Na żołdzie u szkopa
O palącej potrzebie repolonizacji mediów „Warszawska Gazeta” pisała od dawna, dlatego dla Naszych Czytelników nie jest na pewno żadnym nadzwyczajnym zaskoczeniem ujawniony instruktarzowy list szefa koncernu Ringier Axel Springer, Marka Dekana do zatrudnionych przez niego polskich dziennikarzy, w którym nie tylko instruuje ich jak mają pisać i kogo atakować, ale także, co mają myśleć o polskim rządzie. Mało tego, okazało się, że takie rozkazy przychodzą ze sztabu dowodzenia, co tydzień. Ta informacja potwierdziła tylko to, o czym pisaliśmy od bardzo dawna. Jednak ujawnienie treści tego listu może być przełomowe dla sporej części społeczeństwa, szczególnie tej, która bezrefleksyjnie łykała treści tych wszystkich onetów, faktów, newsweeków i tefałenów. Dzisiaj wszyscy powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytania, czy byłoby możliwe, aby niszczące Polskę rządy koalicji PO-PSL trwały aż osiem lat gdyby nie wsparcie zagranicznych, głównie niemieckich koncernów medialnych? Czy byłoby możliwe forsowanie w Polsce antypolskiej polityki służącej niemieckiej racji stanu? Otóż nie. Bez tej propagandowej osłony i pomocy udzielanej antypolskim rządom przez obcy medialny kapitał niemożliwe byłoby sprawowanie władzy przez PO-PSL aż przez dwie kadencje. Idźmy dalej. Bez parasola ochronnego i nabrania przez media wody w usta nie udałaby się cała ta złodziejska prywatyzacja i wykreowanie towarzysza z PZPR Balcerowicza na geniusza ekonomii.
Jesienią ubiegłego roku z hukiem ruszyła najnowsza ramówka niemiecko-szwajcarskiej Grupy Onet RAS Polska zapowiadająca nowe twarze i nowe programy publicystyczne portalu. Od rana do wieczora na stronie głównej Onetu widniały portrety gwiazd wraz z tytułami firmowanych przez nie programów. Oto one: Jarosław Kuźniar („Onet Rano”), Iwona Kutyna („Onet24”), Tomasz Lis („Tomasz Lis”), Renata Kim ( „Z Kim dziś?”), Andrzej Gajcy („Posłowie”), Andrzej Stankiewicz („Stan Wyjątkowy”), Agnieszka Burzyńska („Burza polityczna”), Bartosz Węglarczyk („Subiektywny”), Tomasz Jachimek („Świat według Jachimka”).
Na miejscu wymienionych wyżej gwiazdek po ujawnieniu listu ich niemieckiego szefa Marka Dekana zapadłbym się pod ziemię, bo przecież śledząc publicystykę Lisa, Stankiewicza, Węglarczyka, Kuźniara, Kim oraz obserwując kierunek, w który skierował ostrze swojej przaśnej satyry Jachimek widać jak na dłoni, że oni wszyscy na rozkaz niemieckiej generalicji wypruwają sobie flaki i wypluwają płuca robiąc te wszystkie antypolskie medialne pompki, szpagaty i przysiady. Najtrafniejszym określeniem tej szkopskiej drużyny byłoby nazwanie ich antypolską dziennikarską psiarnią do wynajęcia. Warto pamiętać, że dawniej staropolskie słowo szkop oznaczało wykastrowanego barana.
Na szczęście dzisiaj o tej szkodliwej dla Polski medialnej rzeczywistości przynajmniej wolno już otwarcie mówić. Nie wszyscy już pamiętają, co groziło za to jeszcze kilka lat temu. W 2008 roku Jarosław Kaczyński zwrócił się do dziennikarzy takimi słowami: Ja bym bardzo prosił radia, w szczególności niemieckie, by nie prowadziły kampanii zmierzającej do tego, aby odwracać uwagę od ważnych spraw, a zajmować się jakimiś bzdurami, zupełnie drobnymi wydarzeniami. To powinno dotyczyć wszystkich mediów, ale media niemieckie powinny być tutaj szczególnie ostrożne, bo zawsze mogą być posądzone o wtrącanie się do polskich spraw wewnętrznych. Za te słowa prezes PiS został medialnie zlinczowany i wracano do tej wypowiedzi nawet po latach i przy każdej nadarzającej się okazji, kiedy chciano Kaczyńskiemu dowalić. Dwa lata temu, kiedy na antenie Radia Zet Jarosław Gowin podniósł problem zdominowania mediów w Polsce przez kapitał zagraniczny, głównie niemiecki, Monika Olejnik powróciła do tamtych słów z 2008 roku mówiąc: Powiedziałabym o pewnym polityku, który był z partii rządzącej, który tak ordynarnie się zwracał do dziennikarzy mediów publicznych… Tylko nikt nie chce o tym mówić […] Cieszę się, że politycy PO i SLD pokazali, że nie widzą nic złego w tym, że media są zdominowane przez kapitał zagraniczny. To oczywiste, że Monika Olejnik nie może widzieć niczego złego w zdominowaniu polskich mediów przez obcy kapitał gdyż sama od lat podryguje w tak zaordynowanej z zagranicznej centrali muzyki. Ta jawna ingerencja zagranicznego koncernu w niezależność mediów działających na terytorium Polski to skandal na międzynarodową skalę. Jednak nie liczmy, że dziennikarze w rodzaju tych wymienionych przeze mnie zastrajkują lub w jakikolwiek inny sposób zaprotestują. Za dobrze znamy tych najemników gotowych służyć każdemu, kto może pomóc im w karierze i trwaniu przy pełnym medialnym korycie.
Aby zrozumieć kuriozalną i niezwykle groźną dla polskiego państwa sytuację mediów przytoczę jeden przykład z Niemiec, który już na łamach „Warszawskiej Gazety” kiedyś przywoływałem. Otóż w 2005 roku fundusze inwestycyjne z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych przejęły dziennik „Berliner Zeitung”. Nagle okazało się, że nowymi właścicielami niemieckiej gazety zostali, „Mecom” należący do brytyjskiego magnata prasowego Davida Montgomery’ego oraz fundusz „Veronis Suhler Stevenson” z USA. Pomimo, że „Berliner Zeitung” nie był jakimś wielkim i specjalnie opiniotwórczym tytułem to w Niemczech zawrzało. Protestowali wszyscy począwszy od samych dziennikarzy po polityków wszystkich opcji oraz niemieckie elity intelektualne. Wszyscy jak jeden mąż twierdzili, że doszło do groźnego precedensu zagrażającego wolności słowa i suwerenności państwa. Nie może tak być twierdzono, aby ktoś zza granicy zdobył przyczółek, dzięki któremu może wpływać na poglądy i gusta niemieckiej opinii publicznej. Nie można pozwolić by ktoś spoza Niemiec kształtował charakter i język debaty publicznej. Nie znalazł się tam nikt, kto tak jak Monika Olejnik bredziłby, że oddanie mediów w obce ręce to nie jest nic złego. Przypominam, że działo się to wszystko w kraju, w którym udział obcego kapitału w mediach jest śladowy, żeby nie powiedzieć zerowy, a przejęty przez kapitał amerykański i brytyjski dziennik sprzedawał niecałe 200 tysięcy egzemplarzy, co jak na niemieckie warunki nie stanowi jakiejś wielkiej skali. Jak ta cała awantura się skończyła? „Berliner Zeitung” od dawna jest już z powrotem w niemieckich rękach.
III RP wpadła w ręce zdrajców, albo idiotów, bo innej możliwości nie widzę. Zdrajca robi to z premedytacja wywiązując się z zadań powierzonych mu przez zagranicznych mocodawców. Z kolei tylko idiota może sądzić, że oddając media w niemieckie ręce można będzie od nich oczekiwać reprezentowania naszych interesów i obrony polskiej racji stanu. Widzimy, że Niemcy swoje państwo traktują śmiertelnie poważnie zaś Polska to dla nich tylko podbita kolonia. Dobrze się stało, że instrukcje przekazywane polskim dziennikarskim najemnikom na niemieckim żołdzie ujrzały światło dzienne i wywołały słuszne oburzenie. Najlepiej zaistniałą sytuacje podsumował doradca polityczny, dziennikarz i publicysta, Eryk Mistewicz pisząc na Twitterze: Nie rozumiem. Gdyby to była Francja jutro odcięto by prąd od Ringier Axel Springer w związku z zaplanowaną konserwacją sieci energetycznej...
Jak powinien w takiej sytuacji zachować się polski rząd? Tak jak ktoś, komu do domu wdarł się bogaty awanturujący się sąsiad przestawiający nie swoje meble i buntujący dzieci przeciwko rodzicom. Należy takiego intruza wspólnie całą rodziną złapać za frak i z hukiem zrzucić ze schodów nie zważając na to, że będzie się odgrażał, albo skręci sobie kark. Jeżeli rząd Prawa i Sprawiedliwości tego nie zrobi to później niech nie ma pretensji, jeśli przegra następne wybory, albo będzie zmuszony do tworzenia jakichś zgniłych koalicji. Intruza zawsze trzeba przepędzić, a jeżeli chce on nadal nas obszczekiwać i kąsać to niech to robi zza płotu, czyli z własnego podwórka. Ustawa zabraniająca koncentracji obcego kapitału w polskich mediach powinna być jak najszybciej opracowana, uchwalona przez sejm i podpisana przez prezydenta.
I jeszcze na koniec dwie rady. Po pierwsze, skoro wiemy czyje interesy reprezentują media typu Onet, Fakt, Newsweek, TVN, TVN24 czy Gazeta Wyborcza to już najwyższy czas wziąć przykład z Donalda Trumpa i bez zbędnych skrupułów bojkotować wrogie media. Już czas, aby politycy prawicy przestali bohatersko stawać tam w szranki w charakterze gruszek i worków treningowych. Z kolei Telewizja Publiczna nie powinna zapraszać przedstawicieli tych mediów i prezentowania ich w roli komentatorów i dyskutantów, bo w ten sposób tylko ich uwiarygodnia. Warto też cały czas przypominać jak pluralizm medialny pojmują takie media jak stacja TVN24. Oto początek jednego z programów „Loża prasowa” i historyczna już zapowiedź prowadzącej: - Małgorzata Łaszcz, Loża Prasowa, witam Państwa. Przedstawiam państwu naszych dzisiejszych gości: redaktor Ernest Skalski z „Rzeczypospolitej”, redaktor Jacek Żakowski z „Polityki”, Piotr Niemczycki z Międzynarodowego Instytutu Prasy, redaktor Piotr Najsztub z „Przekroju”. No i dla równowagi, redaktor Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej”.
Po drugie, jeżeli szukamy w Polsce wrogów naszej suwerenności i wolności gotowych klękać i lizać buty Niemcom to przeczytajmy list tak zwanego „Towarzystwa Dziennikarskiego”, które postanowiło przeprosić Berlin za tych Polaków, którzy nie życzą sobie niemieckiego dyktatu w Polsce. Oczywiście Czytelnik „Warszawskiej Gazety” także tym drugim haniebnym listem nie będzie zaskoczony, bo wie, że w tym pożal się Boże towarzystwie prym wiodą: Seweryn Blumsztajn, Jacek Żakowski, Wojciech Maziarski i Jan Ordyński.
Artykuł opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz