O znaczeniu pojęć (menda)
Jak tylko pan premier Tusk pozwolił mówić o kryzysie, to jest około trzech tygodni temu, media na czerwonych paskach i ze stanowczymi wykrzyknikami ogłosiły, że "premier znalazł miliardy", które nas od kryzysu uchronią. Gdzie te miliardy "znalazł" już się nie dowiedzieliśmy, co skłania do przypuszczeń, że wydobył je z naszych własnych kieszeni. Ale i to niekoniecznie, bo okazuje się, że w budżecie na ten rok, pisanym w czasie gdy funkcjonował oficjalny zakaz mówienia o kryzysie, dla wszystkich bodaj ministerstw przewidziano wirtualne, to jest pozbawione podstaw finansowych, wpływy. To jest postępowanie bardzo logiczne i konsekwentne, bo skoro w czasie pisania budżetu kryzysu "nie ma" zaś mówią o nim wyłącznie"łajdacy" (copyright by "profesor" Władysław "bydło" Bartoszewski) oraz nieodpowiedzialne warhoły, które chcą na nim zbić kapitał polityczny, to w takim razie można pić i popuszczać pasa na sumę 28 miliardów złotych, która stanowi, jak twierdzi pisowskie "bydło" tak zwaną "dziurę budżetową".
Tak samo więc jak owego kryzysu jeszcze trzy miesiące temu "nie było" tak i dziś ów kryzys został zażegnany przez premiera Tuska dzięki cudownemu "znalezieniu" miliardów, które to "znalezienie" jest niczym innym, jak rozpaczliwą i amatorską próbą weryfikacji wirtualnych założeń finansowych jego ministrów. Piszę "rozpaczliwą i amatorską" bo kazde dziecko wie, że realnych oszczędności można szukać tylko poprzez zmianę ustawy budżetowej a nie wzywanie na dywanik wesołej ferajny ministrów, którzy chcieli sobie wypić i zakąsić na nasz koszt. Jak łatwo zauważyć, wszystko rozbija się o właściwe używanie pojęć, ale tym już zajmują się rzesze specjalistów od pijaru, których pan premier zatrudnia a także "niezależne media", z którymi pan premier pozostaje w komitywie.
A skoro już mowa o dialektyce, to przypomniał mi się właśnie pan marszałek Borusewicz, który, jak tylko honorowo opuścił PiS i przeszedł na stronę Plarformy, przeistoczył się z zahukanego i cichego polityka trzeciego szeregu w prawdziwego wojownika, który dokazuje ile wlezie, nawet samemu papieżowi. Otóż pan marszałek stwierdził, że Benedykt XVI "popełnia błąd za błędem". Rozchodzi się rzecz jasna, o ponowne przyjęcie na łono kościoła lefebrystów, znanych z ortodoksyjnego przywiązania do swojej wiary katolickiej i braku akceptacji dla jej rozmydlania przez inne ideologie (po polsku to będą "warhoły", "bydło" i "oszołomy"). To oczywiście nie mogło nie zdenerwować polskiego salonu polityczno - medialnego, który oburzony jął krytykować Benedykta XVI za "unieważnienie decyzji Jana Pawła II". Jak powszechnie wiadomo, dla wspomnianego salonu kościół katolicki zasługuje na pochwałwały wyłącznie za tzw. ekumenizm, tj. dialog i porozumienie z innymi religiami. Czyżby więc porozumienie z lefebrystami nie było wspaniałym ekumenicznym osiągnięciem nowego papieża? Czy dialog można prowadzić wyłącznie z Żydami, zaś z lefebrystami już nie?
I dlaczego nikt jeszcze nie zadekretował oficjalnego pojęcia ekumenizmu, tak jak to zrobiono z kryzysem finansowym? Należy niezwłocznie nadrobić to niedopatrzenie, byśmy wszyscy wiedzieli co mamy myśleć nie tylko o pieniądzach, które mamy w kieszeni ale i o sprawach wiecznych.
http://menda.salon24.pl/386033.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. a co będzie jak ten
2. +
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów