Czerwone i czarne

avatar użytkownika Foxx
Polska prawica ma poważny problem z niepodległościową tradycją Ukrainy. Po dyskusji wywołanej grudniowym wystąpieniem J. Kaczyńskiego na Majdanie i końcowym okrzyku ("Sława Ukraini"), motyw wrócił w kontekście identycznej historii z B. Wildsteinem. Bandera, OUN-UPA, czerwono-czarne barwy, itd. Pomyślałem, że w związku z powyższym zbiorę w jednym miejscu kilka faktów. Trochę symbolicznie chciałbym zacząć od fotografii z wystawy dotyczącej wspólnego udziału w Powstaniu Styczniowym pod hasłem "Wolni z wolnymi", ustawionej na lwowskim rynku, ok. 150 metrów od banderowskiej knajpy "Kryivka". Wystawy nie niepokojonej przez cały czas jej prezentacji. Fotka:

[proporzec Rzeczypospolitej Trojga Narodów]

Jest to więc historia trochę starsza, niż bestialska zbrodnia w następstwie której zginęło ok. 60 tysięcy zamieszkujących Wołyń Polaków, w tym starców, kobiet i dzieci. Nie da się od tych faktów uciec. Warto jednak przypomnieć tamte czasy.
Z przyczyn geograficznych Bandera walczył o niepodległość Ukrainy z państwem polskim. W 1936 dostał od sądu Rzeczpospolitej karę śmierci, po amnestii zamienioną na dożywocie. Po wybuchu II wojny wypuszczony razem z innymi więźniami. 

Historia jest tak zawiła, że ukraińscy nacjonaliści z jednej strony odmówili wywołania antypolskiego powstania w 1939, gdy Polska walczyła z dwoma wrogami (co zmusiło szefa Abwehry, Canarisa do odwołania akcji). W następstwie tej decyzji Lwa Rebeta ich organizacja OUN podzieliła się na zwolenników strategicznej współpracy z Niemcami pod wodzą Andrija Melnyka (inicjatora niedoszłego powstania) - OUN-M oraz współpracy taktycznej, czyli OUN-B... Bandery i m.in. Rebeta. Z drugiej zaś, po roku sformowali dwa bataliony, które przez pewien czas walczyły w szeregach Wehrmachtu ("Roland" - OUN-M oraz "Nachtigall" - OUN-B). Gdy ruscy się wycofywali ze Lwowa - właśnie drugi z tych batalionów przejął miasto, zanim zjawili się w nim hitlerowcy. Dopiero, gdy zaczęli naciskać na Banderę, by się wyrzekł niepodległości Ukrainy jako ostatecznego celu - wylądował w obozie koncentracyjnym (Spandau, później Sachsenhausen). Następnie trafił do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Banderowcy liżąc rany po niemieckich represjach w 1943 stworzyli UPA, a "melnykowcy" sformowali... 14 Dywizję Grenadierów SS. Szefostwo UPA w obawie przed powojennymi roszczeniami Polski do Małopolski Wschodniej podjęło decyzję o "oczyszczeniu" tych ziem z ludności narodowości innej, niż ukraińska. W takich okolicznościach doszło do Rzezi Wołyńskiej, której nikt i nic nie może relatywizować. 

Niedługo po niej doszło jednak do mało znanego symbolicznego wydarzenia, o którym możemy przeczytać m.in. na stronie http://podziemiezbrojne.blox.pl. Cytuję (po uzupełnieniu w innych źródłach)

21 maja 1945 r. po kilku wstępnych spotkaniach w okolicach Rudy Różanieckiej oraz jednym przygotowawczym odbytym 2 maja 1945 r. w miejscowości Doliny przedstawiciele zamojskiej AK i UPA podpisali porozumienie, kończące w tym rejonie trwające od 2 lat zacięte walki pomiędzy polskimi i ukraińskimi oddziałami niepodległościowymi. Zgodnie z jego ustaleniami rozgraniczono strefy wzajemnych wpływów, ustalono sposoby utrzymywania kontaktów, hasła, a także zasady poruszania się po obszarze kontrolowanym przez drugą stronę w wypadku pościgu przez UB lub NKWD. Postanowiono wymieniać się informacjami wywiadowczymi, wspólnie zwalczać agentów komunistycznych i bandytyzm. Porozumienie to przez historyków jest umownie określane „porozumieniem w Rudzie Różanieckiej”. We wrześniu 1945 r. porozumienie to zostało rozszerzone na Chełmszczyznę i Podlasie czyli na wszystkie mieszane etnicznie obszary Okręgu Lublin AK-WiN

Obie strony zasadniczo przestrzegały warunków porozumienia. Dnia 6 kwietnia 1946 r. przeprowadzono pierwszą wspólną akcję bojową, zdobywając razem stację kolejową w Werbkowicach. Jedno z najważniejszych spotkań polsko-ukraińskich odbyło się 19 maja 1946 r. w folwarku Miętkie. Polskie podziemie reprezentowali: szef BiP Okręgu Lublin Jan Zatrąg „Ostoja”, por. Wacław Dąbrowski „Azja”, por. Kazimierz Witrylak „Hel”-”Druk” i czterech oficerów WiN o nieustalonych nazwiskach. Ukraińców zaś Teodor Harasymiuk „Dunajski”, (NN) „Pewnyj”-”Jawir” i Zacharczuk „Chmurnyj”. Po potwierdzeniu na nim wcześniejszych uzgodnień, Polacy zaproponowali wspólne uderzenie na Hrubieszów, jednocześnie przedstawiając dane wywiadu o siłach NKWD i polskich komunistów oraz plany miasta. Natychmiast po spotkaniu polską propozycję przekazano dowódcy UPA w Polsce płk. Mirosławowi Onyszkiewiczowi „Orestowi”, który skontaktował się z Krajowym Prowydnikiem OUN Jarosławem Staruchem „Stiahem” a on, choć bez entuzjazmu, zaakceptował plan WiN-u. 
[oddział "Młota"]

Na UBP miało uderzyć 25 WiN-owców wspartych jedną ukraińską „torpedą”, pod komendą „Młota”. Pododdział WiN o nieustalonej sile miał rozbroić MO. Przeciwko Komisji Przesiedleńczej Ukraińcy skierowali 20 członków Służby Bezpieczeństwa OUN. Do likwidacji funkcjonariuszy UB w prywatnych mieszkaniach wyznaczono grupę Jana Trusia „Gaika” złożona z 10 Polaków i 2 Ukraińców. Ci ostatni byli zakładnikami za czterech partyzantów WiN pełniących rolę przewodników oddziałów UPA. Pododdział plut. Witolda Poteruchy „Szczerbatego” miał zdobyć budynek PPR oraz zabrać stamtąd wszystkie dokumenty. Zadaniem oddziału por. „Ślepego” było zablokowanie budynku Szturmówki i ochrona mostu na Huczwie. Do pomocy przydzielono mu też bojówkę SB OUN. Oddział ppor. „Kota” blokował drogę na Włodzimierz, 25 partyzantów WiN ppor. „Kalifa” było odpowiedzialnych za spalenie mostu w Werbkowicach. Grupa ta po przemarszu w okolice Metelina , miała ryglować drogę na Zamość. W lesie koło Masłomęczy 20 osobowy oddział pod dowództwem Józefa Jasińskiego „Groma” zamknął drogę na Dołhobyczów. Na skrzyżowaniu Hrubieszów – Chełm – Horodło miało zająć stanowiska 25 partyzantów Edwarda Sekulskiego „Nożyce”, zaś w Czerniczynie, zabezpieczając drogę na Sokal, kolejnych 20 członków WiN. Wszystkie te pododdziały miały też za zadanie przecięcie połączeń telefonicznych. 

Ogółem w operacji miało wziąć udział ok. 200 Ukraińców i mniej więcej tyle samo Polaków. W samym mieście siły polskie liczyły tylko ok. 100 partyzantów i stąd w literaturze upowszechniła się opinia, że w operacji brało udział więcej Ukraińców. 

6 maja w wyznaczonym punkcie zebrały sie 4 lubelskie sotnie: st. sierż. Eugeniusza Jaszczuka „Dudy”, Semena Prystupa „Dawyda”, Wasyla Jarmoła „Jara” i por. Wasyla Krala „Czausa” oraz bojówki SB. Dowództwo nad całością sił ukraińskich objął Jewhen Sztendera „Prirwa”. Nocą upowcy przemaszerowali na miejsce spotkania z winowcami do lasu pomiędzy wsiami Trzeszczany i Podhorce, oddalonego od Hrubieszowa o 6 km. Zgrupowanie polskiego podziemia skoncentrowało się w tym samym lesie, lecz w innej jego części, gdzie stawiły się hrubieszowskie oddziały partyzanckie Kazimierza Witrylaka „Hela”-”Druka”, Stefana Kwaśniewskiego „Wiktora”, Czesława Hajduka „Ślepego”, Mariana Horbowskiego „Kota”, NN „Kalifa” i chełmski oddział Henryka Lewczuka „Młota”. Przedstawiciel WiN-u zjawił się w miejscu obozowania oddziałów UPA rano 27 maja i ustalił odprawę dowódców na 12:00, zaś koncentrację oddziałów na 17:00.

Na odprawie ustalono rozkład sił uczestniczących w ataku. Na NKWD miało uderzyć 120 żołnierzy UPA wzmocnionych 2 „torpedami” (były to najprawdopodobniej pociski do rakietowych moździerzy niemieckich „nobelverfferów” odpalane z prymitywnych wyrzutni), 30 upowców miało znajdować się w rezerwie, a 15 członków Służby Bezpieczeństwa OUN ostrzeliwać Sowietów ze skrzydła. Atakiem na NKWD miał kierować dowodzący całością sił ukraińskich „Prirwa”. 
Po godzinie pierwszej nastąpił atak na Komendę MO. WiN-owcy wdzierali się do środka budynku, lecz milicjanci znajdujący się na parterze od razu otworzyli ogień, a za chwilę zaczęli ich wspomagać inni milicjanci z góry. W końcu opanowano parter, lecz funkcjonariusze MO zarzucili partyzantów granatami, zmuszając do odwrotu. Po chwili nastąpił drugi atak i sytuacja się powtórzyła – partyzanci ponownie opanowali parter, po czym obrzuceni granatami, cofnęli się. W trzecim ataku członków WiN wsparli upowcy i gdy milicjantom zaczęło brakować granatów, partyzanci zaczęli wdzierać się na schody. W tej sytuacji komendant posterunku dał rozkaz do kontrataku (według jedynej dostępnej relacji - komendanta MO Stanisława Rząda), po którym partyzanci wycofali się po raz kolejny i zarazem ostatni. Komenda Powiatowa MO nie została zdobyta.

Chciałem to przypomnieć, by pokazać, że aktualni mieszkańcy Lwowa i okolic nie mają innej nowożytnej tradycji niepodległościowej, do której mogliby się odwoływać. Niestety o niepodległość walczyli głównie z nami, gdyż mieszkańcy ziem wschodniej Ukrainy byli kulturowo zrusyfikowani (prawosławie) i niezbyt zainteresowani własnym państwem. Bandera jest więc dla nich symbolem w rodzaju Piłsudskiego u nas (również traktującego współpracę z zaborcami taktycznie, tyle że w pierwszej wojnie). Na zachodniej Ukrainie czczą więc jego postać, starając się nie wnikać ze zbrodniami UPA - czynionymi przez ideowych kontynuatorów, wszak sam Bandera w czasie Rzezi siedział w obozie. Moim zdaniem trudno więc jednoznacznie odpowiedzieć na pojawiające się wątpliwości. Na pewno jednak warto odnosić się do wszystkich znanych faktów, a nie wyłącznie symboliki. Chociaż porozumienie AK-WiN i OUN-UPA zawarte jeszcze przez tych samych ludzi, którzy ze sobą krwawo walczyli do lekkich symboli nie należy.

To trochę tak, jakby każdy czczący miejsce Marszałka w historii Polski z automatu był uznawany za zwolennika Sanacji obalającej zbrojnie legalny polski rząd, fizycznie eliminującej przeciwników politycznych, trzymającej więźniów politycznych w karnym obozie w Berezie Kartuskiej, "strzelającej do Polaków" (w Przewrocie Majowym więcej ofiar, niż w stanie wojennym), itd. Tymczasem na hasło "Piłsudski" wyświetla się nam zwykle 11 listopada 1918, "My, Pierwsza Brygada...", czy kryzys przysięgowy (czyli odmowa przysięgi lojalności wobec Niemiec przez... zorganizowane za pieniądze Austro-Węgier przeciw ruskim I i II Brygadę - "co nam przypomina widok znajomy ten"?)

Tyle, że historia naszej państwowości i walk o niepodległość jest pełna postaci, do których możemy się odnosić, dość wspomnieć o przeciwstawianych sobie "spuściznach" po Piłsudskim i Dmowskim. Ukraincy zorientowani tożsamościowo niestety mogą występować tylko pod jedną banderą... Innej tradycji, poza egzotyczną i tylko odrobinę mniej kontrowersyjną "kozaczyzną" brak.

Swoją drogą, nie mam wrażenia, że głosy w rodzaju "mogę wesprzeć Majdan, jeżeli przeproszą za Wołyń" są wyrazem autentycznego oddania czci dziesiątkom tysięcy Polaków wymordowanych przez OUN-UPA. Czy jeżeli dzisiaj żyjący ludzie spod czerwonego i czarnego zrobią coś takiego na fejsie albo twitterze - byłoby OK?

PS: Czwartek, 11 lipca 2013 (15:17)
Kaczyński: To nie ludobójstwo, bo mordowano Polaków?
Jarosław Kaczyński skrytykował przeciwników wprowadzenia do uchwały sejmowej, oddającej hołd ofiarom zbrodni wołyńskiej, terminu "zbrodnia ludobójstwa". Za tym, by użyć określenia "czystki etniczne o znamionach ludobójstwa", opowiadają się Platforma Obywatelska i Ruch Palikota.


napisz pierwszy komentarz