Czy kierownictwem KNF powinna zająć się prokuratura?

avatar użytkownika Krzysztofjaw

Wczoraj nadany został pierwszy odcinek magazynu ekonomicznego "Chodzi o pieniądze" prowadzonego przez Jacka Łęskiego. Kto nie oglądał niech żałuje i mam nadzieję, że już wkrótce pojawi się on w sieci. Emisje kolejnych odcinków programu będą nadawane w TVP co dwa tygodnie i wierzę, że program ten nie zostanie nagle zdjęty z ramówki telewizji publicznej.

We wczorajszym odcinku został omówiony - wedle mnie i chyba zgodnie z myśleniem autora programu - wielki finansowy przekręt banków i firm ubezpieczeniowych w postaci sprzedaży Polakom tzw. "polisolokat", popularnych UFK. Autor m.in. poinformował czym jest "polisolokata" oraz wyjaśnił jej wewnętrzny mechanizm sprawiający, iż klienci firm finansowych zostali poprzez ten produkt finansowy po prostu zostali wprowadzeni w błąd lub też mówiąc dosadniej oszukani i okradzeni. Ponadto przedstawił szokujące filmowe relacje ze szkoleń agentów finansowych, perfidne sposoby technik sprzedaży przez nich stosowane oraz nagrania wypowiedzi szefów KNF, które zostały wyartykułowane na zamkniętym spotkaniu KNF z bankami i firmami ubezpieczeniowymi.

Z tych ostatnich wypowiedzi przebija się chyba główny cel działania KNF a mianowicie dbanie przede wszystkim o interesy lobby bankowo-finansowego a nie klientów tegoż lobby. Wedle słów szczególnie wiceszefa KNF L. Gajka oraz rzecznika KNF jawi się szokujący sposób myślenia i działania tej państwowej instytucji kontrolnej, czyli nakierowania go przede wszystkim na zapewnienie stabilności finansowej i odpowiedniego poziomu zysków banków i firm ubezpieczeniowych, nawet kosztem strat poniesionych przez klientów a wynikających z nieuczciwości instytucji finansowych.

Zresztą nawet już w połowie ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał za nieważne tzw. polisolokaty. Konstrukcję produktu uznano za „oszukańczą w niewiarygodnym stopniu” (sygn. akt: IIIC 1453/13) a całą sprawą zajęli się też: Rzecznik Finansowy i UOiK. Ponadto ostatnio zmieniono na korzyść konsumentów przepisy dotyczą nowo zawieranych umów, ale zapisy dotyczące starych umów wciąż obowiązują, czyli problem de facto nie został rozwiązany a dotyczy on aż ponad 5 mln (sic!) Polaków, którym "wciśnięto" toksyczne "poliolokaty".

"Cezary Orłowski z biura Rzecznika Finansowego podkreśla, że skala problemu jest ogromna. Wyjaśnia, że kwoty, których zwrotu domagają się konsumenci sięgają czasem kilkuset tysięcy złotych (...) a część (Polaków) jeszcze nie wie, że zakupione ubezpieczenia są dla nich niekorzystne (...) i że obecnie jedynym sposobem rozwiązania problemu jest postępowanie sądowe" [1].

Z kolei "Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zakończył we wtorek ostatnie z postępowań dotyczących opłat likwidacyjnych w tak zwanych polisolokatach. Firma ubezpieczeniowa Skandia Życie zobowiązała się do obniżenia tych opłat (...) Wcześniej Urząd postawił zarzuty blisko 20 towarzystwom ubezpieczeniowym" [1], czyli niemal wszystkim funkcjonującym w Polsce.

Na czym tak naprawdę polega problem?

Otóż tradycyjna lokata bankowa jest bezpiecznym oszczędzaniem, bowiem bank - przyjmując nasze pieniądze w depozyt - zobowiązuje się do ich wypłacenia (po określonym czasie) razem z odsetkami, jako zyskiem z lokaty.

Polisolokata zaś to lokata z dodatkowym elementem w postaci ubezpieczenia na życie lub dożycie. Taki zabieg firmy stosowały (i stosują), aby uniknąć 19% podatku. Ale jest to oszczędzanie rozłożone na długie lata. Klient wpłaca część pieniędzy na bardzo małą kwotowo składkę ubezpieczeniową, czyli ubezpieczenie, które nie chroni go przed niczym. Następnie składka albo w całości, albo w znacznej części jest inwestowana na rynkach kapitałowych w funduszach inwestycyjnych, czyli to ryzykowny produkt. Ponadto część składki jest przeznaczona na tzw.: "zarządzanie polisolokatą" przez samą firmę ją oferującą. Wcześniejsze odstąpienie od umowy oznacza zaś często wysoką opłatę likwidacyjną.

I wszystko byłoby piękne i nawet korzystne (być może) dla klienta, gdyby nie wysokość opłaty likwidacyjnej, która zostaje pobrana w momencie rozwiązania polisy przez klienta oraz wysokość opłat za tzw "zarządzanie". Okazuje się bowiem, że firmy oferujące w Polsce "polisolokaty" ustaliły opłatę likwidacyjną mniej więcej na 80-100% wpłaconych do momentu likwidacji "polisolokaty" składek przez klientów, czyli np. mogło się okazać, że klient rezygnujący z tegoż produktu nie otrzymałby ani złotówki z kwot już wpłaconych lub też ten zwrot byłby minimalny. I tak też się dotychczas działo.

Innym problemem jest to, że tak naprawdę oferowano produkt jako oszczędnościowo-ubezpieczeniowy i gwarantujący wypłatę świadczenia rodzinie nawet po śmierci klienta. Szkopuł w tym, że z całej kwoty składki na "polisolokatę" na faktyczne ubezpieczenie zostało przeznaczane bardzo mało a to powodowało, że tak naprawdę ewentualne dochody z ubezpieczenia byłyby minimalne. Zdecydowaną większość kwoty składki przeznaczano na inwestycje na rynku kapitałowym a takie inwestycje obarczone są  bardzo dużym ryzykiem, nawet gdy inwestuje się w instrumenty stabilne.

Owe "polisolokaty" to kolejny toksyczny produkt finansowy oferowany Polakom przez - niemal w całości zagraniczne - banki i instytucje finansowo-ubezpieczeniowe. Wcześniej były to również toksyczne asymetryczne opcje walutowe, które spowodowały wiele upadłości firm lub znacząco uszczupliły im zyski. Kolejnym były kredyty denominowane we frankach szwajcarskich, które często "wykończyły finansowo" Polaków a te kredyty wzięło ok. 800 tys. naszych rodaków. Jeżeli do tego dodać chyba najwyższą w Europie RRSO (rzeczywistą roczną stopę oprocentowania) kredytów bankowych to... mamy pełny obraz drenażu finansowego naszego narodu przez "banksterów". Można do tego jeszcze dodać kilkukrotną w ostatnich latach grę spekulacyjną na polskim złotym drenującą finansowo tym razem państwo jako całość i tzw. oferowane przez tzw. parabanki pożyczki "chwilówki" o lichwiarskim oprocentowaniu a dodatkowo z możliwością tzw.: "rolowania".

I temu wszystkiemu nie zapobiegł KNF a nawet można odnieść wrażenie, że "ochraniał" te złodziejskie procedery stosowane przez firmy finansowe. Zresztą dalej walczy z uporem przed wprowadzeniem ustawy "frankowej", co już zakrawa chyba na sabotaż Polski i Polaków.

Dzisiaj na jednym z portali podano informację, że szef KNF-u podał się do dymisji. Nie wiem, czy jest to prawda, zważywszy na prima aprilis, ale uważam, iż nie ma co czekać na dymisje a szefostwem KNF-u powinna już dziś zająć się prokuratura.  

Pozdrawiam

[1] http://www.polskieradio.pl/42/276/Artykul/1600495,Polisolokaty-UOKiK-zakonczyl-ostatnie-postepowanie-Skala-problemu-wciaz-jest-ogromna







Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad... http://krzysztofjaw.blogspot.com/ kjahog@gmail.com

napisz pierwszy komentarz