Donieck i Ługańsk - szczątki wielkiego planu

avatar użytkownika elig

   oderwania wschodniej części Ukrainy i utworzenia tam Noworosji.  Pisałam już o tym w mojej majowej notce "Koniec marzeń o Noworosji?" {TUTAJ}.  W miedzyczasie pojawiły się jednak nowe informacje.  Oto dziś [7.07.2015] na stronie internetowej dziennika "The Straits Times" wydawanego w Singapurze ukazał się artykuł "Russia cuts off power supplies to Ukraine rebels, among signs it has lost interest in separatist war" {TUTAJ}  Dowiedzieliśmy się z niego, że:

  "Ukrainian insurgents who claimed to be in charge of recreating a part of the old Russian empire have in recent weeks complained of a sudden lack of interest from the Kremlin and a dire shortage of funds.

Ukraine's Energy Minister Volodymyr Demchyshyn said Tuesday that energy-rich Russia had recently also stopped supplying electricity to the militia-run regions of Lugansk and Donetsk because bills were not being paid.".

  Wynika z tego, że samozwańcze władze Doniecka i Ługańsaka nie mają już czym płacić za prąd.  Co więcej:

  "Most of the coalmines and steel mills have been either shuttered or cannot operate because of chronic shortages of electricity.  Kiev policy hawks such as Ukrainian Prime Minister Arseniy Yatsenyuk have also pushed through a raft of measures designed to erect a punitive "economic blockade" of rebel-run territory.  Mr Yatsenyuk ordered Ukraine's power suppliers to halt all deliveries to the separatists on May 1.  Natural gas flows from the rest of Ukraine to the east have also been significantly lowered.".

  No cóż, ani Ukraina, ani Rosja nie kwapią się do finansowania separatystów.  Ukraina - bo rebelia skierowana jest przeciw niej, Rosja - bo brakuje jej pieniędzy wskutek sankcji Zachodu i spadku cen gazu i ropy.  Nie jest to jedyny problem Moskwy.

   Dziś w Salonie24 ukazał się tekst blogera Arturczika "Rosji zaczyna brakować doświadczonych żołnierzy dla wojny na Ukrainie" {TUTAJ} oparty na raporcie Igora Sutiagina z marca 2015, sporządzonego dla Brytyjczyków {TUTAJ}.  W notce Arturczika czytamy:

"To może świadczyć jedynie o tym, że Kreml ma ograniczony zasób sił do prowadzenia wojny z Ukrainą i on już został wyczerpany. Na to także wskazuje i to, że Rosja na szybkiego stara się uzupełnić szeregi „kontraktowców” kosztem żołnierzy służby zasadniczej. Ich po prostu siłą zmuszają do podpisywania podejrzanych kontraktów a niekiedy rosyjscy „zasadniacy” nawet i nie wiedzą, że ich wiozą na wojnę w Ukrainie.
Autor raportu pisze, że to przynosi szkodę morale i duchowi bojowemu personelu Sił zbrojnych RF. Oprócz tego w Donbasie były zadysponowane „Oddziały zaporowe”. W czasie walk pod Debalcewem i Mariupolem dywizja MSW Rosji im. Dzierżyńskiego prowadziła ogień po uciekających prorosyjskich najemnikach i żołnierzach aby nie pozwolić im na odstąpienie.
A to z kolei świadczy o tym, że w Rosji jest poważny problem z bojowym i moralnym duchem tak rosyjskich żołnierzy jak i prorosyjskich terrorystów, na stronie, której oni walczą. W tym czasie amerykańska wywiadowczo- analityczna kompania „Stratfor” doszła do wniosku, że w Rosji nie wystarczy armii, żeby zająć cała wschodnią Ukrainę.".

 W świetle powyższego mniej dziwi informacja zamieszczona w "Newsweeku" [Polska] 10 czerwca 2015 {TUTAJ} "Separatyści nie chcą oddawać Krymu Rosji".  Czytamy:
 
 "Ukraina federalna, ale jedna, współpracująca z Kijowem – taką wizję kraju przedstawiły władze samozwańczych republik w proponowanych poprawkach do Konstytucji, opublikowanych na stronie „Donieckiej Agencji Informacji”. Co więcej, wymarzone państwo ma mieć kształt sprzed roku, czyli wraz z zaanektowanym przez Rosję Krymem. To nieoczekiwana postawa władz DRL i ŁRL, bo skoro Moskwa wspierała separatystów w walce o wolność, ci, zdawałoby się, powinni odwdzięczyć się równie „szlachetną” postawą. Okazało się inaczej.

W artykule 133. poprawki do Konstytucji władze samozwańczych republik napisali: „W skład Ukrainy wchodzą: Autonomiczna Republika, oddzielne rejony o specjalnym statusie Donieck i Ługańsk, obwody: kijowski, lwowski, (...)”. Separatyści zaproponowali również, by Kijów i znajdujący się na Krymie Sewastopol stanowiły miasta wydzielone jako samodzielne obwody, tak jak było to przed aneksją półwyspu przez Rosję.".

 Robi to wrażenie "balonika próbnego".  Skoro projekt Noworosji upadł, to może uda się coś wytargować od Kijowa?  Na razie nic jednak z tego nie wynikło.  A sytuacja Doniecka i Ługańska jest dramatyczna.  W portalu Rebelya.pl opublikowano 1 lipca 2015 raport Tomasza Piechala "Republiki wojenne w Donbasie rok po wybuchu konfliktu" {TUTAJ}.  Dowiadujemy się z niego, że:
 
 "Według ostatnich danych, od początku konfliktu z terenów okupowanych wyjechało około 2 mln osób, w tym liczba wewnętrznych przesiedleńców wynosi ponad 1,3 mln, a 700 tys. osób uciekło do Rosji[8]. Biorąc pod uwagę, że do wybuchu konfliktu na terytoriach obu obwodów żyło około 7 mln osób, oznacza to, że na wyjazd zdecydowało się około 30% ludności.

Zdecydowanie w najtrudniejszej sytuacji na terenach nieobjętych bezpośrednimi walkami są emeryci, którzy stanowią ok. 50% ludności żyjącej na terenach okupowanych (ok. 1,2 mln osób przy liczbie ludności obu tzw. republik ludowych na poziomie ok. 2,5 mln osób).  Duża ich część została pozbawiona możliwości regularnego pobierania świadczeń socjalnych od państwa ukraińskiego. (...) według marcowych badań przeprowadzonych przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologiczny w tzw. republikach separatystów jedynie 50% ludzi utrzymuje się z pensji bądź emerytur, reszta korzysta z pomocy bliskich i pożyczek[11]. W efekcie istotną formą zarobku staje się albo przystąpienie do administracji separatystów (choć również tutaj istnieją problemy z wypłacaniem pensji), albo wstąpienie w szeregi ich formacji zbrojnych.".

 Porozumienie mińskie z lutego 2015 zmniejszyło intensywność starć zbrojnych, ale nie ustały one.  Sytuacja w Doniecku, Ługańsku i okolicach stale się więc pogarsza.

napisz pierwszy komentarz