Marek Kielasiński lubelski sędzia PRLowski lepszy niż PiSowski
Sędzia Marek Kielasiński syn por AK skazanego na śmierć 5.XII i straconego Na Zamku 14 grudnia 1944 został Prezesem Sądu Wojewódzkiego w Lublinie i Sędzią Sądu Apelacyjnego. Napisał książkę "Raport o Zabijaniu - zbrodnie sądowe na Zamku w Lublinie" i jej skrót wydał wcześniej w 'Kulturze" paryskiej Giedroycia i czasopiśmie Kryminologia gdy inni wybitni prawnicy pisali artykuły , że wyroki śmierci na żołnierzach AK, NSZ, BCH, WiN i innych patriotach były zgodne z ówczesnym prawem i konieczne dla powrotu Ziem Odzyskanych.
Była to pierwsza książka informująca o zbrodniach sądowych sądów wojskowych zorganizowanych w Armii gen Berlinga przez NKWD (podobnie jak jak sądownictwo i prokuratura Korpusu gen Andersa) formalnie podlegających gen Berlingowi a później także Rokossowskiemu w Polsce Lubelskiej i w przedgomułkowskim PRL, które zostały rozwiązane w 1956r /Palestra-r1997-t41-n11_12(479_480)-s144-152Recenzja%20kielaśińskiego.pdf
Książkę tą wydał sędzia Marek Kielasiński za własne fundusze (późniejsze książki Zofii Leszczyńskiej na ten temat finansowali sponsorzy między innymi Kuria Lubelska). Zastrzegał się, że nie jest to praca naukowo historyczna (zaczęta od opisu mordu na więźniach Zamku w ostatnim dniu okupacji niemieckiej błędnie opisanym według zapamiętanych z dzieciństwa wersji popularnych w świadomości publicznej jako wymordowanie wszystkich więźniów- w rzeczywistości w masakrze tego dnia wymordowano mniej niż połowę i Niemcy uciekli przed przyjazdem sowieckich czołgów ). Przebieg i widoczne skutki tej masakry widział Marek Kielasiński gdyż jego ojciec lekarz (por. AK) słysząc strzały na Zamku zabrał go i poszedł pod bramę Więzienia Na Zamku gdzie tłum zrozpaczonych ludzi oczekiwał wiadomości o swych znajomych i krewnych pomimo świadomości swego niebezpieczeństwa. Po skazaniu na śmierć przez sąd wojskowy nowej władzy i straceniu Na Zamku ojca już jako Sędzia „PRLowski” Marek Kielasiński uzasadniał potrzebę rehabilitacji skazanych razem z jego ojcem "żołnierzy Rzeczypospolitej” i unieważnienia zbrodniczych wyroków wykazując zbrodniczość praw i ich interpretacji wykorzystywaną w nikiedy zupełnie kuriozalnych uzasadnieniach np. Marian Zawidzki zastępca Szefa Biura Informacji i Propagandy Inspektoratu Okręgu AK został mimo ujawnienia i oferty pracy zgodnie ze swym wykształceniem i doświadczeniem skazany na śmierć 1945 r gdyż twierdził, że AK nie była organizacją zbrodniczą dążącą do obalenia demokratycznej władzy mimo że był człowiekiem wykształconym i musiał o tym wiedzieć (prawie jak kanalie i zdradzieckie mordy obecnej totalnej opozycji)..
Brak sponsorów i wpływowych protektorów oraz oferty pasożytniczej współpracy z działaczami kombatanckimi, politycznymi, publicystycznymi różnych opcji spowodował, że część nakładu „Raportu o zabijaniu….” poszła do przeceny i na przemiał. Autor nie promował polityki historycznej wpływowych wówczas czynników jak przedstawiciele interesów Kościoła, wpływowych wydawców, Solidarności, działacze kombatanccy itp . Np. opisał kapelanów asystujących przy egzekucjach żołnierzy AK w Więzieniu Na Zamku jako unikających raczej pełnienia tej funkcji a nestora lubelskich historyków prof. KUL Kłoczowskiego (TW „Historyk”) w przedmowie jako utrudniającego wydanie tej książki. Zajmował ię głównie informowaniem o niewłaściwości i niegodziwości „procesów” i śledztw oraz ich skutkach uzasadniając potrzebę rehabilitacji zamordowanych sądownie „żołnierzy Rzeczypospolitej” w tym swego ojca.. W książce zamieścił fotografie niektórych dokumentów z akt sądów wojskowych i upamiętnień na mogile zbiorowej formalnie z lat 1944-46 gdzie formalnie pogrzebano także zwłoki jego ojca po egzekucji. https://telewidz.neon24.pl/post/71457,szczatki-i-mogily-bohaterow-niszczone-w-lublinie-przez-popisowo-pobermanowskie-biurokracje-historyczne
Podkreślał motywacje rodzinną do napisania tej książki o zbrodni sądowej na swym ojcu i innych „żołnierzach Rzeczypospolitej” jakby się usprawiedliwiając przed jeszcze wpływowymi zwolennikami kultu PRL i zarzutami upolitycznienia w krytyce obowiązujących niegdyś przepisów prawnych i ich wykonywania przez sądy wojskowe mimo przynależności do grupy profesjonalnych sędziów państwowych, dla których prawo obowiązujące jest świętym priorytetem.
O naukowo politycznej poprawności prof. Kłoczowskiego (ówczesny wpływowy nestor i selekcjoner historyków KUL) dowiedziałem się od kombatanta NSZ, który zapytał mnie kto zawiesił na mogile zbiorowej więźniów Zamku(formalnie z lat 1944-46 (i późniejszych) tablicę z nazwiskiem por. NSZ Milli. Opowiedział mi swoją historię wiejskiego nieletniego chłopca, który zgłosił się ochotniczo do oddziału Wojska Polskiego przybyłego do jego wioski nie wiedząc, że istnieje jakiś inne Wojsko Polskie. Otrzymał karabin i po krótkim czasie wędrowania po lasach i wsiach oddział został zmasakrowany przez NKWD i KBW, wszyscy żołnierze jeśli nie zostali zabici na miejscu to jak i on skazani byli na karę śmierci lub zmarli w śledztwach i więzieniu. Jemu karę zamieniono na więzienie we Wronkach, gdzie jako bandyta z NSZ był prześladowany przez profosów i zwolniony nie w 1956r lecz dopiero w latach sześćdziesiątych. Dzięki wyrokowi i aktom sądowym został kombatantem NSZ i chciał się dowiedzieć w jakim oddziale służył. Powiedziano mu, że prezesem Instytutu AK na KUL jest profesor Kłoczowski i pewnie mu powie. Umówił się z profesorem, który w milczeniu wysłuchał jego historii, Gdy prof. dalej milczał -niemal ją powtórzył. Po dłuższym milczeniu prof. KUL wstał od stołu i powiedział „ty skurwysynie NSZtowcu” po czym wyszedł.
W czasie działania specjalnej komisji powołanej przez antylustratora i sjonistycznego kabotyna ś.p. abp Życińskiego (TW „Filozof”) , na którego pogrzebie zginali kolana Tusk z bliźniakami Kaczyńskimi i innymi wybitnymi niemal korwinowskimi prywatyzatorami liberałkanalijnymi, Olbrychskim i artystami „hańby domowej”oraz licznymi funkcjonariuszami licznych służb) w celu zbadania niesłuszności podejrzeń o współpracę prof. Kłoczowskiego (TW „Historyk”) teczki księży będących agentami SB „ po prostu zniknęły z półek „ w lubelskim oddziale IPN.
W sądownictwie wojskowym Polski Lubelskiej i w dyktaturach totalnie faszystowskich kara „odwetowa” jako kara śmierci była stosowana wobec przeciwników jako kara główna a inne kary miały charakter ułaskawień. Wiedziały o tym naukowe i hierarchiczne władze KUL w Polsce Lubelskiej.
Hierarchowie katoliccy już od początku działań sądów wojskowych byli realnie chętni wykorzystywaniu przez bermanowców katolicyzmu jako marksistowskiego typu „nadbudowy” systemu nowej władzy (konkurencyjnie do wówczas obowiązującej nadbudowy scjentologicznie materialistycznej) np. pierwszy wykład inaugurujący działalność KUL poświęcony był wykazaniu większej słusznościi przewagom kary represyjnej nad karą resocjalizacyjną w stosunku do więźniów politycznych. Na tym wykładzie (w „Polsce Lubelskiej”) obecni byli notable Rządu Tymczasowego i wyżsi oficerowie sowieccy i polscy. Trudno się dziwić, że po zastąpieniu stalinowsko bermanowskich marksistów drużyną „dobrej zmiany” prawniczych podstaw systemu pasożytniczej władzy państwowej z narodowym prezessimusem zabiegającym o poparcie Kościoła jako hierarchii dysponującej „siecią parafii” ojciec Rydzyk otrzymał 200 milionów zł na szkolenie prokuratorów Ziobry.
Sędziom sądownictwa powszechnego udało się uzyskać w PRL znaczną niezależność i w dużym stopniu respektowanie priorytetowości „przedwojennych” wartości choć za cenę wielu ustępstw jak np. przychylna recenzja przedwojennego autorytetu liberalno chrześcijańskiego prawa polskiego prof. Mogielnickiego dla projektu Wojskowego Kodeksu Postępowania Karnego autorstwa płk Muszkata i Zampolskiego, który aresztowanym odbierał formalnie wszelkie ludzkie i obywatelskie prawa właściwie pozwalając na wymuszanie zeznań w interesie „socjalizmu”.
Ci autorzy byli później w Izraelu uważani za „dysydentów” „socjalizmu” podobnie jak Michnik, Marceli Reich Ranicki i doradcy Solidarności. Trudno domyślać się z jakich powodów palestyńscy nowohebrajczycy uważali ich z dysydentów ale jako twórcy prawniczych podstaw sądowo wojskowej władzy bermanowsko marksistowskiej dyktatury stalinowskiego typu mogli podobnie jak dwaj tacy co ukradli księżyc wychowani w willi podarowanej rodzinie Lisa Kuli przez Piłsudskiego (przydzieloną ich ojcu na mieszkanie w PRL najprawdopodobniej dzięki jego wujkom Świątkowskim) zauważyć potrzebę legislacji nie tylko zbrodniczości sądów wojskowych lecz także selekcji kadr sądownictwa cywilnego zgodnie z naukami Marksa o prawie jako wyrazie woli klasy panującej i leninowskimi wskazówkami do realizacji polityki kadr i kompromisów w socjalistycznym okresie dochodzenia do komunizmu (którego nigdzie może poza pierwszymi kibucami erec izraela nie osiągnięto).
Sędzia Marek Kielasiński pracował w sądownictwie cywilnym zorganizowanym po wojnie głównie przez ocalałych sędziów ii rp „naturalnie” i „naukowo”mniej zależnym od wpływów działaczy partyjnych. Dostał się na studia i osiągnął stanowisko sędziego prawdopodobnie głownie dzięki własnej pracy bez wpływu krewniaków jak Rajmund Kaczyński otrzymał willę na przydział w 1950r a jego synowie wysokie stanowiska w III RP lub roli użytecznego głupka jak np. gen Anders i lokatorzy willi szczęścia lub legenda Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki. Podobnie jak w środowisku lekarzy niezdemoralizowanych przynależność do PRLowskich partii w tym PZPR mogła być formą azylu od zależności i nacisków „politycznych” w zakresie profesji. Tego nie mieli np. historycy i humaniści nawet w KUL gdzie władze wbrew porozumieniu z kwietnia 1950r ( https://telewidz.neon24.pl/post/148478,porozumienie-prl-z-kosciolem-14-iv-1950-r-i-skutki https://telewidz.neon24.pl/post/148478,porozumienie-prl-z-kosciolem-14-iv-1950-r-i-skutki ) wymuszały formalne wykłady marksizmu a rektor UMCS Rabe mimo że sprowadzony z ZSRR przez Bieruta usunięty został za obronę swobody badań naukowych także w dziedzinie humanistyki choć nie był za to formalnie napiętnowany jak sędziowie niemieccy przez Gebelsa a polska „kasta sędziowska „ przez prezessimusa, Ziobrę, Dudę , Morawieckiego i ich słupy dialektyczne.
Książka sędziego Marka Kielasińskiego „Raport o zabijaniu- zbrodnie sądów wojskowych na Zamku w Lublinie” chociaż w porównaniu z książkami Zofii Leszczyńskiej (przedstawiającej się jako kombatantka AK prawdopodobnie na podstawie fałszywych poświadczeń) dzięki różnym wpływom hierarchów i „działaczy kombatanckich” , polityków oraz historyków i administracji miała mały wpływ na lubelską i polską opinię publiczną i świadomość historii to jednak miała istotny wpływ na elity prawnicze w tym sędziowskie (może poza bliźniakami Kaczyńskimi, którzy swych awansów nie wiązali z analizami zbrodni sądowych)
http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Palestra/Palestra-r1997-t41-n11_12(479_480)/Palestra-r1997-t41-n11_12(479_480)-s144-152/Palestra-r1997-t41-n11_12(479_480)-s144-152.pdf
i samooczyszczenie sądownictwa z raczej przypadkowych niż systemowych wpływów marksistowsko PRLowskich i prawdopodobnie na zapisy w Konstytucji nadal formalnie obowiązujące.
Z Markiem Kielasińskim zetknąłem si e osobiście przypadkowo dwukrotnie . Pierwszy raz gdy odwiedzał sąsiedni do „grobu Zofii Pelczarskiej (straconej na Zamku 18 grudnia 1944r) grób „symboliczny”swego ojca por AK na terenie zbiorowej „mogiły ogólnej” (więźniów Zamku (i innych zwłok bez pośmiertnej opieki) formalnie z lat 1944-46. Zapytałem go jak dowiedział się, że w tej mogile pogrzebano jego ojca. Odpowiedział, że tu nikogo nie pogrzebano a są to tylko mogiły symboliczne (jego matka postawiła w tym miejscu tablicę z nazwiskiem i pseudonimem jego ojca podobnie jak mąż referentki Wojskowej Służby Kobiet AK i żona por Kukuły). Wiedziałem, że jest sędzią i sądziłem, że woli na ten temat nie rozmawiać i udawać ormowca ze względu na swe stanowisko. Drugi raz siedziałem w już przebudowanym Zamku w sali przed obrazem Matejki, w której miała miejsce promocja książki Zofii Leszczyńskiej ostatniej o sędziach sądów wojskowych powadzonej przez ówczesnego dyrektora jednego z działów lubelskiego IPN Poleszaka (Z. Leszczyńska miała już tytuł „Kustosza Pamięci narodowej IPN”). W dyskusji ktoś zadał pytanie ile wyroków śmierci wykonano na Zamku. W swych książkach i wystawach podawała różne liczby dotyczące wyroków różnych sądów wojskowych jakie na Zamku działały lub wypowiedzi o szacunkowych liczbach zmarłych bez wyroków, z których większość czytelników nie mogla się domyślać liczby wszystkich egzekucji , którą ona dobrze znała i przypuszczalnie też Poleszak). Odpowiedziała, że około 500 chociaż dobrze udokumentowaną jest liczba 264 (uczestnicy promocji przeważnie kombatanci zainteresowani mitologizacją martyrologii woleli usłyszeć liczbę większą) . Zadałem i ja pytanie , z którego wynikało, że nie była członkiem AK o czym mi mówiła gdy organizowany był Związek Rodzin Pomordowanych żołnierzy AK, w którym ja zostałem wiceprezesem podobnie jak ona. Wtedy mówiła mi, że musi być w zarządach obu związków tj także Związku Żołnierzy AK (nie „Światowego” lecz z prezesem Goldmanem) mimo że nie była w AK ani nie ma w rodzinie zamordowanego żołnierza AK gdyż jest zawodową historyczką i trzeba odkłamać bardzo zakłamaną historię. Wówczas podobnie jak sędzia Marek Kielasiński nie wyobrażałem sobie , że można robić karierę (nawet finansową np. wykonywałem za darmo tablice, na które jak się dowiedziałem po wielu latach Leszczyńska i Goldman otrzymywali dotacje przez swe związki) na upamiętnianiu i „ochronie walk i męczeństwa”. Z. Leszczyńska otrzymawszy fałszywe poświadczenia o członkostwie w AK została członkiem Komitetu wyborczego kandydata PiS na prezydenta Lublina (obecnie Wojewoda) i prezesem Związku Żołnierzy AK (nie „Swiatowego” w stopniu kapitana (honoralnego) AK. Nie miałem czasu na długie pytanie i prawie zostałem wybuczany jak zawsze przez poPRLowską transformacyjnie patriotyczną publiczność spragnioną historycznych wiadomości od Z. Leszczyńskiej. Siedzący obok mnie Marek Kielasiński zapytał „to ona nie była członkiem AK”. Odpowiedziałem, że oczywiście nie była. Popatrzył na mnie jakby ze zdziwieniem i na tym się rozmowa zakończyła.
Marka Kielasińskiego interesowała historia raczej w aspektach prawnych lecz mógł zauważyć łatwość jej fałszowania oczywistą w historii ich upamiętnień i historii mogił i szczątków jego ojca ale także wszystkich innych straconych i zmarłych na Zamku, których groby i szczątki na rzymskokatolickim cmentarzu „przy Unickiej” w Lublinie (poza jedną mogiła trzech więźniów zmarłych w 1945 r. bez wyroków śmierci) zostały zlikwidowane w kraju wyjątkowo uroczyście traktującym kult zmarłych (dopiero ostatnio dzięki prof. Szwagrzykowi odkryto kilka grobów straconych i pogrzebanych skrycie ).
Może jeszcze bardziej oczywistym przykładem łatwości fałszowania historii jest informacja w Wikpedii o rodzinie Rajmunda Kaczyńskiego (powstaniec warszawski i ojciec dwu takich co ukradli księżyc) jako zamieszkującej w latach 1950 w willi przy ul. Lisa Kuli odnajmowanej od właściciela. W PRL w Warszawie nie odnajmowało się willi lecz otrzymywało przydział, który Rajmund Kaczyński mógł otrzymać dzięki swym wujkom Świątkowskim- Henrykowi ministrowi sprawiedliwości w rządzie Bieruta i Wilhelmowi prezesowi Naczelnego Sądu Wojskowego (zasłużonego także procesem rotmistrza Witolda Pileckiego). Świątkowscy i ich nawet pośmiertne wpływy mogły pomagać bliźniakom w zajmowaniu wysokich i kluczowych stanowisk prawniczych w okresie solidarnościowych transformacji nawet przed kultem poległych w katastrofalnej konkurencji z Tuskiem o prymat w upamiętnianiu rocznicy w Katyniu a solidarnościowa legenda Kornela Morawieckiego najprawdopodobniej chronionego przed SB przez wojskowe służby PRL jak Anders, Berling i ks Peszkowski przez NKWD mogła pomagać obecnemu premierowi mimo jak twierdzi mordowania jego towarzyszy solidarnościowej walki przez komunistycznych sędziów.
Markowi Kielasińskiemu kult walki i męczeństwa jego ojca i innych „żołnierzy wyklętych” kojarzył się z możliwościami wpływów politycznych i organizacyjnych raczej ich morderców niż rodzin i patriotycznego środowiska. Już w okresie względnie masowych zbrodni sądowych służby wojskowe i MSW prowadziły „Akcję Cezary” i względnie często prowokowały masowe ucieczki więźniów i brawurowe akcje swych prowokatorów i agentów mnożonych w organizacjach konspiracyjnych a szczególnie WiN a nawet w „Radio Wolna Europa” przy CIA. Np https://telewidz.neon24.pl/post/88266,rocznica-ucieczki-z-wiezienia-sledczego-na-zamku-w-lublinie-18-lutego-1945r-do-wojny-domowej https://telewidz.neon24.pl/post/88266,rocznica-ucieczki-z-wiezienia-sledczego-na-zamku-w-lublinie-18-lutego-1945r-do-wojny-domowej
Jedynie kombatanci powstania warszawskiego wykazywali znaczną odporność nawet na zdominowanie przez ministra obrony narodowej Macierewicza kultem katastrofozamachu apelu smoleńskiego.
Sędziowie zbytnio się przyzwyczaili do swego prawa do „obojętności „ (jakby norwidowskiej) jako ”ideału doświadczenia” i niedostatecznie alarmowali społeczeństwo i władze polityczne przed niesprawiedliwością prawa, które musieli stosować w okolicznościach dominowania elit narracją „hańby domowej” i transcendentalnego niemal korwinowskiego liberalizmu np. w sprawach „prywatyzacji” lub w sprawach rodzinnych a także innymi prawami bronionymi często przez PiS według zasady leninowskiej „im gorzej tym lepiej” by jak dwaj tacy co ukradli księżyc po wielu latach zajmowania kluczowych stanowisk prawniczych mogli zbawiać naród po zdobyciu dostatecznej władzy.
Podobnie jak Markowi Kielasińskiemu sprawy mogil i szczątkow wydawały się drugorzędne w świetle racji prawnych i moralnych ocen zbrodni sądowych dzisiaj sprawa jego książki wydaje się elitom politycznym drugorzędna w świetle racji sjonistycznego kabotynizmu, wpływów liberalnej narracji „hańby domowej” i równości seksów systemowi gebelsowskiej demodyktatury zmiany narodowych elit w kulcie żołnierzy wyklętych i katastrofozamachu .
Samym kultem nie tylko żołnierzy wyklętych ale kombatantów AK wzgardził nawet Lech noblista (podobnie jak Szymborska, Ginter Grass a być może Tokarczuk dzięki współtwórcy PRLowskiej cenzury, szpiclowi i miłośnikowi środowisk hańby domowej i „Papieżowi niemieckiej krytyki literackiej” Marcelemu Reichowi Ranickiemu) chociaż na zebraniu założycielskim Związku skazanych na Karę Śmierci mec. Siła Nowicki przemówił do nich „jesteśmy elitą elit” (co ich jakby zdziwiło po wielu latach spędzonych w celach śmierci (często na donosach na współlokatorów).
Lublin był stolica nie tylko Polski Lubelskiej ale i Okręgu AK jednego z najsilniejszych i historia mogił i szczątków jego bohaterów oraz transformacji społecznych jest symptomatyczna nie tylko dla „ściany wschodniej”.
- Andrzej Tym - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz