Europa chce zbawić świat, ale kosztem Polski
Trwa skoncentrowany atak na Polskę. Nie mam tu na myśli nachodźców z Białorusi, tylko atak ze strony komisji UE (zdominowanej przez "stare" państwa unijne) i krajową opozycję. Celem jest utrzymanie status quo wypracowanego przez poprzednie rządzącą w Polsce ekipę pod kierownictwem D. Tuska. Dlaczego tak na tym zależy tym podmiotom? Otóż dotychczas istniejący stan prawny obowiązujący w Polsce gwarantował nie tylko przywileje kasty sądowniczej, ale przede wszystkim nienaruszalność wszelkich powiązań gospodarczych, administracyjnych a nawet tych usług wzajemnych w szkolnictwie i lecznictwie. Także powiązania sięgały międzynarodowych grup interesów.
Te międzynarodowe interesy, to w pewnym uproszczeniu - utrzymywanie Polski na poziomie państwa o słabej gospodarce w dużym stopniu zależnej od "starszych braci" w UE. Owa "stara Unia" kupowała sobie, jak dotąd, posłuszeństwo w istotnych sprawach gospodarczych. Wykorzystywane były unijne prerogatywy np. dziedzinie państwowej pomocy dla ważnych segmentów narodowej gospodarki - dla stoczni, dla LOT-u, Niemieckie stocznie były przez państwo wspomagane, naszych wspomagać nie wolno było. W ten sposób niszczona była polska konkurencja na międzynarodowych rynkach. Zresztą poprzedzone to było przejęciem za bezcen wielu ważnych zakładów produkcyjnych przy pomocy takich koryfeuszy postępu gospodarczego jak L. Balcerowicz i J. Lewandowski. By ostatecznie spowolnić, czy nie dopuścić do stworzenia w Polsce konkurencyjnego przemysłu sięgnięto teraz do broni o nadzwyczaj dużym kalibrze. Taką bronią jest ustanowienie w Polsce wysokiej ceny energii elektrycznej. Każdy wie, że oznacza to nie tylko generowanie wysokich rachunków za prąd dla ludności, lecz wzrost kosztów KAŻDEJ produkcji, czyli eliminację Polsk i z konkurencji na międzynarodowych rynkach.
Szczególną perfidią ze strony Niemiec i posłusznego im premiera Polski było sabotowanie budowy gazoportu w Świnoujściu i wspieranie budowy Nord Stream II.
Wracając do ceny energii elektrycznej. Metoda jest taka - już w 2008 r. premier (D. Tusk) podpisał pakiet ENERGETYCZNO-klimatyczny w obecności ówczesnego "prezydenta" Europy (jednocześnie prezydenta Francji) - N. Sarkozy'ego, za co otrzymał (jakże cenne) klepnięcie w plecy przez w/w. Sarkozy wkrótce nieopacznie "chlapnął", ze ów pakiet to największe zwycięstwo "starej" Unii nad jej nowymi członkami. Dla kamuflażu pakiet przewidywał derogacje do roku 2019, kiedy to zaczęło się obowiązkowe kupowanie "pozwoleń na emisję CO2". Kupowanie tych pozwoleń miało skutkować eliminację produkcji energii elektrycznej w elektrowniach węglowych. Wszystko pod pozorem walki o klimat. Ze statystyk wynika, że większym od Polski emitentem CO2 są Niemcy, Francja, Włochy, Wielka Brytania, a per capita to państwa Beneluksu i inne mniejsze państwa unijne. Tyle tylko, że pakiet przewidywał ten parapodatek TYLKO od spalania węgla, czyli uderzał w Polskę i Niemcy. (dla potężnej niemieckiej gospodarki to nie stanowiło problemu). Piszę w czasie przeszłym, gdyż obecnie "obowiązuje" nowy program walki o klimat, w którym w całej rozciągłości "opodatkowane" jest spalanie węgla, a o obowiązku kupowania pozwoleń na emisję CO2 przy spalaniu benzyn i gazu tylko się mówi , planuje i "pracuje" nad tym. Jak dotąd pozwolenia musi kupować tylko wewnątrzunijny transport lotniczy. Krótko mówiąc - Unia chce zbawić świat, tyle tylko, że kosztem Polski. Owe "pozwolenie na emisję..." podrożały wielokrotnie i jest to ZASADNICZA, prawie jedyna przyczyna wzrostu ceny energii elektrycznej. Wprawdzie ta cena w Polsce nie jest wyższa niż w innych państwach Unii, ale wynika to z tego, że energia el. wytwarzana w elektrowniach węglowych jest tańsza niż pozyskiwana z innych źródeł. Polska doświadczyła w swojej historii wiele dziejowych nieszczęść i niesprawiedliwości, tak że korzyść wynikająca z zasobów węgla i rozbudowanej węglowej energetyki - w minimalnym stopniu to rekompensuje. Innymi słowy, gdyby nie te sztuczne finansowe obciążenia, polska gospodarka wkrótce mogłaby nie tylko być dużą konkurencją dla "Zachodu", ale nawet zacząć eliminować ich produkcję z rynku. To oczywiście nie do pomyślenia dla państw przyzwyczajonych od wieku żyć kosztem innych.
Aby ten stan rzeczy utrzymać potrzebny jest szantaż, nie "dostaniecie" pieniędzy w ramach Funduszu Odbudowy, dopóki nie zrezygnujecie z reformy sądownictwa (konkretnie z KRS i Izby Dyscyplinarnej SN) - jeszcze było żądanie przywrócenia do orzekania niektórych odsuniętych od tego sędziów, ale z tego zdaje się komisja UE zrezygnowała. Te warunki, to likwidacja pierwszych przejawów koniecznej reformy sądownictwa w Polsce i jawna ingerencja w naszą suwerenność. Polska nigdy (za żadne pieniądze nie zrezygnuje ze swojej suwerenności. Tzw. hucpa i "ściema" tego unijnego nieprzyzwoitego zamiaru zniewolenia Polski za pieniądze polega jednak na tym, że owe pieniądze są dla Polski nic nie warte. Wmawia się i wielu wmówiono, ze "wszyscy" na te pieniądze oczekują jak kania dżdżu, tymczasem są to "pożyczki, które oczywiście trzeba oddać i "darowizny" (granty), które Unia (jako całość) musi też oddać. Chyba, że będzie to "druk" pieniądza przez EBC (obsługujący strefę EURO), któremu już komisja "sprzedała" obligację za kilkadziesiąt miliardów EURO. Jak ma wyglądać wykupywanie unijnych obligacji, kto ma to robić, wg jakiego klucza - oficjalnie nie wiadomo. Wiadomo tylko, że parlamenty państw unijnych musiały ratyfikować ten Fundusz Odbudowy, czyli nastąpiło tzw. "uwspólnotowienie" długów. Może wszystkiego nie wiem, może EBC nie będzie długów egzekwował, czyli ów druk pieniądza spowoduje spadek wartości EURO i inflacje w strefie. Byłaby to dla Polski korzyść, ale nie wierzę, by główny "gwarant" pokrycia produkcyjnego i towarowego EURO - Niemcy - byli tak wspaniałomyślni.
Ten finansowy szantaż w stosunku do Polski nie jest skuteczny, gdyż zdolność kredytowa Polski jest na pewno większa niż średnia unijna i Polska sama może uzyskać potrzebne jej pieniądze "tańszym kosztem", ponadto, te pieniądze są "warunkowane" wspomnianą wyżej utratą suwerenności i są "znaczone", tzn. mogą być użyte tylko na cele zatwierdzone przez unijną komisję (z przewagą dla samorządów - sprzyjających opozycji).
Polska (obrazowo mówiąc) ma dwie bomby atomowe, których użycie spowoduje unijną klęskę. Można zrezygnować z tego hucpiarskiego Funduszu Odbudowy, po drugie można wycofać się z unijnego planu walki o klimat (albo zawiesić uczestnictwo) i przestać kupować pozwolenia na emisję CO2.
Wychodząc jednak z założenia, ze walka o klimat jest potrzebna - osobiście uważam, że Unia nie musi z niej rezygnować, Polska też. Możemy nadal kupować pozwolenia na CAŁĄ emisję CO2 pod warunkiem, że inne unijne państwa też będą takie pozwolenia kupować - na CAŁĄ emisję. Jak to zrobić? - najprościej w świecie. Pozwolenia na emisję mają kupować nie poszczególne zakłady, czy poszczególne fabryki produkujące np. samochody, lecz PAŃSTWA. Wielkość emisji poszczególnych państw podawał nawet EUROSTAT. Można zresztą zacząć od ilości spalanych kopalin (węgla , nafty i gazu). Znając te wielkości uczeń liceum może w pół godziny obliczyć ciężar emitowanego CO2. Byłoby sprawiedliwie, wielokrotnie bardziej adekwatne i angażujące nie kilkaset urzędników tylko np. po jednym statystyku z każdego unijnego państwa. Cena energii elektrycznej dla Polski obniżyłaby się o połowę. Ale stare unijne państwa nie chcą być "sprawiedliwe", one chcą dla Polski utrzymać status półkolonii.
Na miejscu rządu wystosowałbym ultimatum żądającym sprawiedliwości w walce o klimat Ziemi.
- Janusz40 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz