Ziemia na Kopiec Józefa Piłsudskiego cz. 6 ZIEMIE ZZA OCEANU– wspomnienia Władysława Grodeckiego
♣
ZIEMIA NA KOPIEC JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
Władysław Grodecki
OD NARVIKU DO WELLINGTONU
cz. 6 ZA OCEANEM
„ Jedna jest Polska, jak Bóg jest w niebie
Wszystkie me siły Jej składam w ofierze
Na całe życie, które wziąłem z Ciebie
Cały do Ciebie Ojczyzno należę”
( Hymn Polaków z zagranicy )
W pod koniec czerwca 1993r. po dwutygodniowym pobycie w Los Angeles przybyłem do Chicago. Przez kilka tygodni gościł mnie właściciel największego wówczas radia polonijnego na świecie „750 FM” Jarosław Chołodecki, który zaangażował mnie do prowadzenia cyklu audycji geograficzno- podróżniczych. Jego kolega, współpracownik Wojciech Sukiennik z Krakowa prowadził biuro podróży „Archer Tours” i potrzebował kogoś do współpracy ( reklama w radio i pilotowanie wycieczek ) więc postanowiliśmy wspólnie zorganizować w czasie wakacji kilka wycieczek po USA . Najpierw do Waszyngtonu i Atlantic City, później na Florydę i wreszcie na Światowe Dni Młodzieży do Denver.
Celem drugiej wycieczki poza aspektem poznawczym i przygodowym było pobranie ziemi na Kopiec J. Piłsudskiego z miejsca śmierci Kazimierza Pułaskiego, chyba najbardziej znanego Polaka w USA, bohatera Polski i Stanów Zjednoczonych. Od 1929r. 11. października obchodzony jest w USA jako święto państwowe „Pulaski Day”, a 19 marca 2007r. Kongres USA przyjął uchwałę o nadaniu mu tytułu Honorowego Obywatela Stanów Zjednoczonych! Do Savannach gdzie 9 października 1779r. zginął Kazimierz Pułaski przybyliśmy nad ranem 1 sierpnia 1993r. w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, którą uczciliśmy minutą milczenia.
Bez problemów odnaleźliśmy niewielkie i niezbyt ciekawe muzeum, a obok plac, gdzie K. Pułaski został śmiertelnie ranny. Nie bez problemów (!) udało mi się namówić dwie najmłodsze uczestniczki wycieczki by wyszły z naszego minibusu i pobrały ziemię. Do muzeum już nie poszły…
X
Kilka dni przed wycieczką, na „Pikniku Śląskim” w Chicago poznałem Jurka Kusińskiego z Lublina, który opowiedział mi tę historię: „Gdy byłem młodym chłopcem opowiadano mi jak moi przodkowie – powstańcy listopadowi, deportowani później do USA, szukając różnych zajęć znaleźli się w Teksasie walczącym wówczas o niepodległość. Wkrótce jednak zginęli, a ponieważ nie byli to pośledni żołnierze ich spadkobiercom nadano ogromne areały ziemi . Niestety mieszkali oni w Polsce, a wiadomość do nich dotarła bardzo późno! Ale problem jest do dziś aktualny…”
Jaka była droga bohaterów z 1830 r. za Atlantyk? Po upadku powstania nastąpiły liczne represje i zsyłki na Sybir. Gdy Francja odmówiła udzielenia im azylu, na przyjęcie zgodziły się Stany Zjednoczone. Rezultacie w 1833r. niemal równocześnie z Triestu i Gdańska odpłynęło na zachód blisko tysiąc osób. W Nowym Jorku przyznano im po 80 akrów ziemi. Ale nie mieli pieniędzy by ją wykupić, więc udali się tam gdzie obiecano im „tyle ziemi, ile zechcą”. Na początku 1836 r. do Teksasu walczącego o niepodległość przybyło wielu Polaków. Niektórzy z nich zginęli pod Coleto Creek, inni w masakrze w Niedzielę Palmową 17 marca 1839r. w Goliad! Ich nadzieje na lepsze życie wsiąkły wraz z krwią w rozpalony słońcem piasek Teksasu. Przyjechali do Teksasu z dalekiej Polski szukając lepszego losu; znaleźli śmierć! Zamordowani należeli do pierwszych emigrantów politycznych za ocean.
Zupełnie inaczej potoczyły się losy innych emigrantów, pierwszych, którzy przybyli tu z powodów ekonomicznych! Pracujący w Teksasie o. Leopold Moczygęba napisał list do swej rodziny w Polsce, określając go jako kraj „nowej pomyślności”. W jego rodzinnej miejscowości Wielkiej Dłużnicy k. Toszka ten list potraktowano jak zaproszenie i niebawem ok. 100 rodzin sprzedało swe majątki i po dziewięciu tygodniach na morzu i trzech tygodniach marszu, 24 grudnia 1854 r,, weszli na niewysokie wzgórze i tam o. Leopold pod dębem ( rośnie do dziś ) odprawiona została pasterka. Wkrótce utworzono tam pierwszą polską parafię w USA i nazwano ją Panna Maria. Niebawem w pobliżu powstały inne: w San Antonio, Banderze, ST. Hedwig, Yorktown, Cestochowie, Kosciusko, Falss City, Polonii i Miscellaneous!
Już pod koniec 1993r. przed wyjazdem do Ameryki Płd. gościłem w Houston u znanego podróżnika z Krakowa Marka Michela, jednak dopiero w czasie kolejnej wyprawy dookoła świata 1999-2000 odwiedziłem miejsca związane z pobytem pierwszych emigrantów z Polski!
21 sierpnia 1999 r. po prawie dwutygodniowej wycieczce z Chicago w Góry Skaliste, o godz. 14.45 dotarliśmy pod Kapitol federalny w Oklahoma City. Tu trzeba było się rozstać! Na pożegnanie otrzymałem trochę pieniędzy, chleba, wody i herbatniki. Upał był niemiłosierny ( ok. 38oC ) , ulice miasta były zupełnie wyludnione. Po godzinnym spacerze w towarzystwie jednej z uczestniczek wycieczki– Małgosi dotarłem do Dworca Autobusowego. Nocnym Grehoundem przez Dallas i Austin przybyłem do San Antonio- „Wenecji Teksasu”. Tu zwiedzałem m.in. słynną z walk z Meksykanami twierdzę Alamo, gdzie pobrałem ziemię na Kopiec J. Piłsudskiego ( 24 .09.1999r. ).
Po południu 25 sierpnia wsiadłem do autobusu zmierzającego w kierunku Meksyku. O 14.50 dotarliśmy do niewielkiego miasta teksańskiego Poth. Tuż za skrzyżowaniem kierowca przystanął wskazując tablicę z napisem „KOSCIUSKO ”. Wysiadłem, w sklepie kupiłem litr mleka i chleb tostowy. Okropny upał ( co najmniej 40oC ). bardzo ciężki bagaż i męczące swędzenie na całym ciele ( nieznana przyczyna ) utrudniały marsz. Oby tylko dojść do polskiej wioski, pomyślałem! Przeszedłem ze dwa kilometry i znowu zobaczyłem KOSCIUSKO 9. Byłem załamany. Na tej trasie nie kursują żadne autobusy, nie ma kolei, taxi, a przejeżdżające przez ten niemal bezludny teren samochody niechętnie zabierają przygodnych turystów. Nie wierzyłem, bym tę noc spędził w łóżku! Już rozglądałem się za miejscem w buszu gdzie mógłbym rozbić namiot . Obawiałem się jednak czy jest dostatecznie szczelny i nie wejdzie do niego pospolita tu „czarna wdowa” ( pająk, którego ukąszenie bywa śmiertelne ). Niepotrzebnie, gdy przejeżdżał wóz dostawczy Ford uniosłem rękę- „na wszelki wypadek”. Ku mojemu zdumieniu kierowca zatrzymał się. Był to Meksykanin Filario M. Garza z Falls City. Gdy zatrzymał się k. kościoła spotkaliśmy ks. Edwarda Wanata- proboszcza. Przyjął mnie b. miło, zaprowadził na plebanię, dał pokój, poczęstował zimną wodą, prosił bym się wykąpał i odpoczął, a gospodyni kazał wyprać moją brudną odzież! Jeszcze tego dnia po mszy świętej udałem się na pobliski polski cmentarz gdzie pobrałem ziemię na Kopiec Piłsudskiego.
Mimo serdecznego przyjęcia już następnego dnia rano „odstawił” mnie do „Panny Marii”. Kosciusko, Cestochowa i inne mijane na trasie wioski są dziś bardzo biedne i wyludnione. Młodzież wyjeżdża stąd do pracy do San Antonio lub Dallas.
W Pannie Marii też nie miał mnie kto przyjąć. Co prawda przydzielono mi pokój w domu pielgrzymkowym obok plebani, ale pod nieobecność ks. Adriana- proboszcza. spędzałem czas zupełnie sam. Musiałem sobie jakoś radzić. Najgorsza rzecz to brak żywności; w pobliżu nie było żadnego sklepu, a w lodówce było tylko trochę chleba i skrawki szynki. Na domiar złego nie mijało okropne swędzenie całego ciała ( uczulenie pokarmowe spotęgowane upałem nie do zniesienia – ok. 50 oC ). Na zewnątrz wychodziłem tylko wieczorem i rano Trzeciego dnia udałem się na polski cmentarz skąd pobrałem ziemię na Kopiec Józefa Piłsudskiego i przy okazji znalazłem kilka ziemniaków…
Po kilkudniowym „przymusowym poście” zainteresowała się mną p. Loretta Dziuk- Pieprzyca ( od 4 pokoleń po matce i 5 po ojcu w Ameryce. Leopold Moczygęba, założyciel
parafii był bratem Józefa, pra,. pra, pradziadka pani Loretty! ), ale na krótko.
W niedzielę przyjechał ks. Adriam i po odprawionej mszy św. zostałem mu przedstawiony. Ktoś dał mi 5 USD. Po południu w towarzystwie p. Loretty i jej kuzyna udaliśmy się na obiad do Falls City i już do wyjazdu we środę nie widziałem księdza. Tego dnia ks. Adrian miał lekcje j. angielskiego w San Antonio i udało mi się wyjechać z „Panny Marii” i do Meksyku.
X
Głównym celem tej ekspedycji była wizyta w polskim sierocińcu z czasów II wojny światowej – Santa Rosa. W Ambasadzie RP w Mexico City otrzymałem adres i luksusowym autobusem 18. września 1999r. udałem się do nowoczesnego miasteczka Leon. Kontroler biletów powiedział kierowcy gdzie mnie wysadzić bym mógł dostać się do Santa Rosy. Podjechałem jeszcze ok. 5 km. innym autobusem, a na miejsce doprowadzili mnie młodzi Meksykanie. Tam przyjął mnie Padre Martinez dyrektor Ciudad del Nino Don Bosco ( Miasteczko Dzieci Don Bosco, gdzie mieszkało ok. 120 dzieci ) , ale po ośrodku oprowadzał mnie jego brat Gabriel, którego poprosiłem o pobranie ziemi na Kopiec Józefa Piłsudskiego.
Zwiedzanie zaczęliśmy od tablicy pamiątkowej z okazji 50 rocznicy opuszczenia obozu 1946- 96! Dawny obóz polskich dzieci uchodźców z Rosji nie prezentował się zbyt okazale. Jest dawne boisko sportowe gdzie kiedyś dzieci grały w piłkę, dawna szkoła, internat, budynki administracyjne, kaplica i park. Nie przetrwały już kuchnie , jadalnie, pomieszczenia sypialne. Ostatnio wybudowano pracownie stolarskie, elektryczne, muzyczne i komputerowe. Tę ostatnią w 1997r. odwiedził Prezydent RP Lech Wałęsa.
W Santa Rosa przyjęto mnie b. miło, choć nie zaproponowano gościny, nawet nie poczęstowano wodą, a wieczorem miły p. Gabriel swym starym samochodem odwiózł mnie do miasta! Poszukiwania taniego hotelu trwały ok. 2 godziny. Zdecydowałem się na „Iberię”.
Otrzymałem ładny, jasny pokój z oknem na ulicę, ale ponieważ był zepsuty zamek w drzwiach, więc mi wymieniono na inny. Zmęczony położyłem się do łóżka by nieco odpocząć i zasnąłem. Po chwili poczułem, że z sufitu kapie woda… Przeprowadziłem się do innego pokoju, który również wydał mi się b. miły . Znowu zasnąłem i w samym środku nocy zbudziło mnie swędzenie. Zaświeciłem światło i z przerażeniem zobaczyłem jak chowa się robactwo! Spakowałem się i resztę nocy spędziłem w fotelu w recepcji!
X
21 maja 1999 r. dziennikarka TV „Polonia” w czasie mojego pobytu w Nowym Jorku poprosiła o wywiad. Miejsce wyjątkowe- Island Liberty w pobliżu Statuy Wolności , podobnie jak miejsce spotkania- Pomnik Katyński w New Jersey.
Redaktor naczelny Super Expressu w Nowym Jorku Janusz Czuj zawiózł mnie do metra, dojechałem do Word Trade Center , przesiadłem się na kolejkę podziemną i wysiadłem na pierwszym przystanku w New Jersey. Byłem zaszokowany gdy na tle najwyższych budynków Nowego Jorku, światowego centrum handlu WTC zobaczyłem imponujący pomnik z napisem KATYŃ! Pobrałem ziemię na Kopiec Józefa Piłsudskiego, a później spojrzałem na płytę pamiątkową:
Katyń 1940 „… to skarbiec kłamstwa stalinowskiego i poststalinowskiego, globalnego załgania rządów komunistycznych, międzynarodowych, pisarzy- to skarbiec hańby.”
„Poświęcony pamięci 15 400 oficerów, intelektualistów, liderów i więźniów wojennych brutalnie zamordowanych przez Sowieckie N.K.W.D. na wiosnę 1940 r. i pochowano w masowym grobie w lesie Katyńskim pod Smoleńskiem i w innych nieznanych miejscach Rosji Sowieckiej”.
Odsłonięty w 1992 roku pomnik z inicjatywy p. Stanisława Paszula- żołnierza AK- byłego więźnia sowieckich łagrów jest pierwszym na świecie pomnikiem ofiar Syberii i Katynia. Położony jest nad rz. Hudson z widokiem na Manhattan w centrum dzielnicy finansowej. Wyjątkowe usytuowanie sprawiło, że lokalne władze chciały go przenieść w inne miejsce, ale inicjator powiedział, że przykuje się do niego i ogłosi strajk głodowy i pomnik pozostał!
X
W Stanach Zjednoczonych mieszka najliczniejsza na świecie Polonia (10- 12 milionów ). Tu poza Polską są największe polskie dokonania, tu jest najwięcej polskich cmentarzy.
Polacy spóźnili się z kolonizacją o dwa wieki:
„Wskakiwali do pędzącego pociągu- kiedy najlepsze miejsca były już zajęte, karty rozdane i w dodatku nie w polskiego „woza” grano.”
Jeśli Polacy zdobywali niemałe fortuny to przeważnie dzięki ciężkiej, żmudnej pracy!
Nasi przodkowie za oceanem budowali drogi, koleje, karczowali lasy, osuszali bagna zamieniając rozległe nieużytki USA i Kanady w prawdziwe spichlerze świata. Polacy przede wszystkim budowali kościoły. W Chicago mówiono kiedyś: „Niemcy budowali fabryki, Żydzi banki, a Polacy Kościoły”.
W czasie wycieczki z Nowego Jorku do Niagary 23 maja 1999r. zatrzymaliśmy się w pobliskiej Fatimie. W przewodniku przeczytałem: „Od 1954r. M.B. Fatimska – sanktuarium stało się miejscem naturalnego piękna, sztuki i wspólnych modlitw”. Świątynia jest czaszą kulistą pokrytą dwoma warstwami szkła i pleksiglasu z konturami półkuli północnej i ogromną, 10 tonową statuą Matki Boskiej Fatimskiej na szczycie. Z góry jest wspaniały widok na pełną lasów i jezior okolicę oraz alejki z galerią ponad 100, naturalnej wielkości rzeźb świętych!
Choć do powstania jednego z najciekawszych sanktuariów maryjnych za oceanem przyczynili się katolicy z różnych krajów to jednak zasługi Polaków były największe; Pan Ciurlak spod Rzeszowa przekazał 7 ha ziemi pod budowę, p. Dworak był głównym donatorem, a p. Sławiński wyposażył wnętrze! Słusznie sanktuarium nazywane jest „Polską Fatimą”, więc przed odjazdem i stąd pobrałem grudę ziemi na Kopiec J. Piłsudskiego.
X
Z innych ciekawszych miejsc na terenie USA skąd przywiozłem ziemię na Kopiec Marszałka w Krakowie na uwagę zasługuje:
Ziemia pobrana ( 2.07.2002 r.) z grobu Bolesława Jasińskiego, żołnierza z czasów II wojny światowej w służbie USA z cmentarza Mt Carmel w Chicago. Jego mogiła znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie grobu słynnego szefa mafii Alfonso Capone, oraz z grobu znanej patriotki i działaczki polonijnej lat „dwudziestych” ub. wieku- Klary Sieczkowskiej z cmentarza Mt Olivet w Detroit. Ten drugi cmentarz odwiedziłem 10 lipca 2002r. dzięki uprzejmości i pomocy p. Tamary Sochackiej dyrektorki biblioteki publicznej w Hamtramck. Cmentarz nie prezentuje się zbyt okazale. Jest tam imponująca brama wyjściowa i kilkanaście dużych pomników. Tylko nieliczni mają grobowce, pozostali pochowani zostali pod małą betonową płytką. Z trudem udało się odnaleźć „grób” Klary Sieczkowskiej. Płytka zarosła trawą, a napis był już prawie nieczytelny. Usunąłem trawę, uporządkowałem otoczenie, pobrałem ziemię na Kopiec J. Piłsudskiego i zapaliłem znicze.
Warto wspomnieć, że obok Chicago Detroit jest najbardziej polskim miastem w USA. W samym środku znajduje się polskie Hamtramck. W 1901r. była to wieś z ok. 3 tys. mieszkańców ( głównie Niemców ) w 1910 r. bracia Dodge zaczęli budować fabrykę samochodów. Z całych Stanów Zjednoczonych zaczęły napływać tysiące Polaków, którzy podobno na początku lat „20” stanowili ok. 95% populacji. W 1922 r. Polacy przejęli miasto od Niemców. Po wielkim paleniu Detroit w latach 1968-78 Polacy zaczęli opuszczać to miasto. W ich miejsce przybywali Murzyni, Ukraińcy, Hindusi i imigranci z Bangla Deszu. Ogromny dorobek kilku pokoleń Polaków został zniszczony, wypalone zostały sklepy przy słynnej „Złotej polskiej mili”, z 35 pięknych polskich kościołów jakie tu wzniesiono ocalały zaledwie 3!
WYPRAWA DLA UCZCZENIA POLSKIEGO WYCHODŹSTWA Z ROSJI
Trasa samotnej wyprawy dookoła świata 2002- 2003 r. przebiegała przez Finlandię, Islandię , Nowy Jork, Chicago,Toronto, Winnipeg do Vancouver, a następnie przez Kalifornię, Arizonę, Meksyk, Gutemalę, Honduras, Nikaraguę, Costa Ricę, Panamę, Kolumbię, Ekwador, Peru, Boliwię, Argentynę, Chile i przez Azję do Europy. W trakcie tej ekspedycji byłem w większości ośrodków polonijnych za oceanem, spotkałem wielu znanych Polaków, odwiedzałem polskie cmentarze i groby!
Po odwiedzeniu, Nowego Jorku, Chicago i Detroit udałem się do London. Za najważniejsze wydarzenie 2002r. w Kanadzie uznano wizytę Ojca Świętego Jana Pawła II i Światowe Dni Młodzieży w Toronto w lipcu 2002r. Nim tam przybyłem odwiedziłem swych kuzynów w Ontario. 80 lat temu do Hamilton przybył wujek , który pracował przy budowie oczyszczalni ścieków, a za zarobione pieniądze kupił 40 hektarową farmę. Lata prosperity po wielkim kryzysie 1929-32 i wojna w Europie sprawiła, ze wkrótce zakupiono nowe farmy. Przybywali też inni Polacy, karczowali lasy, budowali domy, szkoły i kościoły, a obok cmentarze. Wujek i ciocia dawno już umarli i pochowano ich na cmentarzu w Otterville. W większości mogił spoczywają tu polscy emigranci. Nagrobki przypominają te z nad Wisły.
Z Mogiły cioci pobrałem ziemię na Kopiec Marszałka Piłsudskiego! Przy okazji odwiedziliśmy Norwich gdzie mieszkają Mennite, grupa etniczna z Meksyku. Nie używają samochodów, prądu, maszyn rolniczych, uprawiają ziemię końmi, wykonują ręcznie meble. Ich większe skupisko znajduje się w Kitchener.
W lipcu 2002r. na 533 m. wieżę telewizyjną w Toronto, najwyższy obiekt świata udekorowano krzyżem, krzyż był na lotnisku, na kościele anglikańskim… Światowe Dni Młodzieży i wizyta Ojca Świętego Jana Pawła II uznano za wydarzenie roku w Kanadzie. To były przede wszystkim wielkie dni stolicy stanu Ontario- 400 tys. młodych ludzi z całego świata tańczyło, śpiewało i modliło się!
Wszędzie wyróżniały się „polskie dzieci” z Ameryki. Zresztą tylko Polacy mieli swój dzień był to „Polski dzień” w Centenial Park w którym uczestniczyło ok. 30 tys. rodaków!
Poza udziałem we wszystkich możliwych spotkaniach i uroczystościach związanych z pobytem Ojca Świętego Jana Pawła II występowałem w radio polonijnym pp. Piotrowskich- „Polonia” i miałem kilka ciekawych spotkań!
Zaś 25 lipca 2002r. wraz z krakowskim rzeźbiarzem Wiesławem Pięknym udaliśmy się pod pomnik Katyński i pomnik Kazimierza Gzowskiego skąd pobraliśmy ziemię na Kopiec J. Piłsudskiego.
Gdy byłem w Toronto w 2000r. trudno było zorientować się z opisów w gablotach obok popiersia, że Kazimierz Gzowski to Polak. Może to wizyta JP II sprawiła, że ktoś się odważył, a może zainteresował biografią tego wielkiego rodaka?
Warto poświęcić mu kilka zdań? Urodził się w 1813r. w Petersburgu. Ukończył słynne Liceum Krzemienieckie. Pasjonował się architekturą, językami, literaturą i geodezją. Wcielony do wojska carskiego brał udział w powstaniu listopadowym. Internowany przez Austriaków, został z Triestu deportowany wraz grupą ok. 1000 powstańców do Nowego Jorku. W 1839r. ożenił się z Marią Bebe. Mieli ośmioro dzieci. Dwa lata później gubernator Sir Ch. Bagst zatrudnił go do budowy mostów, dróg, latarni morskich. Jego wielkie dzieła to most między Fortem Eirse i Buffalo i most Niagara. Był pierwszym dyrektorem Parku Narodowego Niagara.
„Ojczyzną moją jest łan
Łan Polski- prostej , serdecznej
Niech mi pozwoli Pan
W nim znaleźć spoczynek wieczny!”
( napis anonimowego autora w Muzeum w Cook’s Creek )
Do Winnipegu w samym środku Kanady zaprosiła mnie moja bliska kuzynka Helena. Przywykłem już do tego, że nikt mnie nie żegna i nie wita. Tym razem miało być inaczej… Wiesiek Piękny pożegnał mnie w Toronto i o 17oo autobus ruszył w daleką podróż do serca Kanady. W nocy dotarliśmy do Sudbury, gdzie nastąpiła wymiana autobusu, a rano zobaczyliśmy brzeg J. Górnego.W ciągu dnia przejeżdżaliśmy przez tereny polodowcowe; wyschnięte i połamane drzewa, nagie skały i karłowatą tajgę kanadyjską. Na trasie z rzadka obserwowałem domy drewniane, b. skromne, bez ogrodzeń, sprzęt rolniczy, brak zakładów przemysłowych ! Cały dzień była piękna pogoda i oto wieczorem nastąpiła radykalna zmiana; straszliwa burza z wyładowaniami atmosferycznymi i gradem sprawiła, że do Winnipegu przyjechaliśmy 45 minut później.
Z opowiadań dalekiej kuzynki Zosi, której ojciec przybył do Kanady przed II wojną światową dowiedziałem się jakie były początki polskiej emigracji w Manitobie: „W swych rodzinnych stronach sprzedawali cały majątek by opłacić podróż i często z jedną walizką, w której było trochę jedzenia, buty, kilka koszul, spodnie, koc, zdjęcia najbliższych, różaniec, święty obrazek, przybywali do nieznanego i nieprzyjaznego kraju. Byli to ludzie biedni, niewykształceni, nie znający miejscowego języka i obyczajów. Gdy w 1897r. znalazło się tu 15 polskich rodzin niemal wszędzie były lasy, jeziora, bagna, łąki i nieużytki. Nie było żadnych dróg ani kanałów. Aby się gdzieś dostać trzeba było korzystać z wąskich i dość niebezpiecznych ścieżek indiańskich. Dokuczał brak żywności, ubioru, komary i straszliwa samotność! W podobnej sytuacji byli Ukraińcy, Czesi, Słowacy i Niemcy. By przetrwać szukali oparcia wśród tych, którzy należą przynajmniej do zbliżonej kultury, religii i historii. Tu w dalekiej Manitobie łączyli się razem by dać początek wspólnocie parafialnej, która pozwoliła im odnaleźć swą tożsamość. Kościół był im bardziej potrzebny niż lepianka!”
Zaintrygowany tą opowieścią i dramatycznymi losami ojca Zosi od pierwszego dnia pobytu w Manitobie rozpocząłem swoje poszukiwania polskich śladów w Winnipegu i okolicy.
Jeszcze spałem u Helenki , a już jej mieszkanie wypełniło się licznymi gośćmi . Przyszli mnie oglądać! Z początku czułem się jak eksponat muzealny, później już do tego przywykłem. Byłem też zdumiony, gdy okazało się jak wielu rówieśników z moich stron znalazło tu w sercu Kanady „swoje miejsce na ziemi”.
Około południa 1 sierpnia 2002 r w kilkuosobowym gronie udaliśmy się do kościoła Św. Ducha na uroczystości żałobne p. Jankowskiej, kuzynki męża Helenki. Na cmentarzu, takim jak w Polsce były krótkie modlitwy z udziałem kapłana i licznego grona przyjaciół zmarłej. Z kwatery AK pobrana została ziemia na kopiec J. Piłsudskiego, a następnie udaliśmy się do kościoła gdzie była stypa; krótkie spotkanie i posiłek. Wieczorem odwiedził mnie historyk z Tarnowa p. Henryk Kurzawa z gotowym programem zwiedzania (i pobrania ziemi na Kopiec J. Piłsudskiego) w Winnipegu i okolicy.
Wcześnie rano 2 sierpnia 2002r. z Helenką, p. Henrykiem, i Bronkiem udaliśmy się w kierunku Birds Hill Park gdzie 16.września 1984r. był goszczony Ojciec Święty Jan Pawel II . W środku obszernej polany usypano kopiec gdzie był ołtarz. Dziś na jego miejscu znajduje się pamiątkowy obelisk.
W pobliżu parku znajduje się Cmentarz Pine Ridge, jeden z najstarszych w Manitobie. Obelisk ufundowany przez Polskich Księży w 1971r przypomina, że tu w 1817r pochowano żołnierzy napoleońskich, pierwszych polskich osadników nad rz. Czerwoną.
Po obiedzie u kolegi Bronka w Tyndall odwiedziliśmy jeszcze najstarszy polski kościół w Kanadzie i muzeum Dziedzictwa Polskiego w Cook’s Creek powstałe z inicjatywy duszpasterza z Moraw, ks. Alojzego Krivanka.
„Muzeum w Cook’s Creek poprzez prezentację autentycznych zdjęć, dokumentów , narzędzi, naczyń, mebli ubrań ukazuje trudy życia codziennego, a także przywiązanie do ziemi i wiary ojców , tradycje Szkół ludowych, „Sokoła”, powody emigracji; brankido obcych wojsk, ucisk podatkowy i narodowy, brak przemysłu i wielodzietność, a także trud jaki ponosił galicyjski chłop na ziemi kanadyjskiej, gdzie był używany do najcięższych prac na roli, w lasach i przy budowie kolei”.
Warto na koniec przytoczyć słowa ks. Piotra Miczko:
„Jeśli przypadkiem nie jesteście nawet lepszymi od innych, to gorszymi żadną miarą nie jesteście i za takich uchodzić nie możecie…” `
Filed under: wspomnienia
- Józef Wieczorek - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz