Amerykanski zolnierz (III) - (Armia)

avatar użytkownika Tymczasowy

Ameryka przystapila do II wojny swiatowej dopiero w trzecim roku jej trwania. Zolnierz niemniecki mial przewage dwoch lat praktycznego doswiadczenia. Jezeli dodac do tego inne okolicznosci, jak niemieckie tradycje wojskowe czy morale, to jasne sie staje, ze wyniki starc w pierwszych miesiacach wojny musialy byc dla wojsk amerykanskich kompromitujace. Dosadniej, po ludzku mowiac, dziesiatki tysiecy, a moze nawet setki tysiecy,  zolnierzy amerykanskich zostalo zarznietych.

Amerykanie powolali pod bron miliony mezczyzn. Musieli ich zorganizowac, ubrac i wyszkolic. Wystarczy pomyslec ile trzeba bylo skory do produkcji tylko samych  pasow i butow wojskowych.No i Jankesi podeszli do sprawy w typowy dla siebie sposob, czyli opierajacy sie na zasadach produkcji przemyslowej. Stworzona zostala ogromna galaz produkcji wojennej i podporzadkowano jej kilka i innych galezi. Bramy fabryk opuszczaly co chwila czolgi, samoloty i inny sprzet, jak kiedys Model T Henry Forda. Takiej potedze gospodarczej nikt nie byl w stanie stawic czola i losy wojny zostaly przesadzone w momencie przylaczenia sie sil zbrojnych Ameryki do Aliantow. Bylo to tylko kwestia czasu.

Sprawnosc produkcyjna i logistyczna mozna bylo zobaczyc na plazach Afryki Polnocnej, Wloch i Normandii, gdzie wojska amerykanskie ladowaly. W piorunujacym tempie dziesiatki tysiecy ludzi, ich pojazdy, czolgi i artyleria byly wysadzane na brzeg. Sila zywa starala sie poszerzyc zajmowany teren, a na plazach rosly gory skrzyn, beczek i workow. Zdarzalo sie nawet, jak w Salerno, ze zamierzano czesc zasobow ewakuowac z powrotem na statki, bo byl nadmiar nie do przerobienia.W tych nadmorskich miasteczkach starano sie utrzymywac porzadek, ale w takiej dzungli musialo dochodzic do ciaglych zatorow, szczegolnie noca. Wielu ludzi ginelo w wypadkach. Przejezdzaly ich samochody i czolgi.

Obfitosc materialu budzila zadowolenie zolnierzy. W kazdej armii pelny brzuch jest jednym z priorytetow kazdego zolnierza. A sprawnosc zaopatrzenia amerykanskiego budzila zazdrosc.  Przypadalo mu 30 funtow zaopatrzenia dziennie i je otrzymywal. Podstawa byly racje zywnosciowe "K', na ktore zawieraly trzy posilki dziennie.  Brytyczykom przyslugiwalo 20 funtow zaopatrzenia dziennie. Bylo to bardzo duzo w porownaniu z prawie glodujaca ludnoscia cywilna w kraju. Z zazdroscia patrzyli na lodziarnie znajdujace sie na tylach amerykanskich jednostek wojskowych.Niemieckim zolnierzom tez cos tam przyslugiwalo, ale czesto musieli zadowalac sie 4 funtami.

Taka sytuacja  miala tez swoje niekorzystne strony. Demoralizowala na rozne sposoby. W kampanii wloskiej mniej wiecej jedna trzecia materialow dajacych sie przehandlowac byla kradziona. Oczywiscie mieli w tym swoj udzial Murzyni, ktorzy byli zatrudnieni na tylach. Na front docierali jedynie jako kierowcy ciezarowek. Na tylach mogli robic business.

Oczywiscie moloch logistyczny wymagal obslugi. W armii amerykanskiej 80% sily zywej pracowalo na tylach i tylko 20% w jednostkach frontowych. Dla porownania, w Wehrmachcie w jednostkach liniowych sluzylo 45% zolnierzy, a na tylach- 55%. Bylo nawet gorzej. W Wehrmachcie 90% zolnierzy jednostek frontowych walczylo z bronia w reku, podczas, gdy w dywizjach amerykanskich - 65%. Biorac pod uwage, ze wiekszosc GI's dzialala w mniej ryzykownych miejscach ci pozostali nie mogli czuc sie najszczesliwiej. To nie oni zostali wybrankami losu.

Zolnierze niemieccy wiedzieli o co walcza i cechowala ich bardzo wysokie morale. Oni bronili swojej ojczyzny. Natomiast Amerykanie przybywali do Europy bez jakichs szczegolnych powodow do walki.Te powodu mieli jedynie nieliczni Zydzi, obywatele amerykanscy. Przecietny  zolnierz amerykanski na ogol  kojarzyl sobie z Pearl Harbor powody swojego poswiecenia, gdzie jego ojczyzna zostala zdradziecko zaatakowana i zgineli wspolobywatele. No, ale tymi wrogimi napastnikiami byli przeciez Japonczycy. W zwiazku z tym zolnierz amerykanski nie czul do Niemcow nienawisci. Nie rwal sie do strzelania do nich. Strzelal moze w 30% okazji, kiedy cele sie pojawialy. Idac do ataku nie strzelal tez obficie nie widzac celow. A pownien, bo dodaje to animuszu i przydusza atakowanego przeciwnika. Te niechec do strzelania stwierdzano po sprawdzeniu zawartosci magazynkow w zolnierskich karabinach.Natomiast Niemcy nie robili sobie obiekcji.

Sytuacja stopniowo sie zmieniala po stratach bliskich kolegow oraz zbrodniach niemieckich. Najpierw zolnierze 12 Dywizji Pancernej SS zabili jencow -zolnierzy kanadyjskch. Potem doszlo Malmedy i zamrodowani przez SS-manow jency-zolnierze amerykanscy. A na koniec doszly odkrycia obozow koncentracyjnych, co szeroko wykorzystaly alianckie sluzby propagandowe. O ile na poczatku, zgodnie z oczywistoscia od reki rozstrzeliwano snajperow uwazanych za wojownikow walczacych niegodnie, to szybko doszli SS-mani (nie za wielu trafilo do obozow jenieckich), a pozniej  coraz czesciej nie kwapiono sie do odprowadzania na tyly jencow- zwyklych Wehrnmachtowcow.

Szanse amerykanskiej piechoty w starciu z niemiecka byly marne. Zoltodzioby walczyly z zawodowcami. Zaczynalo sie od nonszalancji na linii frontu. Amerykanie byli za malo sprytni, zwlaszcza byli nieostrozni. Slabo bylo z dyscyplina. Od dolu do szczebla mniej wiecej batalionu amerykanskie szwejki byly na ty z oficerami. Trudno bylo ich poderwac do dalszego marszu, gdy uslyszeli byle strzal. Masowo gineli mlodsi ranga dowodcy, ktorzy starali sie poderwac swoje wojsko. Przeciez nie mozna przytulac sie do ziemi w nieskonczonosc.

Rozpiz...j zamiast surowej, frontowej dyscypliny byl wszechobecny. Pewnego dnia dwoch amerykanskich generalow przejezdzajacych droga kolo normandzkiej miejscowosci Isigny zaintrygowala tablica wojskowa z napisem : "Off limits". Udali sie do wskazanego budynku z napisem : "Stacja Profilaktyczna". Tam zastali trzech spiacych zolnierzy. Ci, obudzeni, nie rozpoznali rang i na pytanie jak im sluzba idzie, odpowiedzieli, ze powoli. W dniu wczorajszym kilku znadarmow skorzystalo z prostytutek i jeden z obslugi. To byl taki malutki, prywatny burdelik. Generalowie pojechali dalej nie wyciagajac zadnych konsekwencji. Oj, tak nie bylo w Wehrmachcie czy Armii Czerwonej. Kiedys gen. Zukow wpadl do dowodztwa pulku. Powod byl taki, ze ten pulk wlasnie poszedl do ataku. General zastal dowodce pulku pijanego w lozku ze swoja "zona frontowa". Natychmiast rozkazal, by go rozstrzelac. Takich roznych spitych w trupa majorow i pulkownikow w czasie natarcia dowodzonych przez nich jednostek, bylo calkiem sporo w armii Czerwonej.

Zolnierz niemiecki byl wyszkolony, by zrobic wszystko co mu rozkazano i starac sie zrobic jeszcze cos ekstra. Amerykanom bylo brak energii, zaciecia, sily przebicia. Co gorsza, brakowalo tez solidarnosci. Jezeli sasiedzi- batalion, pulk czy dywizja- mieli duze klopoty, to uwazano, ze sami sobie powinni pomoc. Dlaczego my? W sumie, nic dziwnego, ze dominujaca ocena amerykanskiego zolnierza przez wehrmachtowcow bylo: "Tommy to zaden zolnierz".

Na sytuacje Niemcow, takze ich morale wplywalo alianckie panowanie w powietrzu. Wychodzi to we wszystkich wspomnieniach z wojny na Zachodzie. Przytlaczala tez ogromna przewaga materialowa Aliantow. A znaczyla ona tez i tyle, ze nasza strona miala coraz wieksza przewage sily ogniowej. Liczne baterie swietnych haubic amerykanskich 105 mm czy angielskich 25-funtowek przynosily krwawe zniwo.W II wojnie swiatowej ponad 50% zolnierzy zginelo w wyniku dzialan artylerii. I to wszystko wygralo wojne na froncie zachodnim.  Nadzwyczaj opieszala, kunktatorska piechota czy byla potrzeba czy nie, ciagle wzywala wsparcia lotniczego i artyleryjskiego. W ten sposob wysylano slonia na mysz. We wsi  zniszczonej przez bogaty zestaw bomb i pociskow artyleryjskich roznych kalibrow znajdowano pozniej kilkunastu zabitych Niemcow. 

 

 

napisz pierwszy komentarz