Polityczni i biznesowi dysponenci największych
telewizji i stacji radiowych oraz wielu gazet i portali są w stanie
totalnie ocenzurować i skanalizować debatę publiczną. To oznacza, że
wielka część mediów przestała informować, a zajmuje się prawie wyłącznie manipulowaniem opinią publiczną i jej oszukiwaniem.

Ten proces postępuje od lat, ale nigdy wcześniej nie było to tak
bezczelne, nachalne, bezceremonialne i tak otwarcie kpiące z
wszystkiego i wszystkich. Ukoronowaniem tej tendencji było odcięcie
widzów i słuchaczy największych stacji od przekazu z przesłuchania przez
sąd prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Czwartek 18 grudnia 2014 r. powinien przejść do historii nie tylko mediów w Polsce, ale i samej III RP.
Główne media zademonstrowały wówczas absolutne oddanie władzy, czyli
świadomie i z pełnym wyrachowaniem stały się narzędziem rządzących
zamiast reprezentować opinię publiczną.
Nie tylko zablokowano relacje z przesłuchania prezydenta Komorowskiego, ale też informacje o
nocnym zamachu na lasy państwowe jako dobro narodowe i próbę
zmiany w tym celu konstytucji. Przemilczano przyjęty właśnie budżet, tak
jakby projekt dochodów i wydatków państwa był nic nie znaczącym
świstkiem papieru. Kompletnie zmanipulowano przekaz z debiutu
Donalda Tuska w roli przewodniczącego Rady Europejskiej, ukrywając
krytyczne opinie o tym oraz przemilczając miałkość jego propozycji i
liczenie się nie z interesem Polski oraz Ukrainy, lecz Niemiec i takich prorosyjskich państw jak Włochy, Francja czy
Grecja. Ukryto informacje o ogromnym zamieszaniu wokół tzw. pakietu
onkologicznego, czyli groźbie paraliżu dużej części służby zdrowia.

Zablokowanie relacji bezpośredniej, a potem zmanipulowanie
materiałów z przesłuchania Bronisława Komorowskiego było prostym
włączeniem się w ochronę głowy państwa w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich. Ogromna część opinii publicznej została odcięta od informacji o
poważnym podejrzeniu złamaniu prawa przez obecnego prezydenta, gdy
starał się o wgląd w ściśle tajne dokumenty, do których nie mógł mieć
prawa dostępu, gdyż nie był jeszcze wówczas marszałkiem Sejmu. Odcięto
ludzi od informacji o tym, że Komorowski nie zawiadomił niezwłocznie
organów ścigania o oferentach tajnych materiałów. Zablokowano opinii publicznej dostęp do informacji o możliwości składania fałszywych zeznań, o dziwnych związkach z oficerami WSI, proponującymi złamanie prawa itp. Dla wyborców to kluczowe informacje dla oceny
wiarygodności, prawdomówności i uczciwości Bronisława Komorowskiego.
Ich ukrycie i zmanipulowanie oznacza złamanie fundamentalnych zasad
obowiązujących media oraz faktyczne działanie w interesie konkretnego
kandydata i otwartą służalczość wobec władzy.

Zamiast informowania opinii publicznej o istotnych dla niej sprawach
mieliśmy cały ciąg działań przykrywkowych. Główną informacją,
rozgrywaną od trzech dni, jest błaha sprawa sałatki zjedzonej przez
posłankę na sali sejmowej, czyli zupełnie nieistotna kwestia obyczajowa.
W mediach osłaniających w tym samym czasie
władzę i ukrywających kompromitujące ją fakty owa sałatka stała się tak
ważna, jakby to był ładunek wybuchowy albo jakiś ogromny przekręt.
W tym czasie jeszcze po cichu zwolniono dwóch wiceministrów zdrowia oraz
czterech wiceministrów z resortu infrastruktury i rozwoju. A przecież
dymisje na taką skalę powinny być przedmiotem zainteresowania mediów, bo
mogą oznaczać skutki jakichś poważnych nieprawidłowości, o ile nie
afer, w tych ministerstwach.

Można śmiało powiedzieć, że 18 grudnia 2014 r. był czarnym czwartkiem w dziejach polskich mediów. Spsienie ich
mainstreamowej części przekroczyło wszelkie granice. Właściwie tego
dnia odrodziła się zlikwidowana w 1990 r. cenzura prewencyjna
oraz namacalnie wrócił znany z czasów komunistycznych podział na pierwszy i drugi obieg. Formalnie nie ma Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk oraz Biura Prasy KC, ale faktycznie funkcjonują one w najlepsze.
A co szczególnie ohydne, medialni funkcjonariusze poddający się
zaleceniom cenzury prewencyjnej i wydziału prasy obnoszą się ze swoją
służalczością, a wręcz są z niej dumni.

W czasach komuny część środowiska dziennikarskiego była
równie zdemoralizowana i pyszna w swojej deprawacji jak obecnie, ale
była to jednak zdecydowana mniejszość. Obecnie ludzie dumni ze swego
zdeprawowania stanowią większość. A co smutne, są wzorem dla adeptów
dziennikarstwa, którzy jeszcze nie zaczęli pracować w
zawodzie, a już im imponują ludzie kompletnie pozbawieni zasad i
bezczelnie wysługujący się władzy. Jest bardzo gorzką ironią historii,
że 25 lat po formalnej zmianie systemu, wróciło stare i to w najbardziej
ohydnej oraz bezczelnej postaci.


Stanisław Janecki

http://wpolityce.pl/media/226562-18-grudnia-2014-r-to-czarny-czwartek-polskich-mediow-i-kleska-demokracji-w-wersji-iii-rp