Konwergencja (na marginesie pewnej okrągłej rocznicy) (dodam)
Od 1989 roku obserwujemy proces konwergencji ideologii awangardy PZPR z SLD i rewizjonistów PZPR z “pierwszego zaciągu Wałęsy”. Okres błędów i wypaczeń tych ostatnich, czyli odejście od zasadniczej linii awangardy z SLD właśnie się kończy. Lektura ostatnich numerów Gazety Wyborczej i Trybuny pokazuje, że Czech, Frasyniuk już niczym nie różni się od Olejniczaka i Napieralskiego.
Nie raz mieliśmy okazję przekonać się, że Michnik i Stasiński, niczym rasowi bolszewicy, zdolni są do każdego skrętu. Oficjalna ideologia nie ma wszak dla nich żadnego znaczenia i służy wyłącznie uwodzeniu mas. Rzeczywiste cele można byłoby poznać dosiadając się do stolika przy którym Michnik z Urbanem wymieniają dusze. Najważniejszym, przekonalibyśmy się, jest wolność. Wolność Michnika i Urbana dowolnego kształtowania sceny politycznej w Polsce, czyli WŁADZA. Utrzymanie rządu dusz.
Kolejne wolty GW to nie wolty. Zplanowano każdą starannie, z odpowiednim wyprzedzeniem, nim rozpoczęła się praca wyrobników, tworzenie odpowiedniego klimatu, urabianie, żeby każdy leming sądził, że wszystko sam wymyślił.
Jeden z ostatnich przykładów: powrót do głębokich, niezabliźnionych, antyamerykańskich wyżłobień z czasów PRL w mózgach lemingów, nad którymi tak ciężko pracował kiedyś Longin Pastusiak… Ważniejsze, że znów razem z liberalnym lewactwem całego świata panujemy nad motłochem. Znów "liczą się tylko masy". Otumanionych.
Co ciekawe, konwergencja szmaciaków i gęgaczy zachodzi równolegle wśród wpatrzonych w swoich idoli mas. Najlepiej to widać na uniwersytetach. Tam dawni towarzysze znów tworzą z dawnymi rewizjonistami jeden wspólny front walki z gnojkami, kaczofaszyzmem, zoologicznym antykomunizmem, ciemnogrodem, oszołomstwem, frustratami itp i wespół zespół dają odpór np. znienawidzonym historykom IPNu. To oni wspólnymi siłami pokazują miejsce takim jak dr Migalski.
http://dodam.salon24.pl/384807.html#comment-3566190
i komentarz bardzo wazny
Wcześniej, powiedzmy gdzieś od roku 1956 możemy mówić nie o konwergencji tylko o ZARAŻANIU. Zarażaniu się bakcylem lewicowości "mas pracujących miast i wsi", że o inteligencji pracującej nie wspomnę. Właściwie epidemii. Bakcyl ten wykorzystywał pewną umysłową lukę immunologiczną, a zarazem piękną cechę człowieka: wrażliwość na krzywdę i współczucie dla biednych. Rozprzestrzenianie się zakażenia nie zależało ani od narodowości ani od inteligencji. Zależało tylko od wieku zarażonego i jego doświadczenia życiowego. Lewicowość wszak jest uproszczeniem, które łatwo jak kreskówkę przyswajają umysły młode. Wśród niemłodych dotyka głównie osobniki odcięte od rzeczywistości. Np. pracujące w mediach czy na uniwersytetach.
Rewizjoniści z lat sześćdziesiątych, czyli Gęgacze, to ci, którzy do końca traktowali lewicowość serio, w przeciwieństwie do Aparatczyków czyli Szmaciaków szybko orientujących się, że lewicowość to tylko pic, z którego można nieźle żyć. Wówczas drogi Szmaciaków i Gęgaczy rozeszły się.
Po 1989 roku nastąpił proces konwergencji. Jak pan sądzi, kto do kogo bardziej przybliżył się, Szmaciaki do Gęgaczy, czy Gęgacze do Szmaciaków?
Przykład Michnika i Urbana jest piękną ilustracją całego procesu: zarażenia, rozejścia, pojednania.
PS. Z premedytacją korzystam z terminu "konwergencja" pretensjonalnego jak "z pamiętnika młodej lekarki", aby nawiązać do wtłaczanej w PRLu wiedzy o wdzięcznej nazwie ekonomia polityczna socjalizmu.
Konwergencja to niemiłosiernie krytykowany w podręcznikach jako kolejny przejaw "imperialistycznego zaczadzenia", przewidywany przez zachodnich socjalistów kierunek ewolucji dwóch przeciwstawnych systemów, kapitalistycznego i socjalistycznego (komunistycznego).
No i ziściło się, choć w nieco groteskowy sposób.
dodam- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz