Nielot nad niekoniecznie kukułczym gniazdem

avatar użytkownika dzierzba

– Zebraliśmy się tutaj…

– Ty nas zebrałeś – bez pardonu przerwała mu siostra Raczed. – Bo w drodze wyjątku ci na to pozwoliłam.

– Spotkaliśmy sie tutaj – lekko zmiesznay jej reprymendą kontynuował – żeby omówic kwestie drugiej tury wyborów kierownika tego ośrodka. A właściwie – zawiesił głos – tego, co wydarzło się do teraz.

Zebrana publiczność starała się nie ziewać. Ich mocno udawane zainteresowanie jednak ani trochę go nie zmieszało. Mówił dalej.

– Wszyscy popełniliśmy błąd. Zasadniczy, już na początku. Przyjęliśmy, że istnieje wyłącznie alternatywa: Siostra Raczed wygrywa od razu albo przechodzi do drugiej tury i tam rywalizuje z Randlem. Nie mieściło nam się w głowie – czy raczej z głowy nam to wybito – to mówiąc spojrzał wymownie w stronę oddziałowej – że Randl może wygrać od razu. Uznaliśmy, że to niemożliwe.

– Bo to było niemożliwe – wykrzyknął ktoś z głębi sali. – Przecież wszyscy wiemy, że to oni tu rządzą. Personel, lekarze, sanitariusze, sprzątaczki. Wszyscy. Wszyscy są po ich stronie. A my – chcąc nie chcąc – pod ich wpływem! – To mówiąc opadł na krzesło wyczerpany i zawstydzony.

– Otóż nie! – wymierzając groźnie palcem w sufit odparował Płaro. Przeprowadzili solidne badania i wiedzieli, że niechęć do siostry Raczed jest tak silna, że nie tylko musi zapomnieć o jakichkolwiek sznasach na wygraną w pierwszej turze, ale także musi się liczyć z tym, że to Randal w niej wygra! Oni to wiedzieli, a my daliśmy sobie wmówić, że to wykluczone.

– I niby co – wtrąciła się z drwiącym uśmieszkiem oddziałowa. – I niby co by mi to dało?

– Czas, siostro, czas. Czas na przygotowanie wodza Bromdena do roli trzeciego. Zrobienie z niego buntownika, który kontestując wszystkich obiecuje, że odwróci cały ośrodek do góry nogami. Że wreszcie będziemy wolni. Tak naprawdę, a nie na niby.

– Bez sensu – śmiejąc się fałszywie odparowała Raczed – on odebrałby głosy również mnie. I obrażasz Bromdena!

– Nie obrażam! On jest tu bez znaczenia. I owszem, odebrał kilka głosów równiez pani. Ale to przecież w tym stanie rzeczy było to kosztem pomijalnym i w pełni akceptowalnym. W końcu wiadomo było, że siotra na pewno nie wygra. A skoro to było oczywiste, jakie znaczenie miało to, że siostra otrzyma nie 35 ale powiedzmy 30 procent głosów? Żadne. Kluczowe pozostawało, by Randl nie zdobył ich ponad połowę. A to gwarantował wódz Bromden…

– Gwarantował – zadrwiła oddziałowa. – A niby w jaki sposób gwarantował?

– Ano w taki – nie zmieszany ciągnął swój wywód Płaro – że nagle wszyscy zaczęli o nim trąbić. Jak to wiele on może i chce. Jak to wszyscy go popierają. Od pacjentów nowych, po tych w stanie wegetatywnym, co ich nawet siostry żarty o kaszalotach nie są w stanie ze stuporu wyrwać. Od bojących się siostry jak ognia, po gotowych dać się pokroić za Randla. Nagle Bromdena było wszędzie pełno. Ożywił się, bezkarnie mógł nawet przedrzeźniac personel. Zaczął zyskiwać na popularności. Także – a może wręcz głównie – kosztem Randla. I o to chodziło. Tym samym niebezpieczeństwo, że Randl wygra w pierwszej turze zostało zażegnane. I to zażegnane w sposób genialny i nie budzący podejrzeń. W końcu sami nie wierzyliśmy, że niechęć do siostry jest tak silna, że Randl może wygrać od razu. Wyśmienicie pomyślane.

– A mógł niby wygrać w pierwszym podejściu? – nieśmiało zapytał ktoś z sali.

– Mógł! Przecież tak naprawdę niewiele mu zabrakło.

– Siostrze zabrakło podobnie – ta sama osoba nie przestawała naciskać.

– Tak! Ale w przypadku siostry było to maksimum tego, co była w stanie ugrać, a to nawet nie zbliżało się do połowy. Randl miał szansę dostać więcej. I dostałby. Gdyby nie wódz Bromden i jeszcze ten stary, co opowiada, że powinien być tu królem i wtedy każdy sam kupowałby sobie leki, a nie dostawał je od lekarza prowadzącego. Pomniejszych pomijam.

– Nie jesteś w stanie tego udowodnić – śmiejąc się zjadliwie zabrała znów głos Raczed. To tylko teoria. Mocno na dodatek spiskowa. Bajeczka w sam raz dla waratów twojego pokroju, Płaro. Pa-ra-no-ja! – ostatnie słowo mocno zaakcentowała.

Płaro zwiesił głowę. Wiedział, że ma racje. Że to wyłącznie jego przypuszczenia.

Widząc jego przygnębienie, siostra tryumfowała. Nie zważajac na nic obściskiwała się ze starym kierownikiem ośrodka, który nie wiadomo skąd się zjawił i i podrygując w rytm „Uwielbiam ją” zespołu Weekend poklepywał ją życzliwie po ramieniu.

– A teraz – sam do siebie mrucząc, bo sala już opustoszała  ciągnął Płaro. – A teraz, gdy jest już pewna druga tura, wódz Bromden nikogo nie poprze, za to siostra poprze jego postulaty. Wprawdzie mało kto się na to nabierze, ale nie szkodzi. Ważne przecież, że pozostała w grze, bo wyłącznie o to chodziło. Tak więc wbrew pozorom ona nic nie przegrała, ale wygrała wszystko. To ona tu rządzi, to za nią stoi murem personel, to ona decyduje, jakie bajki czytają nam na dobranoc. Jest tyle możliwości przed drugą turą…

Płaro powoli zasypiał. Nie widział, jak już zupełnie rozluźniona siostra Raczed staje na krześle i (przywoławszy wcześniej swojego zaufanego,  przystrojonego  w kitel przypominający kimono pielęgniarza) z uśmiechem do zdjęć mu pozowała. Wniebowzięty personel bił jej brawo.

dzierzba


Kategoria: media, polityka, społeczeństwo

napisz pierwszy komentarz