Dr Ewa Kurek walczy o odzyskanie odnalezionych szczątków polskich księży męczenników z Dachau
Nasza europejska cywilizacja, cywilizacją zachodniego chrześcijaństwa zwana, zbudowana jest na dorobku starożytnych Greków i Rzymian oraz na przykazaniach Chrystusa. Różni się od sąsiednich cywilizacji (np. muzułmańskiej i rosyjskiego prawosławia) odwieczną dbałością o szacunek dla szczątków zmarłych. Szczątków bliskich nam, ludzi dobrych i prawych, ale także szczątków wrogów i zdrajców. Jednym słowem, w naszej cywilizacji zmarły mógł zawsze liczyć na godne, stosowne z ceremoniałem epoki opatrzenie jego szczątków i godny tych szczątków pochówek. Prawo i nakazy religijne były i są w tym wypadku absolutnie zgodne.
Najlepszym dowodem na niezmienność europejskiej tradycji względem pochówku zmarłych jest napisana 2.500 lat temu przez Sofoklesa tragedia „Antygona”, która opowiada, że władca greckich Teb, Kreon, zakazał pogrzebu woja, zdrajcy i wroga ojczyzny. Rozkazowi władcy sprzeciwiła się siostra zabitego, Antygona, którą Kreon za sprzeciwienie się jego rozkazowi i godne opatrzenie szczątków brata skazał na okrutną śmierć. Postawiona przed władcą Antygona broniła swoich racji słowami: „Jakież to bogów złamałam ustawy? Jakże do bogów podnosić mam modły, wołać o pomoc, jeżeli czyn prawy, który spełniłam, uznano za podły? Zginęłam, prawie nie zaznawszy świata. Bom z miłosną służbą ciało własną obmyła, namaściła ręką; żem bratnie zwłoki uczciwie grzebała…”.
Dla starożytnych Greków pogrzeb był konieczny dla spokoju duszy zmarłego, a odmówienie zmarłemu pogrzebu było przestępstwem religijnym i gwałciło odwieczną tradycję. Wobec powyższego, prawo zakazu pogrzebania ciała wydane w imieniu państwa przez władcę Kreona (jako prawo zmienne, chwilowe, ludzkie i zapisane jedynie w kamieniu lub na papierze), pogwałciło niepisane, ale stałe i boskie, wykute w głębi duszy człowieka odwieczne prawo szacunku dla śmierci i ludzkich szczątków.
Autor greckiej tragedii, Sofokles, stawia nieustannie aktualne w naszej cywilizacji pytanie o to, jak daleko w życie i śmierć człowieka mogą wkraczać prawa państwowe i ustami starego wieszcza Tyrezjasza, krótko i stanowczo odpowiada greckiemu władcy Kreonowi, ale także wszystkim władcom, którzy byli przed nim i przyszli po nim, także władcom i ministrom rządzącym Polską Anno Domini 2019: „Nie masz żadnego ty nad zmarłym prawa”.
W czasie drugiej wojny na terenie Polski zginęło z rąk Niemców 6 polskich biskupów oraz 1.934 księży diecezjalnych (18,5 %), 63 kleryków, 850 zakonników i 389 sióstr zakonnych. W niektórych diecezjach straty wynosiły nawet 50% stanu przedwojennego. Pośród poszczególnych grup społecznych i zawodowych społeczeństwa polskiego duchowieństwo okazało się tą grupą, która procentowo poniosła największe ofiary. Od prześladowań, obozów koncentracyjnych, więzienia i śmierci nie chroniła w Polsce sakra biskupia, sutanna ni habit. Wprost przeciwnie, świadomi roli Kościoła w Polsce, szczególnym prześladowaniem starali się Niemcy osłabić jego siłę.
Ksiądz Jan Żelażnicki, w liście do rodziny proboszcza parafii Kadzidło pod Ostrołęką ks. Antoniego Gerwela, tak oto opisał męczeństwo Polaków w sutannach: Ksiądz Antoni został aresztowany 9 kwietnia 1940 roku i przez Gestapo odwieziony do Działdowa razem z innymi. Po dziewięciu dniach pobytu w Działdowie w transporcie 1500 osób przewieziony do Dachau wraz ze mną. Po sześciu tygodniach kwarantanny w Dachau i bardzo ciężkich robotach przy budowie garaży, znowu 1500 osób przewieziono w cielęcych wagonach do Guzen nad Dunajem w Austrii. W drodze ze stacji kolejowej do obozu Guzen, 5 kilometrów, cały czas biegiem, dosłownie pędzeni byliśmy przez gestapowców i tak bici, że padło 5 trupów i 80 rannych. Ks. Gerwel pozostał w Guzen, gdzie pracował w kamieniołomach. […] Spotkaliśmy się ponownie dopiero 8 grudnia 1940 znowu w Dachau, dokąd zwieźli wszystkich księży z różnych obozów i razem ulokowali na trzech blokach. Tu było różnie. Nawet od 25 marca 1941 roku mieliśmy przywileje, ale po przywilejach odbili to wielokrotnie do tego stopnia, że dziennie przynoszono z pracy po kilka trupów księży. Księża polscy budowali w tym czasie krematorium, łącznie z gazownią, i pierwsi mieli przejść przez tę gazownię i krematorium. Taka była decyzja zarządu obozu. […] Zarządzono generalną zbiórkę księży polskich inwalidów. Razem wybrano chyba grubo ponad 500 osób. Tych inwalidów oddzielono na specjalny blok i codziennie wieczorem, kiedy cały obóz szedł spać, brano po 50 osób inwalidów, prowadzono do łaźni, kazano rozebrać się i dawano każdemu tylko spodnie drelichowe i takąż marynarkę, wprowadzano do samochodu gazowni i w drodze do krematorium truto. Tak zginęło naszych 500 polskich księży. Tak też zginął ś.p. ks. proboszcz Antoni Gerwel. Z tą różnicą, że zmarł śmiercią naturalną w baraku dla inwalidów, jako chory na żołądek, a spalony w krematorium. […] Byłem u niego, pożegnaliśmy się i złożyliśmy sobie wzajemnie życzenia przeżycia obozu, wojny i powrotu szczęśliwego do Polski. Niestety, stało się inaczej. Ja powróciłem, a on odszedł do Pana.
Na cmentarzu w Monachium odnaleziono niedawno miejsce pochówku czterech polskich księży, więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego Dachau: ks. Narcyza Truchana (franciszkanina), ks. Michała Woźniaka z Kutna, ks. Stefana Grelewskiego z diecezji sandomierskiej i ks. Ludwika Rocha Gietyngiera z diecezji częstochowskiej, których 13 czerwca 1999 roku beatyfikował święty Jan Paweł II. O odnalezieniu szczątków polskich księży 2 maja 2019 poinformowało niemieckie stowarzyszenie „Selige Martyrer von Dachau” (Błogosławieni męczennicy Dachau). Według tej informacji, nazwiska odnaleziono na liście, na której zostały spisane urny z prochami obozowych więźniów; potwierdził to także administrator cmentarza. Dotychczas sądzono, że księża ci zostali zamordowani przez Niemców i Austriaków w komorze gazowej w zamku Hartheim koło Linzu, ogólnie znanego miejsca zagłady. Teraz stowarzyszenie uważa, że wycieńczeni księża umarli podczas transportu, a ciała ich spalono w krematorium w Monachium i pochowano na monachijskim cmentarzu. Urny z prochami polskich księży zostały umieszczone w podziemiach budynku stojącego w lasku pamięci ofiar niemieckiego nacjonalizmu. Niewielu Polaków wie o tym miejscu i sądzę, że niewielu Austriaków i Niemców zagląda do miejsca – świadectwa zbrodni ich przodków.
Ks. Michał Woźniak
Spośród czterech księży, których prochy zostały odnalezione w Monachium, w sposób szczególny zaznaczył swoją obecność na ziemskim padole ks. Michał Woźniak. Przedwojenny proboszcz z Kutna, salezjański wychowanek, w roku 1938 wszystkie swoje oszczędności przekazał salezjanom, aby w miejscowości Gnojno pod Kutnem kupili kilka hektarów ziemi i otworzyli szkołę; działalność oświatową salezjanie prowadzą tam do dziś. Mieszkańcy pamiętają o księdzu Michale Woźniaku i kilka lat temu, chcąc uwiecznić kapłana, doprowadzili m.in. do zmiany nazwy miejscowości Gnojna na Woźniaków. Teraz pragną, aby do Woźniakowa powróciły cudem odnalezione prochy błogosławionego męczennika z Dachau; na miejscu założonej przez ks. Woźniaka fundacji jest już wybudowana kaplica, w której po sprowadzeniu do Polski zostanie umieszczona urna z prochami zamordowanego.
22 sierpnia 2019 ks. Józef Pietrusik, proboszcz parafii w Woźniakowie, wysłał do ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza pismo, aby zgodnie z obowiązująca procedurą, zwrócił się do Niemców z prośbą o wydanie Polsce odnalezionych urn z prochami męczeńskich polskich księży. Minister, w ramach spychologii stosowanej, odesłał pismo do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które za rządów PiS słynie z autorytarnych i z czapy wziętych decyzji administracyjnych, finansowych i tych dotyczących dziedzictwa narodowego oraz kultury. Reprezentującego mieszkańców Woźniakowa mec. Hamburę bezceremonialnie spławił wiceminister Jarosław Sellin, z wykształcenia historyk, który oświadczył: „„Zdaniem Ministerstwa Kultury i dziedzictwa Narodowego groby wszystkich ofiar zamordowanych w obozach koncentracyjnych podczas II wojny światowej, a znajdujące się na terenie dzisiejszych Niemiec, „są trwałym świadectwem okrucieństwa”, a „ekshumacje do polski mogą spowodować powolne zanikanie śladów zbrodniczej działalności w miejscu, gdzie miała ona miejsce”. Z tego powodu ministerstwo jest przeciwne ekshumacji, proponując w zamian wybudowanie w miejscu odkrytych kwater „godnego upamiętnienia”. Ministerstwo nie precyzuje jednak, czy chodzi o tablicę czy tez pomnik””.
Paweł Jasienica, żołnierz AK i żołnierz niezłomny, historyk, bardzo trafnie ocenił ludzi sprawujących urzędy i napisał w swych pamiętnikach: „Polityczni włodarze utracili miarę nie tylko szkód wyrządzanych ogółowi, lecz i własnej śmieszności. Wygody administracyjne, możność niekontrolowanego przez plebs smakowania władzy i pożywania jej owoców wydają im się dobrem najwyższym”. Morał ze słów Pawła Jasienicy na dziś płynie taki, że byłoby lepiej dla nich samych, gdyby ministrowie RP w ogóle, a zwłaszcza grający rolę szlachetnych rycerzy ministrowie PiS, zajęli się tym, za co płacą im obywatele. Lub już nawet lepiej, żeby się niczym nie zajmowali, a jedynie pożywali owoce władzy, czyli dobrze jedli i pili za nasze żyjących jeszcze obywateli podatkowe pieniądze. Ale umarłych obywateli niech lepiej zostawią w spokoju, bo – powtarzając za Sofoklesem, nie mają żadnego nad umarłymi prawa!
2.500 lat temu grecki władca Kreon, który próbował rządzić umarłymi, zapłacił za odmowę pochówku zmarłego straszliwą cenę życia syna i żony. Ministrowie Rzeczpospolitej, czytajcie greckie tragedie. Czytajcie cokolwiek i zostawcie wreszcie zmarłych w spokoju. Świat zmarłych nie do was należy!
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro od czterech już lat blokuje ekshumację szczątków zamordowanych Żydów w Jedwabnem, czyli z wiadomych tylko sobie powodów odmawia zamordowanym Żydom zgodnego z ich religią i tradycją godnego pochówku; nie wspomnę już, że lekceważy także wolę ponad 80.000 obywateli Polski, członków Komitetu na rzecz ekshumacji w Jedwabnem.
Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, którego obowiązkiem – zgodnie z procedurą – jest zwrócenie się do Niemców o wydanie Polakom urn z prochami zamordowanych polskich księży męczenników, jak Kain umył ręce i odesłał sprawę do ministerstwa kultury.
Ministerstwo kultury, które szasta naszymi podatkowymi pieniędzmi na różne bzdury, w którym generalnie brak kultury, załatwiło sprawę we właściwy, wyzuty z zasad odwiecznej naszej cywilizacji sposób: jednym zapisanym papierkiem odczłowieczyło zamordowanych przez Niemców polskich księży.
Zdaniem ministrów kultury, prochy polskich księży męczenników, zamiast godnego pochówku w polskich parafiach, w których służyli, mają po wsze czasy zostać na niemieckiej ziemi i służyć Niemcom także po śmierci. Jako muzealne eksponaty niemieckiego okrucieństwa, mają przypominać Niemcom o ich zbrodniach. Nie doczekają grobów. Nie wrócą do ojczyzny…
Ministrowie RP, nie macie wy żadnego nad zmarłymi prawa, powtórzmy za starożytnymi Grekami i wzorem przedwiecznej Antygony, zróbmy wszystko, aby urny z prochami polskich księży męczenników zostały jak najszybciej godnie pochowane na polskiej ziemi, a szczątki zamordowanych w Jedwabnem Żydów ekshumowane i pochowane zgodnie z żydowską religią i prawem. Ministrowie, miejcie także świadomość, że wydane przez was w imieniu Państwa Polskiego prawo zakazu ekshumacji i pogrzebania prochów polskich księży oraz Żydów jest prawem zmiennym, chwilowym i ludzkim. Zapisanym jedynie na papierze. To wasze odczłowieczające zamordowanych państwowe prawo gwałci niepisane wprawdzie, ale stałe i boskie, wykute w głębi duszy europejskiego człowieka, odwieczne prawo szacunku dla śmierci i ludzkich szczątków.
Ewa Kurek
Autorce dziękujemy za możliwość publikacji tekstu.
http://solidarni2010.pl/39003-dr-ewa-kurek-walczy-o-odzyskanie-odnalezionych-szczatkow-polskich-ksiezy-meczennikow-z-dachau.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz