Bydlaczek przemowil w Wigilie
Aresztowano mnie we wrzesniu 1985 r. Troche czasu im zajelo zanim do mnie dotarli, ponad 3 lata. Sprzedal mnie czlowiek, ktorego aresztowali latem 1985 r.
W Areszcie Sledczym na ul. Mikolowskiej w Katowicach przeszedlem przez kilka cel, podobnie jak i na Komendzie Wojewodzkiej przy ul. Lompy, w skrocie: "Pentagon" albo "Na lompach". W tym pierwszym spedzilem Wigilie.
Pierwsza cela byla duza z ludzmi zatrzymanymi na 48 godzin. Sami amatorzy. Pamietam jednego z nich, ktory zupelnie nie pasowal do tego miejsca; byl to chuchrak, pracownik niskiego szczebla w drukarni popularnej, dobrze sprzedajacej sie "Panoramy Slaskiej". Opowiedzil mi w jakiej sprawie go aresztowali;sam oczywiscie byl niewinny. Jak sie okazalo przedsiebiorczy ludzie w firmie (cale kierownictwo bylo partyjne) wpadli na pomysl, by sprywatyzowac czesc nakladu tygodnika. Trafiala ona do "swoich" kioskow, a po sprzedazy mala mafia dzielila sie dochodem.
Po zmianie statusu na normalnego aresztowanego wrzucono mnie pod cele z dwoma zlodziejami. "Zlodziej" byl przyjeta forma kurtuazyjna, kazdy zamkniety bez wzgledu na paragraf tak byl nazywany i wszystkim to pasowalo. W ten sposob wszyscy byli sobie rowni, oczywiscie poza "grypsera". Dwaj zlodzieje mi, ze przede mna byla tam jaks szycha z czegos tam i jakims cudem regularnie dostawala rozne dobra, jak papierosy produkcji zachodniej i zywnosc, o ktora trudno bylo w sklepach. opowiadali o tym z rozmarzeniem. Obaj spali na pryczach, ja na materacu przy muszli klozetowej. Niski i stary zlodziej byl oczywistym konfidentem. Natomiast drugi, w miare normalny, wyzszy wzrostem ode mnie, byl kapitanem Milicji Obywatelskiej z wydzialu PG, czyli przestepstw gospodarczych. Podejrzewano go, ze przywlaszczyl sobie skrzyneczke z bizuteria skonfiskowana przestepcom. Oczywiscie, ze byl niewinny. Troche sie rozgadal. Opowiedzial jak jego "chlopaki", czyli jego podwladni, mieli obserwowac pewna klatke schodowa przy ul. Paderewskiego, czyli dzielnicy, w ktorej mieszkalem. W ktoryms z mieszkan byl punkt przerzutowy kontrabandy. Wtedy zrozumialem dlaczego czesto zmienialy sie samochody z zagraniczna rejestracja przed tym blokiem. Ja tamtedy chodzilem do pracy. A wpadka "chlopakow" polegala na tym, ze nudzila im sie obserwacja i sie w bramie schlali. W ten sposob "spalila" starannie przygotowana akcja milicyjna. Wspominal tez o slabosci sprzetu uzywanego przez ZOMO (tarcze pekaly). Za to rozgadanie sympatyczny kapitan zostal po jednym dniu gdzies przeniesiony. Szkoda.
Druga cela byla tez niezla, mieszkalem tam z sympatycznym, przystojnym inzynierem, kierownikiem dzialu w tyskim PKS-ie. Tam tez byla czesciowa prywatyzacja, panstwowe autobusy wynajmowano na wycieczki, np. nad morze, a dochod dzielono wsrod uczestnikow procederu. Ten zlodziej byl nastawiony pesymistycznie, powtarzal, ze dlugo bedzie siedzial. Utwierdzaly go w tym nieustannie wrozby z kart, ktore czesto sobie robil. Natomiast mnie wychodzilo systematycznie, ze wyjde szybko (wzgledna to sprawa). Czlek ow zwierzyl mi sie ze szczegolnej sytuacji obyczajowej, w jakiej sie znalazl. Najpierw zdradzila go zona z jego kolega, co bylo bardzo bolesne. Nastepnie poznal mloda, bardzo ladna dziewczyne. Potwierdzalo to jej zdjecie w stroju kapielowym, ktore mi pokazal. Oczywiscie, ze zakochana dziewczyna slala mu listy z wyrazami milosci. I tu nastapil zwrot w sytuacji, mianowicie zona rozkochala sie w mezu i zarzucala go listami. Oczywiscie, ze te takze przeczytalem. Pytany o rade skierowywalem go w kierunku dziewczyny, argumentujac, ze z jednej strony ma milosc prawdziwa, zas z drugiej zdrade, ktora moze sie powtorzyc. Niestety strapiony czlowiek dryfowal w kierunku zdradliwej malzonki. Przeniesiono mnie po czterech dniach. Inzynierowi pozostalo dojrzewajace winko jablkowe. Dokladniej, byl to napoj z jablek i cukru, ktory warzylismy w popsutej lampie majacej ksztalt miski. Juz zaczynalo ladnie pachniec alkoholem.
Pozniej trafilem tez dobrze. Drugi, oprocz mnie, zlodziej spod celi byl mlodym gornikiem. Z wygladu byl podobny do brata Michaela Corleone z "Ojca Chrzestnego", ktory zostal poszatkowany kulami przy wjezdzie na autostrade. Ten wlasciwie z prostych powodow nie spelnial warunkow definicyjnych zlodzieja, gdyz zamiar sie nie powiodl. Mianowicie, wraz kolega z kopalni zorganizowali sobie troche ladunkow wybuchowych i udali sie na ryby nad jakis zalew. Po wybuchach ryby wyplynely na powierzchnie z brzuchami do gory, ale w miedzyczasie jacys ludzie kierowani poczuciem obywatelskiego obowiazku doniesli na milicje. Na dzwiek "suki" niedoszly zlodziej uciekl. Zlapano go w domu po kilku godzinach, gdzie pieszo doszedl. Sprzedal go w tempie blyskawicznym kolega-rybak z kopalni, ktorego zdazyli zlapac. Gornik byl kochliwy i romansowal ze zlodziejka z pietra nad nami. Miedzy innymi przygotowal piekna "buzale", czyli grzalke, ktora po podlaczeniu do gniazdka lampy gotowala herbate. Skladala sie z dwoch polowek zyletki, kilku zapalek i oczywiscie przewodu (slowo "drut" w tamtym lokalu bylo ze zrozumialych wzgledow zabronione). Ja dolaczylem instrukcje obslugi w jezyku angielskim i zrobilo sie wrecz wytwornie.
Czlek, ktory mnie sprzedal przystal na propozycje SB-kow na konfrontacje ze mna, z czego pozniej zrezygnowal. A ja i tak z tego powodu zostalem przeniesiony na "Pentagon" (jakies 15 minut spaceru od mojego domu). Tam najpierw trafilem na prymitywnego silacza dosc niskiego wzrostem. Jego zawodem bylo rozwozenie wegla kamiennego. Ten po dluzszym okresie obwachiwania, opowiedzial mi , ze go zamkneli za to, wraz z "drugim" zabrali elegancka wedke jakiemus mlodziencowi. Dopiero po przeniesieniu pod inna cele dowiedzialem sie, ze ten "drugi" byl bratem zlodzieja. Tak czy inaczej, zlodziej snul bardzo interesujace opowiesci o tresciach seksualnych, ktorych bohaterkami byly kobiety z melin i z sasiedztwa. Choc opowiesci byly fascynujace nie moge ich tu przedstawic.
W nastepnym lokalu siedzialem z bardzo skontrastowana dwojka. Ogromny zlodziej mial wytatuowane na ramionach dystnkcje majora, zas na grzbiecie jakis napis po lacinie. Wygldalo groznie, wiec powiedzialem, ze wlasnie zabieram sie za spanie (co w dzien nie bylo dozwolone) i jezeli bede chrapal, to zeby mnie obudzili. Chcialem w ten sposob pokazac swoja obojetnosc, prosci zlodzieje w zetknieciu z groznymi zlodziejami spod celi, a szczegolnie mordercami, ruszali do drzwi i walili w nie by ich zabrano. Potwierdzilo sie, olbrzym wraz z kolegami pobil i obrabowal z trampek jakiegos czlowieka w krzakach przed jakims dworcem kolejowym na Slasku. Drugi zlodziej, jak sie pozniej dowiedzialem z gazety (katowicka popoludniowka "Express" czy cos takiego) byl oskarzony o morderstwo lekarza, ktory wydawal ludziom lewe L-4. Bardzo krwawa sprawa. Dziadek byl posrednikiem w zalatwianu spraw. Nie wiem jaki byl motyw. Tak czy inaczej, dziadek wystawial mlodszego zlodzieja SB. Dowiadywalem sie na przyklad, ze konfident ma tego samego sledczego, co ten drugi. Mial nosic "skore". Oprocz tego konfident zalatwial grypsy. Przed pojsciem na przesluchanie zabieral grypsy od ofiary, wpychal je pod rekaw swetra. One mu wypadaly - to byla przyneta i zacheta dla mnie. Nie skorzystalem z niej.
Pozniej byla bardzo niebezpieczna cela z dwoma "grypsujacymi". Zbyt dluga sprawa by to opowiadac. Wypada przejsc do Wigilii obiecanej w tytule tego tekstu.
Powrocile na Mikolowska z duza radoscia, gdyz byl to budynek, w ktorym dalo sie zyc. Stary, poniemiecki, z cegiel. Bylo w nim zycie. Na nowoczesnych "Lompach" tego nie bylo, wszystko bylo nowiutkie, wrecz eleganckie, tyle, ze nie bylo na czym oka zawiesic, a tym bardziej cos urwac czy popsuc.
Po powrocie zauwazylem zmiany w towarzystwie. Przede wszystkim zmienila sie jedna bradzo szczegolna zlodziejka. Byla ona kelnerka w "Karczmie Slupskiej", lokalu dosc popularnym. Obserwowala kto z klientow mial grubszy portfel i wskazywala go wspolnikom. Ci po wyjsciu nieszczesnikow z karczmy bili ich i rabowali. Po aresztowaniu wyla nad ranem, gdzy nie mogla przezyc rozlaki z dwojka malych dzieci. Inne zlodziejki bily ja by ja uciszyc. Wczesny poranek, czyli przed szosta nie jest dobra pora, wyja psy zakwaterowane w obrebie murow i w ogole... Po miesiacu opisywana zlodziejka zmienila sie bardzo, stala sie wrecz gwiazda, o ktora zabiegali zlodziej- mezczyzni. Na przyklad slali jej "chabety" (male paczki) za to by cos zaspiewala. Ta spiewala slabo i w dodatku nie znala do konca tekstu ciagle zamawianej tej samej piosenki. Zakochalo sie w niej kilku zlodziei i glosno rywalizowali ze soba.
Pod cele wsadzili mi zlodzieja w wieku jakichs 30 lat. Zrobil na mnie bardzoi dobre wrazenie i nawet sie ucieszylem, ze trafil sie wreszcie jakis polityczny i bede mogl sobie porozmawiac. Przybysz zaczal od dlugiego monologu, z ktorego dowiedzialem sie, ze byl mistrzem swiata konspiracji. Przestalo mi sie to podobac, gdy miano go podobno sledzic helikopterem, co bylo zdecydowanie niezwykle.
Z tym konfidentem przyszlo mi spedzic kilka miesiecy. Mial wyglad cygana i mogl sie podobac kobietom. Uklad w budynku byl taki, ze na parterze byli sami kryminalisci, z zachowania dosc agresywni. Na pierwszym pietrze bylo wiecej spokojnych ludzi, w tym polityczni. Z moja cela sasiadowala cela dla najgorszych mordercow. Siedzial tam zbrodniarz, ktory mordowal male dziewczynki. W celi palila sie ciagle czerwona lampa a zbrodniarz wychodzil sam na spacer.
Powyzej nas trzymano kobiety. Zenek przedstawiajacy sie elegancko jako Krzysztof wpadl w milosc z jedna bardzo naiwna zlodziejka. Czegoz to jej nie opowiadal, mial wille i drogi samochod, plus inne takie. Z wybranka kontaktowal sie przez rury kanalizacyjne. Zdejmowal metalowy dekiel polozony w dolnej czesci kibelka sluzacy do czyszczenia w razie zapchania i nocami toczyl milosne rozmowy z wybranka. Niezle cuchnelo, ale coz. Ten system komunikacji byl opanowany przez konfidentow. Czasem jej spiewal piosenki Presley'a poslugujac sie jakimis slowami przypominajacymi jezyk angielski. Nastepnego dnia musial prac spodenki.
Zenek byl bitym donosicielem. Pewnego razu zlapal sie za brzuch w czasie obchodow cel i zglosil sie do lekarza. Tak naprawde chcial cos doniesc na mnie. Po powrocie byl bardzo podekscytowany. Powiedzial, ze szykuje sie wazna przesylka "chabeta". No i nadeszla przebywajac dluzsza droge, byl to grypas od kolegi ze sprawy, z wyksztalcenia doktora logiki. O czyms tam mnie poinformowal. Nie zareagowalem, gdyz grypsy byly dla mniue sprawa przegrana.
Przed Swietami Bozego Narodzenia zaczal sie ruch we wszystkich budynkach. Zlodzieje przezywali, cieli sie lub robili polyki kotwiczek. W Wigilie takich przypadkow bylo najwiecej. I wtedy konfident Zenek na krotko spuscil garde, jakby od niechcenia rzucil cicho informacje, ze mam wyjsc na wolnosc w lipcu. I bylo to prawda, kolega ze sprawy wlasnie wtedy wyszedl. Mnie pomogla wizyta mojej Zony u rektora KUL-u, biskupa. Ten interweniowal i wypuszczono mnie wczesniej na zasadzie Inicjatywy Humanitarnej PRON.
Przy niespodziewanym wyjsciu konfident Zenek poprosil mnie o dwa swiete obrazki, ktore mialem. I tu pojawil sie problem, gdyz Zenek przedstawial sie zlodziejkom z gory jako czlowiek bardzo religijny. W ten sposob zyskiwal ich zaufanie. Jednak, z drugiej strony dobrze bylo zostawic obrazki w wiezieniu, gdyz konfident je przekazywal zlodziejkom.
Przy wyjsciu jeszcze tylko "przypadkiem" podszedl do mnie zlodziej-bibliotekarz i zapytal czy chce przekazac komus wiadomosc. Powiedzialem, by przekazal koledze-logikowi, ze wychodze z Inicjatywy Humanitarnej PRON-u i to jest dobra droga. Pozniej dowiedzialem sie, ze kolega nie skorzystal z mozliwosci.
Trzeci ze sprawy, inzynier, ktory byl kiedys pozyteczny, gdyz umial robic matryce do sitodruku, siedzial najdluzej. Zawazyla sprawa jaka wytoczyl milicji z powodu pekniecia z powodu mrozu rur wodociagowych w jego domu. Pozostaly niezabezpieczone po internowaniu jego konkubiny.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Kolęda internowanych (na
Kolęda internowanych
(na melodię: ,,Bóg się rodzi")
Bóg się rodzi, a rodacy, po więzieniach rozrzucani,
Bo marzyła im się Polska niepodległa na tej ziemi.
Solidarni i odważni, górnik, rolnik i stoczniowiec
Dziś składają do Cię modły, daj nam wolność Panie Boże.
Cóż nam druty, cóż nam kraty, gdy w jedności nasza siła,
Z pierwszym brzaskiem wzejdzie słońce,
Zbudzi się Ojczyzna mila,
Matki, żony, siostry, dzieci,
same przy świątecznym stole.
Tylko szatan mógł zgotować
naszym bliskim taką dolę.
Podnieś rękę Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą,
W trudnych chwilach, w złej godzinie,
wspieraj jej siłę swą siłą.
By się zdrajcom nie zdawało, że zawładną Polską całą
A słowo ciałem się stało i mieszkało między nami.
Solidarni i odważni, górnik, rolnik i stoczniowiec
Dziś składają do Cię modły, daj nam wolność Panie Boże!
Maciej ZEMBATY
Białołęka, grudzień 1981 r.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. @Tymczasowy Twoj pobyt w wiezieniu
Dobrze, ze opisales Twoje losy wiezienne. Uznanie, sporo przezyles w wiezieniu. Wszystko dla sprawy Polski wolnej od komunistow. Jak zaczynales dzialanosc w 1980, miales 33 lata. Pokolenie 30-latkow bylo aktywne w ruchu solidarnosciowym. Najpierw straciles prace naukowca w 1982 na USl. W Katowicach. Potem, gdy pracowales znow naukowo na KUL-u dopadli Ciebie powtornie i znow zostales wyrzucony z nastepnej uczelni i wyladowales na dlugi okres w areszcie sledczym. Ludzie bali sie wtedy dzialac, mieli duzo do stracenia. Ty, chociaz miales 2 dzieci, nie bales sie, chapeau! Bylo mi przykro, gdy odwiedzilem Ciebie w areszcie sledczym (miejsce gorsze od normalnego wiezienia, z powodu zaostrzonych warunkow) w koncu 1985 roku. Miales brode, byles blady i wychudzony. Rozmawialismy przez mikrofon i bylismy oddzieleni szyba. Pozwolenie na rozmowe dal nam klawisz („Mozna teraz rozmawiac“), ktory przygotowal wczesniej magnetofon do nagrywania naszej rozmowy. Mowiles, ze nic Ci nie zrobia, bo nie maja dowodow. A oni mieli tylko zeznanie kolegi, ktory sypal. Na podstawie tego dostales wyrok. Po rozmowie usilowalismy dac Ci w korytarzu zywnosc. Zrobil sie tumult, klawisze wyrywali wiezniom jedzenie z rak. Smutne sceny.
Inni siedzieli sobie spokojnie na wolnosci, kolaborowali i donosili jeszcze na kolegow, a potem awansowali w hierarchiach uniwersyteckich, tez po 1990. Ty walczyles do konca. Wkrotce po wyjsciu z wiezenia w lutym 1987 wyjechales wraz z rodzina z kraju. Wydawalo sie nam wtedy, ze komuna jescze dluzej pozyje. Nie mozna bylo ocenic wtedy jak dlugo to wszystko potrwa. Przetrwala jeszcze 2 lata i upadla dzieki takim ludziom jak Ty no i oczywiscie w skutek niewydolnosci gospodarki. System gospodarki planowej musial upasc, ale mogl trwac jeszcze dlugo, tak jak w Korei Pln.
Wszystko sie konczy, ale ten komunizm przemielil po drodze losy milionow ludzi. Mimo wszystko mogles kontynuowac pelna sukcesow dzialanosc naukowa i publicystyczna za granica. Twoje talenty nie zmarnowaly sie, czego dowodem jest tez Twoja wspaniala praca publikacyjna w naszym blogu.
Pozdrawiam serdecznie
Sz.
En passant
3. En passant
Wielkie dzieki za dobre slowo.
Pozdrawiam.