Czy to tchórzostwo, czy tylko lenistwo?
Syn byłego premiera wytoczył procesy przeciwko tabloidom i jeden zdążył wygrać; mec Gertych dzielnie staje w obronie dóbr osobistych delfina; przy okazji można uzyskać niebagatelne zadośćuczynienie (coś 20 tysięcy). Sytuacja jednak sie zmieniła - sam fakt zatrudnienia dziecka szefa rządu tworzył dla Amber-Gold swoisty parasol ochronny - oczywiście do czasu. Ale powołanie parlamentarnej komisji śledczej nie udało się; premier powiedział, iż wierzy swojemu synowi i to wystarczyło. W sejmowym głosowaniu koalicja musiała się stawić w 100 % i stawiła się - łącznie z obłożnie chorymi i 100 % głosowało przeciw powołaniu komisji śledczej. Symptomatyczne, że tak bardzo podzielona opozycja w tym wypadku również głosowała w 100 procentach za powołaniem komisji śledczej. Skąd taka mobilizacja? Sprawa jest czytelna - komisja pewnie przesłuchiwałaby syna, a może nawet ojca, mogłyby dotrzeć do szerokiej opinii społecznej niezbyt chwalebne zachowania...
To jeden przypadek dominującej roli szefa PO i tchórzostwa posłów koalicji, ale to przypadek całkiem nie jedyny, to można rzec - norma w III RP. Tchórzostwo charakteryzowało nie tylko polityków koalicji rządowej, także przeważającej części dziennikarzy i publicystów i dotyczyło niezmiernie istotnych dla Polski spraw. żadna to dla mnie satysfakcja, że pisałem o nich i alarmowałem w setkach notek i arrtykułów - także na tym portalu; teraz tylko przypomnę w skrócie o niektórych:
W polityce zagranicznej - Tusk po dojściu do władzy rozpoczął w stosunkach z Rosja reset na długo przed Obamą - potrzebował sukcesu w postaci odblokowania eksportu mięsa - drogą do tego było storpedowanie budowy tarczy antyrakietowej w Polsce. Rozpoczęła sie przyjaźń z Putinem i z kanclerz Merkel - temu podporządkowane zostały takie drobiazgi, jak podpisanie haniebnego kontraktu gazowego z Rosja, jak prawie milcząca zgoda na położenie rury w Bałtyku degradującej nasze zachodnie porty, jak przynajmniej trzyletnie opóźnienie rozpoczęcia budowy gazoportu w Świnoujściu. Przy konsekwentnej realizacji planów poprzedniego rządu można byłoby podpisanie kontraktu gazowego wstrzymać na dwa lata (mając umowę z RosUkrEnergo na dostawę ponad 2 miliardów m3) i końcówkę kontraktu jamalskiego. Terminal ukończony w w 2012 r. ustawiłby całkiem inne warunki kontraktu. Ponadto, stracone miliardy z tytułu zawyżonej w kontrakcie ceny gazu wystarczyłyby z nawiązką na wybudowanie nawet kilku terminali pływajacych na LNG, których cykl inwestycyjny nie przekracza dwóch lat (przykładem jest tu Litwa).
Należało się przypodobać Niemcom, którzy byli współinwestorem gazociągu północnego; po co to wszystko? Dobre pytanie - odpowiedź jest już chyba dla wszystkich jasna - to były zabiegi o lukratywne stanowisko w UE dla Tuska. To nie wszystko - największe horrendum przed nami - bomba z opóźnionym zapłonem: Osławiony pakiet energetyczno-klimatyczny - podpisany osobiście przez PDT w grudniu 2008 r. W retoryce PO jest podnoszona rola prezydenta Kaczyńskiego w tej mierze, tyle tylko, że wg PLK rokiem bazowym dla rozliczeń miał być r. 1990, a Tusk zgodził się na 2005. To skutkuje mniej więcej stratą Polski rzędu kilkuset miliardów zł do r. 2020 oraz podwyżką cen energii elektrycznej o 100 %, a co za tym idzie utratą kilkuset tysięcy miejsc pracy (są na ten temat ekspertyzy zlecone przez ZZ Solidarność - po prostu - inwestorzy uciekają z kraju, w którym jest droga energia el.). Ponadto, cały ten pakiet rozlicza w praktyce CO2 emitowany przez elektrownie węglowe, a pozostawia wolną od opłat emisję CO2 w wyniku spalania benzyn i gazu - oczywiście tej emisji jest kilkakrotnie więcej niż z elektrowni i gdyby ją wziąć pod uwagę, to płatnikami byłyby bogate państwa zachodnie UE, nie Polska - więc należało zamiast pakietu klimatycznego skonstruować pakiet energetyczno-klimatyczny, a to zasadnicza różnica. Cóż, za podpisanie owego pakietu Tusk otrzymał wymierną nagrodę - klepniecie po plecach wykonane przez prezydenta Sarkozy,ego, a to było dla niego najważniejsze.
W ostatnich miesiącach były przynajmniej jeszcze dwa znaczące wydarzenia, które ostatecznie udowodniły, iż w przypadku Tuska możni z UE mają do czynienia z człowiekiem przewidywalnym (to taka zakamuflowana nazwa człowieka posłusznego). Otóż Polska pod kierownictwem premiera i ministra SZ wycofała się z obrony Ukrainy - to było po myśli polityki niemieckiej wobec Rosji. Druga sprawa - by uzyskać poparcie Anglii dla kandydatury Tuska na fotel przewodniczącego Rady Europy - rząd Polski nie protestował przeciwko zaostrzeniu przepisów w stosunku do emigracji zarobkowej na Wyspach.
O powyższych sprawach nikt nie pisał w mediach tzw. głównego nurtu, nikt nie wspominał w publicznej TV. Zasięg mediów niezależnych jest ograniczony i opinia publiczna jest skutecznie przekonywana, jaki to był wspaniały premier i jaką to zrobił karierę. Prawda jest odwrotna - premier stojący na czele dużego państwa - porzuca służbę dla kraju na rzecz urzędniczej posadki w międzynarodowych strukturach, to sie po prostu nie mieści w głowie - dlaczego - odpowiedź jest trywialna - dla kasy.
I o to mam pretensje do publicystów i dziennikarzy (często - o jakże głośnych nazwiskach), że o tym nie pisali, kiedy owe sprawy się toczyły i o tym nie piszą teraz - chyba w dalszym ciągu boją się utracić dobrze opłacane etaty w publicznych i spolegliwych dla PO mediach. Najwyższy jednak czas, by myśleć nie tylko o swoich osobistych finansowych rachubach; w dłuższej perspektywie i to może się nie opłacać. Zdaje sobie sprawę, ze niektóre z poruszonych wyżej spraw są trudne i wymagają odrobienia pewnych lekcji - znacznie łatwiej bawić się w politologa i dywagować o zmieniających się słupkach poparcia, bądź zamknąć się we wieży z kości słoniowej i z jej wysokości rozdzielać razy (dokładnie tak, jak czyni to słynny RAZ).
- Janusz40 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz