Niemcy w pułapce integracji - Beata Szydło w Berlinie

avatar użytkownika elig

  Wczoraj [12.02.2016] był "dzień niemiecki" w polskiej  polityce.  Pani premier Beata Szydło udała się z jednodniową wizytą do Berlina, rozmawiała z kanclerz Angelą Merkel {TUTAJ} oraz wygłosiła "mocne przemówienie" w Fundacji Koerbera [patrz {TUTAJ}].  Równocześnie Prezydent Andrzej Duda był w Monachium na spotkaniu NATO.  Oceny wizyty pani premier Szydło nie były jednoznaczne.  Wróg PiS, bloger Cleofas pisał {TUTAJ}:

   "Beata Szydło niczego nie załatwiła z Angelą Merkel. Przyklepała tylko letnie stosunki z Niemcami, którzy na gwalt szukają silnego sojusznika w Europie. Mogłaby nim zostać Polska, ale mamy premier, jaką mamy. (...) Szydło to postać wyciągnięta za uszy z Mrożka. Jej relacja ze spotkania z Merkel podana na konferencji prasowej to kompletna porażka. Nadaje się tylko na to, aby z pięter władzy, jakimi w Sejmie są ławy rządowe, kiwnąć na nią, aby zeszła do prezesa i wysłuchała, co rządzący nią ma do powiedzenia.".

 Dziś natomiast inny bloger, Orfeusz Nowakowski,  wyraża {TUTAJ} entuzjazm:

 "Jeśli ktoś miałby jednoznacznie określić wizytę pani premier Beaty Szydło w Berlinie, to na pewno był to dyplomatyczny sukces. Warte są podkreślenia wypowiedziane  fundamentalne zdania. Zdania odważne, które poprzedniej premier, prawdopodobnie pod względem punktu odniesienia - nawet przez myśl by nie przeszły. (...) Trzeba wspomnieć, że niektórzy określili te spotkanie jako politycznie chłodne spotkanie.
Trudno znów z drugiej strony się dziwić, bo pani Angela Merkel, myślała, że załatwi na tym spotkaniu wszystko. Przyzwyczaiła się już, że na czerwonym dywanie delegacje polskie przez ostatnie 8 lat, przytakiwały jak tytułowe ,,Kiwony” z powieści Tadeusza Dołęgi –Mostowicza. Tym razem określone z góry kanclerskie założenia nie wypaliły. Wizyta najogólniej była udana, ale na pewno nie spełniona dla strony niemieckiej.".

 Zwłaszcza to ostatnie zdanie jest trafne.  Rzeczywiście, jeśli ktoś ma kłopoty w polityce zagranicznej, to Niemcy, a nie Polska.  Wczoraj poznaliśmy wypowiedź  premiera Francji:

 "Premier Francji: Działania Niemiec wobec uchodźców nieskuteczne  Wczoraj, 12 lutego (19:20)  Premier Francji Manuel Valls uważa, że obecna polityka Niemiec wobec uchodźców jest nie do utrzymania. Kraje Wspólnoty nie są w stanie przyjąć większej liczby imigrantów - tłumaczył francuski polityk." {TUTAJ}

 No cóż, ze 160 tys. imigrantów jak na razie udalo sie "relokować" tylko niecałe 500 osób [ w ciągu ponad 4 miesięcy].  Nie chodzi jednak tylko o to.  Coraz wyraźniej zaczyna być kwestionowana idea integracji Europy pod przywództwem Niemiec  Przedwczoraj w portalu Interia.pl ukazało się {TUTAJ} tłumaczenie artykulu Ivana Krasteva z NYT.  Czytamy w nim:

 "Jednak to nie tylko uchodźcy, którzy już przyjechali i ci, którzy dopiero to zrobią, trzymają niemiecki rząd na krawędzi załamania nerwowego. Niemcy mają jeszcze drugi, mniej dyskutowany, ale nie mniej niepokojący, problem z integracją: integrację europejską.
  Berlin jest otoczony od południa rządami anty-oszczędnościowymi - Grecja, Hiszpania, Portugalia, Włochy - i od wschodu anty-imigranckimi. Podczas gdy południe kwestionuje politykę finansową Berlina, Europa Centralna rzuca wyzwanie jego modelowi otwartego społeczeństwa.
  Kryzys migracyjny zintensyfikował nieufność i niezrozumienie w stosunkach między wschodnią i zachodnią Europą. Niemcy oskarżają Europę Środkową o brak solidarności i współczucia, natomiast Europa Środkowa oskarża Niemcy o "moralny imperializm". W przypadku obu stron kryzys ujawnił ukryte dotąd napięcia związane z procesem integracji europejskiej.".

 W portalu Wp.pl  Mariusz Staniszewski zamieścił tekst:  "Mariusz Staniszewski: Ścisła integracja rozbija Europę" {TUTAJ}, w którym stwierdził:

 "Warto w tym miejscu powiedzieć, co i kto tak naprawdę niszczy Unię, a kto i co ją buduje. Bardziej dynamicznie rozwijają się dziś państwa znajdujące się poza jądrem UE, którym jeststrefa euro. W krajach bez wspólnej waluty jest także niższe bezrobocie, bo firmy chętniej tam inwestują. Jedynym właściwie beneficjentem powstania strefy euro są Niemcy, które wyssały kapitał z południa Europy wpędzając takie kraje jak Grecja, Hiszpania, Portugalia czy Włochy w poważne tarapaty. Później zostały przymuszone do drakońskich reform, by ratować strefę euro, która stała się głównym powodem ich problemów. Jeśli więc coś dziś rozsadza od środka Unię Europejską, jest to nadmiar integracji, który z silnych krajów tworzy hegemonów, a ze słabszych czyni klientów. W tym scenariuszu demokratyczne procedury państw narodowych zostają zastąpione niejasnymi powiązaniami biurokratów, którzy są oddelegowani do Brukseli, by reprezentować rządy narodowe. Proces integracji jest więc w rzeczywistości jedynie przedłużeniem polityki najsilniejszych państw i narzędziem do wymuszania posłuszeństwa krajów słabszych.".

 Coraz więcej ludzi w Europie zaczyna sobie z tego zdawac sprawę i Niemcy pogrążają się w rosnącej izolacji.  W mojej notce "Bezczelność Niemców przestaje się im opłacać" {TUTAJ} pisałam:

 " Niemcy słono zapłacily przy okazji za  butę i arogancję, z jaką traktowały Grecję od poczatku kryzysu finansowego w tym kraju.  Grecy odegrali się przepuszczając bez kontroli i jakichkolwiek przeszkód tłumy imigrantów zmierzających w kierunku Austrii oraz Niemiec.  Zauważmy, iż w Europie Środkowej tworzy się sojusz 7-8 państw zdecydowanie wprzeciwiających się polityce Niemiec.  Problemy pojawiają się i w samych Niemczech.".

 Niemieccy politycy i niemieckie media wciąż nie wyciagnęły z tego wniosków.  Jaskrawym dowodem tego był artykuł Konrada  Schullera we "Frankfurter Allgemeine Zeitung", opublikowany z okazji wizyty Beaty Szydlo w Berlinie, w którym autor grozi Polsce porozumieniem rosyjsko-niemieckim i rozbiorami [omówienie  - {TUTAJ}].  Polska reakcja była łatwa do przewidzenia.  Typowym jej przylkładem jest tekst blogera Karlina {TUTAJ}:

 "Niemcy nam grożą powtórką z historii
Bo tylko tak można odczytać "witający Beatę Szydło w Berlinie" artykuł niejakiego Szulera (pisownia i wymowa petruska, ale przede wszystkim zgodna z charakterem korespondenta) z „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, w którym w mało zawoalowany sposób nie grozi się już nam nie tylko "wykluczeniem z grona państw europejskich", "potępieniem" i "odebraniem funduszy unijnych" ale wprost nawiązuje do najgorszych kart w historii stosunków polsko-niemieckich. (...)  Kukła Kaczyńskiego to pikuś, ale jeśli to skurwysyństwo potomka Goebbelsa nie spotka się z najostrzejszą z możliwych, reakcją polskich wladz, a niejaki Szuler nie zostanie w trybie natychmiastowym zmuszony do opuszczenia Polski, cienko widzę przyszłość.

Tylko że niektóre tezy tego śmiecia to jakby zdania żywcem wyjęte z wypowiedzi rozmaitych Zychowiczów, Ziemkiewiczów, Dudków czy Cenckiewiczów. Czyli mieszanki "naszych" z nie wiadomo kim, bo nikt tego sobie otwarcie powiedzieć nie chce.".

 Ja natomiast "cienko widzę" przyszłość pani kanclerz Angeli Merkel.

  

napisz pierwszy komentarz