Serial "Breslau" jest plagiatem - I
Do plagiatow zdazylismy sie przyzwyczaic. Te w muzyce sa mniej uchwytne dla szerszej publicznosci, wiec znane sa glownie ludziom z branzy. Te w nauce, sa latwe do uchwycenia, da sie nawet wyliczyc jaki procent tekstu zostal ukradziony tworcy. Zwykle probuje sie wyciagac konsekwencje wobec plagiatorow, ale najczesciej rozchodzi sie to po kosciach. Jak kare poniosla na przyklad szefowa bijacej blaskiem organizacji laczaczej narody europejskie? Formalnie - zadnych, nawet nie doznala uszczerbku jej blekitnokrwistosc sygnalizowana w ostrzezeniu w postaci przedrostka "von".
Jednakze wrazliwosc na oszustwa, mozna rzec, intelektualne, bo przeciez idzie nie o te z trzema kartami na targu, tak do konca jeszcze nie zanikla. Szczegolnie gdy pojawia sie przypadek "blatant" plagiatu. Specjalnie uzylem angielskiego slowa by uniknac ostrych sformulowan, w ktorych "jawny i nachalny" nalezalby do najlagodniejszych. I wlasnie wrazliwosc sprawila, ze pisze ten kilkuodcinkowy tekst.
Moja reakcje wywolala okolicznosc ogladniecia nowego polskiego serialu kryminalnego pt. "Breslau" bez przygotowania. Sam tytul i doslownie kilka wstepnych slow bardzo krotkiego streszczenia byly jak autostrada do przyjecia zalozenia (jak sie mialo okazac - nieslusznego), ze bede obcowal z ekranizacja ksiazki albo ksiazek Marka Krajewskiego - ksiecia polskiego kryminalu retro. Literki na tzw. liscie plac byly malutkie i szybko znikaly, wiec w swej naiwnej nieswiadomosci wytrwalem do samego rana. A wczesny ranek rzadzi sie swoimi prawami, ktore nie prowadza do jakiegokolwiek szczegolowego sprawdzania czegokolwiek poza wygodnym ulozeniem poduszek. Moja pora na pobudke nastepuje scisle o godzinie 13:00, wiec sprawdzenie niejasnych przeczuc zaczelo sie dopiero wlasnie wtedy. A dokladniej, doznalem gorzkiego niesmaku po moim sniadaniu, ktory w moim domu (poza mna) jest wlasciwie pora "lunchu".
No i zaczelo sie, trwajace do dzis, sprawdzanie moich obserwacji i odczuc. Znalazlem caly szereg potwierdzen. Ludzie najlagodniejsi konstatowali, ze "tworcy celowo nawiazuja do serii Krajewskiego". Mniej wiecej w tym samym rejonie na skali ocen znalazla sie wypowiedz prasowego recenzenta, Piotra Gluszkowskiego: "'Breslau' jest serialowym kuzynem serii Marka Krajewskiego o Eberhardzie Mocku. Ale wsrod tworcow nie ma nazwiska autora slynnych kryminalow".
Jak dotad, najdalej posunal sie Hubert Sosnowski w recenzji zatytulowanej: "Mamy Krajewskiego w domu. Breslau od Disney+ chce byc dobrym polskim kryminalem, a nie moze". Zaczal nieco okrutnie: "Nie wiem, jaki jest stosunek prawny i licencyjny "Breslau" do cyklu, z ktorego serial czerpie". Sugestia calkiem, calkiem. I pisze dalej: "Niektore sceny zywcem wyjete zywcem z ksiazek, a i sam policjant zachowuje sie jak nieco lagodniejsze (moze za bardzo) wcielenie Mocka [...] W sumie to wrazenie, ze obcuje z rozwodniona wariacja wokol pomyslow Krajewskiego towarzyszyla mi przez wiekszosc seansu".
Cala ta sprawa jest wazna i interesujaca. Co wiecej, jesli stawia sie zarzuty, to wypada je solidnie udokumentowac. Forma, jaka jest recenzja prasowa, jest ograniczona. Ja tutaj takich ograniczen nie mam. Moge stopniowo, krok po kroku, dokonywac wiwisekcji plagiatu.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać

napisz pierwszy komentarz