AGENCI KREMLA WCZORAJ I DZISIAJ

avatar użytkownika aleksander szumanski

AGENCI KREMLA WCZORAJ I DZISIAJ

ROSYJSKA AGENTURA W POLSCE

POLSCY AGENCI KREMLA

 

 Świetnie uplasowane i zakamuflowane pokolenia postsowieckiej agentury działają w Polsce również obecnie, o czym za chwilę.

W jakim stopniu obce służby zinfiltrowały polski aparat państwowy i wojskowy? To pytanie szybko padło w ramach rozliczeń i poszukiwań winnych tzw. klęski wrześniowej w 1939 roku, a później i przegranej całej wojny. O ile udało się niemal w całości odtworzyć siatki niemieckie (i tak zresztą w znacznej mierze ujawnione), o tyle kierunek wschodni - z oczywistych powodów - pozostał "terra incognita".

Dzieje się tak dlatego, że wobec niedostępności najważniejszych postsowieckich archiwów jesteśmy zdani w pierwszej kolejności na obszerną twórczość rosyjskich autorów. Co prawda, polskie wątki w ich pracach są zwykle przedstawiane marginalnie, ale zsumowane przynoszą wręcz zatrważający, choć na razie zaledwie naszkicowany obraz agentury, głęboko zakorzenionej w administracji państwowej i armii II RP, a potem i w polskich władzach w kraju i na uchodźstwie.

 

  WYWIADOWCZE OSACZANIE

 

Zlikwidowane w 2006 roku Wojskowe Służby Informacyjne były sowiecką agenturą w Polsce. Fakt ich likwidacji wcale nie oznacza zaprzestania działalności sowieckiej agentury w Polsce. Sowiecka agentura poraża ilością agentów rozsianych po całym świecie. W Polsce agentura posiada własny „personel”   tajnych współpracowników. Faktycznie to sowiecka agentura rządzi Polską, a podległy jej „polski” rząd spełnia rolę chłopca na posyłki. To już nie pycha i władztwo rządzą Polską. To zwykły strach rządzących, zważywszy, iż Moskwa, to starzy wypróbowani profesjonalni mordercy, czy to całych ludzkich grup, czy też na indywidualne potrzeby kraju rad. Co sowieci wyrządzili naszemu krajowi z ludobójstwem i agresją polityczną to fakty ogólnie znane. W imperialnej polityce Rosji carskiej i sowieckiej Polska jest odnotowana jako wróg śmiertelny. Rosjanom pomaga propaganda kremlowska. W dalszym ciągu przeciętny Rosjanin nic nie wie o ludobójstwie NKWD w Katyniu, lub zna tę zbrodnię, lecz w wykonaniu Niemców. Pozostałości działania osławionej komisji Burdenki tkwią w umysłach ludzkich   gangreną sowieckich zbirów w mózgach obywateli.

W latach 20. ub. wieku to Polacy mordowali jeńców bolszewickich w czasie wojny polsko-bolszewickiej – głosi propaganda Putina. Sowieci oprócz mordów własnych komunistów, czy generalicji, zwanych czystkami stalinowskimi, mordowali również komunistów polskich. Zamordowali przecież Bolesława Bieruta agenta NKWD, Erichowi Honeckerowi przywódcy NRD wytoczyli proces o zdradę stanu etc.

Ostatnio Kreml zamordował Annę Politowską, Aleksandra Litwinienko, Anastazję Baburową,   Żelimchana Jandarbijewa, Natalię Estemirową, a w spisku z reżimowcami polskimi prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego i prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego.

Symptomatyczne, iż niedługo po wizycie Tuska u Putina, premier Polski bał się wspomnieć o Katyniu, sam Putin go o to zapytał, na co podnóżek odpowiedział, że Katyniem nie zajmują się politycy. Portal kremlowski https://www.gazeta.ru/

określił Tuska - „nasz człowiek w Warszawie”, a po jego wyjeździe nuklearne rakiety sowieckie zostały nakierowane na Polskę, pomimo uzgodnienia przez Tuska i Putina terminu festiwalu piosenki radzieckiej w Zielonej Górze, a „Komsomalska Prawda” napisała o dziadku Tuska, iż dobrowolnie zgłosił się do Wehramachtu.

Polska, zapora w drodze na Zachód, stanowiła od momentu swego odrodzenia obszar ekspansji sowieckich agencji szpiegowskich, zarówno podległych Kominternowi, NKWD, jak i sztabowi Armii Czerwonej.

Truizmem będzie twierdzenie, że od lat 20. XX wieku tworzyły one najskuteczniejszy i najsprawniejszy wywiad świata.

 

Jego atutami były relatywnie wysokie środki finansowe, najbardziej brutalne, pozbawione jakichkolwiek hamulców metody działania oraz nieograniczone możliwości selekcji i zaciągu wśród zwolenników i sympatyków ruchu komunistycznego.

Dodatkowym ułatwieniem dla Sowietów była obecność na obszarze II RP stosunkowo licznej kolonii rosyjskiej, ukraińskiej i żydowskiej z oczywistych względów szczególnie podatnej na werbunek. Do współpracy z Sowietami skłonni byli także liczni przedstawiciele mniejszości narodowych, traktujący polską państwowość obojętnie lub wręcz wrogo.

Polska, uznawana początkowo (nie tylko w Berlinie, ale i w Moskwie) za państwo sezonowe, stanowiła nie tylko obiekt infiltracji wywiadowczej, ale także teren akcji dywersyjnych i terrorystycznych, podejmowanych na wielką skalę z pomocą agenturalnej, nielegalnej, Komunistycznej Partii Polski i Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Nie mniejszym zagrożeniem stała się koronkowa operacja dezinformacyjna "Trust", mająca doprowadzić do opanowania rosyjskich organizacji emigracyjnych i zyskania przez nie wpływu na tajne służby głównych państw europejskich.

 

  AGENTURA W MSZ I W MSW

 

 Po maju 1926 r. sygnały uzyskane kanałami wywiadowczymi przekonały Stalina o stabilizacji wewnętrznej w Polsce, a radykalne posunięcia marszałka Józefa Piłsudskiego - które zneutralizowały na polskim gruncie działania "Trustu" - zmusiły sowiecki wywiad do zmiany metod działania. W efekcie zaczęto budować w II RP długofalową agenturę, której centra stanowiło kilka dobrze zakonspirowanych ośrodków w Wolnym Mieście Gdańsku, Krakowie i Warszawie.

Gdy po dojściu Hitlera do władzy stosunki z Berlinem zaczęły się komplikować, a sowieckie kierownictwo zaniepokoiło się możliwością zbliżenia Rzeszy i Rzeczypospolitej, utworzono niezwykle sprawną siatkę wywiadowczą w niemieckiej ambasadzie w Warszawie. Dawała ona najlepszy wgląd w inicjatywy obu potencjalnych partnerów.

Jakie rozeznanie w tych działaniach miały władze polskie i jak próbowały się im przeciwstawiać?

Zgodnie z abecadłem kontrwywiadu, szpiegów starano się przede wszystkim rozpoznawać, a dopiero później - i to nie wszystkich - unieszkodliwiać.

O działalność na rzecz sowieckiego wywiadu podejrzewano na przykład Eugenię Arciszewską, żonę ambasadora w Bukareszcie, tzw. białą Rosjankę.

Spowodowało to nagły zwrot w karierze jej męża: odwołany z placówki w maju 1938 r., po złożeniu obietnicy rozwodu lub separacji (jak się miało później okazać gołosłownej), otrzymał nominację na nieformalnego podsekretarza stanu w MSZ, gdzie mógł byś poddany wnikliwszej kontroli. Innymi agentami w MSZ byli wyższy urzędnik Departamentu Administracyjnego Stanisław Próchnicki (zdemaskowany, w 1933 r. popełnił samobójstwo) i osławiony później dziennikarz i publicysta Stefan Litauer, podówczas zatrudniony w Wydziale Prasowym. Wedle nie sprawdzonych pogłosek, sowiecki wywiad miał się też starać o pozyskanie radcy Ambasady RP w Moskwie, a następnie kierownika Referatu Sowieckiego w Wydziale Wschodnim - Stanisława Zabiełły. Niedawno dzięki studiom rosyjskich historyków Aleksandra Papczinskiego i Michaiła Tumszysa wypłynęło nazwisko jeszcze jednego agenta z tego kręgu. Miałby nim byś ppłk dypl. Tadeusz Kobylański, polski attache wojskowy w Moskwie, a następnie radca ambasady w Bukareszcie, od 1935 r. naczelnik Wydziału Wschodniego i wicedyrektor Departamentu Politycznego. Zwabiono go - jak twierdzą obaj autorzy - wielkimi pieniędzmi i możliwością realizacji homoseksualnych skłonności. Stwierdzeniu temu prof. Pawła Wieczorkiewicza zaprzecza polski politolog Adam Danek na łamach portalu Fronda.

Rosyjski wywiad miał swego człowieka i w drugim newralgicznym organie państwa - w MSW.

O kontakty z Sowietami podejrzewano długoletniego szefa policji politycznej, a następnie wiceministra spraw wewnętrznych Henryka Kaweckiego, odpowiedzialnego przez wiele lat m.in. za zwalczanie komunizmu i Komunistycznej Partii Polski   jako sowieckiej agentury.

 

AGENT ŻYMIERSKI

 

 "Z demaskatorskich audycji Józefa Światły w Radiu Wolna Europa znany jest fakt zwerbowania Michała Żymierskiego, byłego generała, zdegradowanego

po maju 1926 r. prawomocnym wyrokiem za łapownictwo. Późniejszy marszałek Polski, mimo wydalenia z armii, podtrzymywał jednak wiele kontaktów oficerskich oraz stosunki w wojskowo-przemysłowej socjecie francuskiej, a jednocześnie – co było jeszcze ważniejsze – jako rzekoma „ofiara sanacji” i zajadły wróg marszałka Józefa Piłsudskiego cieszył się zaufaniem środowisk emigracyjno-opozycyjnych, z gen. Władysławem Sikorskim na czele.

Żymierski nie był jedynym wojskowym na moskiewskim żołdzie. W okresie międzywojennym Sowietom udało się zwerbować jeszcze co najmniej dwunastu oficerów służby czynnej, w tym ppłk Ludwika Lepiarza, szefa sztabu Dowództwa Okręgu Korpusu we Lwowie.

Wbrew pozorom wszyscy oni, odgrywając role typowych szpiegów i wykradając mapy, szyfry, plany rozmieszczenia wojsk i inne dokumenty (w istocie mało wartościowe, bo okresowo zmieniane), stanowili dla bezpieczeństwa państwa o wiele mniejsze zagrożenie niż jeden agent wpływu, nawet w rodzaju Żymierskiego".

 

 MINISTROWIE ZDRAJCY

 

 "W latach II Wojny Światowej Sowieci dysponowali – oprócz dobrze zorganizowanej i silnej agentury pod okupacją, jaką były PPR, GL/AL – także mocną siatką w polskim Londynie.

Szanse na zatrudnienie na wysokich stanowiskach w gabinecie Sikorskiego mieli wszyscy „pokrzywdzeni przez sanację”, więc zgodnie z tym na przykład kluczowe stanowisko dyrektora Departamentu Politycznego MSZ dostał Arciszewski, a korespondentem Polskiej Agencji Telegraficznej mianowano… Litauera.

Stanowili oni jednak co najwyżej wierzchołek góry lodowej.

Od pewnego czasu wiadomo, że informatorami sowieckiego wywiadu byli dwaj ministrowie rządu RP – „Gienrich” i „Sadownik”.

Z braku dalszych danych można tylko spekulować, kto krył się za tymi pseudonimami – Henryk Strasburger, Jan Stańczyk, Stanisław Kot czy może jeszcze ktoś inny? Czytając opublikowane ostatnio stenogramy posiedzeń rządu RP na uchodźstwie, nie można mieś natomiast wątpliwości, że zakres pozyskanej z ich pomocą przez Moskwę wiedzy był olbrzymi i umożliwiał paraliżowanie wszelkich polskich inicjatyw politycznych.

Znacznie gorzej szło NKWD i GRU rozpoznanie struktur Komendy Głównej AK. Informacje głównie kanałami PPR i GL/AL, były fragmentaryczne. Potwierdziło się to i w czasie powstania warszawskiego, gdy sowieckie dowództwo (a nawet sam Stalin) długo nie miało rozeznania, co naprawdę dzieje się w mieście.

Inaczej było na terenach „wyzwolonych”, bowiem meldunki lokalnej agentury, opartej na jaczejkach PPR i zrzucanych przed nadejściem frontu specjalnych grupach wywiadowczych, których jednym z naczelnych zadań było rozpoznanie polityczne terenu, pozwalały na skuteczne i szybkie zdekonspirowanie i wyniszczenie struktur podziemnego państwa.

Kadry owych grup rekrutowały się spośród 150 polskich oficerów, którzy – jak Berling i kilku jego totumfackich – w ankiecie przeprowadzanej w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku wypowiedzieli się za przejściem na sowiecką służbę.

Byli jednak i inni – generałowie Władysław Anders, Michał Karaszewicz-Tokarzewski, Mieczysław Boruta-Spiechowicz – którzy odsiedzieli swoje na Łubiance. Czy naprawdę żaden z nich w obliczu pewnej – wydawałoby się – śmierci nie zdecydował się podpisać dokumentów o współpracy z NKWD?"

 

 SIATKA WŚRÓD POLONII

 

"Dekryptaż operacji „Venona” ujawnił niedawno sowiecką siatkę działającą w środowisku Polonii amerykańskiej, w tym Stefana Arskiego, Bronisława Geberta i Oskara Langego.

Dopiero w tym kontekście przestaje dziwić niezrozumiałe w innych okolicznościach znaczenie, jakie Langemu, traktowanemu jako jeden z najpoważniejszych kandydatów do objęcia kluczowych stanowisk w Polsce, nadawał sam Stalin.

Sowieci, którzy uważali pomyślne rozstrzygnięcie kwestii polskiej za jeden z priorytetów swej polityki, asekurowali się dodatkowo, umieszczając informatorów i agentów w newralgicznych punktach wojennej machiny alianckiej, zwłaszcza brytyjskiej.

Tacy ludzie jak osławiony Kim Philby mogli w istotny sposób wpływać (i wpływali) na losy Polski, zarówno przekazując do Moskwy informacje o zamierzeniach Brytyjczyków w tej kwestii, jak też dezinformując ich i jednocześnie inspirując.

Sowieckie służby działały na jeszcze szerszym froncie także w PRL. Mimo niemal pełnej kontroli całego państwa, zwłaszcza do roku 1956, tworzono mniej czy bardziej zakonspirowane siatki pełniące funkcje nadzorcze, a zarazem dublujące agenturę jawną i półjawną. Pouczająca jest tu lektura rozmów Teresy Torańskiej, zwłaszcza wywiadu z Edwardem Ochabem, który nawet po latach różnicuje swych współtowarzyszy w politbiurze i KC na „naszych” i „ich”. Podobne uwagi można znaleźć w odniesieniu do późniejszego okresu w dziennikach Mieczysława Rakowskiego".

 

 MATECZNIK TAJNYCH SŁUŻB

 

 "W 1989 r. wróciliśmy do punktu wyjścia. Znowu Rzeczpospolita, tylko tym razem trzecia, stała się matecznikiem i bazą wypadową rosyjskich tajnych służb.

Dziwna kariera Mieczysława Wachowskiego, sprawa Olina, dalsze powiązania jej bohatera Ałganowa, afery paliwowe z interesami Kremla w tle, polityczne meandry Włodzimierza Cimoszewicza – wszystko to skłania do wniosku, że kolejne, świetnie uplasowane i zakamuflowane pokolenia postsowieckiej agentury działają w Polsce i kto wie, czy nie odgrywają nadal w jej życiu pierwszoplanowej roli.

Tym pilniejsze jest podjęcie badań nad prehistorią i historią sowieckiej agentury w naszym kraju. Wpływ sowieckich tajnych służb na kształtowanie polskiej polityki był bowiem fundamentalny.

Liberalny w istocie stosunek do KPP, którą w pewnych formach wręcz tolerowano, mógł byś skutkiem dyrektyw Kaweckiego, od którego zależał sposób jej traktowania.

Tragiczny błąd ministra Becka – zlekceważenie możliwości sojuszu Stalina z Hitlerem – co trudno wytłumaczyć nawet jego najzagorzalszym orędownikom, był zapewne skutkiem intoksykacji prowadzonej systematycznie przez Kobylańskiego.

Zważywszy, że politykę wschodnią współkształtowali wówczas oprócz niego ambasador w Moskwie Wacław Grzybowski oraz wspomniani już Zabiełło i Arciszewski.

Sowieci znaleźli się w komfortowej sytuacji, kontrolując byś może nawet trzech z czterech członków tego zespołu

Notoryczna niemoc Sikorskiego, a zwłaszcza Mikołajczyka wobec ZSRS miała niewątpliwie źródło nie tylko w działalności Kima Phliby`ego i spółki, ale i ich polskich „towarzyszy broni” – „Gienricha”, „Sadownika” i innych.

Wiedząc wszystko, nawet o planach naczelnych władz RP, Moskwa potrafiła jednocześnie znakomicie grać przed Zachodem marionetkami w rodzaju Berlinga czy Langego, nadając im pozór „polskich patriotów”.

Pamiętajmy, choć to maksyma mocno już wytarta – historia magistra vitae est! Marszałek Józef  Piłsudski przestrzegał w 1927 roku, że ludzie, którzy zhańbili się szpiegostwem w stosunku do Polski i Polaków, ubierają się także w szaty Katonów, a przynajmniej Cyceronów walczących z Katylinami".

W tym cytowanym  piłsudczykowskim kontekście prof. Pawła Piotra Wieczorkiewicza, do którego prac mam zaufanie, dziwi mnie najnowsze (14 marca 2017 r. ) negatywne spojrzenie na działalność Józefa Piłsudskiego w odzyskaniu niepodległości Polski, Rafała Ziemkiewicza  -  "Odzyskał Polskę - zniszczył polskość" - tekstu pomieszczonego na łamach "Najwyższego Czasu!" (red. naczelny Tomasz Sommer).

 

  ROSYJSCY AGENCI W POLSCE

 

Tak jak najciemniej jest pod latarnią, a najlepsze ryby łowi się w mętnej wodzie, tak najciekawiej można mówić o aferze szpiegowskiej wtedy, gdy się o niej nic nie wie. Właśnie obserwujemy taki spektakl medialny, w którym dwie główne role przypisano zatrzymanym przez ABW: oficerowi wojska polskiego (podobno pułkownikowi) i jakiemuś prawnikowi.

 Mieli ponoć pracować na rzecz rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Sensacyjność tego wydarzenia jest tym większa, że od lat zapewniano nas o dobrej współpracy struktur bezpieczeństwa Polski i Federacji Rosyjskiej.

Ta współpraca sięga przecież czasów PRL-u, ale kontynuowana była owocnie także w III RP. Minister Marek Siwiec, szef BBN za czasów prezydenta Kwaśniewskiego, podpisał umowę o współpracy z Iwanem Rybkinem, szefem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej w czasach, kiedy Polska nie była jeszcze w NATO.

Spotkania obecnego szefa BBN, gen. Stanisława Kozieja, z Nikołajem Patruszewem, byłym generałem KGB i przyjacielem Putina, także świadczyły o owocnej współpracy obu państw w zakresie narodowego bezpieczeństwa.

 Po 10 kwietnia 2010 r. Polska zachowała się niezwykle lojalnie i delikatnie wobec Rosji, nie występując do NATO i innych europejskich struktur z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu tragedii smoleńskiej. Przykłady współpracy opartej na wzajemnym zaufaniu można by mnożyć, a tu raptem, po tylu latach, aresztowanie rosyjskich szpiegów Polsce. Poza zdziwieniem nic tu mądrego nie da się powiedzieć.

Ale dlaczego tylko dwóch? A co z resztą agentów? Jest ich pewnie w Polsce cała siatka. A co słychać u ponad setki byłych dyplomatów naszego MSZ, szkolonych na rosyjskich uczelniach? No i u tych w Wojsku Polskim po kursach GRU w Moskwie?

 W czasie gdy zatrzymywano szpiegów, prasę niezależną obiegła informacja o konsulu honorowym Rosji w Polsce, którego firma, dzięki zaufaniu, jakim Polska tradycyjnie obdarza Rosję i jej przedstawicieli, we wrześniu br. wygrała olbrzymi przetarg na obsługę systemów informatycznych KRUS-u.

 Wcześniej rosyjski konsul honorowy Federacji Rosyjskiej z siedzibą w Szczecinie, dr Andrzej Bendig-Wielowiejski, miał już przyjemność informatyzować za nasze, podatników pieniądze, ZUS, Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, Rządowe Centrum Legislacji oraz Państwową Komisję Wyborczą.

PiS domaga się od premier Kopacz, aby na najbliższym posiedzeniu Sejmu przedstawiła dodatkowe informacje o osiągnięciach biznesowych honorowego konsula Rosji w Polsce. Co jeszcze informatyzował? Bo dzięki komu, to już wiemy - dzięki polskiemu państwu, otwartemu na wszechstronne kontakty z Federacją Rosyjską i jej przedstawicielami w Polsce.

Przekazanie prywatnej firmie możliwości pozyskiwania podstawowych danych dotyczących bezpieczeństwa Polski i jej obywateli, a także bezpieczeństwa zdrowotnego poszczególnych ludzi, szokuje i prowadzi do wniosku, że rzeczywiście rację miał minister Sienkiewicz, gdy mówił, że państwo polskie istnieje tylko teoretycznie.

Zakładając, że konsul honorowy Rosji w Polsce nie ma nic wspólnego z rosyjskim wywiadem - oczywiście poza ogólnym zaufaniem do konsula - możemy być pewni, że wszystko, co miało pozostać tajne, już tajne nie jest. Także informacje medyczne na temat naszych chorób, przebytych operacji i ogólnego stanu zdrowia.

Naczelny lekarz Federacji Rosyjskiej może się teraz pochylić nad kondycją zdrowotną Polaków i szukać najlepszych środków pomocnych naszemu szybkiemu wyleczeniu się z wszelakich chorób.

 Jeżeli zaś potwierdzą się informacje o tym, że firma konsula maczała palce przy informatyzacji obsługi systemu serwerów na potrzeby wyborów, to niewykluczone, że wyniki wyborów samorządowych, które odbyły się w listopadzie były już znane w Moskwie.

Podejrzenie tym bardziej uzasadnione, że znany jest powszechnie fakt dwukrotnego wyjazdu na szkolenia do Moskwy delegacji Państwowej Komisji Wyborczej. Kompletną nieodpowiedzialność pseudoelit rządzących III RP wspierają zaprzyjaźnione z władzą media.

Czytając niektóre gazety, można odnieść wrażenie, że Rosja nie wycofała się z Polski w 1993 r. Jest wciąż tu obecna i ma swoich oddanych „polskich Rosjan”, którzy gdyby tylko mogli, wznosiliby w Polsce pomniki na jej część. jak redaktor Paweł Wroński z żydowskiej „Gazety Wyborczej” dla Polaków, opowiadający się za postawieniem Rosjanom w Krakowie pomnika, który ma upamiętnić „zamordowanych” jeńców rosyjskich w „polskich obozach śmierci” w latach 1919-1920. Nie ma sensu bronić dobrego imienia Polski za wszelką cenę - przekonuje Polaków  i  Żydów(?) Paweł Wroński.

Jakże bliski jest polski neobolszewik choćby sprzątaczce na lotnisku w Moskwie, która na zwykłą uwagę polskiej stewardessy wypowiedzianą po angielsku, gdyż nie znała rosyjskiego, usłyszała, że wkrótce ona i inni Polacy nauczą się dobrze tego języka.

Dzisiaj MSZ zatrudnia na placówkach dyplomatycznych, np. w Łucku, agentów sowieckich, nie zlustrowanych TW i sutenerów, zatrudnionych z decyzji "Radka" Sikorskiego i kontynuatora   Szetyny (rzekomo Schetyny).

Oczywiście za wiedzą "The Washington Post" z  pełnomocnikiem amerykańskiego "lobby żydowskiego" -  red. Anne Applebaum i współpracującego z panią redaktor jej męża "dorżnąć watahę" Polaków  antysemitów.

 

                                             Aleksander Szumański "Kurier Codzienny" Chicago

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

Paweł Piotr Wieczorkiewicz "Między dwoma wojnami"

                                                                                                                   

Paweł Wieczorkiewicz, „Polscy agenci Kremla” "Wprost" 25. 12. 2005 r. nr 51/52 str. 38, 40, 42

 

https://www.salon24.pl/u/aleszum/628129,agenci-kremla-wczoraj-i-dzisiaj

 

napisz pierwszy komentarz