Panie Waldku, pan się nie boi
W jednym z ostatnich numerów Warszawskiej Gazety zastanawiałem się, a nawet wieszczyłem, że coś wisi w powietrzu, i kto wie czy gdzieś w zacisznych gabinetach jacyś planiści nie szykują nam czegoś na kształt „Magdalenki II”. Obecna wojna podjazdowa, której stronami są podzieleni z pełną premedytacją na dwa obozy Polacy musi wkrótce doprowadzić do jakiegoś przesilenia, a System wraz z jego przemysłem propagandy i pogardy zdaje sobie z tego doskonale sprawę. To coś do tej pory nieuchwytnego i nie popartego żadnymi mocnymi dowodami wyczuwa coraz więcej osób. III RP znalazła się w podobnej sytuacji jak PRL w stanie schyłkowym. Zdrajcom jak zwykle chodzi o taką wymianę starych dekoracji i aktorskiej obsady, aby kolaborantom z 1989 roku nie spadł włos z głowy i oczywiście mogli oni zachować swoje złodziejskie łupy. Jednym z najbardziej zajadłych krytyków obozu patriotycznego jest od dawna Waldemar Kuczyński, który nie tylko natychmiast po 10 kwietnia zapisał się do sekty pancernej brzozy, ale swoimi „seansami nienawiści” odbywającymi się najczęściej na antenie TVN24 oraz niepohamowaną pełną nienawiści agresją i chamstwem maskował tak naprawdę swój strach. Kuczyński od samego początku III RP maczał swoje brudne paluchy w tak zwanych przemianach i transformacji. Był szefem doradców premiera Tadeusza Mazowieckiego, a w 1990 roku to on rozpoczął tak zwaną prywatyzację stając na czele Ministerstwa Przekształceń Własnościowych. To właśnie wtedy ruszył wielki geszeft, którego finałem było pozbawienie Polaków narodowego majątku w tym przemysłu. Kuczyński jako publicysta sprytnie zasłania się zawsze dbałością o dobro Polski, ale z uwagi na swoją przeszłość i udział w systemie oraz nerwowość i okazywaną polemiczną zajadłość nie potrafi ukryć, że tak naprawdę walczy o ocalenie własnej skóry. On się panicznie boi takich zmian, które nastąpiłyby w sposób niekontrolowany na skutek jakiegoś wielkiego społecznego wybuchu. On wie, że ulica może przekreślić nadzieje Systemu III RP na przeprowadzenie po 25 latach czegoś na kształt Magdalenki i okrągłego stołu. Kuczyński szczególnie po smoleńskim zamachu leży plackiem na torach z przyłożonym uchem do szyn i trzęsąc portkami nasłuchuje czy czasami już nie nadjeżdża polska narodowa lokomotywa. W listopadzie 2010 roku tak pisał na łamach „Rzeczpospolitej”: Jestem Polakiem, ale boję się różnych przebudzeń narodu właśnie dlatego, że więź narodowa potrafi się zamieniać w takiego wojowniczego potwora. […]Naród, narodowe emocje właściwie nie są potrzebne w czasach pokoju, w nich potrzebne jest społeczeństwo złożone z milionów jednostek i tysięcy grup, a nie ogromny monolit zjednoczony zagrożeniem lub agresją. Niestety, więź narodowa źle znosi uśpienie i prędzej czy później w takich czasach bez wrogów pojawiają się siły społeczne dążące do przebudzenia i do wydźwignięcia na sztandar idei narodowej.
III RP i jej włodarze robili wszystko by przez te wszystkie lata zatomizować polskie społeczeństwo i rozbić je właśnie na te „miliony jednostek i tysiące grup”, aby nie odrodził się już nigdy ten budzący zawsze strach u zdrajców i okupantów zjednoczony polski „ogromny monolit”. Niestety dla Kuczyńskiego sprawy nieuchronnie zmierzają w niebezpiecznym dla niego i jego kolesiów kierunku, choć w tym samym artykule sprzed przeszło czterech lat przestrzegał i dmuchał na zimne w doskonale znanym nam stylu towarzyszy z Czerskiej: Groźne bakcyle na początku mogą wyglądać nawet sympatycznie, jak chłopiec z Hitlerjugend śpiewający słodką piosneczkę w filmie "Kabaret" czy dzieci przebierane za powstańców.
Ocalić skórę, zachować łupy
I teraz przechodzimy do Waldemara Kuczyńskiego dzisiaj, czyli z przełomu AD 2014/15. On nagle wstał z tych torów i rozpoczął rozpaczliwy bieg. Jego ucho wyraźnie zarejestrowało zbliżające się dudnienie, więc Walduś symbolizujący okrągłostołowy salon podjął wyścig, aby znowu zameldować się jako jeden z pierwszych na biało czerwono udekorowanym dworcu i przywitać polską lokomotywę stojąc w pierwszym szeregu tych, którzy znowu reprezentować będą siły rozsądku, porozumienia ponad podziałami, zdolne oczywiście do rozsądnych kompromisów. Oto jak Kuczyński z odrażającego Mr Hyda przeobraża się nagle w sympatycznego Dr. Jekylla pisząc w „Gazecie Wyborczej”: Najważniejsze jednak, że za PiS stoi wielu Polaków - takich samych obywateli jak ja, którzy mają takie same jak ja prawa do wspólnej ojczyzny i wspólnego państwa. I właśnie chodzi o stosunek do tego państwa, do III Rzeczpospolitej niepodległej i demokratycznej. Nie jest idealna, wiele w niej do zmiany i poprawienia. To wszystko jest do dyskusji i do normalnego sporu.
Dalej „nasz” Waldek kreśli warunki brzegowe porozumienia, a w rzeczywistości proponuje kolejny geszeft na modłę tego z 1989 roku. Oto co zdaniem Kuczyńskiego należy spełnić, żeby pisowcy dostąpili zaszczytu zajęcia miejsca przy korycie w PRL-bis: Ale aby to było możliwe, musi istnieć płaszczyzna uznawana, respektowana przez wszystkie strony. Tą płaszczyzną musi być uznanie istniejącego państwa polskiego, jego pełnej prawomocności. […]
1. Odejścia od zamiaru burzenia III Rzeczpospolitej i budowania na jej miejscu innego państwa […]
2. Odejścia od zamiarów odsuwania z życia publicznego przy użyciu narzędzi władzy tzw. elit, czyli dowolnie wybranych ludzi i środowisk uważanych za twórców i obrońców owej III RP.[…]
3. Porzucenia sugestii o rzekomym udziale władz polskich w mającym mieć miejsce zamachu na samolot prezydencki 10 kwietnia 2010 r.[…]
Odwirujmy teraz te propozycje i spójrzmy na, jak to mawiali komuniści, pryncypia od których zdrajcy nie mogą odstąpić. Po pierwsze III RP musi trwać, a zmurszałe fundamenty z Magdalenki zachowane . Łże elity, czyli także sam Kuczyński muszą być nietykalne i nieusuwalne. Po trzecie polscy uczestnicy smoleńskiego spisku i zamachu nie mogą być nigdy pociągnięci do odpowiedzialności. Jednym słowem Kuczyński w imieniu obozu narodowej zdrady proponuje po ćwierćwieczu kolejny zgniły kompromis.
I jeszcze na koniec o tym spektakularnym określeniu, czyli o „mającym mieć miejsce zamachu”. Tu już mamy prawdziwy przełom jeżeli przypomnimy co Kuczyński mówił tuż po smoleńskiej zbrodni:Załamał się formalny system dowodzenia statkiem powietrznym. Dowódcą statku został prezydent Lech Kaczyński, a dowódcą operacyjnym gen. Błasik
Panie Waldku pełna zgoda. Załamał się system, ale ten stworzony przez was do spółki z komunistycznymi zdrajcami. Zapewniam, że my Polacy nie dopuścimy do drugiej Magdalenki rozumiejąc jednocześnie, że ze strachu, jak to mówią dzisiaj młodzi, noga panu lata. Ja na pańskim miejscu też bym się bał i to bardzo zwłaszcza, że moi rodacy często nawet nie znając poniższego cytatu zaczynają pojmować te słowa Józefa Piłsudskiego: Polacy chcą niepodległości, lecz pragnęliby, aby ta niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi – a niepodległość jest dobrem nie tylko cennym, ale i bardzo kosztownym.
Źródła: http://wyborcza.pl/1,75968,17172407,Jak_mozna_by_skonczyc_wojne_polsko_polska.html#ixzz3Mi5JuWHd
http://www.rp.pl/artykul/565941_Kuczynski--Boje-sie-przebudzen-narodu-.html
Tekst ukazał się w Warszawskiej Gazecie
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. W.Kuczynski
to pod kazdym wzgledem odrazajaca postac.
2. @Tymczasowy
popieram...
paskudna postać...
pozdr
gość z drogi