Śmierć honoru wraz ze śmiercią II RP
Niekwestionowana dama polskiej literatury - Zofia Kossak-Szczucka - przywoływała powiedzenie Słowackiego (duchowi memu dała w pysk i poszła).
Jak słyszę słowa dyżurnych szczekaczy z PO, dla których pojęcie pojedynku, to anachronizm, to zaściankowość, to miniona epoka - wówczas nieodmiennie nasuwa mi się myśl, iż dla nich honor, to też anachronizm. Powszechna praktyka ubliżania i zarzucania kłamstwa - bez konsekwencji, to w rzeczywistości moralny regres sięgający nie tylko średniowiecza i starożytności, ale w czasy jaskiniowe. Zamiast honorowego załatwiania spraw miedzy ludźmi honoru - nie dopracowano się niczego w zamian. Oczywiście, pojedynek faworyzował ludzi sprawnych, ale nie do końca - wszak obrażony miał prawo wyboru broni. Wyzywał na pojedynek Piłsudskiego gen. Szeptycki, ale marszałek odmówił twierdząc, że z podwładnym nie bedzie się pojedynkował. Nawet po II WW mieliśmy słynny pojedynek Wańkowicza ze Strumph-Wojtkiewiczem (nie doszedł do skutku).
Odrębną kwestią jest tzw. u Boziewicza "zdolność pojedynkowa" - tu jest problem, gdyż niestety - owej zdolności pozbawieni są (wg mnie) - prawie wszyscy nasi politycy i to nie ze względu na pochodzenie, czy wykształcenie, ale z uwagi na mało honorowe fakty w życiorysach...
Rozwiązaniem są sprawnie działajace sądy, ale nasze sądownictwo nie jest wystarczajaco wydolne, by rozstrzygać sprawy w możliwych do zaakceptowania terminach.
Sprawa jest otwarta - niewątpliwą zasługa JKM jest zwrócenie uwagi na poglębiającą się trywializację działań "naszych" polityków.
- Janusz40 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz