Spojrzałem szatanowi prosto w oczy - ks. Tomasz Kancelarczyk
Wybierając się 19 września do Berlina na Marsz dla Życia miałem świadomość co tam będzie się działo, a zachęcając do udziału innych organizatorów Marszów dla Życia z Polski jak i młodzież ze Szczecina nie ukrywałem tego czego mogą być światkami w Berlinie.
Jak co roku z inicjatywy Civitas Christiana i Fundacji Małych Stópek wyruszyliśmy wcześnie rano dwoma autokarami, a dwie grupy młodzieży pociągiem, tak aby o godz. 13.00 spotkać się obok urzędu kanclerskiego naprzeciw Reichstagu, gdzie corocznie wyrusza Marsch fur das Leben – Marsz dla Życia. Było nas ze Szczecina blisko 150 osób. Idąc w to miejsce mijaliśmy kilkusetosobową manifestację proaborcyjną, w której można wyło zauważyć hasła aborcyjne, antykościelne i homoseksualne.
Od razu pomyślałem, że nieprzypadkowo zbieżny jest termin tych dwóch wydarzeń pro i antyaborcyjnych, a to co mnie bardzo uderzyło w tej manifestacji to praktyczny brak policji. Była ona po prostu nie potrzebna, gdyż ci od których można byłoby się spodziewać agresji …szli w tym marszu. Po dojściu na miejsce rozpoczęcia Marszu dla Życia zdziwiła mnie nieobecność środowisk dewiacyjno lewackich corocznie zakłócająca te wydarzenie. Ewidentnie mniej też było policji.
Po godzinnym wstępie pochód obrońców życia wyruszył z tradycyjnymi białymi metrowej wielkości krzyżami i tablicami z wizerunkami narodzonych dzieci oraz hasłami wyrażającymi szacunek dla każdego poczętego człowieka. Można powiedzieć, że na początku był normalny, to znaczy miał charakter zamierzony przez organizatorów. Któraś z młodych towarzyszących mi osób powiedziała, że tu jest smutno, pogrzebowo, bo nie ma tego co u nas w Polsce, entuzjastycznych okrzyków śpiewów, głośno skandowanych haseł.
Tak jest, gdyż berliński Marsz dla Życia kładzie akcent nie na radość życia ale na smutek aborcji dokonywanej tak powszechnie w tym kraju. Towarzysząca nam położna zaczęła opowiadać jak mało rodzi się rdzennie niemieckich dzieci, tylko jedno, dwoje na kilkanaścioro, które są z rodzin przybyłych do Niemiec w przeciągu ostatnich czterdziestu lat. Niemcy swoje dzieci zabijają, inne nacje szanują życie stąd poczucie słabości u Niemców i coraz więcej obaw przed emigrantami licznie przybywających do ich kraju. Ciężko mi określić ile było osób na tym marszu, ale na pewno więcej niż rok temu, czyli około cztery, pięć tysięcy.
Spotkałem Niemców, którzy specjalnie jechali 800 kilometrów aby uczestniczyć w tej manifestacji, to świadczy o ich determinacji w walce o życia człowieka. Wokół marszu początkowo panował spokój, przerywany sporadycznymi okrzykami i gwizdami, jednakże w połowie drogi marsz zatrzymał się. Zaniepokojony długim wyczekiwaniem poszedłem na czoło marszu, aby zobaczyć powód tego postoju. Okazało się, że zostaliśmy zablokowani przez kontrmanifestację młodych wulgarnych osób w bardzo dużej ilości.
Nastąpiła agresywna kontrreakcja na pokój, ciszę, modlitwę, pokorę, niesione krzyże. Ten atakujący nas tłum był charakterystyczny co do ubioru i zachowania, a nade wszystko co do wyrazu twarzy pełnych nienawiści. Jeden z fotoreporterów będący bardzo blisko szarpaniny między nimi, a Policją powiedział: spojrzałem szatanowi prosto w oczy. Niestety nie tylko on tego doświadczył, ale i ja i wielu innych uczestników Marszu dla Życia.
Po półtora godzinnym oczekiwaniu ruszyliśmy dalej przechodząc między szpalerem wrogich osób wylewających na nas z wrzaskiem bluzgi i w pogardzie pokazujących obraźliwe gesty. To było doświadczenie zła, które najpierw rodziło w nas wściekłość na te osoby, przeradzające się po przytuleniu niesionego krzyża we współczucie dla nich. Po dojściu do protestanckiej katedry gdzie marsz kończył się ekumenicznym spotkaniem zobaczyliśmy rozwieszone na jej kopule ogromne płachty materiału z napisem ,,dzięki bogu mogę dokonać aborcji”.
Była to kolejna prowokacja obrażająca uczestników Marszu dla Życia, a pokazująca siłę cywilizacji śmierci w tym kraju. Blokada marszu, wyzwiska, obelgi, obraźliwe i obsceniczne gesty to wszystko było wokół nas atmosferą wokół krzyża, który był niesiony przez obrońców życia. To była atmosfera wokół krzyża, na którym umierał Jezus Chrystus. Po raz kolejny ten marsz stał się dla mnie wydarzeniem mistycznym czyniąc też takim działanie dla ratowania nienarodzonych, które podejmuję w Fundacji Małych Stópek.
ks. Tomasz Kancelarczyk
http://www.radiomaryja.pl/informacje/spojrzalem-szatanowi-prosto-w-oczy/
http://www.radiomaryja.pl/multimedia/marsz-dla-zycia-w-berlinie-4/
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. Znak czasów. Berliński Marsz
Znak czasów. Berliński Marsz dla Życia zakłócony przez anarchistów. Lewica wyzywa uczestników od faszystów
Do demonstracji przeciwko obrońcom życia
wzywały kluby parlamentarne niemieckiej Lewicy i Zielonych,
dyskredytując ruchy pro life jako faszystowskie i niedemokratyczne.
W tym roku nie obyło się bez przykrych incydentów. Tuż
przed końcem marszu pochód został zatrzymany. Obrońcy życia, wśród nich
również rodziny z małymi dziećmi, przez dwie godziny czekali w miejscu.
Powodem były blokady alternatywnych środowisk
lewicowych. Według danych policji ok. 700 osób położyło się na ulicy,
skandując głośno obraźliwe hasła. Mimo obecności ponad 900 opancerzonych
policjantów doszło do rękoczynów między funkcjonariuszami a
anarchistami. Kilkanaście osób zostało zatrzymanych. Do demonstracji
przeciwko obrońcom życia wzywały kluby parlamentarne niemieckiej
Lewicy i Zielonych, dyskredytując ruchy pro life jako
faszystowskie i niedemokratyczne.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Też miałem kiedyś wrażenie, że
na ulicy spotkałem zło.
Było to po Katastrofie Smoleńskiej, gdy Obrońcy Krzyża na Krakowskim Przedmieściu byli atakowanie przez lewactwo.Chodziłem tam, podobnie jak wielu innych ludzi sprzeciwiać się atakowaniu modlących się pod krzyżem.
Któregoś dnia stanąłem pod Hotelem Bristol, tuż przy Pałacu Prezydenckim i przed sobą miałem taki widok:
Z prawej strony perspektywy ulicy widziałem zbitą grupkę modlących się ludzi, wokół nich kręciło się młode lewactwo a między lewakami wyraźnie inni ludzie, sympatyzujący z modlącymi sie pod Krzyżem i niedopuszczający swoja obecnością do zbicia się lewaków w tłum. Jak obróciłem głowę bardziej w lewo, na rogu ul Ossolińskich i Krakowskiego Przedmieścia, nieco tylko oddalony od gmachu Ministerstwa Kultury, stał wśród głośników śp. Robert Leszczyński i puszczał skoczne, wesołe melodyjki, za nim była knajpka w której można było kupić wódkę i zakąskę, ale już normalnego obiadu nie, nad knajpką było widać tańczące dziewczęta w strojach erotyczno - ćwiczebnych a dalej w lewo resztę budynku Hotelu Europejskiego, pustą , wyraźnie opuszczoną, dalej w lewo, w Domu Bez Kantów ludzi w luksusowej cukierni, jeszcze dalej ciemny kontur Kościoła i na końcu panoramy iluminowany gmach Polskiej Akademii Nauk, który będąc nieco wyżej wydawał się być najważniejszym punktem odniesienia całego obrazu i jeszcze bardziej w lewo, zarys bramy Uniwersytetu Warszawskiego, który był gniazdem atakujących krzyż lewaków.
Odniosłem wrażenie, że nie jestem w mieście stworzonym przez współpracujących ze sobą ludzi a w gnieździe roju, nie owadów ale też nie ludzi, którzy ze swego zwierzęcości zostali przez Słowo podniesieni do rangi nadrzędnej nad tym światem. Zobaczyłem jak na przestrzeni nie więcej niz 100 metrów zamiera wspólnota a ludzie, których widzę powodowani swymi pożądaniami idą swoimi ścieżkami w żaden sposób nie krzyżującymi się z życiem społecznym.
Robert Leszczyński i atakujący Krzyż lewacy w sumie chcieli otorbić nas jako element obcy innym ludziom, jak wrzód z zarazą. Im chodziło o to by dziewczęta ćwiczące się w ponętności nie zastanowiły się nad tym co widać, nie usłyszały modlitw Obrońców Krzyża, by nie dostrzegły innego niż erotyczny aspektu świata,a wszystko działo się pod auspicjami "autorytetów naukowych" i Blumsztaina, który stał między głośnikami Leszczyńskiego a modlącymi się pod Krzyżem.
I wtedy właśnie pomyślałem sobie o tym, że chyba widzę zło ucieleśnione.
uparty