Wyzwolone Zabojady

avatar użytkownika Tymczasowy

W D-Day wojska alianckie wyladowaly we Francji. Poniosly duze straty, ale taki jest koszt wyzwalania podbitych narodow cierpiacych okupacje . Jako ludzie Zachodu zachowywali sie jak nalezalo. Dawali, a nie zabierali mieszkancom Normandii. Pewnie, ze gdzies tam w swiadomosci bylo przekonani, ze nalezy im sie wdziecznosc. Wiele nie chcieli - troche usmiechow i zyczliwosci. I tak bylo na poczatku, powiedzmy, pierwszego dnia. Pozniej zauwazali, ze witajacy wczoraj  wiesniak francuski usmiechal sie jakby mniej, a kolejnego dnia, juz wcale. Kupowali wino, ale im dalej, tym gorzej - sprzedawano im wino najgorszej jakosci nadajace  sie do wyplucia. Zaradni chlopi szybko przystepowali do interesow. Na poczatek, przynies mi pare karnistrow paliwa. Potem robila sie cala lista wymagajcych tubylcow. Miejscowe prostytutki nie mialy problemow z kolorami mundurow. Praca to praca!

Scena#1.      Opisuje ja Kanadyjczyk z francuskojezycznego Quebecu, ktorego rodzina wyemigrowala w XVII w. z Francji. Przybyl z wypieszczonym w glowie od dziecka obrazem kraju przodkow. I spotykalo go zdziwienie po zdziwieniu. Tak to opisuje: "co oni mysla patrzac na nas z okien? Moze: "O. jeszcze jeden Kanadyjczyk. Jakby go oblupic z pieniedzy? Moze sprzedac mu calvados? Moze bulki z maslem? Moze dziewczyne? Madeleine Josette? Ktora by wybral?". Cos w tym stylu". Znajac miejscowy jezyk szybko sie rozeznal i wyszlo na to, ze Niemcow sie bali i ceny w kawiarniach byly dla nich nizsze. Wyzwoliciele, to przyjaciele, mozna ich bezkarnie  obrobic. "My przeganiamy Niemcow, a miejscowi nas nie lubia. Lubia tylko samych siebie".

Scena #2.       Gdzies pomiedzy Caen i Falaise oddzial kanadyjski wszedl na pozycje zajmowane wczesniej przez Amerykanow. Ci dokonali rzezi uciekajacych Niemcow. W sasiednim sadzie wczesniej walczyli Polacy. Po trzech dniach trupy zolnierzy Wehrmachtu i koni rozkladaly sie w sloncu wydzielajac nieznosny zapach. Ktorejs nocy Kandyjczycy uslyszeli jakies dwieki w okolicy. Moze to bydlo farmerskie? Wyszlo na to, ze nie, glosy byly przyciszone.Zolnierze zapalili latarki i w swietle zobaczyli miejscowych ludzi obrabiajacych zwloki. Kazano im podejsc blizej. Zrabowai pasy, siodla, manierki, buty, mundury. Wygladalo na to, ze pewnie i zlote zeby by trupom wyrwali, gdyby je znalezli. Kapitan z obrzydzeniem powiedzial Francuzom, by odeszli. Zgaszono latarki i po paru minutach znow bylo slychac dzialajacych farmerow. Kanadyjczyk pisze, ze wygladali jak oglupiale zwierzeta. "Obrabiali martwe, gnijace ciala jak malpy iskaja wszy".

Scena#3.         Na drugi dzien po inwazji kapral Charles Baldwin z Westminster Dragoons dostal rozkaz powrotu na plaze, by zabrac ze soba uzupelnienia dla swojej druzyny. Na plazy dostrzegl, ze dwoch cywili, Francuzow, obszukuje zwloki zabitych Brytyjczykow i je rabuje. Na to wysiadl ze swojego jeepa brytyjski zandarm w stopnu starszego szeregowego i poszedl do rabujacych. Akurat trzymali w rekach buty zdjete z martwych zolnierzy. Niewiele myslac, pojechal po nich ze "stena", kladac ich na miejscu trupem.

Jeden z Kanadyjczykow skonstatowal, ze ludzie z Normandii, to zaradny, cwany narod. Nawet gdyby cala ludzkosc zginela, to oni by przetrwali.

Po przebyciu Francji, Alianci wkroczyli na tereny niemieckie. Tam cywile traktowali ich z grzecznoscia. Niektorzy zolnierze skonstatowali, ze sa dla nich zyczliwsi niz wczesniej Zabojady. Jeden zostal tam na dluzej i po dwuletniej opbserwacji doszedl do wniosku, ze sa to calkiem sympatyczni ludzie.

Zupelnie inne opinie panowaly o Holendrach. Ci zachowywali sie zyczliwie i byli szczerzy. Do dzis witaja z radoscia kanadyjskich weteranow odwiedzajacych pola walki. A naszego gen. maczka zrobili honorowym obywatelem i zachecali go, by sie u nich osiedlil. Pozostali Belgowie. Wedlug ocen alianckich zolnierzy, byli oni gorsza wersja Francuzow.

Pewnie, ze moglo byc zupelnie inaczej. Sposrod wielu przykladow francuskiej zyczliwosci podam tylko jeden. Wspomnial o nim plk. H. von Luck (Hans von Luck, "Panzer Commander. The Memoirs of Colonel Hans von Luck", A Dell Book, NY 1989) dowodca niemieckiej  7, a pozniej 21 Dywizji Pancernej. Otoz po rozgromieniu swietnie uzbrojonej, ale tchorzliwej armii francuskiej dotarl do Bordeaux. Poznym wieczorem zaczelo go suszyc, wiec udal sie z kolega na poszukiwanie jakiegos wodopoju. Nie udalo sie bo Niemcy wprowadzili godzine policyjna i wszystko bylo zamkniete. Traf chcial, ze zatrzymali taksowke i jej wlasciciel zyczliwie poradzil, by udac sie do "maison serieuse". Okazalo sie, ze byl to burdel.  Madam przyjela go z wielka zyczliwoscia. Po napiciu sie obaj oficerowie zostali podwiezieni na parking, gdzie zostawili swoj woz terenowy. Kierowca taksowki za nic nie chcial zaplaty. Wprost zional entuzjazmem. Stwierdzil prostodusznie: "Niemcy nie sa nawet w polowie tak zli jak mowiono". Zaproponowal tez "Mon Generale", ze bedzie czekal pod miejscem zakwaterowania pulkownika co wieczor, az do godziny policyjnej. Chce go wozic po miescie za darmo.

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz