Jaka jest właściwie stawka tych wybnorów?
Czy zdajemy sobie sprawę, co oznacza wybór jednego, czy drugiego kandydata na ten najważniejszy państwowy urząd. Oczywiście - Polacy, to naród myślący; większość ma zdecydowane poglądy, do większości przemawiają nie slogany, czy jakieś zapewnienia o równości, o jedności o miejscu Polski w międzynarodowych odniesieniach. Większość jednak ma na uwadze los swojej rodziny, możliwość dobrej pracy i zapewnienie społecznych usług. Rzecz w tym, że dla jednych jest ważne to, dla innych tamto.
Wszystkim proponuję jednak zaprzęgnięcie wyobraźni. Wszyscy wiemy, ze nie jest dobrze, że niezależnie od stanu gospodarki narodowej niektórzy mówiąc "klasycznie" są równiejsi wśród równych. I rzeczywista bitwa o prezydenturę toczy się właśnie o przywileje tych równiejszych. Jestem jak najdalszy od ideologii komunistycznej, która się sprowadzała do grabieży dóbr wszelakich ludziom, którzy się jakoś dorobili majątków i "oddania" tego mienia tzw. społecznym dołom. Teraz jest inaczej, wprawdzie też majątki zostały zgromadzone, ale głównie poprzez pracę, odpowiednia przydatność we wszelkich zawodach (wykształcenie), ale nie tylko o te dobra materialne idzie. Podstawowa rzecz, to komfort jednych grup społecznych i dyskomfort zdecydowanej większości w takich dziedzinach jak dostęp do usług medycznych na odpowiednim poziomie, dostęp do korzystnych rozstrzygnięć administracyjnych, do kariery naukowej, dostęp do zajmowania odpowiednich stanowisk w gospodarce, czy administracji (szczególnie samorządowej). Przede wszystkim jednak idzie o komfort "prawny", o świadomość, że w sądach będę zawsze wygrywał. To jest zasadnicza sprawa, o to właśnie idzie ta zdeterminowana do ostateczności walka o prezydenturę.
Można odnieść wrażenie, że kandydatom wcale o to nie idzie. Oczywiście, kandydat opozycji nie będzie eksponował faktu, że jest postawiony właśnie po to, by zapewnić przedstawione wyżej status quo. Dlaczego jednak przedstawiciel obozu rządzącego właściwie też milczy na ten temat. Sprawa jest dość prosta: za utrzymaniem dominacji filaru sądowniczego w Polsce silnie zabiega "międzynarodówka, która uważa Polskę za swój łup, smakowity kąsek i nie ma zamiaru z niego zrezygnować.
Dobra Zmiana walczy o to, by wróciła do Polski praworządność, by pion sądowniczy był poddany demokratycznym regułom, by, tak jak filar ustawodawczy i wykonawczy, też był powoływany demokratycznie, a nie metodą kooptacji (jak to było dotychczas). Maleńki postęp w tej dziedzinie - powoływanie sędziów do Krajowej Rady Sadowniczej i ustanowienie Izby Dyscyplinarnej w SN spowodował niesamowity krzyk (wręcz skowyt) przedstawicieli tej kasty i międzynarodowych grup interesów pt. "łamanie praworządności". Tymczasem jest to przywracanie praworządności w niewielkim jeszcze procencie.
Obecnie w Polsce są ewidentne przejawy działalności mafijne. Wystarczy przytoczyć, to co powiedział poseł PO S. Neumann: "Sądy są nasze i kto będzie z nami, ma sprawy sądowe wygrane". (to nie jest dosłowne przytoczenie słów Neumanna, ale ich sens jest dokładnie właśnie taki). Tak działa mafia; są zresztą liczne przykłady stronniczości sądowej - uniewinnianie "naszych" drogowych przestępców (Cimoszewicza, Najsztuba, Durczoka; ten ostatni chyba się nie wywinie, bo obciążają go inne jeszcze przestępstwa). Sędziowie-złodzieje są uniewinniani, był sędzia na telefon, była w Poznaniu sędzia złodziejka kamienicy.
Jednak najbardziej wredna jest sytuacja powiązań ze sobą całego establishmentu. Wykładowca akademicki zawsze "pomoże" synowi ordynatora w szpitalu, ten ostatni czuje się bezpieczny w najbardziej bulwersujących medycznych przypadkach, bo grywa w bridża z sędzią. Deweloper robi co chce, bo "jego" adwokat ma dojście do sadu itd.
Wszystko sprowadza się do "niezależności" wymiaru sprawiedliwości. Ta niezależność, to źródło wszelkiej patologii; ś
Sędziowie (jak wszyscy, począwszy od sapera) powinni odpowiadać za swoją działalność. A najlepszym weryfikatorem ich uczciwości byłaby konieczność stawania do wyboru na kadencje) piętnują to przy pomocy prymitywnego chwytu - mianowicie wprowadzanie demokracji nazywają "upolitycznieniem". Walka jest bezpardonowa; czy damy się cały czas wodzić za nos, czy naród w większości dalej będzie się poddawał tej nikczemnej manipulacji???
W najbliższą niedziele poznamy odpowiedź na to pytanie.
- Janusz40 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz