Ustawa 447 podpisana – czyli „nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!”
„Ja bym nie przywiązywał do tego (ustawy 447) zbyt dużej wagi” - powiedział Jacek Czaputowicz, chwilowo minister spraw zagranicznych 3RP (bo z tą RP nr 4, to jak widać po „rekonstrukcji” tylko takie żarty były).
Cóż, jako minister ma prawo nie przywiązywać nawet żadnej wagi, zresztą nie jest w tym nieprzywiązywaniu odosobniony.
Dyżurny komentator telewizji rządowej (to nie epitet – to fakt) Piotr Wawrzyk powiedział, że podnoszące wielkie zagrożenie, jakie ta ustawa stwarza dla Polski „komentarze są troszkę przesadzone”
No proszę – troszkę, czyli zagrożenie jest, kwestia tylko jak duże?
Czyli żydowscy rekieterzy nie zedrą z nas 300 miliardów $, a tylko miliardów 299, 298 czy 297?
Ale zostawmy to pisowskie nawijanie makaronu na uszy Ciemnemu Ludowi/Suwerenowi (wersja do wyboru w zależności od tego czy prywatna, swobodna rozmowa czy partyjny, oficjalny spicz), ja o p. Czaputowiczu słów kilka, bo to postać o fascynującym życiorysie jest.
***
Otóż kiedy byłem młodym człowiekiem, podobnie jak wielu mi podobnych młodych ludzi nie chciałem iść do komunistycznego wojska.
Miała ta moja niechęć do LWP i swoje dobre strony, bo uczyłem się pilnie i bez problemu zdałem na studia techniczne, mając jako polisę ubezpieczeniową dyplom finalisty olimpiady historycznej, dający wolny wstęp na uniwersytecką historię.
Potem studiowałem i studiowałem, miło spędzając na uczelni 8,5 roku, co było wynikiem doskonałym, choć Michał B. i Jarek C. studiowali na moim wydziale lat odpowiednio 11 i 10, ale to arcymistrzowie byli.
Oczywistym więc było, że wszelkie inicjatywy (tak je określmy) społeczne sprzeciwiające się braniu młodych ludzi w kamasze budziły moje zainteresowanie, a nawet sympatię.
Tak też było z ruchem Wolność i Pokój, który za jeden ze swych celów uznał walkę o tzw. służbę zastępczą.
W tych czasach słuchałem pilnie nadawanych z Monachium audycji amerykańskiego radia Wolna Europa, w których to audycjach często ostrzegano przed zachodnimi ruchami pokojowymi, ponieważ – wg RWE – były totalnie zinfiltrowane przez sowieckie służby, a nawet i zakładane przez nie.
I wtedy sobie pomyślałem, że jednak ci sowieci i te ich wszystkie KGB, GRU i BWC (Bóg wie co) to straszne debile są:
otóż pozakładali na Zachodzie, pod nosem służb tamtejszych organizacje pacyfistyczne, a tu, w PRLu, nie zauważyli, jak powstał spontanicznie pacyfistyczny Ruch Wolność i Pokój!
I nie tylko nie został zdławiony zaraz po porodzie pępowiną ze stalowego drutu, ale działał, i działał, i działał.
Nie ma to jak nasza polska smykałka do grania sowietom na nosie!
Z ruchu tego wyszedł kwiat polityków 3RP, a jak kto nie wierzy, to niech tylko zerknie na tę, dalece niepełną listę kwiatków:
Jan Maria Rokita, Konstanty Miodowicz, Konstanty Radziwiłł, Bartłomiej Sienkiewicz, Andrzej Stasiuk, Piotr Niemczyk, Bogdan Klich i – a jakże – Jacek Czaputowicz, który był nawet jednym z zalożycieli.
I pomyśleć, że wszyscy oni tak tym bezpiekom PRLowskiej i sowieckiej, tym wszystkim Kiszczakom i innym Sztirlicom grali na nosach symfonicznie.
Jaki z tego morał?
A taki, że ja, patrząc na tę listę i widniejącego na niej ministra Czaputowicza, przywiązywałbym do podpisanej dziś przez Trumpa ustawy 447 wagę jak największą.
- Ewaryst Fedorowicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz