Kapitan z Koepenick a kenijski "generał"

avatar użytkownika elig

   Na początku XX wieku słynna była historia "kapitana z Koepenick".  Oto jak opisuje ją Wikipedia {TUTAJ}:

 

  "Friedrich Wilhelm Voigt (ps. Kapitan z Köpenick, niem. Der Hauptmann von Köpenick i, ur. 13 lutego 1849 w Tylży, zm. 3 stycznia 1922 w Luksemburgu) – pruski szewc i hochsztapler, znany ze spektakularnej akcji przejęcia ratusza miasta Köpenick w 1906 r.

  Voigt, opuściwszy w 1906 więzienie, gdzie spędził niemal połowę życia za drobne przestępstwa, próbował osiedlić się w Wismarze, jednak został wydalony z Księstwa Meklemburgii, po czym przeniósł się do Berlina, gdzie 26 sierpnia także zakazano mu pobytu. Widząc niemożność ustatkowania się (brak meldunku i pracy), kupił w Poczdamie w sklepie ze starzyzną mundur kapitana armii pruskiej. 16 października 1906 pojawił się w mieście Köpenick koło Berlina (obecnie dzielnica miasta). Dzięki przebraniu podporządkował sobie najpierw mały oddział żołnierzy, pilnujących porządku na lokalnym kąpielisku, a następnie w ich towarzystwie udał się do ratusza, gdzie aresztował burmistrza Georga Langerhansa i przejął za pokwitowaniem kasę magistratu. Pełna suma w kasie miała wynosić 4002 marki i 37 fenigów, jednak część stanowiły czeki, zatem Voigt zdołał zdobyć 3557,45 marek. Wsiadł w pociąg podmiejski do Berlina wraz z żołnierzami i pojmanym burmistrzem, którego po podróży nakazał odprowadzić do berlińskiego odwachu. Na pożegnanie zafundował żołnierzom po kiełbasce z piwem, sam zaś zbiegł, przebrawszy się w cywilne ubranie zakupione przy głównej ulicy handlowej Berlina – Friedrichstraße, nakazując napotkanym policjantom pilnowanie porządku. Dziwne i przez jakiś czas niewyjaśnione wydarzenie wprowadziło władze Prus w zakłopotanie. Dopiero 26 października udało się sprawę wyjaśnić, a Voigt został ujęty.".

 

  Minęło ponad sto lat, ale podobne historie wciąż się zdarzają.  Wczoraj [19.02.2020] w portalu Eurokurier24.pl przeczytałam artykuł "Kenijczyk przebrany za generała armii testował polski sprzęt wojskowy".  Dowiedziałm się, że:

 

  "Jak już informował eurokurier24.pl we wczorajszym artykule {TUTAJ}, zdaniem kenijskich służb, były sekretarz stanu resortu sportu Kenii Rashid Echesa oraz jego wspólnicy sporządzili komplet fałszywych dokumentów Ministerstwa Obrony Kenii oraz sił zbrojnych tego kraju, przy pomocy których chcieli zrealizować kontrakt na dostawę wojskowego sprzętu specjalnego oraz dronów o wartości 40 miliardów szylingów kenijskich, to jest ok. 400 milionów dolarów. Odbyli w tej sprawie w styczniu tego roku nawet wizytę w Polsce, gdzie jeden z nich udawał generała kenijskiej armii.

  Echesa, aby pokazać jakie powiązania i wpływy ma w kenijskiej armii, urządził inscenizację zarówno dla producenta dronów WB Electronics jak i dla dostawców czyli amerykańskich biznesmenów polskiego pochodzenia z Chicago. Jeden z podejrzanych Daniel Otieno Omondi, który jest uważany za byłego oficera Kenijskich Sił Obrony (KDF), został wykorzystany przez Echesę do odegrania roli generała kenijskiej armii. Kiedy przyjechali do Polski w połowie stycznia tego roku, by zapoznać się ze sprzętem wojskowym, który miał być dostarczony do Kenii, Omondi jako generał, osobiście sterował lotem drona. Później amerykańsko-polska delegacja odwiedziła Kenię, a Omondi spotkał się z nimi ubrany w mundur generała armii, który pasowałby do scenariusza zaprojektowanego przez Echesę. 

  Przyjechał on na spotkanie z eskortą, a dostawcy sprzętu zostali zabrani do budynku, który został im określony jako siedziba Ministerstwa Obrony. W biurze zostały wyprodukowane dokumenty z prawdopodobnie podrobionymi podpisami sekretarz ministra obrony Moniki Jumy, które były kierowane do dostawców, i znajdowały się na nich pieczątki rzekomo pochodzące z ministerstwa." {TUTAJ}.

 

  W całej tej aferze pojawia się polski ślad.  W dalszym ciągu linkowanego powyżej artykułu czytamy:

 

  "Tymczasem, jak już pisaliśmy wczoraj, poza amerykańską firmą Eco Advanced Technologies LLC, która należy do biznesmenów polskiego pochodzenia Stanleya Kozlowskiego i Petera Zasadzienia, w sprawie pojawia się polski podmiot należący do tych samych osób Howell Investments sp. z o.o. z Warszawy. Jest to o tyle istotne, że w początkowej fazie przedsięwzięcia musiała się po stronie dostawców pojawić firma, która miałaby koncesję na obrót specjalny. Amerykańska firma takich zgód władz USA nie posiadała.

  Chcąc sprzedać specjalistyczne wojskowe drony oraz sprzęt telekomunikacyjny przeznaczony dla sił zbrojnych Amerykanie nabyli polską spółkę Howell Investments a następnie podobno bardzo szybko uzyskali koncesję ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji. Sprawdzając rejestr przedsiębiorców uprawnionych do obrotu sprzętem o przeznaczeniu wojskowym prowadzony przez MSWiA, nie znajdziemy spółki Howells Investments. Jednak podobno rejestr ten nie jest na bieżąco aktualizowany. Przyjmujemy, że tak jest faktycznie, bowiem w innym razie trudno sobie wyobrazić, żeby tak duży producent sprzętu wojskowego jakim jest WB Electronics, wyraził zgodę na wycieczki po swoich zakładach i biurach organizowane przez firmę bez koncesji.".

 

  W portalu Eurokurier24.pl ukazał się następny artykuł "Jak to możliwe, że amerykański hodowca rybek dostaje polską koncesję na handel bronią?" {TUTAJ}.  Zajęto się w nim panami Kozlowskim i Zasadzieniem.  Okazało się, że uprzednio zajmowali się oni rolnictwem, warzywami i hodowlą rybek akwariowych.  Czytamy:

 

  "Kenijskie media dowodzą, że 55-letni Kozlowski nie był w stanie ani zorganizować, ani też przeprowadzić kontraktu o takiej wartości. Nie tylko z uwagi na doświadczenie w branży handlu bronią, którego właściwie nie posiadał, ale także z uwagi na jego dotychczasowe biznesowe obszary zainteresowania, które koncentrowały się wokół rolnictwa, upraw ekologicznych warzyw i hodowli rybek.

Tymczasem w cudowny sposób jego polska firma Howells Investments sp. z o.o. w trybie ekspresowym dostaje koncesję z polskiego MSWiA. I natychmiast przystępuje do pierwszego interesu w życiu, w tej branży, o wartości 400 milionów dolarów. Większość posiadaczy koncesji z MSWiA obok takich interesów, nawet po latach działalności, nie przechodziła.".

 

  Powstaje pytanie, czy polskie MSWiA ma jakąkolwiek kontrolę nad cwaniakami i "słupami" robiącymi kokosowe interesy na handlu bronią?  W każdym razie duch "kapitana z Koepenick" jest wciąż żywy.

napisz pierwszy komentarz