Za demontaż ”Brukseli” (3) podziękujmy … samej ”Brukseli”, ;-)
Było sobie kiedyś wielkie marzenie kulturowych marksistów (po przeflancowaniu komisarzy do Brukseli)
o tęczowych Stanach Zjednoczonych Europy, o utopii dyktatorsko zarządzanej z Brukseli
(a ”dyktatura zastępczego proletariatu” miała rozciągać się od Lizbony po Ural),
a wszelkie ”reakcyjne przeżytki” – jak tradycyjne wartości i narody oraz tradycyjna religijność, jak rodzina opierająca się na małżeństwie kobiety z mężczyzną, jak lokalna tożsamość i kultura, jak patriotyzm oraz wszelka dotychczasowa normalność – miały zostać wykorzenione,
tak by już nic nie przeszkadzało w budowaniu ”narodu i człowieka europejskiego”
- co po cichu planowano od samego początku.
Aż przyszła Mutti Merkel - i poganiana przez swych ”sponsorów” => Dyktat Rotszyldów - milion ludzi rocznie przez 30 lat - nieopatrznie wywróciła cały stolik, wpuszczając na kontynent hordy islamskich bojowników – bo młodzi, wysportowani i dobrze odżywieni mężczyźni stanowią aż ¾ pojawiających się teraz w Europie ”uchodźców”.
A ponadto po przejęciu przez ISIS rządowych syryjskich drukarni z każdego Araba można tam błyskawicznie zrobić ”Syryjczyka”... albo i dwóch, ;-)
No i cały Wielki Europejski Plan posypał się ”w drebiezgi” – bo w obronie swych interesów wiele państw członkowskich poczuło się zmuszonych stanąć okoniem, po raz pierwszy otwarcie kwestionując przywództwo Niemiec – które jednostronnie (bo bez jakichkolwiek konsultacji) oraz wbrew unijnym traktatom - latem 2015 roku zdecydowały o zalaniu Europy ”uchodźcami”.
Oliwy do ognia dolały na wiosnę roku 2016 pomysły ”Brukseli”, by ”uchodźców” przymusowo rozmieszczać we wszystkich krajach członkowskich, a sprzeciwiające się temu rządy drakońsko karać (proponowano 250 tys. euro grzywny za każdego nieprzyjętego islamistę).
Do kolejnego pogwałcenia suwerenności kraju członkowskiego przez europejskiego hegemona doszło zimą tegoż roku, gdy Niemcy wyraźnie inspirowały próbę obalenia polskiego rządu, a być może także i bezpośrednio sterowały ”Ciamajdanem” – co nie spotkało się z jakąkolwiek reakcją ”Brukseli”.
No i komu i do czego taka Unia jest potrzebna?
A wiosna 2017 przyniosła, jak na razie:
* próbę podziału Europy na ”obszary różnych prędkości” (co mimo chwilowego zaklajstrowania powstałych napięć Deklaracją Rzymską, chyba na zawsze zaszkodziło relacjom ”centrum i peryferii”);
* brutalne złamanie dotychczasowych zasad przy reelekcji Tuska;
* rozwścieczenie Turcji, byle tylko zablokować zmierzającego ku zwycięstwu w Holandii Geerta Wildersa (co pewnie ”zaowocuje” kolejnym migracyjnym tsunami);
* powrót ”Brukseli” do planów relokacji ”uchodźców” (oraz ponowne straszenie niepokornych karami finansowymi);
* początek Brexitu;
* bezmyślne napiętnowanie krajów południa przez wysokiego eurokratę za ”przejedzenie i przepicie” otrzymanych dotacji (a na tym przecież polegała tajna strategia ”Brukseli” dającej fundusze ”jak leci” i wymuszającej zadłużanie się ”beneficjentów”, by tym łatwiej szło przejmowanie majątku przyszłych bankrutów)
- stąd sieć zbędnych i nigdy nie uruchomionych lotnisk w Hiszpanii,
- groteskowo rozdęty grecki sektor publiczny,
- czy wielokrotnie przepłacone portugalskie autostrady,
- o polskich aquaparkach, pięknie odnowionych fasadach i miejskich wodotryskach nie wspominając
Czy tylko ja dostrzegam związek polskich kosztów dostosowania się do wymogów unijnych z wielkością naszego zadłużenia?
A kryzys migracyjny to przede wszystkim ujawnił fasadowość unijnych instytucji:
- bo jak co do czego – to i tak o wszystkim decydują Niemcy;
- bo mimo pięknego hymnu oraz gromkich deklaracji o demokracji i równości - są ”równi i równiejsi”, którym ”wolno więcej”, a członków gorszej kategorii przy okazaniu jakiejkolwiek samodzielności brutalnie ”przywołuje się do porządku”.
A Polska, jako kraj dumny, prężny i wybijający się teraz na pełną niepodległość (co oznacza wymknięcie się z rąk Berlinowi) była za to szczególnie ostro grillowana i dyscyplinowana przez "Brukselę". I całkiem możliwe, że Bruksela" na tej wojnie z Polską po prostu przejedzie - bo pozostałe państwa mają przecież oczy i uszy...
Pytanie dnia – komu więc i do czego taka Unia jest naprawdę potrzebna?
I nie ulega wątpliwości, że coraz więcej państw członkowskich – przy uczciwym rachunku swoich zysków i strat – coraz częściej będzie dochodziło do wniosków niezbyt miłych dla ”Brukseli”, która coraz wyraźniej będzie postrzegana jako ten lewiatan, którym faktycznie jest – wróg państwa narodowego i jego mieszkańców.
A tymczasem eurokraci nadal będą zaklinać rzeczywistość dokonując kolejnych błędnych priorytetów i bohatersko walcząc z urojonymi zagrożeniami, podczas gdy fundamenty ich gmachu dalej będą się kruszyć na naszych oczach.
Bo przecież dobierano ich – Tuska, Schulza, Junckera, Timmermansa czy Mogherini – nie na podstawie kwalifikacji, ale w nagrodę za służalczość i dzięki pewności prawdziwych decydentów, że ”prochu to oni na pewno nie wymyślą”.
I ta patentowa ”wierność – bierność – mierność”, która miała zapewnić zainteresowanym kadencję "lekką, łatwą i przyjemną" - a w normalnych czasach mogła co najwyżej stać się kanwą żartów i anegdot o zmaganiach tej potykającej się o własne nogi menażerii z ”wartościami europejskimi” (oraz brukselską biurokracją) – w czasach historycznego przełomu może okazać się śmiertelną chorobą, po kolei infekującą unijne ośrodki decyzyjne...
…aż wrzesień przyszłego roku zakończy całą tę "zabawę", uświadamiając nam skalę upadku dzisiejszej ”Brukseli”…?
P.S. ZAPRASZAM:
- Docent zza morza - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz