Wspomnienie pielgrzymowania na Jasną Górę...
Krzysztofjaw, śr., 26/10/2022 - 16:16
W zgiełku natłoku informacji i ogólnego naszego duchowego rozedrgania warto nieraz wrócić do korzeni, do fundamentów, które nas ukształtowały. Dla mnie takim fundamentem jest wiara katolicka i często - mimo różnych z nią perturbacji - pomagała mi w trudnych momentach mojego życia. A było ich relatywnie dużo.
I nawet teraz często powracam do momentów, kiedy odczuwałem ją niemal namacalnie. Były to np. wspaniałe Msze Święte i homilie bł. ks. J. Popiełuszki, wizyty JPII w naszym kraju i jego nauczanie, o którym już często zapomnieliśmy czy też moje pielgrzymowanie na Jasną Górę, gdzie w stosunkowo małych grupach poznawaliśmy radość bycia katolikiem.
Najpóźniejszymi moimi wspomnieniami takich momentów jest właśnie pielgrzymowanie do Jasnogórskiej Królowej Polski, które naprawdę jest wyczerpujące i tylko osoby, które są w stanie w dość szybkim tempem przejść 30 kilometrów dziennie mogą się na taką pielgrzymkę wybrać.
Nie znaczy to, że nie możemy uczestniczyć duchowo w tych pielgrzymkach, chociażby poprzez modlitwę i przekazanie pielgrzymującym swoich intencji.
Na pieszej pielgrzymce byłem 2 razy: w roku 2011 i w roku 2012. Miejscem startu była Łódź a celem było dotarcie na miejsce 26 sierpnia czyli na Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej. Wtedy pielgrzymki łódzkie były niemalże wyjątkiem i nawiązywały do starego obyczaju pielgrzymowania, t.j. powrót do Łodzi odbywał się pieszo na trasie pielgrzymki. Oczywiście zawsze było tak, że część pielgrzymujących z różnych powodów kończyła pielgrzymkę właśnie 26 sierpnia i rozjeżdżało się do domów. Natomiast Ci wytrwalsi powracali pieszo do Łodzi. Ja byłem członkiem grupy ósmej (jednej z dziewięciu), którą akurat organizowali Franciszkanie.
Te dwie pielgrzymki nie były moimi jedynymi pobytami w Częstochowie. Pamiętam też doskonale mój tam pobyt w 1983 roku przy okazji wizyty św. Jana Pawła drugiego, wówczas papieża. Wtedy jako piętnastolatkowi dane mi było po raz pierwszy poczuć tą papieską atmosferę pielgrzymek św. Jana Pawła II do Polski i to w miejscu szczególnym, w Częstochowie. Niedawno 16 października 2022 roku obchodziliśmy Dzień Papieski i warto często wracać do nauk naszego papieża, bo jakoś o tych jego naukach zbytnio zapomnieliśmy...
Powiem szczerze, że przed pierwszą pielgrzymką byłem pełen obaw czy wytrzymam fizycznie taką trasę. Poza tym było jeszcze wiele innych wątpliwości: czy dopisze pogoda; czy znajdę gdzieś miejsce noclegowe, co było niezbędne, bo w Częstochowie nocowaliśmy przed powrotem do Łodzi; jakich ludzi spotkam i jaka będzie atmosfera; czy odpowiednio przygotowałem się do pielgrzymki w zakresie ekwipunku i siły fizycznej.
Niemal wszystkie moje obawy zostały rozwiane już pierwszego dnia. Okazało się, że otaczają mnie osoby na wskroś uczynne i skore do pomocy, uśmiechnięte i mimo zmęczenia potrafiły się jeszcze wieczorem modlić i zabawą dawać świadectwo wiary. To był pierwszy dla mnie szok, bo tylko słyszałem jak wiara może zmieniać ludzi i choć mi też wielokrotnie pomogła to w świecie upływających dni w ciągu roku mało spotyka się podobnych ludzi. Tym bardziej, że przez długi czas przed powrotem do wiary (2010 rok) czułem się agnostykiem i przebywałem też wśród agnostyków i ateistów. Zresztą moja pielgrzymka w roku 2011 była intencyjnie dziękczynna za mój powrót do wiary, o czym napiszę może kiedyś, bo to historia niesamowita. Zresztą wszyscy pielgrzymi idą z jakimiś intencjami i prośbami do Matki Bożej, o wstawiennictwo do jej Syna.
Innym szokiem dla mnie była reakcja mieszkańców poszczególnych miejscowości, przez które pielgrzymowaliśmy. Mieli dla nas przygotowane posiłki i zimną wodę na upały, pozdrawiali nas i prosili o konkretne intencje i zapewniali, że modlą się z nami i za nas. Naprawdę było to wzruszające i wtedy znów poczułem tą moc naszej wiary katolickiej.
Nie było też problemu z noclegami na trasie jak i już w samej Częstochowie, gdzie nocowaliśmy u sióstr z jednego ze zgromadzeń, ale dziś już nie pamiętam nazwy, choć pamiętam, że z domu noclegowego roztaczał się piękny widok Jasnej Góry, do której mieliśmy dosłownie z 200 metrów. Noclegów w czasie pielgrzymki udzielali nam natomiast zupełnie obcy nam ludzie. To też kolejne miłe doświadczanie.
Ale właśnie sami uczestnicy pielgrzymki to była jedna wspaniała rodzina boża i czułem się w tej rodzinie tak jakbym był w moim domu rodzinnym w młodości, kiedy byłem nawet ministrantem a moja rodzina od pokoleń jest głęboko wierząca.
A samo pielgrzymowanie? Nie czuło się zmęczenia, były gitary i bębny, śpiewaliśmy i modliliśmy się, wspieraliśmy się nawzajem w trudnych chwilach. I znów jak w rodzinie... I ta świadomość, że nasi przodkowie od wieków też pielgrzymowali do Częstochowy.
Ale niestety jednak byłem trochę mało przygotowany na tak długie marsze i już pierwszego dnia pojawiły się na stopach pęcherze. Na szczęście wśród nas był "zespół" medyczny w postaci jednej pielęgniarki, która opiekowała się nami w czasie pielgrzymowania i coś tam poprzebijała, czymś tam posmarowała a na końcu znalazłem się w karetce pogotowia, która zawsze towarzyszy w pielgrzymkach. Też coś tam porobili, zabandażowali stopy i mogłem dalej wędrować do Maryi. Na szczęście posłuchałem wcześniejszych wskazówek i zabrałem ze sobą obuwie o dwa numery za duże, co pozwoliło mi spokojnie iść nawet w bandażach na stopach, choć i tak do samej Częstochowy ból pęcherzy nie dawał za wygraną.
Przypętały mi się też skurcze łydek i mimo, że przed pielgrzymką i na pielgrzymce brałem potas z magnezem to jednak nieraz musiałem zdać się na pielgrzymkowego masażystę.
Byłem też zadziwiony, gdy na jednej z "moich" pielgrzymek odbył się ślub a młoda para poznała się wcześniej również na pielgrzymce. To było naprawdę chwytające za serce a ślub był przepiękny i ta radość bijąca z oczu młodej pary. Tego tak łatwo się nie zapomina.
I samo przybycie na Jasną Górę, po tylu dniach maszerowania. Padaliśmy wtedy krzyżem przed naszą Panią a mnie dosłownie łzy płynęły po twarzy i w roku 2011 i w 2012. To było naprawdę jakieś uniesienie, którego tak naprawdę wcześniej nie doświadczyłem.
Sam zaś pobyt w Częstochowie był pełen wiary i radości. Oglądaliśmy obraz Czarnej Madonny i modliliśmy się przed nim. Zwiedzaliśmy wszystko na terenie Sanktuarium. Uczestniczyliśmy w Mszach Świętych i w Sakramencie Pokuty. Spowiedź tam - u podnóża naszej Królowej - też jest ogromnym przeżyciem duchowym i dodatkowo też łączy jakąś więzią ludzi pielgrzymujących. Wieczorem była znów Msza Święta a później rozmowy niemal do rana o wszystkim: o wierze, o nauce społecznej św. Jana Pawła II czy kardynała S. Wyszyńskiego, o polityce, o teraźniejszości i przyszłości naszej Ojczyzny i co możemy dla niej zrobić, o tym jak na co dzień odczuwamy obecność Jezusa Chrystusa. A później krótka dwugodzinna drzemka i o szóstej rano rozpoczęcie pieszego powrotu do Łodzi.
A i jeszcze pierwszego wieczora w Częstochowie mieliśmy czas na ognisko, gdzie przede wszystkim śpiewaliśmy piosenki religijne i to takie, których ja wcześniej nie słyszałem, ale o wiele młodsi ode mnie owszem. I tutaj należy też wspomnieć o młodych ludziach, którzy wybrali się na pielgrzymkę. Ta ich spontaniczna radość, że idą do Maryi udzielała się nam, ludziom w średnim wieku. Ta ich energia, modlitewna gorliwość i miłość do Jezusa Chrystusa i jego Matki potęgowała w nas przeświadczenie, że nasza Ojczyzna przetrwa i chyba od zawsze trwała dzięki naszej wierze.
W czasie zaś powrotu oprócz modlitw i śpiewania przy akompaniamencie gitary opowiadaliśmy po kolei o sobie, o naszym życiu w wierze i ku mojemu zaskoczeniu nie byłem sam, który się nawrócił. Były opowieści jak to się stało i pytaliśmy sami siebie: co od nas chce Bóg Ojciec i jego syn Jezus Chrystus? Co od nas chce Maryja? W tej powrotnej drodze naprawdę się polubiliśmy, bo zostali tylko najwytrwalsi i łatwiej było się otworzyć w małej grupie. Do dziś mam zapisane telefony do moich przyjaciół - pielgrzymów.
A gdy już przekroczyliśmy granicę Łodzi to witał nas szpaler ludzi, którzy nas pozdrawiali a nawet do nas dołączali, by choć przez kilka chwil iść w pielgrzymce. To też było niesamowite...
Te dwie pielgrzymki zapamiętam do końca życia, one u mnie zapuściły bardzo głęboko korzenie wiary i tych korzeni już nigdy nie wyrwę.
Tęsknię do tej atmosfery w czasie pielgrzymek, tej wiary, którą widziałem na twarzach ludzi, tej szczerości, miłości i dobra, którymi wszyscy byliśmy częścią. Tęsknię, ale już chyba nie będzie mi dane, bo zdrowie nie pozwoli... Ale wspomnienie pozostanie na zawsze... a przypominając sobie te pielgrzymki zawsze umacniam się w wierze i nawracam się każdego dnia...
P.S.
Teraz można wywnioskować jak ja się czułem, gdy piewcy ideologii LGBTQ+ profanowali obraz Matki Bożej Jasnogórskiej, profanowali Mszę Świętą i z pogardą odnosili się do naszej wiary. A przecież tak będą działali cały czas i musimy to jakoś zastopować, koniecznie!
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
Jeżeli moje teksty nie są dla Państwa obojętne i szanują Państwo moją pracę, to mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą.
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
Nr konta - ALIOR BANK: 58 2490 0005 0000 4000 7146 4814
Paypal: paypal.me/kjahog
- Krzysztofjaw - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz