Rosyjscy rabusie
Juz w XVI w. dyplomata habsburski Sigismund von Herberstein w swoich pamietnikach z odwiedzin Rosji zauwazyl, ze wojska rosyjskie cechuja sie tym, ze napadaja, rabuja i uciekaja. Jak sa w przewadze, to pozostaja i ciemieza podbitych. Doswiadczyl tego Szczecinek (Neustettin) niewielkie miasto pomorskie. Pierwszy kontakt z Ruskami pomorscy/pruscy mieszczanie mieli w czasie wojny siedmioletniej (1756 - 1763). Wkroczyli oni w 1759 r. i od razu spladrowali miasto. Trzykrotnie oblegali Kolobrzeg i z tej to okazji zrobili z Neustettin swoje leze zimowe. W okresie szczytowym stacjonowalo tam 2 000 huzarow, kozakow i kalmukow, czyli znacznie wiecej niz miasto liczylo mieszkancow.
Wojsko rosyjskie bylo bardzo wrednym okupantem, rabowalo, podpalalo i nakladalo kontrybucje. A na koniec, w 1762 r. kacapki zrabowaly wszystkie przedmioty metalowe wlacznie z elementami konstrukcji domow. Widac jak stara to tradycja, dzis z Ukrainy kacapki wywoza sedesy. Miasto bylo zdewastowane, ilosc ludnosci spadla. Kto mogl, ratowal sie ucieczka do Polski.
Kolejna okazja bylo zakonczenie II-ej wojny swiatowej. Szczecinek, mimo ze formalnie byl polskim miastem, rabowany byl jak niemieckie miejscowosci. Nie dosc, ze zabierano rozne dobra, to jeszcze pijane soldaty podpalaly domy wedlug wlasnego uznania. Jeden z miejscowych Niemcow, ktory pozostal w miescie, skrupulatnie zaznaczal kiedy i jakie domy byly podpalane. W ten to sposob znikinely z powierzchni ziemi pierzeja wschodnia i poludniowa ladnego, zabytkowego placu ratuszowego. Okolicy miasta tez nie oszczedzono, miedzy innymi spalono piekny, zabytkowy palacyk rodu von Herzbergow z Lotynia (Lottin). W sumie, wiecej kacapki spalily niz zniszczyly w czasie dzialan wojennych.
Moj kuzyn opisywal mi rozne obrazki rodzajowe z tego okresu. Przykladowo, idzie sobie srodkiem ulicy dwoch pijanych soldatow. Wala obcasami jak na defiladzie. W rekach trzymaja pepesze i strzelaja gdzie popadnie. Tu i tam, widac bylo zwloki zastrzelonych niemieckich mieszczan. Szkoda ich bylo, bo byli pozyteczni, gospodynie domowe zostawily w kuchniach i spizarkach masy sloikow z przetworami miesnymi, warzywnymi i owocowymi. Co cenniejsze talerze i naczynia uciekinierzy zakopywali w ogrodkach. Wystarczyl sztywny drut by je znalezc.
Przybycie polskich osiedlencow na "Ziemie Odzyskane" (wyjatkowo nietrafna jest ta nazwa) niewiele zmienilo. Jest relacja jednej z rodzin, wedlug ktorej caly swoj dobytek z gospodarstwa wiejskiego gdzies "zza Bugu" zmeczeni ludzie zostawili na peronie kolejowym i udali sie na poszukiwanie nowego miejsca zamieszkania. Na swoje nieszczescie pozostawiono tylko jednego czlonka rodziny przy dobytku by pilnowal przed kradzieza. Nie przewidzieli, ze rosyjscy zolnierze z pociagu, ktory akurat sie na dworcu kolejowym zatrzymal, beda potrzebowali rozne rzeczy. Zrabowali mienie naszych pionierow.
Pierwsze lata powojenne znam z archiwum miejskiego, do ktorego po znajomosci siegnalem w czasie jednego lata. W tych pierwszych latach Komenda Miejska MO i PUBP skladaly sprawozdania do starostwa, wiec udalo mi sie do nich dotrzec. Pamietam, ze co i rusz scigano jakichs przestepcow, ktorych slad urywal sie w bramie ruskich koszar. Nigdy, konsekwentnie, nie nazwano ich zolnierzami rosyjskimi.
Utkwil mi w pamieci przypadek morderstwa niemieckiego krawca i jego zony polaczony z rabunkiem. We wsiach podszczecineckich Ruskie gwalcily zony i corki polskich osadnikow.
Swiat sie zmienia, kacapki nie.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz