SZOKUJĄCE FAKTY DOTYCZĄCE ŚMIERCI BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI.
NIEZNANE, UKRYWANE I SZOKUJĄCE FAKTY DOTYCZĄCE ŚMIERCI BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI.
CZY PREZES TK PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI UKRYWA MORDERCÓW KS. POPIEŁUSZKI?
O CZYM WIE I CO UKRYWA PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI?
LECHA WAŁĘSY "BOLKA" DROGA NADZIEI DO UKRYWANIA ZBRODNIARZY SB BŁ. KSIĘDZA JERZEGO POPIEŁUSZKI.
O CZYM WIEDZĄ I CO UKRYWAJĄ TAJNY WSPÓŁPRACOWNIK SB LECH WAŁĘSA "BOLEK" I JEGO SEKRETARZ MIECZYSŁAW WACHOWSKI?
Twarz ks. Popiełuszki była tak zmasakrowana, że trudno było go rozpoznać. Relacja ks. Grzegorza Kalwarczyka odtwarza przerażające szczegóły. Między innymi ks. Kalwarczyk przytacza fragment wypowiedzi lekarza:
"Stwierdził, iż w swojej praktyce lekarskiej nigdy nie dokonywał sekcji zwłok, które wewnętrznie byłyby tak uszkodzone, jak było to w przypadku wnętrza ciała Księdza Jerzego".
I jeszcze jeden nieujawniony w czasie zeznań lekarza przeprowadzającego autopsję fakt, że podczas tortur wyrwano Księdzu Jerzemu język.
Od ponad dwudziestu lat w dziwnych okolicznościach giną ludzie, którzy próbują dociec prawdy o zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Kto i dlaczego sabotuje śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia"?
-"Przestań gadać, albo skończysz w Wiśle jak twój brat" - te słowa wielokrotnie słyszał w słuchawce telefonu Józef Popiełuszko - brat księdza Jerzego.
To właśnie on swoimi zeznaniami pomagał śledczym IPN-u w wyjaśnieniu prawdy o zbrodni na kapelanie "Solidarności".
Szantażyści domagali się od niego i jego najbliższych, aby nie rozmawiał z prokuratorami, niczego nie pamiętali i nie mówili na temat księdza.
Kilkakrotnie grozili im śmiercią.
Józef Popiełuszko był nieustraszony w dążeniu do ustalenia prawdy o śmierci brata.
Za swoją wytrwałość zapłacił wielką tragedią. W 1996 roku w białostockim szpitalu zmarła jego żona - Jadwiga Popiełuszko. W akcie zgonu, jako przyczynę śmierci wpisano lakoniczną formułę: "Zatrucie alkoholem metylowym".
To zdumiewająca przyczyna, bowiem pani Popiełuszko znana była jako osoba nie pijąca.
Zadziwia również zawartość alkoholu w jej krwi, przekraczająca o wiele dawkę śmiertelną.
Pomimo próśb rodziny nie udało się wykonać sekcji zwłok, która wskazałaby prawdziwą przyczynę zgonu.
TEN LEKARZ NIGDY NIE WYKONYWAŁ SEKCJI ZWŁOK,
KTÓRE WEWNĘTRZNIE BYŁYBY TAK USZKODZONE
Na jej rękach zauważyłem malutkie ślady po igłach, w okolicach żył.
Wskazywały one, że ktoś wstrzyknął tej pani do żył truciznę w formie stężonego alkoholu - opowiada "Polskiemu Radiu" pragnący zachować anonimowość lekarz z białostockiego szpitala, który jako jeden z pierwszych oglądał ciało zmarłej.
"- Potem przełożony naciskał mnie, abym nikomu o tym nie wspominał i jak najszybciej zapomniał o sprawie".
Zastraszanie Józefa Popiełuszki i tajemnicza śmierć jego małżonki to zaledwie jeden z wielu tragicznych epizodów brutalnej gry służb specjalnych PRL-u. Jej celem od początku jest zamknięcie ust wszystkim osobom, które mogłyby podważyć oficjalną wersję zbrodni na księdzu Jerzym Popiełuszce.
Gra zaczęła się w kilka dni po męczeńskiej śmierci kapelana Solidarności i nieprzerwanie trwa do dzisiaj.
"Polskie Radio" odtworzyło kulisy jednej z największych mistyfikacji ostatnich lat.
SEKRETY PŁETWONURKA
Oficjalna wersja śledztwa dotycząca odnalezienia zmasakrowanych zwłok księdza jest kłamstwem.
To Krzysztof Mańko - płetwonurek z Wrocławia - już 26 października 1984 roku, w godzinach popołudniowych, jako pierwszy odnalazł w Wiśle i wyłowił ciało księdza Popiełuszki.
To, co się działo kilka godzin później, wiadomo dzięki zeznaniom osób obecnych w tym dniu na tamie.
- Zwłoki zostały ponownie wyłowione przez płetwonurków, a następnie zaczepione do pontonu i holowane w ten sposób do brzegu. Tam, gdzie znajdowała się chwilowa baza płetwonurków i ekipy poszukiwawczej, podjechał samochód marki "Nysa" i do niego zostały załadowane zwłoki - czytamy w protokole przesłuchania Andrzeja Czerwińskiego - wrocławskiego płetwonurka.
Dzięki m.in. tym zeznaniom, prokuratorzy IPN ustalili, że człowiekiem, który pierwszy wydobył zwłoki księdza był Krzysztof Mańko.
Krewni płetwonurka, do których dotarliśmy opowiadają, że po tym wydarzeniu Mańko czegoś panicznie się bał. Nie chciał z nikim rozmawiać, zamknął się w sobie, a w końcu wyszedł z domu i więcej nie wrócił.
Otrzymał paszport 1 listopada 1984 roku i wyjechał z Polski.
Do dzisiaj mieszka i pracuje w Grecji.
Po 2000 roku udało mu się skutecznie uniknąć spotkania ze śledczymi Instytutu Pamięci Narodowej.
- Ten człowiek posiada wiedzę, która może się okazać kluczowa do odtworzenia przebiegu zbrodni - mówią prokuratorzy, którzy prowadzili śledztwo w sprawie zamordowania kapłana.
Tylko ten płetwonurek mógłby pomóc w ustaleniu co działo się z ciałem księdza po jego ostatecznym wydobyciu z Wisły w dniu 30 października. Sam Mańko do dzisiaj milczy i nie chce wracać do Polski. Dzięki zeznaniom pracowników włocławskiej tamy, śledczy IPN odkryli, że po 26 października przeprowadzona została pierwsza sekcja zwłok kapłana. Tymczasem z zeznań włocławskich prokuratorów, którzy w 1984 r. prowadzili sprawę wynika, że sekcję tą wykonał anatomopatolog ze szpitala wojewódzkiego w Bydgoszczy. Żadna przesłuchiwana osoba nie była jednak w stanie przypomnieć sobie jego nazwiska. W szpitalnym archiwum nie zachował się protokół tej sekcji (choć prawo nakazuje trzymać takie dokumenty przez 20 lat).
TAJEMNICZE OKOLICZNOŚCI ŚMIERCI TADEUSZA KOWALSKIEGO
Równie tajemnicze są okoliczności śmierci Tadeusza Kowalskiego. Tadeusz Kowalski - rybak z włocławskiej spółdzielni "Certa" - miał zwyczaj wieczorem kłusować po Wiśle. Towarzyszyli mu w tym kolega i szwagier.25 października 1984 roku, ok. godz. 22 00. Kowalski i jego dwaj towarzysze widzieli jak tajemniczy mężczyźni wrzucają do zlewu ciało ks. Jerzego Popiełuszki. Byli tak blisko, że zwłoki kapłana omal nie wpadły do ich łódki. Trzej mężczyźni obiecali sobie milczenie. Bali się o swoje życie. To co widzieli, powtórzyli dopiero prokuratorom IPN. Kilka tygodni po złożeniu zeznań Tadeusz Kowalski trafił do szpitala, gdzie po kilu dniach umarł. W akcie zgonu, jako przyczynę wpisano "zatrucie alkoholem metylowym". To zdumiewające, bo tak samo określono powód śmierci Jadwigi Popiełuszkowej. Biorąc pod uwagę datę śmierci, rodzaj choroby i okres pobytu w szpitalu należałoby przyjąć, że Kowalski zatruł się alkoholem podczas hospitalizacji. Znajomi pamiętają go jako człowieka cieszącego się udanym życiem rodzinnym, szczęśliwego, zdrowego. Czy to możliwe, aby szczęśliwy mężczyzna po 50-tce popełnił samobójstwo, upijając się zatrutym alkoholem? Wyjaśnienie tej sprawy może być bardzo trudne, bo sekcji zwłok Kowalskiego nie przeprowadzono, choć jego rodzina starała się o to.
CIEŃ KGB
Cień szansy na wyjaśnienie prawdy o zbrodni miał Andrzej Grabiński, w okresie PRL-u znany obrońca opozycjonistów, podczas "procesu toruńskiego" oskarżyciel posiłkowy reprezentujący rodzinę Popiełuszków. Grabiński - świetnie wykształcony prawnik - od początku dostrzegał rażące błędy w postępowaniu sądowym które nie doprowadziło do wyjaśnienia prawdy. Mecenas - nie zadowolony z tego, że sąd nie wykrył prawdziwych inicjatorów zbrodni - zapowiedział apelację. Gdyby do tego doszło, sąd wyższej instancji musiałby ponownie przeprowadzić cały proces. To zaś mogło zniweczyć cały plan wielkiej mistyfikacji. Kilka dni przed upływem terminu złożenia apelacji w domu na Saskiej Kępie należącego do rodziny Grabińskich wybuchła bomba, w wyniku czego zginęła 25-letnia Małgorzata Grabińska. W trakcie śledztwa okazało się, że właściciel domu nie był słynnym mecenasem, a zbieżność ich nazwisk była przypadkowa. Do dzisiaj nie ustalono, czy była to próba zastraszenia, czy zamordowania adwokata. Szanse wyjaśnienia tej sprawy są znikome, bo po 1989 r. zaginęły materiały z tego śledztwa.
30 listopada 1984 roku w Białobrzegach - niewielkiej miejscowości przy trasie Kraków - Warszawa wydarzył się tajemniczy wypadek drogowy. Ok. godz. 20.00 w jadącego od strony Krakowa fiata uderzył rozpędzony jelcz. Na miejscu zginęli dwaj pasażerowie fiata i ich kierowca. Milicjanci ograniczyli się tylko do tego, by wpisać w protokole, że podróżujący fiatem nie mieli żadnych szans, a kierowca ciężarówki uciekł z miejsca wypadku. Nie wszczęto żadnego dochodzenia, by wyjaśnić okoliczności wypadku, nie podjęto również jakiejkolwiek próby odnalezienia ciężarówki, ani zidentyfikowania jej kierowcy. Nie przesłuchano żadnych świadków zderzenia, choć tragiczne zderzenie dobrze widziało kilku okolicznych mieszkańców.
"O tym wypadku dowiedziałem się dzień wcześniej, wieczorem, jeszcze zanim się wydarzył" - opowiada Stefan Bratkowski - pisarz i dawny działacz opozycji. "Byłem tylko ciekaw jaką przyczynę wymyślą. Kiedy prasa podała, że był to wypadek samochodowy, nie miałem żadnych wątpliwości, że było to sfingowane morderstwo".
O mającym się wydarzyć wypadku, Bratkowskiego poinformował jego przyjaciel - nie żyjący już warszawski prawnik Bogumił Studziński. Szef ochrony gen. Jaruzelskiego - płk Artur Gotówko mówił w 1991 roku: "Tam w Białobrzegach nie dawano ofiarom najmniejszych szans. Wiem jak się to robi". Prokuratorzy IPN, którzy podjęli ten wątek, szybko odkryli, że ciężarówka staranowała fiata dokładnie według metod uczonych na specjalnych kursach NKWD, a potem KGB i GRU. W wypadku w Białobrzegach zginęli dwaj oficerowie MSW płk Stanisław Trafalski i major Wiesław Piątek. Wracali z południa Polski, gdzie przez kilka poprzednich tygodni badali wcześniejszą działalność i powiązania Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego.
Ze wszystkich czynności sporządzili szczegółowe raporty i notatki, które wieźli w bagażniku fiata. Dokumentacji tej nigdy nie odnaleziono. Nie ma o nich również żadnej wzmianki w protokołach powypadkowych. Zachowały się natomiast niektóre ich notatki sporządzone podczas pracy w Krakowie i Tarnowie i pozostawione w tamtejszych aktach operacyjnych. Przez przypadek nie zostały zniszczone w latach 1989 - 1990, dzięki czemu przejął je IPN. Notatki te dotyczą działalności Grzegorza Piotrowskiego wymierzonej w Kościół i księży. Pozwalają poznać istotne szczegóły z życia głównego mordercy kapelana "Solidarności".
WAKACJE Z AGENTEM
Grzegorz Sławomir Piotrowski (ur. 23 maja 1951 w Łodzi) – oficer Służby Bezpieczeństwa w czasach PRL, zabójca księdza Jerzego Popiełuszki.
Absolwent XXIX LO w Łodzi. Z wykształcenia matematyk. Pracował w IV Departamencie MSW, od grudnia 1982 r. do lutego 1983 r. naczelnik grupy D tego departamentu, zajmującego się działalnością przeciw Kościołowi katolickiemu w Polsce, w stopniu kapitana SB.
Według zachowanej dokumentacji wyjazdów IV Departamentu MSW Piotrowski wielokrotnie uczestniczył w spotkaniach z wydziałem do spraw dywersji i walki ideologicznej KGB w latach 1971–1982.
W styczniu 1983 r. wraz z trzema innymi funkcjonariuszami SB porwał i poparzył żrącym płynem Janusza Krupskiego.
Z inspiracji bezpośredniego przełożonego Adama Pietruszki, razem z dwoma innymi funkcjonariuszami SB – Waldemarem Chmielewskim i Leszkiem Pękalą, dokonał 19 października 1984 r. porwania i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, w którym odegrał główną rolę.
Aresztowany 23 października 1984 r., wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Toruniu z 7 lutego 1985 został skazany za zabójstwo księdza Popiełuszki na karę 25 lat pozbawienia wolności. W drodze amnestii, karę zmniejszono mu następnie do 15 lat. W latach 90. sądy odmawiały mu wyjścia na warunkowe przedterminowe zwolnienie. Odbywanie kary zakończył 16 sierpnia 2001 r.
4 października 2002 r. został skazany przez Sąd Rejonowy w Łodzi na 8 miesięcy pozbawienia wolności za znieważanie sądów i sędziów w wywiadzie telewizyjnym udzielonym przy okazji konferencji promującej nowy antyklerykalny tygodnik „Fakty i Mity” w 2000 r.
Po wyjściu z więzienia Piotrowskiemu przypisywano współpracę z tygodnikiem „Fakty i Mity”, gdzie miał publikować teksty pod pseudonimem Sławomir Janisz. W 2005 r. występując pod tym nazwiskiem, został rozpoznany przez brata zamordowanego w 2003 r. Krzysztofa Gotowskiego. W późniejszym czasie miał posługiwać się pseudonimami Dominika Nagel i Anna Tarczyńska.
Roman Kotliński na łamach tygodnika stwierdził, że nigdy nie zatrudniał Piotrowskiego.
W 2011 roku dziennik „Rzeczpospolita” stwierdził, że Piotrowski pisze dla tygodnika pod pseudonimami Anna Tarczyńska i Dominika Nagel, ale pieniądze za tę pracę trafiają na konto jego żony Janiny P. Redaktor naczelny tygodnika zarzucił autorowi artykułu kłamstwo i zapowiadał wytoczenie procesu, co jednak nie nastąpiło.
KIM NAPRAWDĘ BYŁ GRZEGORZ PIOTROWSKI?
Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba cofnąć się do pamiętnego lata 1982 r. kiedy kapitan SB wyjechał na wakacje do Bułgarii. Jak wynika z zachowanych w IPN notatek (sporządzonych przez Trafalskiego i Piątka na podstawie relacji świadków i SB-ków znających Piotrowskiego) na granicy rumuńsko - bułgarskiej spotkał się na krótko z oficerem KGB, który przedstawił się pseudonimem Stanisław i nawiązał z nim współpracę. W trakcie "procesu toruńskiego" opowiadał o tym Adam Pietruszka, lecz sąd nie uwierzył w jego zeznania. W IPN zachował się dokument "Wyjazdy i przyjazdy za lata 1971 - 1989 pracowników IV Departamentu". Wynika z nich, że urzędnicy IV Departamentu MSW regularnie wyjeżdżali na spotkania z przedstawicielami V Zarządu Głównego KGB ( zarząd ten odpowiedzialny był za zwalczanie dywersji i walkę ideologiczną). Spotkania te odbywały się w Moskwie i Czechosłowacji. Udział w nich brał m.in. Piotrowski. Potwierdzają to szczegółowe raporty z przebiegu tych spotkań. Co istotne - nie zachowały się żadne notatki Piotrowskiego z innych jego spotkań z KGB - nawet z feralnego spotkania w 1982 roku. Jeżeli ustalenia Trafalskiego i Piątka są prawdziwe - oznacza to, że Piotrowski kontaktował się z KGB bez wiedzy swoich zwierzchników, co z kolei znaczy, że rosyjskie służby specjalne miały swojego agenta w najbliższym otoczeniu Kiszczaka. W tej sytuacji Kiszczak, który zdecydował, że zabójcy księdza trafią na długie lata do więzienia, wyznaczając do realizacji zbrodni Piotrowskiego, eliminował w swoim otoczeniu wtyczkę obcego wywiadu.
HAKI NA KISZCZAKA - STANISLAW CIOSEK W AKCJI SB
Jak wynika z archiwalnych dokumentów MSW zgromadzonych podczas śledztwa lubelskiego IPN, jeszcze w 1984 r. zostały podjęte 3 operacje - "Teresa", "Trawa" i "Robot". Ich celem była inwigilacja skazanych i ich rodzin oraz uniemożliwienie im uchylenia nawet rąbka prawdy o zbrodni. Osobą nadzorującą tę zakrojoną na szeroką skalę inwigilację był Stanisław Ciosek - wówczas minister ds. związków zawodowych po transformacji ambasador RP. w Moskwie, do listopada 2005 r. główny doradca ds. zagranicznych Aleksandra Kwaśniewskiego. W IPN zachowały się raporty Cioska dla najważniejszych przywódców PRL-u, w których minister szczegółowo informuje o zachowaniu skazanych w celach. Z ustaleń śledztwa IPN-u wynika, że Chmielewskiego, Pękalę i Piotrowskiego odwiedzał w więzieniach zastępca Kiszczaka - gen. Zbigniew Pudysz. To właśnie on na przemian groził i obiecywał esbekom, że resort o nich nie zapomni, a za odegranie do końca trudnej roli w zbrodni, każdy z nich otrzyma nagrodę.
Tak też się stało. Trzej esbecy zostali objęci wszystkimi amnestiami dla więźniów politycznych pod koniec lat 80. Dzięki temu każdy z nich odsiedział mniej niż jedną trzecią kary (Chmielewski 4 lata z 14, Pękala 4,5 roku z 15 lat). Dodatkowo wszyscy bardzo często wychodzili na przepustki). Natomiast okres pobytu w więzieniu wszystkim czterem esbekom skazanym w Toruniu zaliczono do stażu, dzięki temu do dzisiaj mogą za ten okres pobierać resortowe emerytury. To zdumiewająca koincydencja, bowiem nigdy wcześniej, ani później nie zdarzyło się, aby komukolwiek pobyt w więzieniu zaliczono do stażu pracy. Decyzję o tym aprobował osobiście w 1990 r. gen. Czesław Kiszczak.
Wszystkie te szokujące informacje odkryli prokuratorzy IPN.
RAPORT GRZEGORZA PIOTROWSKIEGO
Spośród wszystkich skazanych największa nagroda miała przypaść Grzegorzowi Piotrowskiemu. Zachowanie Piotrowskiego wskazuje, że początkowo także on wierzył w resortowe obietnice. Złudzenia stracił dopiero w 1989 r. po kolejnej rozmowie z Pudyszem, kiedy zorientował się, że jego wiedza staje się niebezpieczna dla niego samego. Podczas kolejnej przepustki napisał gruby na kilkadziesiąt stron raport z działań SB przeciwko księdzu Popiełuszce. Za pośrednictwem żony - Janiny Pietrzak - kilka stron tego raportu zdeponował u najbliższych znajomych.
"Najprawdopodobniej wyjaśnienie kpt. Grzegorza Piotrowskiego zawierało rzeczywistą wersję zdarzeń związanych z osobą ks. Jerzego" - czytamy w notatce IPN z lutego 2004 r.
Jak ustalili śledczy IPN-u, za pośrednictwem Pudysza, Piotrowski miał w 1989 r. przekazać Kiszczakowi wiadomość, że jeśli zginie - raport ujrzy światło dzienne. Jedna z kopii tego raportu dotarła również do mieszkania Pietruszków.
TO ZNIKŁO - powiedziała Róża Pietruszka do syna. Dialog ten zarejestrowały urządzenia podsłuchowe założone w ich mieszkaniu w ramach operacji "Teresa". Taśmy z nagraniami przejęli prokuratorzy IPN.
ZADUSIĆ ŚLEDZTWO - DROGA NADZIEI LECHA WAŁĘSY "BOLKA"
WIESŁAW CHRZANOWSKI - MARSZAŁEK SEJMU - KAWALER ORDERU ORŁA BIAŁEGO TAJNY WSPÓŁPRACOWNIK SB "ZUWAK".
ROLA W ZATAJANIU PRAWDY JANA MARII ROKITY
W czerwcu 1990 r. śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia" przejął prokurator Andrzej Witkowski - wówczas i dzisiaj jeden z najlepszych w kraju prokuratorów od spraw zabójstw. W rok później, po żmudnym śledztwie zamierzał postawić zarzuty gen. Czesławowi Kiszczakowi. Nie zdążył, gdyż sprawę odebrał mu minister sprawiedliwości Wiesław Chrzanowski - w latach 70. tajny współpracownik SB o pseudonimie "Zuwak", w roku 1986 przewerbowany przez Departament I WSW (wywiad zagraniczny).
Prokuratorzy IPN ustalili, że na ministra Wiesława Chrzanowskiego naciskał w tej sprawie Mieczysław Wachowski - sekretarz stanu w kancelarii Lecha Wałęsy prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990 - 1995 oraz generałowie Kiszczak i Jaruzelski.
Próbowaliśmy o tym porozmawiać z Mieczysławem Wachowskim, jednak nie wyraził zgody na spotkanie.
W wyjaśnieniu prawdy nie pomogła również powołana w 1990 r. sejmowa komisja do spraw zbadania zbrodni MSW. Komisji przewodniczył Jan Maria Rokita.
To właśnie do niego zgłosiła się Róża Pietruszka z dokumentami na temat sprawy księdza Jerzego Popiełuszki. Rokita w sposób wulgarny zbył żonę pułkownika, a dokumentów nie przyjął.
NIEZNANA PRAWDA O ŚMIERCI KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI
Wiele wskazuje na to, iż przed morderstwem, kapłana przez pięć dni więziono i torturowano na terenie bazy wojsk sowieckich koło Kazunia. W latach 90. oraz 2003 - 2004 śledztwo prowadził prokurator z Lublina Andrzej Witkowski. Dwukrotnie odsuwano go od sprawy, zazwyczaj wtedy, gdy udawało mu się zebrać nowy materiał dowodowy.
Obecnie śledztwo jest nadal prowadzone przez prokuratorów IPN. Jednak to Witkowskiemu udało się ustalić wiele nowych faktów, dotyczących przebiegu zdarzeń, w wyniku których doszło do śmierci księdza.
W sposób funadamentalny podważają one całą dotychczasową wiedzę na temat zamordowania księdza Jerzego.
Oficjalna wersja jego śmierci była wersją skonstruowaną przez aparat władzy w PRL, a ściślej jego zbrojne ramię, czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
ELEKTRYZOWAŁ TŁUMY
Na scenie politycznej PRL ks. Jerzy Popiełuszko pojawił się w latach 1981-1982 jako duszpasterz aktywnie wspierający strajkujących robotników Solidarności. Jego kazania podczas mszy za ojczyznę elektryzowały tłumy. W krótkim czasie kościół św. Stanisława na Żoliborzu stał się mekką patriotyzmu. Na celowniku SB ks. Popiełuszko znalazł się we wrześniu 1982 r., gdy Wydział IV Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych (SUSW) w Warszawie zaczął prowadzić sprawę o krypt. „Popiel”. Początkowe efekty działań SB okazały się mizerne, bo nie udawało się zdobyć żadnych ważnych informacji. Tymczasem kazania ks. Jerzego coraz mocniej ukazywały obłudę i zakłamanie komunistycznego systemu. W lipcu 1983 r. jedno z nich zrelacjonowano Wojciechowi Jaruzelskiemu. Zazwyczaj opanowany generał wpadł w furię. Natychmiast wezwał do siebie szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka i oznajmił mu wprost: „Zrób coś z nim, niech przestanie szczekać” (te słowa są udokumentowane w aktach sprawy „Trawa”, znajdujących się obecnie w zasobach IPN). Kiszczak potraktował wypowiedź przełożonego jako polecenie służbowe. Na naradzie w MSW z udziałem m.in. generałów Zenona Płatka i Władysława Ciastonia poinformowany o małej efektywności dotychczasowych działań w sprawie „Popiel” polecił opracowanie planu operacyjnego „dotarcia” do otoczenia ks. Jerzego. Zebrani uznali także, że istnieje konieczność podjęcia wobec księdza wspomagających działań dezintegracyjnych, licząc na jego ewentualne nerwowe załamanie. Od tego momentu wszelkie operacje dotyczące osoby Popiełuszki znalazły się pod bezpośrednim nadzorem gen. Kiszczaka.
ZWERBOWAĆ I WYSŁAĆ DO WATYKANU
Wedle dokumentów archiwalnych z zasobów IPN, które odnalazł zespół kierowany przez prokuratora Witkowskiego, formalnie sprawę działań wobec księdza przejęła od SUSW w Warszawie grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego z Wydziału VI Departamentu IV MSW, odpowiadającego za dezinformację i dezintegrację w Kościele. Poza nękaniem księdza przez podrzucenie mu nielegalnej literatury i amunicji do prywatnego mieszkania znacznie ważniejsze było ulokowanie informatora w bezpośrednim otoczeniu kapłana. W lutym 1984 r. funkcjonariuszom SB udało się zarejestrować jako „Desperata” osobistego kierowcę Popiełuszki – Waldemara Chrostowskiego. „Desperat” mógł dostarczać SB świeżych informacji o działalności księdza oraz pomóc w realizacji strategicznego planu, jakim był werbunek kapłana. Pomysł zwerbowania ks. Popiełuszki – jako informatora SB – pojawił się wiosną 1984 r. Gen. Kiszczak, w przeszłości szef wywiadu wojskowego, był przekonany, że zwerbowanie księdza zneutralizuje go, a być może uda się też jego osobę wykorzystać w rozgrywkach z opozycją. Latem 1984 r. w trakcie spotkań z przedstawicielami Konferencji Episkopatu Polski gen. Kiszczak uznał, że inną koncepcją rozwiązania problemu ks. Jerzego, która mogłaby zostać zaakceptowana zarówno przez stronę rządową, jak i przez episkopat, było wysłanie go za granicę. Przy czym Kiszczak sądził, że optymalnym rozwiązaniem byłoby połączenie werbunku z równoczesnym wysłaniem ks. Jerzego na studia do Rzymu.
Wysłanie zwerbowanego uprzednio księdza do Watykanu przyniosłoby gen. Kiszczakowi ogromny sukces. Służby specjalne PRL umieściłyby agenta w najważniejszym miejscu dla wszystkich komunistycznych wywiadów - w samym centrum Kościoła katolickiego.
I nie ważne byłyby jego rzeczywiste możliwości operacyjne w Rymie i to czy Popiełuszko miałby rzeczywisty dostęp do Jana Pawła II lub do jego najbliższego otoczenia. Ważne było przede wszystkim to, że taki sukces operacyjny na pewno wzmacniałby pozycję polskich służb w komunistycznym bloku. KGB pomimo podejmowania usilnych starań nie posiadało wartościowej agentury w Watykanie. Czesław Kiszczak mógłby więc się pochwalić swym sukcesem przed towarzyszami radzieckimi, co niewątpliwie umacniałoby jego pozycję na Kremlu.
Pamiętać trzeba, że szef MSW rywalizował z nadzorującym aparat bezpieki z ramienia KC PZPR gen. Jerzym Milewskim, którego pozycja na Kremlu nadal wydawała się mocna.
POCZĄTKOWO NIE BYŁO PLANU ZABICIA KSIĘDZA
Te wszystkie aspekty były niesłychanie ważne dla Kiszczaka. Niezależnie od działań SB zmierzających do wypracowania „pozycji werbunkowej” szef MSW postanowił sam zainspirować możliwość wysłania księdza do Rzymu. W jednej z rozmów z arcybiskupem warszawskim Bronisławem Dąbrowskim Kiszczak wyszedł z „niezobowiązującym” pomysłem wysłania ks. Popiełuszki do Rzymu, przedstawiając to jako najlepsze rozwiązania problemu niepokornego kapłana. Zasugerował też, że taki ruch ze strony Kościoła na pewno polepszyłby atmosferę w relacjach rząd – episkopat. Abp Dąbrowski przedstawił pomysł prymasowi Józefowi Glempowi, który nie zaakceptował go, ale i nie odrzucił. Jednak z biegiem czasu prymas sam zaczął rozważać takie posunięcie. Efektem subtelnej inspiracji gen. Kiszczaka było to, że jesienią 1984 r. zarówno abp Dąbrowski, jak i prymas Glemp zaczęli skłaniać się ku decyzji o wysłaniu ks. Jerzego do Rzymu. Wyrażony przez Popiełuszkę opór w przeprowadzonych z nim przez hierarchów rozmowach na ten temat, a przede wszystkim złożona przez księdza deklaracja pozostania ze swoją „owczarnią”, w relacjach kościelnych mogły być jedynie potwierdzeniem, że rzeczywiście należy go wysłać za granicę. Polski Kościół zakładał raczej bierny opór niż otwarte demonstrowanie politycznego sprzeciwu wobec rządzącego w PRL reżimu.
Z powyższego biegu zdarzeń wynika, że polskie MSW nie przyjęło planu zabicia księdza. Zamierzało jedynie zwerbować go i wysłać do Rzymu. Oczywiście, kierownictwo MSW zdawało sobie sprawę z tego, że zwerbowanie Popiełuszki może być niezwykle trudne. Wiedział to gen. Kiszczak, stąd dopuszczał w planowanych działaniach werbunkowych sytuację, w której ksiądz zostanie doprowadzony do stanu „bliskości śmierci”, ale mimo wszystko zachowa życie. Fakt ten został potwierdzony w zeznaniach funkcjonariuszy byłego Departamentu IV już na początku lat 90., gdy po raz pierwszy podjęto śledztwo.
SPRAWA PRIORYTETOWA
Zbliżał się październik 1984 r. Realizująca pierwszoplanowe zadania operacyjne grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego była coraz bardziej zdeterminowana. Hart ducha i odwaga ks. Jerzego zadziwiły esbeków. Nie potrafili zrozumieć źródła jego nadprzyrodzonej siły. Zbliżały się urodziny ministra Kiszczaka (19 października) i kpt. Piotrowski wiedział doskonale, że sfinalizowanie werbunku kapłana byłoby znakomitym prezentem dla szefa MSW. Jego przełożony gen. Płatek, zapisał wówczas w swoim służbowym kalendarzu (odnalezionym później przez prokuratora Witkowskiego): „nadchodzi 19, a oni chcą”. Sprawa ks. Popiełuszki była priorytetowa. Przy tym Piotrowski i jego ludzie nie zdawali sobie sprawy, że szef MSW nakazał już kilka tygodni wcześniej inwigilowanie całego zespołu przez grupy operacyjne Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW). Gen. Kiszczak już od dawna bowiem nie ufał kpt. Piotrowskiemu, podejrzewając go o konsultowanie działań operacyjnych z KGB. Piotrowski spotykał się z przedstawicielami KGB w Bułgarii i we Lwowie. Dla gen. Kiszczaka szczególnie podejrzane były kontakty kapitana z gen. Michajłowem, rezydentem KGB w Warszawie, odpowiedzialnym za sowieckie działania w Polsce. Piotrowski co prawda wiedział od swojego kolegi Kościuka z Biura Techniki MSW, że jest śledzony, jednak nie bardzo chciał dać wiarę tym informacjom (notabene Kościuka niebawem aresztowano i skazano za ujawnienie tajemnicy państwowej).
Ks. Popiełuszko od początku 1982 r. odprawiał Msze św. za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie.
OSTATNIA MSZA ŚWIĘTA I PORWANIE
Kiedy nadszedł 19 października 1984 r., grupa kpt. Piotrowskiego wiedziała, że ksiądz zamierza pojechać do Torunia, gdzie odprawi mszę w intencji ojczyzny w kościele Braci Męczenników Polskich. W ostatniej chwili Jacka Lipińskiego, kierowcę Popiełuszki, zamienił „Desperat” (Waldemar Chrostowski), który bardzo chciał jechać razem z księdzem. Od momentu wyjazdu z Warszawy kpt. Piotrowski był informowany o miejscu znajdowania się księdza i na bieżąco kontaktował się z dyrektorem Departamentu IV gen. Zenonem Płatkiem, który z kolei o sytuacji informował ministra Kiszczaka. Gdy wieczorem ks. Jerzy odprawiał mszę w toruńskim kościele, kpt. Piotrowski z kompanami siedzieli w stojącym w pobliżu kościoła służbowym fiacie 125p, czekając na podróż powrotną kapłana do Warszawy. Decyzja o rozpoczęciu akcji została wydana Piotrowskiemu przez gen. Płatka. Kilkadziesiąt metrów od kościoła, w którym ks. Jerzy odprawiał swoją ostatnią mszę, znajdowały się samochody z ubranymi po cywilnemu żołnierzami WSW, prowadzącymi inwigilację grupy kpt. Piotrowskiego. Fakt ten na początku lat 90. potwierdził jeden z szefów WSI prokuratorowi Witkowskiemu, udostępniając dzienniki prowadzonych przez WSW inwigilacji. Gdy ks. Jerzy po zakończeniu mszy wsiadł do swojego volkswagena golfa, za którego kierownicą siedział „Desperat”, miał realną szansę uciec czyhającym na niego esbekom. Tak się jednak nie stało. Na trasie z Torunia do Warszawy, w okolicy Górska, volkswagen księdza mimo jego sprzeciwu zatrzymał się przed jadącym za nim fiatem 125p Piotrowskiego. Kapitan i jego koledzy wepchnęli ks. Jerzego do bagażnika swojego samochodu. Tymczasem „Desperat” z założonymi kajdankami wsiadł do środka, lokując się obok kierowcy. Po drodze podczas jazdy udało mu się, nie ponosząc żadnych obrażeń, rzekomo wyskoczyć z pędzącego auta. Jak później ustalił prok. Witkowski, kajdanki były spiłowane i umożliwiały wyzwolenie się z nich, zaś uszkodzona w trakcie skoku z samochodu poła marynarki została odcięta ostrym narzędziem. Sam skok z samochodu po przeprowadzeniu wizji lokalnej przez prokuratora Witkowskiego okazał się niewykonalny przy prędkości wskazanej na procesie toruńskim przez „Desperata”. Kaskader biorący udział w rekonstrukcji zdarzeń złamał rękę i odniósł poważne potłuczenia.
OPERACYJNE NIEPOWODZENIE
Tymczasem auto esbeków z szamocącym się w bagażniku księdzem jechało dalej. Pierwszy postój zaplanowano w ruinach zamku toruńskiego, gdzie w trakcie śledztwa odnaleziono różaniec kapłana. Jednak ten ważny dowód ukryto w śledztwie. W trakcie postoju oprawcy rozpoczęli „zmiękczanie” księdza za pomocą pałki. Następny dłuższy postój zaplanowano w jednym ze starych bunkrów wojskowych w rejonie Kazunia. Tutaj ludzie Piotrowskiego kontynuowali działania, jeszcze bardziej brutalnie. Nad ranem półprzytomnego księdza przejęła inna grupa operacyjna. Kpt. Piotrowski ze swoimi kompanami wracał do Warszawy wściekły z powodu „operacyjnego” niepowodzenia i pełen obaw co do dalszych losów przedsięwzięcia. Tymczasem ksiądz znalazł się w rękach innego zespołu. Czy była to jakaś grupa z kontrwywiadu lub wywiadu wojskowego, czy była to inna grupa operacyjna MSW? Poszlaki uzyskane w śledztwie wskazują na „wojskowych”, którzy na prośbę gen. Kiszczaka śledzili wszelkie działania grupy kpt. Piotrowskiego od momentu mszy w kościele toruńskim.
Grupa kpt. Grzegorza Piotrowskiego uprowadziła ks. Popiełuszkę wieczorem 19 października 1984 r. w okolicy Górska na trasie Toruń – Warszawa. Wepchnęli kapłana do bagażnika swojego fiata 125p i pojechali w kierunku Torunia.
Podczas dwóch postojów – w ruinach zamku toruńskiego i następnie w starym bunkrze wojskowym w okolicy Kazunia – rozpoczęli brutalne „zmiękczanie” księdza za pomocą pałki. Nad ranem skatowanego, półprzytomnego Popiełuszkę przejęła inna grupa. Poszlaki uzyskane w śledztwie wskazują na „wojskowych” (służby wywiadu lub kontrwywiadu), którzy na prośbę gen. Czesława Kiszczaka śledzili wszelkie działania grupy kpt. Piotrowskiego od momentu mszy w kościele toruńskim.
KIEDY KSIĄDZ ZAKOŃCZYŁ ŻYCIE?
Jak wyglądały losy księdza w następnych dniach i kto dalej się nim „zajmował”? Na pewno kontynuowano brutalny proces werbunku, nie stroniąc od bicia i grożenia śmiercią. Poszlaki wskazują także, że w dniach 20-25 października ksiądz mógł przebywać na terenie jednej z sowieckich jednostek w rejonie Kazunia, gdzie znajdowała się m.in. ekspozytura KGB. W tym czasie kilkadziesiąt tysięcy ludzi resortu przeczesywało okoliczne tereny, mając do dyspozycji wszelkie środki, jakimi dysponowało wówczas Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Trwały akcje poszukiwawcze o krypt. „Przeszukanie” i „Sutanna”. Komunikaty radiowe i telewizyjne informowały o zaginięciu księdza, tak jakby władza zupełnie nie wiedziała, co się stało. 20 października organy ścigania szukały sprawców porwania, gdy tymczasem poruszali się oni w gmachu MSW przy ul. Rakowieckiej. Był to pierwszy element kłamstwa ze strony MSW i gen. Kiszczaka.
Jak wyglądała styczność księdza z radzieckimi towarzyszami z KGB, tego nie wiemy i prawdopodobnie już się nie dowiemy. Odnalezione ciało księdza jednoznacznie wskazywało, że był on fizycznie maltretowany znacznie dłużej, niż mógłby to robić Grzegorz Piotrowski ze swoimi kompanami. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że 25 października 1984 r. ks. jeszcze żył. W tym właśnie dniu u lekarza leczącego kapłana pojawiło się dwu osobników z MSW z zapytaniem, jakie leki brał ksiądz i jakie dawki, sugerując zarazem, że wszystko jest z nim w porządku. Przerażona pani doktor udzieliła niezbędnych informacji tajemniczym osobnikom.
Kiedy więc ksiądz zakończył życie? Wiele poszlak wskazuje, że miało to miejsce 25 października 1984 r. Wątpliwości mogą dotyczyć jedynie godziny zgonu. Prof. André Horve z jednego z uniwersytetów paryskich sugeruje również datę po 25 października 1984 r., opierając swój pogląd na podstawie oględzin zdjęć zwłok ks. Popiełuszki, jakie zdobył „Paris Match”. Prof. Horve wskazuje jednocześnie na wiele innych obrażeń księdza, których nie podano w oficjalnych komunikatach. Krótko mówiąc, jego opinia kwestionuje ustalenia prof. Marii Byrdy, która prowadziła oględziny medyczne zwłok księdza.
GEN. KISZCZAK - "DZIŚ MUSI SIĘ ZNALEŹĆ"
26 października ludzie gen. Kiszczaka lokalizują zwłoki w Wiśle po raz pierwszy. Fakt ten potwierdza zeznanie jednego z prokuratorów, któremu wydano polecenie wyjazdu i przeprowadzenia czynności na miejscu zdarzenia. Wówczas zwłoki księdza zostały wydobyte z wody i poddane oględzinom przez medyka, czego nie ujawniono na procesie toruńskim, następnie z powrotem wrzucone do Wisły. Szef Biura Śledczego MSW płk Zbigniew Pudysz konsultuje sprawę publicznego ujawnienia zwłok księdza i dalszych szczegółów związanych z kierunkiem śledztwa.
30 października gen. Kiszczak przylatuje helikopterem na tamę we Włocławku wraz ze swoim orszakiem i buńczucznie oznajmia zebranym ekipom poszukiwawczym: „Dziś musi się znaleźć”. Do akcji ruszają płetwonurkowie, którzy mają ujawnić i wydobyć zwłoki. Lokalizacja i wydobycie ciała księdza 30 października 1984 r. są również scenariuszem w detalach skonstruowanym przez MSW. Wystarczy wspomnieć, że inna ekipa nurków ujawniła zwłoki księdza w wodzie, a inna je wydobyła. Jeszcze przez wiele lat biorący udział w akcji płetwonurkowie będą poddawani naciskom ludzi gen. Kiszczaka. Nawet po 1989 r. wielu z nich będzie się bało złożyć zeznania przed prokuratorem prowadzącym śledztwo, obawiając się o swoje życie. Wersję odnalezienia zwłok księdza uzupełnia fakt, że ani Piotrowski, ani jego koledzy nie byli w stanie na procesie toruńskim precyzyjnie określić miejsca ich porzucenia.
dr Leszek Pietrzak historyk IPN "Głos Polski" nr 39 (23 - 29. 09. 2015) Toronto
CZY PREZES TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO UKRYWA MORDERCÓW KS. POPIEŁUSZKI?
MAMY TWARDE FAKTY!
Publicysta tygodnika Warszawska Gazeta – Mirosław Kokoszkiewicz – odszukał bardzo ważne i szokujące wystąpienia posła na Sejm IV kadencji Zygmunta Wrzodaka, który z trybuny sejmowej zadał pytanie dotyczące obecnego prezesa Trybunały Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego.
Zdaniem byłego już posła w ministerstwie sprawiedliwości znajdują się zeznania płk. Pietruszki, który miał w obecności prof. Andrzeja Rzeplińskiego zeznawać na temat. zleceniodawców mordu bł. ks. Jerzego Popiełuszki oraz miał mówić kto chciał zabić biskupa Gulbinowicza!
W kontekście obecnej postawy prof. Andrzeja Rzeplińskiego, ujawnienie tych informacji, będzie bardzo cennym dowodem z jakim człowiekiem mamy do czynienie. Prof. Rzepliński – według posła Wrzodaka miał należeć do PZPR. Poseł pytał o tą część życia obecnego prezesa TK, jednak nie uzyskał odpowiedzi.
Apelujemy do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, aby zlecił odszukanie tych materiałów, które mają znajdować się w kierowanym przez niego resorcie.
Pytamy wprost:
CZY PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI PRZEZ LATA KRYŁ ZBRODNIARZY?
Prezentujemy całe wystąpienie posła Wrzodaka:
Sejm, 4 kadencja, 107 posiedzenie (stenogram str. 329) , 3 dzień (07.07.2005)
28 punkt porządku dziennego:
Powołanie Rzecznika Praw Obywatelskich (druki nr 4208 i 4257).
Poseł Zygmunt Wrzodak:
Dziękuję, panie marszałku.
Wysoka Izbo! Chciałbym poprosić posłów wnioskodawców, którzy wnoszą o powołanie na rzecznika praw obywatelskich pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego, żeby coś powiedzieli o jego przeszłości politycznej, bo od strony zawodowej ja go znam dość dobrze. Ale czy prawdą jest, że do 1982 r. był sekretarzem POP na Uniwersytecie Warszawskim? I od kiedy był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej?
Po drugie, jak się odnosi poseł wnioskodawca do wypowiedzi pana profesora z 2001 r., że on ma żal do władz komunistycznych z lat 1944-1950, że tylko dziesięciu Polaków zostało skazanych za tzw. mord w Jedwabnem, a powinno być skazanych przynajmniej stu? Na jakiej biografii, na jakiej historii, na jakich informacjach opiera taką dziwną opinię pan Rzepliński?
I rzecz najważniejsza: otóż gdzieś na początku roku 1990 ówczesny pułkownik SB pan Pietruszka poprosił, żeby mógł się wyspowiadać przed prokuratorem krajowym. Spisano na tę okoliczność odpowiedni dokument w obecności pana Rzeplińskiego i nieżyjącego już pana Nowickiego. Pan płk Pietruszka pokazuje cały mechanizm zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki. Pan płk Pietruszka mówi, kto z MSW zlecił zamordowanie i zamordował Piotra Bartoszcze. To przesłuchanie było w obecności pana Rzeplińskiego. Co zrobił z tą informacją pan prof. Rzepliński?
Następnie pan Rzepliński, słuchając wypowiedzi pana płk Pietruszki, który mówił wprost, że generał Kiszczak kazał mu poddać się uwięzieniu, ponieważ on musi chronić pana gen. Jaruzelskiego i pana Kiszczaka. Pan Pietruszka zgodził się na więzienie, bo sąd był w tym momencie ustawiony i prokuratura ustawiona. I rzeczywiście taki wyrok, jaki ustawili przed rozprawą, dostał pan Pietruszka. Pan generał Kiszczak obiecał panu płk. Pietruszce stopień generała po wyjściu z więzienia.
Myślę, że tę informację posiada pan prof. Rzepliński. Pan prof. Rzepliński pod tymi zeznaniami pana esbeka Pietruszki podpisał się i te dokumenty są w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zetknąłem się z nimi w tym roku. To są dla mnie informacje szokujące, bo pan Pietruszka wprost pokazuje, kto zamordował i kto zlecił zabójstwo Piotra Bartoszcze, jak również w jaki sposób miał być zamordowany biskup Gulbinowicz i wiele innych osób w latach osiemdziesiątych. To są zeznania złożone w obecności pana prof. Rzeplińskiego. I pan prof. Rzepliński podpisuje się pod tym protokołem – podkreślam to.
Co zrobił pan prof. Rzepliński z tą informacją od 1990 r.? Dziękuję bardzo.
(Oklaski)
KIM NAPRAWDĘ JEST PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI? O CO GRA SZEF TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO? RZEPLIŃSKI ZHAŃBIŁ PAMIĘĆ BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI
ZATAJAJĄC SWOJĄ WIEDZĘ O GŁÓWNYCH SPRAWCACH MORDU BEZPIEKI
66-letni prof. Andrzej Rzepliński, szef Trybunału Konstytucyjnego chce uchodzić za apolitycznego obrońcę Konstytucji. Prestiżowe funkcje zawdzięcza jednak głosom polityków Platformy Obywatelskiej i postkomunistów z SLD.
Cieniem na jego wizerunku kładzie się milczące przyzwolenie na bezkarność faktycznych sprawców mordu na bł. ks. Jerzym Popiełuszce, przez wycofanie się Fundacji Helsińskiej z monitorowania śledztwa, a także firmowanie przez niego zapisów w ustawie lustracyjnej z 1998 roku, które chroniły najważniejszych konfidentów peerelowskich tajnych służb.
ANDRZEJ RZEPLIŃSKI - MARSZAŁEK TRZECIEJ IZBY - STRAŻNIK III RP
Czytaj całość https://gloria.tv/media/uDH7UaxLxDx
CZY NIEZAWIADOMIENIE O PRZESTĘPSTWIE JEST KARALNE?
Niezawiadomienie organów ścigania o popełnieniu przestępstwa jest karalne. Nie dotyczy to jednak wszystkich przestępstw, a tylko tych wyróżnionych w art. 240 kodeksu karnego. Jakie to przestępstwa? Jaka kara grozi za niezawiadomieniu o ich popełnieniu?
Osoba, która jest świadkiem przestępstwa albo posiada wiarygodne informacje o jego popełnieniu ma tylko obywatelski obowiązek zawiadomienia o nim. Żadne regulacje prawne nie nakazują osobom, pod groźbą kary, informowania o popełnieniu przestępstwa.
Wyjątek stanowi art. 240 kodeksu karnego, który wskazuje szereg, najcięższych, przestępstw, o których niezawiadomienie grozi karą pozbawienia wolności do lat 3.
Wśród nich wyróżniamy m.in.:
4. zabójstwo człowieka;
Opracowanie Aleksander Szumański
Źródła:
https://gloria.tv/media/uDH7UaxLxDx
dr Leszek Pietrzak, Jan Piński "Warszawska Gazeta" ; 31 grudnia 2015 - 7 stycznia 2016.
dr Leszek Pietrzak historyk IPN "Głos Polski" nr 39 (23 - 29. 09. 2015) Toronto
Głos Polski" nr 49 (9 -14 12. 2015) Toronto
warszawskagazeta.pl Mirosław Kokoszkiewicz
KARA 3 LATA ZA NIEPOWIADOMIENIE O ZBRODNI
http://g.gembalski.neon24.pl/post/126753,nie-bylo-popieluszki
- aleksander szumanski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz