Precz z państwem, czyli ostateczne rozwiązanie
toyah, śr., 04/02/2009 - 21:02
Bezpośrednim powodem, dla którego postanowiłem wczoraj zabrać głos na temat postaci tak parszywej, jak Marek Goliszewski, było to, ze ów Goliszewski odezwał się w sprawie, od której ktoś taki jak on powinien się trzymać jak najdalej. Czyli w sprawie państwa polskiego i tego państwa powodzenia. Tymczasem Goliszewski nie dość, że odezwał się kompletnie nie pytany, to jeszcze uczynił to w sposób wyjątkowo bezczelny. Właśnie ta porażająca bezczelność sprawiła, ze mój wpis był bardziej emocjonalny, niż merytoryczny. Uznałem jednak, ze naprawdę nie można ode mnie wymagać, żebym nie tylko poświęcał Goliszewskiemu cały wpis, ale jeszcze wyjaśniał, co w jego spojrzeniu na Polskę i na świat jest chore, a co bardzo chore.
Problem jednak, związany z przede wszystkim wystąpieniem Platformy Obywatelskiej w sprawie finansowania partii politycznych, reakcją na tę propozycję przez Przemysława Gosiewskiego i wreszcie tym kuriozalnym listem Goliszewskiego, jest bardzo poważny i z pewnością nie można go potraktować bardzo lekko tylko dlatego, że masoneria skupiona w Business Center Club uważa, że tak by było lepiej z punktu widzenia ich interesów. Gra bowiem nie toczy się o, czy państwo w kryzysie będzie mogło zaoszczędzić dodatkowe parę milionów i czy przy okazji szukania tych oszczędności jedna partia będzie mogła natłuc o kilka więcej clipów, czy billboardów od drugiej partii. Nie chodzi nawet też nie o to, czy tzw. biznes będzie mógł dzięki tej zagrywce obstawić parę dodatkowych punktów na politycznej mapie Polski. Tu chodzi o coś o wiele większego, mianowicie o kształt państwa i o ostateczny kształt polskiej demokracji.
Dziś, tak jakoś wyszło – kompletnie nie wiem, dlaczego – że cały dzień i ja i Toyahowa i dzieci, siedzimy przed komputerami i oglądamy na youtubie, albo na stronie BBC, czy Sky News, kawałki z brytyjskiego parlamentu. Patrzymy na tych brytyjskich polityków, jak siedzą naprzeciwko siebie w Brytyjskim Parlamencie i z tym niezwykłym czarem, współtworzą ten cudowny teatr o nazwie polityka. Słuchamy tych najpiękniejszych wybuchów złośliwości, dowcipu, często wręcz prawdziwie brutalnego – jak przystało na House Of Commons – ‘pospolitego’ chamstwa i myślę sobie, jaka to historia, jaka tradycja i jaka to potęga państwa stoi za tym wrzaskiem, buczeniem, tym waleniem w blaty, tym szyderstwem. Tą polityką. Wczoraj, kiedy Gosiewski spytał, czy kiedy już państwo wycofa się ze wspierania demokracji, to czy obowiązek ten weźmie na siebie wielki biznes, pani redaktor Kalczyńska niemal zemdlała z oburzenia, ze PiS nie umie jednak zmienić języka na cywilizowany. I myślę sobie, że tak własnie się to robi. W ten sposób – powoli i delikatnie – niszczy się podstawy tego, co zawsze wyznaczało zasady demokracji. Debatę. Tak właśnie sączy się w bezbronne uszy, bezbronnych umysłów te jedną informację: „Machnijcie na to ręką. To wszystko brud i ohyda. Stawiajcie na indywidualną przedsiębiorczość”.
Wielu z nas doskonale pamięta, jak wyglądała polska polityka jeszcze dwadzieścia lat temu. Ci co nie pamiętają, wiedzą to z książek do historii i z opowiadań tych, którzy byli na miejscu. To z czym mieliśmy do czynienia wtedy, nie było ani państwem w klasycznym tego słowa znaczeniu, ani też polityką w jakimkolwiek znaczeniu. Nie było demokracji, bo na demokrację nie było zapotrzebowania. Poza tym demokracja i tak nie miała jak w tamtym świecie funkcjonować. Jeśli nie ma polityki, nie ma partii politycznych, nie ma konkurencji programów, nie ma potrzeby organizowania instytucji demokratycznych – ani w postaci wolnych mediów, ani też w postaci wyborów.
Jeśli nasi bohaterowie przez tyle lat walczyli o wolną i demokratyczną Polskę, to również walczyli o prawdziwe silne państwo i o prawdziwą, stabilną demokrację. Używam tu przy tym słowa „bohaterowie’, ponieważ bardzo bym nie chciał, żeby zasługi za udział w tej walce i ewentualne sukcesy w niej odniesione, zostały w jakikolwiek rozmyte przez użycie słowa ‘walczyliśmy’. Więc walczyli oni o to, żeby po latach tego bezprecedensowego absurdu, można było jeszcze raz poczuć, że wpływamy na kształt tego państwa i mamy okazję kształtować dobro Ojczyzny. I tak – przede wszystkim – powstały pierwsze partie polityczne.
I – jak mówię – tyle wiedzą wszyscy. I ci, którzy sami mieli okazję świadkować tym wydarzeniom i ci, którzy znają to wszystko z opowiadań. Mam jednak wrażenie, że wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak to, że powstały partie polityczne było ważne i z jak ciężkim bólem te partie się rodziły. Dlaczego tak jest? Wydaje mi się, że za tym niezrozumieniem stoi bardzo stare – i bardzo skutecznie podtrzymywane przez ludzi o złych intencjach – przekonanie, że polityka, politycy i partie polityczne – to brud i bzdura. Więcej. Za tym niezrozumieniem stoi również ten czarny mit, że państwo, w gruncie rzeczy, to zło, represja i fałsz. Mit, również bardzo skutecznie lansowany przez ludzi o złych intencjach. A własnie tak było – silne państwo, państwo demokratyczne, ze swoimi demokratycznymi strukturami, rodziło się w wielkich bólach.
Od razu muszę się tu zastrzec, że ja nawet dziś jeszcze nie wiem, kto tak naprawdę stał za planem – planem ewidentnym – maksymalnego osłabienia państwa polskiego w nowych czasach. Dziś mam ochotę powiedzieć, że to był Marek Goliszewski. Ale, po pierwsze, to emocje, a po drugie zbytnie uproszczenie. A my uproszczeń nie chcemy, prawda? Więc będę używał popularnego określenia ‘oni’. Zatem należy przypomnieć, że wstępna koncepcja była taka, żeby Solidarność przekształciła się w partię o nazwie Komitet Obywatelski, czy coś w tym stylu, i żeby – dokooptowawszy pojedynczych przedstawicieli upadającej komuny – oni właśnie mogli już rządzić Polską zawsze. Stąd, powstanie silnego Porozumienia Centrum i polityczna niezależność Lecha Wałęsy spotkała się w tamtym czasie z tak straszną wściekłością tzw. elit. To są fakty i tu nie ma żadnej dyskusji.
Widząc, że nie uda się już utrzymać sytuacji, w której Polska pozostanie quasi-państwem z quasi-demokracją, rządzoną przez polityczny syndykat i wielki biznes, postanowiono zniszczyć ten wielki dorobek wspomnianych bohaterów, tworząc absolutnie szatańskie projekty ustaw o partiach politycznych i ordynację do Sejmu, które ostatecznie miały pokazać Polakom, że polityka to nie wart najmniejszej uwagi cyrk. I znów, z bardzo krótkotrwałym efektem. Pragnienie wolności i demokracji, znów okazało się silniejsze od tego spisku.
I tak ta walka się toczy od dwudziestu lat. Z ciągle tym samym planem i z tym samym argumentem – że politycy to darmozjady, partie to banda oszustów, a cała ta polityka to czysta kpina z inteligentnego, wykształconego, kulturalnego człowieka, który wie, że od ilości czasu przeznaczonego na występy „gadających głów” pieniędzy i sukcesów nam nie przybędzie. I że czym prędzej to zrozumiemy, tym szybciej pozwolimy zadbać o nasze codzienne sprawy tym, którzy wiedzą jak to się robi i są bardzo chętni żeby za drobną opłatą te nasze kłopoty rozwiązać.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że najnowszy plan Platformy Obywatelskiej, w gruncie rzeczy jest jedynie konsekwentną realizacją zamierzeń jeszcze z początku lat 90-tych. Oczywiście, mamy kryzys, wszyscy szukają oszczędności, więc oszczędności też musi szukać rząd. I do tego momentu wszystko jest w jak największym porządku. Jednak pomysł, żeby zaoszczędzić na partiach politycznych, czyli na demokracji, a więc – w efekcie – na sile polskiego państwa jest absolutnie dla tego państwa zabójczy. I zupełnie mnie nie obchodzi, czy politycy Platformy, przedstawiając ten projekt, mieli dobre, czy złe intencje. Czy oni realizowali wytyczne wspominanego już syndykatu i biznesu, czy szczerze i naiwnie uznali, że tak błyskotliwe uderzenie w partie, zostanie dobrze przyjęte przez społeczeństwo. W jednym i w drugim wypadku, za ich działaniem stoi najczystsze i najbardziej bezwzględne przekonanie, że państwo jest jedynie kłopotliwym dodatkiem do człowieka i jego życiowych planów.
Ja jestem przekonany, że środowisko reprezentowane przez Platformę Obywatelską, w sposób naturalny, do państwa czuje wyłącznie pogardę. A jeśli już czuje tę pogardę do państwa, to oczywiście automatycznie przenosi ją na demokrację i politykę rozumianą jaką konkurencję idei, dla dobra tego państwa. Gdyby tak nie było, domyślaliby się – przynajmniej w decydującej większości – że dla odradzającej się demokracji i dla aspirującego społeczeństwa, wolność stowarzyszania i wolność uprawiania polityki jest wartością nie do przecenienia. Że jest to wartość, o którą należy dbać jak o rodzące się życie.
Nie mogą jednak tego wiedzieć. Choćby z tego powodu, że oni też nie za bardzo wiedzą, dlaczego należy tak bardzo dbać o rodzące się życie. Ale, jak mówię, kto na tej ich niechęci do państwa wygrywa bardziej, a kto jeszcze bardziej, nie ma już takiego znaczenia. Oczywiście, jeśli swój plan likwidacji państwa uzgodnią z wielkim biznesem, wygrają oni i ten biznes. Jeśli uzgodnią go z masonerią, wygra masoneria i oni. Jeśli umówią się z jakimiś europejskimi organizacjami, których nazwy i pochodzenia lepiej dla nas nawet nie znać, też wygrają oni i to coś. Wszystko jedno. Paradoks sytuacji polega na tym, że to ich zwycięstwo w ostateczności, nie będzie nawet ich zwycięstwem. Na samym końcu tego planu i tak zostanie tylko ten biznes, ta loża, to coś. Jeśli idzie o nich, zostaną tylko ci, którzy się załapią na resztki.
- toyah - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
7 komentarzy
1. własnie Niesiołowski napadł na Jakubiak we WSI 24
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. "Toyah w piwnicy"
3. przekazy dnia na telefony nie przewidziały wrogiej prawdy
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. toyah
5. Państwo w ręce lobbystów i Goliszewsko-bochniarzy!
przypominam POmysły na ten rok :
W ramach projektowanych przez resort gospodarki działań na rzecz stabilności i rozwoju, podatnicy CIT mają uzyskać prawo do przekazania 1 proc. podatku na przedsiębiorstwa społeczne. więcej »
Resort zakłada, że w tym roku wypracuje rozwiązania dla tego pomysłu. Przedsiębiorstwa społeczne, to organizacje prowadzące działalność gospodarczą bez zysku (non profit).
Kto dostanie te kasę? CASE, FOR, Instytuty od Fundacji Batorego - z kieszeni przedsiebiorstw do kieszeni macherów od propagandy!
Tak Toyahu, a Wy tu pokazujecie, jak to działa, oj, psujecie , psujecie !
Do piwnicy marsz!
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. tja
7. Amerykanie określają takich
janekk