„Premiera Matołuszka” do Brukseli na eurokomisarza?
Co też zrobić z „premierem Matołuszkiem” po eurowyborach roku 2019?
Bo co powinno się zrobić z politykiem, który najwyraźniej szczyt swych możliwości osiągnął w chwili objęcia teki premiera i który w miarę upływu czasu coraz szybciej, coraz wyraźniej i coraz bezradniej ześlizguje się z pozycji „government asset” w stronę „government liability”?
A przed nami przecież najważniejsze kampanie wyborcze...
Zakładam, że - tak jak to przedstawia propaganda rządowa - siłą premiera Mateusza Morawieckiego (PMM) faktycznie jest talent menadżerski i sprawne zarządzanie rządową korporacją oraz ogólnie - polityka gabinetowa, ale wypychanie go na barykady i obsadzanie w roli „cheerleader-in-chief” w przykry sposób uwypukla jego słabości, także te charakterologiczne.
A jedną z nich jest chyba słabo uświadamiane sobie chwalipięctwo, które już nie raz wpędziło i rząd, i jego samego w grube tarapaty. I lepiej by pan premier robił po prostu spokojnie pracując, niż się tą pracą bezustannie chwaląc.
Bo im mniej pana premiera w mediach, tym lepiej ....
Bo gdy jeszcze jako wicepremier jesienią roku 2017 dzień w dzień tokował w telewizorach o – iluzorycznej, jak się wtedy szybko okazało - „historycznej nadwyżce budżetowej”, to jak amen w pacierzu spadł rządowi na głowę strajk rezydentów medycznych, słusznie wnioskujących, że skoro pojawiły się wreszcie extra pieniądze, to dlaczego nie przeznaczyć ich na kulejącą od lat służbę zdrowia?
Ale ta „siurpryza” niczego go najwyraźniej nie nauczyła i kontynuował tę swoją przypadłość także na stanowisku premiera.
Bo wiosenne upajanie się PMM swymi „sukcesami w uszczelnianiu VAT” od razu zaowocowało okupacją sejmu przez matki niepełnosprawnych...
A radosna galopada w trakcie kampanii samorządowej oraz mało eleganckie deprecjonowanie osiągnięć poprzedników przyniosły mu dwa wyroki sądowe nakazujące publiczne prostowanie szerzonych dezinformacji oraz chyba trwale przykleiło mu twarz „Pinokia”, co podkopuje powagę sprawowanego urzędu oraz wiarygodność przyszłego przekazu.
A do tego ten nieszczęsny, irytujący nawet w czasach prosperity i niemalże gierkowski ton propagandy premiera – że byczo jest, rodacy! – bo z pierwszą chwilą masowego odczucia przez Polaków, że ich faktyczne doznania rozjeżdżają się z przekazem płynącym z telewizora, z hukiem strąci Zjednoczoną Prawicę w niebyt opozycyjny. Tym bardziej zasłużony, im bardziej ludzie będą wkurzeni mijaniem się opowieści PMM z prawdą i realiami...
A polityk irytujący wyborców to oksymoron w demokracji, która niestety w dużej mierze polega na ich uwodzeniu i gładkim okłamywaniu...
I do tego polityk tak łatwy do rozszyfrowania i atakowania... zawsze będzie ściągać swoje ugrupowanie w dół, zamiast pozwolić mu się cieszyć z faktycznych sukcesów i osiągnięć. A tych przecież jest niemało...
Ale nie jest dobrze, gdy wpisując w google słowo „kłamstwa” automatycznie dostajemy podpowiedź „kłamstwa morawieckiego”...
A w roku 2019 problem ten pojawi się z jeszcze większą ostrością, bo upływ czasu po prostu daje PMM więcej okazji do palnięcia czegoś mało przemyślanego. No i co wtedy zrobić z „premierem Matołuszkiem”?
Bo w końcu jasną sprawą będzie, że jego dalsze trwanie na stanowisku premiera będzie przynosiło partii i państwu więcej strat, niż korzyści.
A jedyną fuchą na terenie krajowym, która nie byłaby bolesną dymisją dla PMM, jest „strażnik żyrandola”, ale wątpliwe jest by Prezes zdecydował się na taką roszadę.
Pozostaje więc zagranica.
Czyli - „premier Matołuszek” na eurokomisarza?
Bo biorąc pod uwagę jego „nowoczesność” i „międzynarodowe obycie”, to niewątpliwym strzałem w dziesiątkę byłaby posada polskiego komisarza w Brukseli.
I myślę, że takie rozwiązanie ucieszyłoby w Warszawie b-a-a-a-a-a-rdzo wielu ludzi...
A i w Brukseli powinni go przyjąć z otwartymi ramionami – jako jednego ze swoich. Nie, nie z racji pochodzenia, ale z powodu przynależności do rządzącego tam zakulisowo banksterskiego „we the people”...
I może nawet mógłby on wtedy coś tam dla Polski ugrać, jeśli tylko miałby taki kaprys?
Bo jak na razie, to PMM okazał się politykiem zadziwiająco nieskutecznym w kwestiach międzynarodowych, aspirując wprost do tytułu mimowolnego? sabotażysty polskiego interesu.
Bo gromko zapewniając o nieuleganiu „Brukseli” w sprawie relokacji„uchodźców” – po cichu wpuszcza do nam kraju miliony obcych, niby to „do roboty”. I aż palił się do podpisania migracyjnego porozumienia z Marrakeszu, stanowiącego onz-owskie ukoronowanie„strategii Sorosa”...
- => Co najmniej milion ludzi rocznie przez 30 lat!!!
Na szczęście wydaje się, że wbrew PMM, w rządzie jednak zwyciężyła zdroworozsądkowa opcja niewchodzenia w to podstępne porozumienie, szeroko otwierające furtkę masowej migracji.
- => Polska-nie-podpisze-paktu-ONZ-ws-migracji.
A obiecywane i lansowane przez niego złagodzenie naszego twardego podejścia w kwestii reformy wymiaru sprawiedliwości mające doprowadzić do „nowej jakości” w stosunkach z „Brukselą” – przyniosło nam jedynie serię pustych gestów i deklaracji z ich strony...
Bo mimo swojej wzniosłej i patriotycznej retoryki oraz talentów korporacyjnych, PMM po prostu sprawia wrażenie galaretowatej poczciwości i z konieczności tak też musi być odbierana każda organizacja, której szefuje – czyli w tym wypadku Rada Ministrów RP... a to automatycznie budzi zew krwi wilczych watah bezlitosnego świata polityki międzynarodowej, gdzie wszyscy kosztem słabszych twardo "grają o swoje".
I „nasi zagraniczni partnerzy” ochoczo i do woli z tej naszej słabości teraz sobie korzystają, jeżdżąc po naszym kraju „jak na łysej kobyle”...
Czyli to osobie samego PMM zawdzięczamy – moim zdaniem – skalę tegorocznego przeczołgiwania Polski w świecie przez „starszych i mądrzejszych”... czy to bezpośrednio – jak w przypadku ustawy o IPN, czy też poprzez „amerykańskiego pośrednika” (Ustawa 447, czy też patetyczne ratowanie czterech liter TVN przez jankeską ambasadę)... a o ilu to zakulisowych porażkach naruszających naszą racją stanu, nawet nie zostaliśmy dotąd poinformowani?
Intencje „diaspory” powinny nam być dobrze znane – bo właśnie dlatego od lat jesteśmy „nękani, upokarzani i zmiękczani” (przed wystawieniem nam ostatecznego sowitego rachunku „za kolaborację z nazistami i współudział w Holokauście” - nie 65, ale już 300 mld $?) - ale skąd wzięła się ta ich tegoroczna buta i ostentacja? Bo po prostu już wiedzą, że teraz mogą sobie na to bezkarnie pozwolić...?
A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ta katastrofalna wizerunkowo rejterada przed nimi w sprawie sędziów Sądu Najwyższego... być może sam PMM nie miał tu zbyt wiele do powiedzenia, ale to jego rząd tę sprawę firmował.
Bo reforma ta niestety jest bardzo charakterystyczna dla PIS-u - czyli wzniosły cel pogrążany własną taktyką „na skróty” – czyli zacna i słuszna zmiana (radykalna dekomunizacja Sądu Najwyższego, czyli oczyszczenie go ze „starych sędziów” - w tym także I Prezes, niestety powołanej na określony konstytucyjnie czas - drogą skasowania nadzwyczajnych przywilejów emerytalnych „nadzwyczajnej kasty” (70 lat) i wysłania wszystkich ciupasem na emeryturę w wieku obowiązującym resztę społeczeństwa - 65 lat), topiona przez niesłuszny sposób jej realizacji (bo takie regulacje to mogą i powinny dopiero obowiązywać sędziów SN rozpoczynających swą kadencję po tej nowelizacji –bo prawo nie może działać wstecz).
A zupełnie inną kwestią jest traktatowe wyłączenie kształtu i uregulowania wymiaru sprawiedliwości w poszczególnych krajach członkowskich spod brukselskiej jurysdykcji ...
Bo „Brukseli” nadal nic do tego, jak sobie ukształtujemy nasz ustrój sądowy!!!
I dlatego „brukselska nadzwyczajna kasta” np. gładko przełknęła ustanowienie Izby Dyscyplinarnej SN – co od samego początku wprawiało w drgawki tutejszą „nadzwyczajną kastę” - groteskowo i gorączkowo antyszambrującą "w centrali" - bo akurat ta nowelizacja skutecznie kończy jej dotychczasową bezkarność i korporacyjne eldorado nad Wisłą...
Ale „Bruksela” miała też pełne prawo zaprotestować przeciwko naszym niektórym mało eleganckim i mało cywilizowanym zagraniom... – ...tylko po co się tak bezmyślnie i „za friko” im podkładać???
Ale dobrze, że wreszcie do kogoś „u nas” dotarło, że pogwałcenie (nawet „w słusznej sprawie”!!!) jednej z fundamentalnych europejskich zasad cywilizacyjnych skończyłoby się kompromitującą porażką przed TSUE i słusznym napiętnowaniem Polski jako „dzikiego kraju”...
Przypominam, że bardzo podobnie było z inną sztandarową ideą PIS-u, czyli pomysłem ograniczenia mandatu naszych samorządowców do max. dwóch kadencji – PIS chciał, aby zmiana ta obowiązywała od zaraz (co automatycznie odsunęłoby od możliwości kandydowania tysiące dotychczasowych wieloletnich samorządowców i wpłynęłoby już na wyniki tegorocznych wyborów), ale został zmuszony do zaakceptowania faktu, że regulacja ta będzie obowiązywała dopiero od styczniowej nowelizacji Kodeksu Wyborczego i ograniczenie kadencyjności najwcześniej może obejmować wybory roku 2018 i 2023 – bo prawo przecież nie może działać wstecz.
Ale tutaj całkiem możliwa jest też inna, bardziej makiaweliczna interpretacja...
- ...że PIS (pewnie sam Prezes) świadomie licytował b. wysoko, będąc cały czas gotów do odpuszczenia pewnych, drobniejszych kwestii (jak np. wiek emerytalny sędziów, czy posada p. Gersdorf) celem przeforsowania dużo ważniejszych zmian strukturalnych (jak zmiana trybu powoływania I Prezesa SN, powołanie Izby Dyscyplinarnej i likwidacja Izby Wojskowej, czy też zmiana kryteriów powoływania sędziów SN) – doprawdy, sam już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić...
Ale jedno jest pewne - wymuszona przez PAD na Prezesie (jako główny warunek wycofania swego sądowego veta) wymiana Premier Beaty Szydło na PMM (który w dodatku niewątpliwie naopowiadał w swoim stylu Prezesowi bajek, przeceniając swe zagraniczne kontakty i swoje możliwości) niestety nie przyniosła zagranicą oczekiwanych efektów - bo „nadzwyczajna brukselska kasta” potraktowała go w roli polskiego premiera równie wrogo i obcesowo, jak wcześniej traktowała tę obcą plemiennie Polkę...
Natomiast w odniesieniu do już zaistniałych, jak i potencjalnych kłopotów z PMM, problemem może okazać się postawa Prezesa, nadal widzącego w ekipie „Matołuszka" przeciwwagę dla Z. Ziobry, stojącego na czele Solidarnej Polski, czyli najważniejszego członu wspierającego PIS w ramach Zjednoczonej Prawicy.
A rywalizacja tych dwóch polityków – a raczej obozów wokół nich skupionych - począwszy od podrzucenia PMM na samym początku jego urzędowania kryzysu wywołanego nowelizacją ustawy o IPN (przygotowaną wszak w ministerstwie sprawiedliwości), poprzez kilkukrotne próby wykoszenia ludzi Ziobry ze spółek skarbu państwa, aż po wzajemne wojenki obu panów w trakcie kampanii samorządowej – tylko osłabia rząd i Polskę, niewątpliwie jednak wzmacniając pozycję Prezesa jako rozjemcy w tym sporze.
Poczekajmy więc – i niedługo zobaczymy, co wygra tym razem – interes kraju, czy „Nowogrodzkiej”...
I mimo niewątpliwych sukcesów PMM na niwie krajowej, to jednak polska racja stanu wymaga zgrabnej i jak najszybszej zmiany premiera – a pierwszą elegancką okazją do tego będzie powołanie nowej Komisji Europejskiej po majowych wyborach do europarlamentu.
Bo przecież „premier Matołuszek” nie jest jedynym sprawnym menadżerem w PIS-ie, zdolnym do pokierowania korporacją rządową...?
P.S. Moja prośba do PIS-u - => Pp. Kaczyńskiego, Morawieckiego i Kurskiego trzymajcie z dala od wszelkich kampanii wyborczych
- Docent zza morza - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz