i udręczyła człowieka, to dzisiaj trzeba mówić raczej o humanizacji ży­cia, zgodnie z Ewangelią.

W Credo mówimy o Chrystusie: "Propter nos homines et propter nostram salutem descendit de coelis (...) et homo factus est" - "dla nas ludzi i dla nasze­go zbawienia zstąpił z nieba (...) i stał się człowiekiem". Jego gorącym pragnieniem jest, aby każde dziecko Boże stało się w pełni człowiekiem.

Sprawiają to osobiste właściwości człowieka, dary rozumu, woli i serca, pomaga też wychowa­nie, przygotowanie do życia - to, co człowiek bierze z rodziny, z narodu, z pracy zawodowej i z dobrze zorganizowane­go życia państwowego. To wszystko nam pomaga, aby zgod­nie z programem Chrystusa, każdy z nas stał się człowie­kiem.

A więc humanizacja życia: życia naszego osobistego - wybaczcie, że powtarzam - humanizacja życia rodzinnego, domowego, humanizacja wychowania, humanizacja naszego życia narodowego, zawodowego i politycznego.


Takiej oto światłości oczekujemy i wołamy tak, jak wołał prorok nad Jerozolimą - "Surge, illuminare Ierusalem, quia venit lumen tuum". Powiem w zastosowaniu do nas: "Wstań i oświeć się, Warszawo, bo przyszła światłość Twoja!" To jest Epifania roku 1981 w Warszawie, w Polsce.

Niech umocni się w nas wrażliwość na sumienie zawodowe, polityczne. A wtedy nastąpi odnowa. Zależy ona od każdego z nas.
Niech Dobry Bóg, Najmilsze Dzieci Boże, w tym No­wym Roku pielęgnuje w Was tę nadzieję i niech jej sprzyja wasza dobra wola, wasze serce i umysł, całe życie rodzinne i narodowe.
To są życzenia waszego biskupa, które składa on każde­mu z Was tu obecnych i waszym rodzinom oraz całej Oj­czyźnie i Państwu. Amen.

Bazylika Archikatedralna św. Jana
Warszawa, 6.1.1981 r.

http://www.krajski.com.pl/wyszyn.htm

 

Etykietowanie:

24 komentarzy

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

2. Do Pani Intix,

Szanowna Pani Joanno

Kardynał Stefan Wyszyński, zatrzymał bolszewizm i złagodził atak żydokomuny na Polski Kosciół Katolicki'

Tak jak Gajus Julius Cezar stojąc na Rubikonem

powiedział Kardynał Tysiąclecia

non possumus

Z pokorą teraz padam na kolana,
abym wstał silnym Boga robotnikiem.
Gdy wstanę – mój głos
będzie głosem Pana,
mój krzyk – Ojczyzny całej
będzie krzykiem.
Juliusz Słowacki, Tak mi, Boże,

Tak mi Boże

Wyrazy szacunku

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika intix

3. Szanowny Panie Michale

Dziękuję za wsparcie
W trudnej... zdradzieckiej... "pojednania" sprawie...
W odwołaniu się do SUMIENIA  Naszego...
Dziękuję też za Kardynała Wyszyńskiego
I za Słowackiego...

Przywołując TEN testament Kardynała Tysiąclecia... nam zostawiony...
Do SUMIEŃ... właśnie w TEJ sprawie... m.in. się odwoływałam...
Mimo, że o tym dotychczas w tym wpisie nie wspomniałam...

Dziękuję za zrozumienie i za wsparcie...
Serdecznie Pozdrawiam...

avatar użytkownika guantanamera

4. @intix

Autorytet. Serdeczny Przyjaciel ludzi. Patriota. Dobry Człowiek. Wielki Człowiek. Boży Człowiek. Boży Kapłan. Prymas Tysiąclecia.
Jego słowa trzeba dzisiaj przywoływać. Do Jego słów trzeba się dzisiaj odwoływać.
Pozdrawiam.

avatar użytkownika intix

5. @guantanamera

Autorytet. Serdeczny Przyjaciel ludzi. Patriota. Dobry Człowiek. Wielki Człowiek. Boży Człowiek. Boży Kapłan. Prymas Tysiąclecia...
***
Tak... trzeba tylko CHCIEĆ... wrócić do Niego...
CHCIEĆ ponownie wysłuchać, CO miał nam do powiedzenia...
Także w temacie... SUMIENIA...
***
Dziękuję...
Pozdrawiam serdecznie

avatar użytkownika gość z drogi

6. Wielki Prymas,moralny Autorytet

i podpora dla zgnębionych Polek i Polaków,w czasach stalinowskich
Wielki Kapłan i Polak....
serd pozdr :)

gość z drogi

avatar użytkownika michael

7. Cytat o wieku dwudziestym - stuleciu totalitaryzmów:

Szczególnie wiek XX stał się przedziwną scenerią powstawania i upadania państw tyrańskich, które można nazwać zorganizowanym więzieniem.
Orędzie przypomina: Władza jest służbą, władanie to znaczy służenie.

Pierwsza miłość władcy - to miłość ku tym, nad którym władzę sprawuje. Gdyby tak było, gdyby ta wiel­ka prawda chrześcijańska nareszcie weszła w życie, gdyby władza była moralna, gdyby zasady rządzenia kierowały się etyką chrześcijańską, jakże inaczej wyglądałoby życie i współżycie, praca i współpraca.

avatar użytkownika intix

8. Michael

Dziękuję Ci za wyodrębnienie cytatu, w którym mowa o władzy... o sumieniu obywatelsko-politycznym...
Ja  zwróciłam m.in. uwagę na źródło Zła, które wtargnęło w wiek XX i przeszło
na wiek  następny..
"...Sumienie osoby ludzkiej
Jako pierwszy staje przed nami problem naszego własne­go sumienia - sumienia osoby ludzkiej, dziecka Bożego, człowieka, o którego wysokiej godności świat dziś tak wiele mówi.
Jak się to sumienie kształtuje? Istnieją w człowieku wartości otrzymane od Boga - inaczej nie możemy ich zrozumieć - które nieustannie niepokoją nasz rozum, kierując go ku prawdzie, i to tak wytrwale, że człowiek, który już zda się posiadł prawdę, jeszcze o nią pyta, jeszcze sprawdza wszystkie stopnie swego rozumowania, azali rzeczywiście tak jest?
I na tym odcinku człowiek, chociażby najbardziej sumienny i rzetelny w stosunku do swojego rozumu, nigdy się nie zatrzymuje, nigdy nie przestaje szukać prawdy.
Ma przedziwne prawo do prawdy, chciałby ją poznać w pełni.

A zarazem pragnie i siebie widzieć w całej prawdzie.
Z tą wielką mocą rozumu łączy się moc woli, której przedmiotem jest nieustanne dążenie ku dobru.

I choćby człowiek czyniąc dobrze był najbardziej z siebie zadowolo­ny, jak biblijny Hiob, ciągle się dopytuje: czy to już wszystko?
Jakże znamienny jest ten nieustanny dialog, który w na­szej osobowości prowadzi rozum i wola - rozum, który uka­zuje cel, i wola, która pobudza do działania.
A gdy osiągnie­my cel, stają przed nami niejako na nowo najgłębsze proble­my istoty rozumnej i każą nam coraz głębiej poznawać same­go siebie.
Człowiek wtedy widzi, że jego rozumność i wol­ność zmierzają ku innym osobom.
W tym ujawnia się spo­łeczny wymiar osoby ludzkiej.
To są wrodzone właściwości każdego człowieka..."

 ***
Jeżeli człowiek nie odchodzi od Boga... od Wiary... zawsze będzie starać się spełniać te powyższe warunki... będzie dążyć do tego aby widzieć siebie i wszystko wokół w PRAWDZIE...  nieustannie dążąc ku DOBRU...
Wiek XX zaznaczył się odejściem od Boga... co doprowadziło też do zatracenia
...spo­łeczny/ego wymiar/u osoby ludzkiej...
W efekcie... nie istnieje... nie funkcjonuje:

...Pierwsza miłość władcy - to miłość ku tym, nad którym władzę sprawuje...

Na przykładzie tej "definicji" wyraźnie widzimy, że władza w Polsce jest podległa i uległa... przeciwnikowi... wrogowi  Boga Najwyższego...

***
Dalej cytat:
"...Najbardziej funkcjonują one (przyp. ...wrodzone właściwości każdego człowieka...)  w natural­nej atmosferze wychowania rodzinnego. Mówią to wycho­wawcy i kierownicy domów dziecka i rodzice.
Oczywiście, w rozwoju osobowości pomaga też wychowanie obywatel­skie.
Na kształtowanie sumienia osoby ludzkiej mają rów­nież wpływ dzieje Ojczyzny i obyczaje narodowe.
Ogromną pomocą jest wychowanie religijne w kościele Bożym i wej­ście w porządek łaski.
Dzięki tym pomocom naturalne właściwości osoby ludzkiej ubogacają się i nieustannie się rozwijają..."

***
To chyba pomoże nam zrozumieć... dlaczego walka z Wiarą... dlaczego umniejszenie  wartości rodziny i dążenie do całkowitego  jej zniszczenia... dlaczego przyjęcie takiego a nie innego programu szkolnictwa... i wielu jeszcze  odpowiedzi na pytanie "dlaczego"...
Także... dlaczego brak DUCHA w Narodzie...
Intensywnie... wiele lat  "pracowali" nad Naszymi duszami... nad SUMIENIEM PRAWYM...
Pierwsza pilna potrzeba... powrót do Boga i praca nad SUMIENIEM PRAWYM...
Myślę, że od TEGO powinniśmy zacząć...

avatar użytkownika intix

9. Zofio Droga...

Wielki Prymas,moralny Autorytet i podpora dla zgnębionych Polek i Polaków,w czasach stalinowskich
Wielki Kapłan i Polak....

***
Bedąc na YT... ja to bywa w moim przypadku... "przypadkiem" ukazał się moim oczom wykład Pana prof. Jaroszyńskiego o Karynale Wyszyńskim...
Bardzo cenny wykład...
Zofio, pozwól proszę, że w naszym imieniu, mimo, iż jest czas Olimpiady...  zaproszę wszystkich Zainteresowanych do poświęcenia chwili czasu i wysłuchania go...
Gorąco polecam...
***
Dziękuję Ci i Pozdrawiam serdecznie...

avatar użytkownika intix

11. Prymas Tysiąclecia o rodzinie i narodzie - "Jak się bronić..."

Gorąco polecam kolejny wykład Pana prof. Jaroszyńskiego

avatar użytkownika gość z drogi

13. Dzięki Intix,za Profesora

warto wracać do prawdziwych autorytetów i i do ich słow
serd pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika intix

15. Prymas na tysiąc lat


zdjecie
Zdjęcie: Arch. Instytutu Prymasowskiego/
-


Postać Prymasa Tysiąclecia Stefana Kardynała Wyszyńskiego nie przeszła jedynie do historii. Trwa w pamięci i świadomości Polaków, chociaż od śmierci Wielkiego Pasterza mijają 33 lata. Wyjątkowa osobowość, osobista świętość i szerokie pole dokonań nie mogą zostać zapomniane, przeciwnie – wciąż inspiruje nauczaniem i przykładem kapłana, który stał się ojcem Narodu, mężem stanu.

Jego posługa jako Prymasa Polski w czasach komunistycznych przywoływała historyczną instytucję interreksa – prymasa stojącego na czele państwa w czasie bezkrólewia. – Dziś szczególnie młodym ludziom brakuje takiej wyrazistości, która była właściwa Prymasowi. Młodzi tęsknią za wolnością, określonymi precyzyjnymi zasadami, kochają Ojczyznę i chcą jej służyć. Niezłomność, wierność Chrystusowi, Ewangelii, odpowiedzialność Prymasa za Kościół nadal fascynuje. Był człowiekiem, który mimo różnych prześladowań nie złamał się, był wierny Bogu i ideałom – mówi ks. Bogdan Bartołd, proboszcz parafii katedralnej św. Jana w Warszawie.

Dla członków Akademickiego Stowarzyszenia „Soli Deo” Prymas Wyszyński jest wzorem w codziennych wyborach i społecznym zaangażowaniu. – Nauczanie i przykład życia Prymasa były i są inspiracją w naszej działalności, a zewnętrznym tego wyrazem jest nazwa naszego stowarzyszenia, które nawiązuje do biskupiego zawołania Księdza Prymasa – wskazuje prezes Stowarzyszenia Bartłomiej Gortych.

Źródłem mocy dla Prymasa było życie modlitwy i praktyka zawierzenia, oddania wszystkiego „Bogu samemu” („Soli Deo”), którą uczynił zasadniczym życiowym drogowskazem. Członków „Soli Deo” można spotkać na comiesięcznych Mszach św. w warszawskiej katedrze 28. dnia miesiąca, na których wierni modlą się o beatyfikację Sługi Bożego. Na te Msze św. szczególnie licznie przychodzą kapłani wyświęceni przez Prymasa, panie z Instytutu Prymasowskiego, ale i zwykli wierni.

Wyprasza łaski

Wyjątkowym miejscem w warszawskiej katedrze św. Jana jest grób Prymasa Tysiąclecia, przy którym codziennie trwa modlitwa. – Gdy widzę osoby wchodzące do katedry, zawsze znajdą się ludzie zatrzymujący się przy grobie Prymasa. Obok kaplicy z sarkofagiem Prymasa jest świecznik, jeszcze się nie zdarzyło, żebym nie widział tam zapalonych świec. Są także karteczki, na których wierni zapisują intencje, które polecają wstawiennictwu Prymasa, i są także dziękczynienia za otrzymane łaski – opowiada ks. Bartołd.

W setki liczone są listy opisujące doznane łaski, które napływają do kurii. – Prymas jest mocno obecny w sercach wiernych. Jest to oczywiście duży przyczynek do beatyfikacji – mówi o. Gabriel Bartoszewski OFMCap, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego ks. kard. Wyszyńskiego, odpowiedzialny za przygotowanie „Positio super virtutibus”, czyli dokumentacji o heroiczności cnót Prymasa Tysiąclecia.

Ojciec Bartoszewski jest autorem książki „Wyprasza nam łaski z Nieba”, w której przedstawił jedynie promil łask otrzymanych za wstawiennictwem Prymasa, którymi dzielą się wierni w listach do kurii. Szczególne wrażenie robi historia poparzonej dziewczynki, której lekarze nie dawali szans na przeżycie. Stan zdrowia dziecka uległ radykalnej poprawie po modlitwie matki za wstawiennictwem Prymasa w dniu jego pogrzebu. Niestety nie zachowała się dokumentacja medyczna tego przypadku.

– Kult Prymasa ujawnia się także szczególnie we wszystkich miejscach uwięzienia, począwszy od Rywałdu przez Stoczek, Prudnik Śląski, Komańczę – zaznacza o. Bartoszewski. – Sama jestem zaskoczona tym, jak wiele osób nawiedza celę Prymasa w Komańczy. Są to zarówno piel- grzymi indywidualni, rodziny, jak i zorganizowane grupy. Wszyscy przybywają tu, by być w tym miejscu, gdzie był Prymas w tak trudnym dla siebie czasie, i aby prosić go o wstawiennictwo. W ludziach jest duża wiara, że Prymas wyprasza nam u Boga potrzebne łaski – mówi s. Bożena Gładysz, nazaretanka z Komańczy.

Dla wszystkich grup organizowane są prelekcje okolicznościowe, a spotkania te kończą się w kaplicy wspólną modlitwą o wstawiennictwo Sługi Bożego za Ojczyznę i prośbą o jego beatyfikację. W Izbie Pamięci Księdza Prymasa w Komańczy siostry zgromadziły przedmioty używane przez ks. kard. Wyszyńskiego podczas uwięzienia i jego tu powrotów. W kaplicy, u podstawy ołtarza soborowego umieszczono napis: „W tej kaplicy modlił się i składał Bogu Najświętszą Ofiarę Ołtarza JE ks. kardynał dr Stefan Wyszyński, Prymas Polski, w latach 1955-1956”. W roku 1993 zamontowano w kaplicy witraż przedstawiający Prymasa Tysiąclecia w geście zawierzenia Narodu Polskiego Matce Bożej Królowej Polski.

Kult Wielkiego Prymasa w Komańczy nasilił się w roku 2001, ogłoszonym Rokiem Prymasowskim. – Wyraźnie wzrosło zainteresowanie jego osobą. Wiele szkół obrało Sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego za patrona. Od 2006 roku w każdą rocznicę uwięzienia Księdza Prymasa swoje spotkanie w Komańczy mają przedstawiciele szkół prymasowskich, dzieci wraz z nauczycielami – opowiadają siostry nazaretanki.

Liczni księża odprawiają w Komańczy swoje kapłańskie rekolekcje. W wakacje w klasztorze sprawowanych jest nawet kilka Mszy św. dziennie dla grup rekolekcyjnych, oaz, pielgrzymek parafialnych. Wszyscy proszą o wstawiennictwo Sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego, modlą się za Ojczyznę.

We wszystkich miejscach uwięzienia Prymasa zachowane są cele, w których przebywał. W Rywałdzie Ksiądz Prymas, jak sam to opisywał, „erygował” drogę krzyżową na ścianach celi, pisząc ołówkiem nazwy stacji Męki Pańskiej i oznaczając je krzyżykiem. Ta prosta droga krzyżowa robi ogromne wrażenie na pielgrzymach. Potwierdzają to wpisy zostawione w księgach pamiątkowych, które przytacza o. Bartoszewski w swojej pracy „U pocieszycielki strapionych w Rywałdzie”. „Ta cela, a szczególnie Droga Krzyżowa wykonana przez więźnia, emanuje duchową siłą Prymasa Tysiąclecia” – czytamy. I inny: „Każdy zwiedzający to miejsce na pewno wychodzi podniesiony na duchu –zwłaszcza przechodząc stacje Drogi Krzyżowej erygowanej przez uwięzionego Prymasa”.

Wyjątkowy kult Prymasa trwa także w Zuzeli, miejscu urodzenia przyszłego Ojca Narodu. Co roku 3 sierpnia, we wspomnienie urodzin Prymasa, w jego rodzinnej parafii odprawiana jest uroczysta Msza Święta. Przybywający pielgrzymi modlą się przy chrzcielnicy, przy której został ochrzczony Prymas. W zrekonstruowanej szkole w Zuzeli, do której uczęszczał Stefan Wyszyński, mieści się Muzeum Prymasa.

Znak z Nieba

Od śmierci ks. kard. Wyszyńskiego 28 maja 1981 roku niezliczone rzesze wiernych modlą się o jego beatyfikację. Kościół wymaga dla potwierdzenia tego, co czuje lud Boży, znaku z Nieba – cudu za wstawiennictwem Sługi Bożego. Właśnie pojawiła się szansa na uznanie szczególnej łaski za cud, gdy 27 marca 2013 roku metropolita szczecińsko-kamieński ks. abp Andrzej Dzięga otworzył proces kanoniczny w sprawie domniemanego cudownego uzdrowienia 42-letniej dziś kobiety, która w wieku 19 lat zachorowała na raka tarczycy. W lutym 1988 roku wykonano u niej w Szczecinie rozległą operację, usuwając zmiany nowotworowe oraz dotknięte przerzutami węzły chłonne. Po początkowym polepszeniu stan zdrowia pacjentki pogorszył się. Rok później kobietę leczono radioaktywnym jodem w Instytucie Onkologii w Gliwicach, lecz i to było bezskuteczne. W gardle wytworzył się guz wielkości 5 cm, który dusił pacjentkę i zagrażał jej życiu. Nagle 14 marca 1989 roku, po intensywnych modlitwach za wstawiennictwem Prymasa Tysiąclecia, stwierdzono przełom. Kolejne badania potwierdzały dobry stan kobiety. W ciągu 23 lat nie stwierdzono u niej nawrotu choroby nowotworowej i jest całkowicie zdrowa.

Bóg nie bez powodu wybrał swojego sługę Stefana Wyszyńskiego na pasterza i nauczyciela czasów zagrożenia, kryzysu i niepokoju. „Taki Prymas zdarza się raz na tysiąc lat” – powiedział po jego śmierci Papież Jan Paweł II. Nie po to, żeby wspominać, lecz wskazywać. Przecież i teraz, choć w innych okolicznościach, zagrożenia są niezliczone, kryzys dosięga ludzkiej egzystencji, targa nami niepokój o przyszłość kolejnych pokoleń Polaków.

Do Prymasa Wyszyńskiego można i trzeba wracać, by odnaleźć właściwy kierunek na każdym kolejnym zakręcie dziejów, zawsze gdy zło wydaje się tryumfować, gdy lekceważone jest dobro wspólne, a rządzi prywata. Słowa Prymasa w jasny i przekonujący sposób prostują wątpliwości w naszych czasach pogmatwanych celów i środków.

Beata Falkowska
http://www.naszdziennik.pl/mysl/78565,prymas-na-tysiac-lat.html

***
Pozwolę sobie podłączyć tu też wpis:
> Wspomnienie...

.

avatar użytkownika UPARTY

17. Cóż można dodać

do przedstawionej powyżej doktryny społecznej Ojca Narodu?
Chyba jeszcze tylko słynne norwidowskie hasło, "Nie ma mienia bez sumienia". Z resztą Prymas Wyszyński posługiwał się Norwidem.
Najwiekszym problemem z dorobkiem Prymasa jest to, że jest on zbyt wyrafinowany intelektualnie i zbyt jednoznaczny moralnie, by propagując go można było coś ugrać dla siebie. Stąd też poza Soli Deo w zasadzie nie ma żadnego środowiska, które by jawnie odwoływały się do jego myśli.
Można wiec powiedzieć, że jak na razie jest nieco zapomniany Ojciec Narodu. Ja na prawdę uważam, że jest on założycielem, ojcem duchowym plemienia Polsko-Polskich, że za jego sprawą doszło do separacji z naszej kultury Rusko-Polskich a raczej Peerelczyków od Polaków.
Podział ten w pierwszych latach XXI wieku dał się poznać wyraźnie. Zaczęły pękać rodziny, zaczął pękać Kościół. Mniej więcej od 2004 roku wyraźnie wielu moich znajomych zaczęło się skarżyć, że nie "wyszła Wigilia", bo spory polityczne podzieliły rodziny. Mniej więcej w tym samym czasie również pękła jedność Kościoła. Pokazały się dwie zupełnie różne postawy wobec spraw publicznych, co było dobrze widać, ale również zaczęły się spory doktrynalne. Próbowano z Kościoła usunąć pamięć Prymasa.
Mało kto wie, że Prymas Glemp zamroził wszelkie instytucje kościelne, którym kształt nadał Jego Poprzednik Kardynał Wyszyński. Nie było naboru nowych księży do sądów kościelnych, do biblistyki a rektoraty poszczególnych środowisk uformowane przez Wyszyńskiego w zasadzie w ciągu kilku lat zostały rozproszone. Nie mniej jednak m. inn. dzięki Soli Deo, które zgromadziło zapisany dorobek Prymasa nie udało sie jego dzieła unicestwić. Naród Polski zaczyna się w oparciu o jego doktrynę powoli odtwarzać, ale już bez Peerelowczyków.

uparty

avatar użytkownika Maryla

18. UPARTY

Nie rozeszliśmy się po Marszu, idziemy dalej i pełno zbójców na drodze

"Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi
patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć
ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które
podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść
przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się
mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi"

Kard. Stefan Wyszyński prymas Polski w 1979 r.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

19. @Maryla i @UPARTY

avatar użytkownika intix

20. PRZEMYŚL I DZIAŁAJ

Narodowa odrębność - Ks. kard. Stefan Wyszyński

Polska jest krajem Polaków, to znaczy jest krajem narodowym. Ujmujemy to w sensie jak najbardziej pozytywnym, od strony społeczno-biologicznej służby narodu. I chcielibyśmy stwierdzenie to odczyścić od elementów sloganowo-politycznych.

Wszyscy rozumiemy, że każdy naród ma własne prawa. Aby nie powtarzać rzeczy zbyt dobrze znanych, postaram się przypomnieć je w skrócie. Własne prawa narodu to przede wszystkim prawo do zachowania odrębności narodowej i terytorialnej. Wiemy, jak drogo nas ona kosztuje. Jak wiele trudu i krwi poświęciliśmy w jej obronie. Nie będę wspominał już o tym, co naród polski przeżył w okresie rozbiorów czy też okupacji. Całą naszą przeszłość dziejową powinniśmy otoczyć szacunkiem i odważnie przyznawać się do niej, z gorącym pragnieniem, by przyszłość narodu układała się spokojniej, bez tylu cierpień i dramatów.

Naród nasz ma prawo do zachowania własnej, rodzimej kultury i do samodzielności narodowej w granicach ojczyzny, do własnego życia i bytu narodowego czy państwowego. Do własnych praw narodu należy też prawo do wychowania w duchu kultury narodowej, mające istotne znaczenie dla kształtowania świadomości narodowej. Na tej płaszczyźnie osadzają się nasze prawa i nasze obowiązki obywatelskie.

Fragment pochodzi z: Kazanie świętokrzyskie, 18.01.1976
________

Choć jeszcze w roku 1995 Papież Jan Paweł II poruszył na forum ONZ doniosłą kwestię prawa narodów, to widzimy, że kwestia ta spychana jest ciągle na margines, a w praktyce mamy nawet do czynienia z polityką antynarodową, której celem jest wytworzenie społeczeństwa beznarodowego. Społeczeństwa pozbawionego historycznej ojczyzny i własnej kultury, a więc tego wszystkiego, co określa tożsamość nie tylko narodową, ale każdego z nas, gdy świadomie i z dumą mówi: jestem Polakiem! Kto wie, czy wraz z zanikiem dumy narodowej nie zaniknie i godność ludzka, która właśnie poprzez narodowość staje się najbardziej czytelna.


avatar użytkownika intix

21. PRZEMYŚL I DZIAŁAJ

Szaniec Ojczyzny - Ks. kard. Stefan Wyszyński

Naród stanowi ochronę dla rodziny i odwrotnie. W ciężkich czasach bytu narodowego, gdy nie mieliśmy wolności politycznej, naród ze wszystkimi swoimi wartościami chronił się w zaciszu i dyskrecji życia rodzinnego. Pamiętam, jak będąc małym chłopcem, uczyłem się w domu historii Polski na „24 obrazkach”, które ojciec mój wyciągał gdzieś z ukrycia. Czytaliśmy tę książkę podczas długich zimowych wieczorów. Jakżeż wiele z tamtych czasów zapadło mi w duszę do dziś dnia.

Naród musi uznać prawa rodziny, a zwłaszcza prawo do jej trwałości. I nic z tego przeciwko temu podejmować nie może, bo szkodziłby sam sobie. Na służbie rodziny musi być cały dorobek narodu – jego język, dzieje, obyczaje i tradycje.

Co więcej, rodzina powinna być uprzywilejowana przez naród i państwo. Chodzi tu o uprzywilejowanie prawno-społeczne. To znaczy, że system prawa państwowego, sankcjonowanego przez naród, musi sprzyjać rodzinie, jej trwałości, bytowi i zadaniom wobec młodego pokolenia Polski. Naród jest w stanie i ma obowiązek wesprzeć rodzinę, zwłaszcza w wypełnianiu jej podstawowych zadań, którym niekiedy sama podołać nie może. Mam na myśli ochronę obyczaju rodzinnego, społecznego, kultury narodowej i tradycji, które nie są dziś właściwie docenione. Mamy na to liczne dowody w najrozmaitszych środkach przekazu społecznego, zwłaszcza w prasie pornograficznej i na scenie teatralnej.

Fragment pochodzi z: Kazanie świętokrzyskie, 18.01.1976 r.
-----------------------------------------------------------------------------------------

Rodzina stanowi integralną część Narodu nie tylko w sensie biologicznym, choć oba słowa wskazują właśnie na kontekst rodzenia. Rodzina to coś więcej: środowisko wychowania, zachowania i przekazywania kultury w jej wymiarze narodowym i religijnym. Dlatego właśnie rodzina jest tak ważna w życiu Narodu i państwa, dlatego rodzina musi być oczkiem w głowie każdego społeczeństwa, które chce o sobie stanowić w perspektywie historycznej. A co rozsadza rodzinę, co ją demoralizuje i odrywa od dziedzictwa kultury, płynie ze złej woli ludzi nam obcych.

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

***
Pozwolę sobie podłączyć tu też dzisiejszy artykuł:
>Dwaj Prymasi – dwaj więźniowie


avatar użytkownika intix

22. PRZEMYŚL I DZIAŁAJ

Dumni z Polski - Ks. kard. Stefan Wyszyński

Dziś miłosierdzia Bożego potrzebuje także nasz ochrzczony Naród, odwodzony od Miłości Boga i nieraz wątpiący w to, czy jest jeszcze na świecie sprawiedliwość między narodami. Nie każdy ma odwagę upomnieć się dla Narodu o prawo do Boga, do miłości, do wolności sumień, do dziejów, kultury i dziedzictwa rodzimego.

Nie każdy poczuwa się do obrony tylu zagrożonych wartości naszej kultury chrześcijańskiej, którą usiłuje się przemleć w młynie bezdusznej dialektyki materialistycznej. Nie każdy pamięta o tym, co zawdzięczamy naszemu Narodowi i co powinniśmy mu świadczyć. A przecież nie wolno tworzyć „dziejów bez dziejów”, nie wolno zapomnieć o tysiącleciu naszej Ojczyzny i chrześcijańskiej drogi; nie wolno sprowadzać Narodu na poziom „zaczynania od początku”, jak gdyby tu, w Polsce, dotąd nic wartościowego się nie działo; nie wolno milczeć, gdy na ostatni plan w wychowaniu młodego pokolenia spycha się kulturę rodzimą, jej literaturę i sztukę, jej wypróbowaną moralność chrześcijańską, oraz związek Polski z Kościołem rzymskim i z przyniesionymi do Polski wartościami Ewangelii, krzyża i mocy nadprzyrodzonych. Nasza godność narodowa wymaga, byśmy oparli się tej zarozumiałości, z jaką lekceważone jest wszystko co polskie na rzecz tak nam obcego importu.

Fragment pochodzi z listu pasterskiego na XXXIII Tydzień Miłosierdzia 2-8 X 1972 r.
__________________________________________________________________

Walka o prawa naszego Narodu do własnej tożsamości, do własnych dziejów, do własnej kultury nie tylko trwa, ale wręcz przybiera na sile. Zmienił się system, ale polskość w najgłębszym i najpiękniejszym tego słowa rozumieniu znajduje się na indeksie politycznej poprawności, dlatego znika ze szkół, z literatury, z teatrów, z mediów, a na sile przybiera za to antypolonizm. Więc czy naprawdę system się zmienił czy tylko przepoczwarzył?

Prof. dr hab.Piotr Jaroszyński

avatar użytkownika intix

23. Prymas ratował Kościół


zdjęcie
Zdjęcie: Arch. Instytutu Prymasowskiego / -

Z prof. Mieczysławem Rybą, wykładowcą z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, rozmawia Rafał Stefaniuk

Dziś mija 34. rocznica śmierci ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Jaką rolę w utrzymaniu niezależności Kościoła od komunistów w PRL odegrał ks. kard. Stefan Wyszyński?

 – Trudno sobie wyobrazić Kościół w tej kondycji, w której był i przetrwał komunizm, bez ks. kard. Wyszyńskiego. Przede wszystkim on rozumiał najgłębszy sens zmagań z komunizmem. Ten sens nie dotyczył kwestii władzy świeckiej, a zmagań na płaszczyźnie kulturowej. Komuniści wytoczyli Kościołowi wojnę religijną o rząd dusz, propagując skrajny ateizm. Rozumiał, że to jest rzecz najgłębsza w całych zmaganiach i taką walkę podjął, chociażby przez wielką nowennę, przez obchody 1000-lecia chrztu Polski, przez trzymanie dyscypliny wśród duchowieństwa. Swoją postawę przypłacił więzieniem, ale od zniewolenia uratował Kościół.

Uwięzienie Prymasa Tysiąclecia mocno uderzyło w Kościół?

– Patrząc na sprawę powierzchownie, była to klęska Kościoła. Dlatego że głowa polskiego Kościoła znalazła się w realnym więzieniu. To po pierwsze. Po drugie, Kościół był zmuszony do akceptacji dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych, a więc niezwykle groźnego, który zniewalał go administracyjnie. Lecz gdy głębiej spojrzymy na uwięzienie Księdza Prymasa, to władza przegrała. Uwięzienie to stało się symbolem prześladowania religijnego. To, że władza musiała pokazać publicznie, że prześladuje Kościół, stanowiło klęskę, bo jej celem było zniewalanie Kościoła bez tak spektakularnych działań w sensie przemocy. Naród natychmiast skupił się więc wokół Prymasa jako realnej głowy Kościoła w Polsce i jako tego, który cierpi za Kościół. Gdy ksiądz kardynał został uwolniony, jego autorytet wśród księży biskupów stał się niepodważalny.

Uwięzienie miało także wydźwięk międzynarodowy.

– Na całą sprawę bardzo stanowczo zareagował Watykan. Stolica Apostolska zdecydowała się także na nałożenie kar kościelnych. Dotknęło to także Bolesława Bieruta. Pokazało to również, że komunizm jest ideologią zbrodniczą, a nie wyzwalającą robotników spod ucisku.

Dużym zaskoczeniem dla władz były zainicjonowane przez ks. kard. Wyszyńskiego śluby Narodu?

– Dla władz był to gigantyczny problem. Śluby jasnogórskie odbyły się w czasie, gdy Ksiądz Prymas był jeszcze więziony, i otwierały okres dziewięcioletniej nowenny. Władze były bardzo zaskoczone tym, że ten czas pokazał, czym jest dla Polaków religia katolicka i Kościół. To Kościół i religia leżą u podstaw państwowości polskiej. Władze zaczęły więc tworzyć program obchodów państwowych 1000-lecia państwa polskiego. Pokazywanie tych obchodów w sensie alternatywnym do obchodów kościelnych były odbierane groteskowo, gdyż początki państwowości Polski łączą się z rokiem 966, a więc ze chrztem Polski. To, co państwowe i religijne, było ze sobą związane, a komuniści starali się to rozdzielać. Doszło nawet do totalnej konfrontacji. Jednak rok 1966 pokazał, że w tej konfrontacji władza jest przegrana. Mało tego. W opinii wielu historyków ta przegrana była pierwszym elementem domina, czyli powolnego, a systematycznego osłabiania systemu komunistycznego. Możliwy byłby wybór ks. kard. Karola Wojtyły na Papieża bez ks. kard. Wyszyńskiego? – Trudno to sobie wyobrazić. Sam Jan Paweł II mówił, że nie byłoby jego pontyfikatu, gdyby nie Prymas Wyszyński. Jan Paweł II w swoim zawołaniu „Totus Tuus”, w swojej maryjności był niezwykle wiernym kontynuatorem całej symboliki i programu duszpasterskiego związanego z milenium. Kościół nie przetrwałby w tej kondycji bez ks. kard. Wyszyńskiego. A mimo prześladowań ta kondycja była dobra w znaczeniu oddziaływania społecznego. A nie byłoby Jana Pawła II bez takiego Kościoła w Polsce.

Dziękuję za rozmowę.
Rafał Stefaniuk


Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/137791,prymas-ratowal-...

***
Załączam też:
>Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego
>EUCHARYSTIA

avatar użytkownika intix

24. „Skutecznie kształtował przyszłość”

– o znaczeniu nauczania Kard. Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, mówi Ks. prof. Waldemar Chrostowski





Romuald Starosielec:
Księże Profesorze, czy uprawniona jest teza, że po 1989 roku, w niepodległej Polsce, nauczanie społeczne Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego zostało zapomniane? Czy, biorąc pod uwagę wyzwania, przed jakimi stał nasz naród i wielkie zmiany, jakie w Polsce zachodziły, nie zubożyliśmy naszej myśli narodowej i państwowej, nie wykorzystując w należytym stopniu cennego dorobku Prymasa Tysiąclecia? Czy nie wydaje się Księdzu Profesorowi, że elity intelektualne i polityczne III Rzeczpospolitej odsunęły tę postać w cień, z wielką stratą dla naszej obecnej kondycji społecznej i duchowej?



Ks. Prof. Waldemar Chrostowski – (foto: biblia.wiara.pl) Ta diagnoza jest, niestety, prawdziwa. Kardynał Stefan Wyszyński nie doczekał się takiego miejsca w naszej najnowszej historii i świadomości, nie tylko w Polsce, lecz również w Kościele katolickim, na jakie na pewno zasługuje.

       Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, lecz na pierwszy plan wysuwa się kilka czynników. Po pierwsze, Kardynał Stefan Wyszyński był silnie kontestowany już za swojego życia, w okresie, gdy sprawował funkcję Prymasa Polski i Arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego i warszawskiego. Ponieważ angażował się w życie społeczne i polityczne – aczkolwiek to zaangażowanie miało swoje ramy i religijne ukierunkowanie – istniał paradoks polegający na tym, że szanowali go przeciwnicy, nawet ci po stronie „czerwonej”, natomiast rozmaite obiekcje podnosili ci, którzy przynależąc do Kościoła Katolickiego, chcieli nim w Polsce grać oraz ustawiać po swojemu różne sprawy, także społeczne i polityczne.

       Gdy cofniemy się do początku lat pięćdziesiątych XX wieku, czyli okresu stalinowskiego, to Kardynał Stefan Wyszyński wycierpiał wtedy wiele z rąk komunistów, ale z tego, co napisał i co mówił, widać, że prześladowcy go szanowali. Podchodzili do niego z należytym respektem i nie odważyli się wyrządzić mu takiej krzywdy, jaka stawała się udziałem ludzi Kościoła w innych państwach bloku komunistycznego.

       W okresie przygotowań do obchodów 1000-lecia Chrztu Polski, to jest w okresie tzw. Wielkiej Nowenny, Ksiądz Prymas opracował i wytyczył bardzo klarowny program społeczny, który kontrastował z programem partii i ówczesną ideologią. A chociaż różnych przeciwności nie brakowało, to jednak mimo wszystko mógł nie tylko o tym programie mówić, ale również go skutecznie realizować. Polska bez Wielkiej Nowenny i uroczystych obchodów millenijnych nie byłaby taka, jaką stała się w drugiej połowie lat sześćdziesiątych i to właśnie Prymas Wyszyński odegrał w tym procesie decydującą rolę. Ale zarazem już wtedy dawała o sobie znać zawoalowana i otwarta kontestacja. Dochodziła do głosu nie tyle w Polsce, ponieważ tutaj każda kontestacja Kardynała Wyszyńskiego była odbierana jako atak na Kościół, lecz dawała o sobie znać np. w Rzymie. Udawały się tam z Polski osoby, występujące pod hasłem troski o Kościół, które próbowały wyrabiać Księdzu Prymasowi złą opinię.

       W kontekście zachodzących wówczas przemian soborowych przedstawiano go jako konserwatystę, człowieka, który tych zmian nie chce i rzekomo prowadzi własną politykę kościelną. Sugerowano, że należy go pozbawić przywilejów udzielonych przez Piusa XII i Jana XXIII oraz zastąpić nuncjuszem, tak, by papież miał bezpośrednie rozeznanie od kogoś „swojego” na temat sytuacji w Polsce.
 
       Ksiądz Prymas bardzo głęboko przeżywał tę kontestację. Nie mówił o niej głośno, ani nie użalał się nad sobą, doświadczył jednak skutków intryg i działań podejmowanych przeciwko niemu i za jego plecami. Ta podstępna kontestacja trwała również później, gdy na przełomie lat 70-tych i 80-tych zachodziły istotne przemiany społeczne, a może bardziej jeszcze po śmierci Prymasa Tysiąclecia. Kiedy go zabrakło, nie znalazło się zbyt wielu tych, którzy utrwalali jego dorobek, odważnie przypominali jego prawdziwe zamierzenia i osiągnięcia, a także koncepcje społeczne oraz ogromny wkład w utrzymanie ładu moralnego i społecznego w Polsce. Na tym etapie ta niewybredna kontestacja znalazła wyraz przede wszystkim w programowym przemilczaniu osoby i dzieła Prymasa Tysiąclecia. Tamte uwikłania i uwarunkowania w gruncie rzeczy trwają do dzisiaj i z rozmaitym nasileniem wciąż dają o sobie znać.

       Po drugie, zakończenie życia i misji kardynała Wyszyńskiego oraz jego śmierć przypadły na  okres absolutnie wyjątkowy w całej historii Polski. W październiku 1978 roku Karol Wojtyła został Papieżem i nie ma nic szczególnie dziwnego w tym, że oczy wszystkich Polaków skierowały się na Rzym. W centrum życia kościelnego, a także społecznego i politycznego oraz najważniejszych wydarzeń, znalazł się Jan Paweł II. To najzupełniej zrozumiałe.

       Nie jest natomiast zrozumiałe, że nie została podjęta i rozwinięta, a nawet właściwie uszanowana myśl, którą wypowiedział Jan Paweł II, podczas spotkania z Polakami w tydzień po pamiętnym konklawe. Z racji rozpoczęcia studiów w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie byłem obecny na tej audiencji i dzięki Kardynałowi Wyszyńskiemu miałem możliwość być bardzo blisko, bo w drugim rzędzie. Dla nas wszystkich to, co się działo, to był jeden wielki szok. Patrzyłem na twarz Ojca Świętego i twarz Księdza Prymasa.

       Pamiętam jak ogromne wrażenie wywołały słowa Jana Pawła II: „Czcigodny i Umiłowany Księże Prymasie. Pozwól, że powiem po prostu, co myślę, Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża-Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.

       W tydzień po konklawe Jan Paweł II oddał sprawiedliwość i hołd Prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu. Od tego dnia należało tę myśl podjąć, rozwijać i powtarzać, bo taka jest prawda. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej Papieża-Polaka bez Kardynała Stefana Wyszyńskiego! Wszyscy, którzy nie chcą o tym pamiętać, albo przeinaczają tę prawdę, czynią to z określonych pobudek. Ale już wtedy głos Jana Pawła II został zagłuszony, a później powracano do tych zdań, również w Kościele, nader rzadko. Świadomość przygotowania wyboru i pontyfikatu Jana Pawła II przez długie i niezwykle owocne lata biskupiej i prymasowskiej posługi Kardynała Wyszyńskiego zeszła na daleki plan, a następnie jakby wypłowiała.

       Po trzecie, a jest to sprawa najbardziej krępująca i najtrudniej o niej mówić, chodzi o pamięć o Kardynale Wyszyńskim w Kościele warszawskim i gnieźnieńskim, a także w całym Kościele katolickim. Oddziaływanie Księdza Prymasa, tak długo, jak długo żył oraz w  pierwszym okresie pontyfikatu Jana Pawła II, wykraczało daleko poza Polskę. Dam przykład, który dobrze to ilustruje. Gdy w sierpniu 1978 roku jechałem z Paryża do Rzymu, by podjąć studia biblijne i zatrzymywałem się po drodze w różnych miejscach we Francji i Włoszech, egzotyczne dla moich rozmówców było to, że polski Ksiądz się tam pojawia, ale dla mnie najbardziej wymowne było, że na słowo Pologne lub Polonia, reakcja była zawsze jedna – „Wyszynski, Wyszynski”. W każdym miejscu Polska kojarzyła się z Wyszyńskim!

       Gdy przybyłem do Rzymu i zamieszkałem najpierw w Kolegium św. Karola, w środowisku wyłącznie włoskim – był to czas pontyfikatu Jana Pawła I – Polskę kojarzono tylko z Kardynałem Wyszyńskim. Takie były nastroje w zachodniej Europie, a także w Stanach Zjednoczonych – Polska, to Wyszyński. Do wyboru Jana Pawła II to spojrzenie dominowało również w Polsce. Wydaje mi się, że następca Prymasa Tysiąclecia, kardynał Józef Glemp, którego bardzo cenię, nie zrobił wszystkiego, co mógł, by pamięć o jego poprzedniku była prawdziwie żywa. Jest to trudny temat, bo łatwo o nadinterpretację nieprzychylną czy Kardynałowi Wyszyńskiemu, czy Kardynałowi Glempowi. Jednak jest faktem,  że pamięć o Kardynale Stefanie Wyszyńskim w Kościele warszawskim z upływem lat w gruncie rzeczy coraz bardziej płowiała, a tak być nie powinno.

       Po czwarte, na krótko przed śmiercią Kardynał Wyszyński zebrał wokół siebie prominentnych Biskupów polskich i powiedział z naciskiem, że jeżeli w przyszłości będą jakiekolwiek zmiany, stolica prymasowska musi pozostać w Gnieźnie. I tak się stało. W 1992 r. stolica prymasowska została związana wyłącznie z Gnieznem. Nowy podział administracyjny Kościoła katolickiego w Polsce sprawił, że funkcja i rola prymasa Polski radykalnie się zmieniła. Nowa teraźniejszość nie pozostała bez wpływu na postrzeganie przeszłości.

       Po piąte, a wyrażam tu osobistą, lecz przemyślaną opinię, doczekaliśmy się – i to jest wielka radość – dwóch ważnych beatyfikacji i jednej kanonizacji: Ks. Jerzego Popiełuszki oraz Jana Pawła II. Obie odbyły się, jak na procedury watykańskie, bardzo szybko. Dla mnie świętość Kardynała Stefana Wyszyńskiego nie ulega żadnej wątpliwości. Była to świętość szczególnego rodzaju, naznaczona mądrością, pokorą, odwagą, męstwem i cierpieniem. Lecz sądzę, że zaistniała pewna asymetria. Widziałbym taką kolejność: Kardynał Stefan Wyszyński, Ksiądz Jerzy Popiełuszko i Jan Paweł II. To jest również najbardziej właściwy klucz do najnowszej historii Polski, który pozwala ją prawidłowo zrozumieć i poprawnie przedstawiać. Myślę, że ponieważ nie doszło do beatyfikacji Kardynała Wyszyńskiego, to obecnie przesuwa się ona w czasie, a wraz z tym zaciera się on w pamięci ludzi, zwłaszcza młodych pokoleń.

Romuald Starosielec: Nie wszyscy w Polsce zdają się wiedzieć jak wielka pracowitość cechowała Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Będąc na studiach chciałem odnaleźć jedną z wypowiedzi Prymasa z 1973 roku, którą przytoczono w gazecie bez podania źródła. Udałem się do Instytutu Prymasowskiego, gdzie ku mojemu zdumieniu, przedstawiono mi kilkadziesiąt teczek z jego  wypowiedziami i kazaniami, obejmującymi tyko ten jeden rok Jego życia. Utknąłem w czytelni na wiele tygodni, nie odnalazłem  interesującego mnie cytatu, lecz odkryłem wielkie bogactwo życia społecznego, religijnego i patriotycznego Księdza Prymasa. Czy nie sądzi Ksiądz Profesor, że mamy jeszcze wiele do odkrycia z dziedzictwa, jakie pozostawił nam Prymas Tysiąclecia?

Ks. Prof. Waldemar Chrostowski – Działalność Kardynała Stefana Wyszyńskiego wyrastała z jego ogromnego duszpasterskiego zaangażowania. To był duszpasterz w pełnym tego słowa znaczeniu, kochał ludzi i kontakty z ludźmi. Potrafił w ciągu jednego dnia odbywać dwa, trzy, cztery, pięć ważnych spotkań w zupełnie różnych miejscach. Jego działalność była szczególnie intensywna w okresie Wielkiej Nowenny i podczas obchodów 1000-lecia Chrztu Polski.

       Natomiast, co się tyczy tekstów jego wystąpień, trzeba pamiętać, że Ksiądz Prymas miał do stałej pomocy zaufane osoby z Instytutu Prymasowskiego. Panie, które go wspomagały, nagrywały wszystkie wystąpienia, opracowywały teksty i dawały je do zatwierdzenia, a wtedy stawały się one autoryzowane. Gdy nie starczało czasu, bo wystąpień było więcej niż możliwości sczytania tego, co Ksiądz Prymas powiedział, zapisy pozostały nieautoryzowane, ale wiernie oddają jego słowa oraz to, co się wtedy działo. Nie jest tak, że cały ten dorobek istnieje tylko w rękopisach. Instytut Prymasowski zadbał o to, że jest sukcesywnie opracowywany i publikowany.

       Wydane dotąd „Dzieła zebrane”, łącznie 13 obszernych tomów, obejmują teksty wystąpień do 1965 roku. Pozostałe  kilkanaście lat pozostaje do opracowania. W grę wchodzą dwa czynniki. Potrzebne są kompetentne osoby, a pań z Instytutu  Prymasowskiego, których ambicją jest to, by kolejne tomy ukazywały się jak najszybciej, jest niewiele. Także możliwości wydawnicze są ograniczone, bo tak wielkie przedsięwzięcie wymaga nie tylko dużego nakładu sił, lecz i znacznych środków finansowych. To, co się do tej pory ukazało, jest bardzo cenne i zostało opatrzone dużą liczbą niezbędnych objaśnień.

       Poznanie i rozpowszechnianie tego materiału jest niezwykle pożytecznym źródłem do poznania najnowszej historii Polski. Przegląd działalności i wystąpień Prymasa Tysiąclecia wnosi wiele bardzo ważnych akcentów i ukazuje jedną z jego cech, a mianowicie – to słowo należy rozumieć poprawnie – jego chrześcijański pacyfizm, który znajduje wyraz w przebaczeniu. Ksiądz Prymas miał za sobą trzy lata przeżyte w czterech miejscach odosobnienia, gdzie na pewno nie był dobrze traktowany, miał więc za sobą bardzo bolesne doświadczenia, a mimo to nie żywił w sercu żadnych urazów. W jego postawie i nauczaniu nie było śladów martyrologii, skarżenia się ani narzekania, przeciwnie – jest w niej bardzo dużo chrześcijańskiego optymizmu.

Romuald Starosielec: Chciałbym w tym momencie zapytać o nauczanie społeczne Księdza Prymasa. Ostatniemu ćwierćwieczu w dziejach Polski towarzyszyły duże zmiany społeczne i ekonomiczne, często bardzo bolesne. Wiemy, że Ksiądz Prymas miał olbrzymie dokonania również na polu myśli społecznej. Zajmował się nią już w okresie swojego wczesnego kapłaństwa i ta problematyka była obecna w jego nauczaniu przez całe jego długie życie. Dlaczego dziś nie sięga się do tej nauki?

Ks. Prof. Waldemar Chrostowski – Moja osobista ocena nauczania społecznego Kościoła, czy katolickiej nauki społecznej, jest dosyć surowa. Sądzę, że problem polega na tym, iż jej przedstawiciele i rzecznicy nie tyle kształtowali rzeczywistość życia społecznego w Polsce, ile z różnym skutkiem próbowali za nią nadążać. Próbowali doganiać i – rzadziej – odważnie oceniać to, co się stało, natomiast nie wytyczali kierunków ani nie stymulowali tego, jak być powinno. Rzetelna ocena wielu zjawisk, które dotkliwie wpłynęły na życie Polaków, przychodziła z opóźnieniem i zastrzeżeniami, które mogły wywoływać, i rzeczywiście wywoływały, niemałe zamieszanie.

       Nauczanie Kardynała Wyszyńskiego, bardzo wyraziste, było dla tego typu ostrożnej strategii po prostu niewygodne. Trzeba podkreślić, że jego  nauczanie społeczne nie zaczęło się z chwilą, gdy został Prymasem Polski, lecz już w okresie przedwojennym. Ksiądz Prymas został wyświęcony na Kapłana mając 23 lata, a więc rok przed tzw. wiekiem kanonicznym. Pochodził z prostej rodziny i zapewne dlatego miał wielkie wyczucie społeczne. Wiem od księży diecezji włocławskiej, którzy pamiętali Księdza Stefana Wyszyńskiego jeszcze z okresu  międzywojennego, że przez niektórych był postrzegany jako Ksiądz komunizujący.

       Przed wojną na terenie Włocławka istniało duże środowisko robotnicze, a na terenie całej diecezji istniało wielkie rozwarstwienie społeczne. Los robotników i chłopów był naprawdę opłakany. Ksiądz Stefan Wyszyński stawał po stronie tych, którym nie tylko współczuł, lecz też wychodził naprzeciw ich potrzebom. A oto jeden, mało znany, szczegół z tamtego okresu. Odbywała się jakaś parafialna uroczystość, zapewne tzw. odpust, podczas której przy stole zbierali się księża, miejscowe zamożniejsze osoby i właściciele ziemscy. Podczas obiadu rozpoczęło się narzekanie na chłopów i robotników, że mają wygórowane roszczenia i nie można im ustępować. Ksiądz Wyszyński powiedział: „Jeżeli im nie ustąpicie, to przyjdzie dzień, że sami upomną się o to, co im się należy”. Reakcją znacznej części zebranych było oburzenie: „Jak ksiądz może być tak lewicowy?” Ten szczegół dobrze oddaje dylematy tamtego czasu, a także sedno poglądów późniejszego Prymasa Polski.

       Zajmował się on także sprawą szkolnictwa i w okresie wojny napisał dzieło, którego tytuł daje wiele do zastanowienia: „Duch pracy ludzkiej”. Ksiądz Wyszyński zajmował się w nim tematem pracy i godności człowieka pracującego. Wytyczał program, który i dzisiaj brzmi bardzo odważnie: „Człowiek nie jest przeznaczony wyłącznie do modlitwy, ale człowiek też nie jest prze  znaczony wyłącznie do pracy. Te dwa wymiary trzeba ze sobą umiejętnie łączyć”.

       Okres powojenny przyniósł radykalne zmiany społeczne, gospodarcze, ekonomiczne i polityczne i trzeba było do tych zmian dostosować również tamto spojrzenie. Rzeczywiście, po wojnie przyszli ci, którzy upomnieli się o swoje, a przy okazji również o to, co im się nie należało. Kardynał Wyszyński musiał doprecyzować swoje poglądy, lecz zawsze stawał po stronie sprawiedliwości. Powtarzał, że sprawiedliwość to oddanie każdemu tego, co mu się słusznie należy. I w tej definicji sprawiedliwości każde słowo jest bardzo ważne. Przenosząc na grunt społeczny nauczanie Ewangelii, własnym życiem i postępowaniem świadczył, że nie ma sprawiedliwości bez miłosierdzia i nie ma miłosierdzia bez przebaczenia.

Romuald Starosielec: Dostrzegamy dzisiaj swego rodzaju dewaluację urzędu prymasa Polski. Znika z naszej świadomości prymas jako interrex a przecież jeszcze trzydzieści kilka lat temu tak właśnie Polacy postrzegali Prymasa Wyszyńskiego. Myślę, że gdyby dzisiaj zrobić sondę uliczną i zapytać przechodniów, kto jest aktualnie prymasem Polski, to wielu by nie znało odpowiedzi. Taka sytuacja w czasach komunistycznych byłaby nie do pomyślenia.

Ks. Prof. Waldemar Chrostowski – Zapewne jest to sprawa nie tylko do refleksji historycznej, lecz i do rachunku sumienia. Mamy obecnie nie jednego, lecz trzech prymasów – dwóch Prymasów emerytów, czyli Księdza Arcybiskupa Henryka J. Muszyńskiego i Księdza Arcybiskupa Józefa Kowalczyka, oraz prymasa, który pełni swą funkcję – Księdza Arcybiskupa Wojciecha Polaka. Rzeczywiście, gdyby zrobić uliczną ankietę, to w różnych diecezjach odpowiedzi wyglądałyby różnie. W Gnieźnie jest zapewne najwięcej takich, którzy potrafią wymienić wszystkich aktualnych prymasów. Natomiast im dalej od Gniezna, sytuacja staje się coraz trudniejsza. Jednak, zwłaszcza w środowisku osób starszych, gdy mówi się „Prymas”, dopowiedzenie brzmi „Wyszyński”.

Romuald Starosielec: Żyjemy jednak w dość burzliwych czasach. Czy nie sądzi Ksiądz Profesor, że głos Kościoła w Polsce powinien być bardziej słyszalny wobec tych problemów społecznych, moralnych i cywilizacyjnych, z jakimi ma dziś do czynienia Polska i Europa?

Ks. Prof. Waldemar Chrostowski – Od marca 1992 roku, czyli od czasu reformy administracyjnej Kościoła katolickiego w Polsce, funkcja i rola prymasa jest inna niż wcześniej. Zwornikiem, który integruje biskupów i Kościół w Polsce, jest wybierany przez nich przewodniczący Konferencji Episkopatu. Konsekwentnie, sprawy które dotyczą życia Kościoła, koordynuje wybrany na określony czas ów przewodniczący. W tych okolicznościach tytuł prymasa Polski nabrał charakteru historycznego i przypomina tytuł prymasa Belgii, bo tam też on istnieje, czy na Węgrzech. Szanuje się go, wiedząc, że jest to tytuł uwarunkowany historycznie, ale nie ma on urzędowego i normatywnego wpływu na kształt i kierunki życia kościelnego. Druga sprawa jest ogólniejsza i myślę, że poważniejsza. Po śmierci Jana Pawła II Kościół katolicki w Polsce w dużym stopniu wycofał się z wyrazistego udziału w życiu społecznym i politycznym. Nie znaczy to, że w nim w ogóle nie uczestniczy, ale – tak jak społeczna nauka Kościoła – nie zawsze za nim nadąża, a raczej stara się interpretować to, co się już wydarzyło. Jest to uwarunkowanie, które nie pozostaje bez wpływu na recepcję wypowiedzi Kościoła.

Romuald Starosielec: Gdy zmarł Ksiądz Prymas Stefan Wyszyński miałem dwadzieścia dwa lata. Doskonale pamiętam atmosferę tamtego okresu, wielki, niekwestionowany autorytet Prymasa wśród duchowieństwa, odczuwany także przez funkcjonariuszy aparatu komunistycznego. Nie potrafię sobie wyobrazić, aby w tym czasie wypowiedzi polskich biskupów w jakichkolwiek sprawach mogły być rozbieżne, z czym niejednokrotnie mamy dzisiaj do czynienia. Czy nie sądzi Ksiądz Profesor, że brakuje nam dzisiaj autorytetu na miarę Prymasa Stefana Wyszyńskiego?

Ks. Prof. Waldemar Chrostowski – To nie jest tylko kwestia prymasa, bo znowu sprawa jest znacznie głębsza. Po pierwsze nastąpiła erozja autorytetów i dotyczy ona również ludzi Kościoła. Poza Kościołem i w konfrontacji z nim zrobiono bardzo dużo, by obniżyć autorytet duchowieństwa, zarówno wyższego stopnia, jak i zwyczajnych księży. Dzisiaj szacunek wobec kapłana czy biskupa nie jest już taki, jaki był kilkadziesiąt lat temu. Jest to w znacznym stopniu skutek zmasowanej polityki i ideologii, czego nie wolno nie dostrzegać ani lekceważyć. Zjawisko to nadal trwa i, niestety, będzie powodowało coraz bardziej katastrofalne skutki.

       Po drugie, sytuacja w Polsce, jeżeli chodzi o wypowiedzi hierarchów, odzwierciedla sytuację w całym Kościele. Nie jesteśmy wyspą, w której dwóch czy trzech biskupów, wypowiadając się w jakieś sprawie, ma różne zdania. Tak dzieje się niemal w całym Kościele. Dokumenty kościelne poddawane są sprzecznym uszczegółowieniom oraz odmiennym, a nawet skrajnie rozbieżnym interpretacjom i dopowiedzeniom. Na ich kanwie mnożą się rozmaite dywagacje, polemiki i kontrowersje. Ta atmosfera przenosi się też na polski grunt. Oczywiście, chcielibyśmy, aby w Polsce i w Kościele istniał autorytet, do którego powagi moglibyśmy się zawsze odwołać.

Wywiad ukazał się w miesięczniku Polityka Polska nr 8-9/2017.

Za: politykapolska.eu/