"Niewolnicy" + "degeneraci" = "bydło"

avatar użytkownika elig
W czwartkowym numerze "Gazety Polskiej Codziennie" z 26.06.2014 na ostatniej stronie ukazał się krótki tekst "Syndrom niewolnika czy degenerata?" /fragment - / http://gpcodziennie.pl/31143-syndrom-niewolnika-czy-degenerata.html#.U7FZ25R_vRc //. Czytamy w nim: "Nawet skandal z nagraniami najwyższych urzędników państwowych nie był w stanie obudzić Polaków. W każdym normalnym, demokratycznym kraju po takiej aferze setki tysięcy ludzi wyszłyby na ulice i zmiotły aferzystów (...) Nie potrafię zrozumieć, że tak nisko upadliśmy jako naród.". Dwa dni potem w tej samej gazecie zamieszczono tekst Wandy Zwinogrodzkiej "Krasnale zamiast nagrobków" /fragment - / http://niezalezna.pl/56829-krasnale-zamiast-nagrobkow /. Autorka pisze: "Winą za taki stan rzeczy z pewnością nie da się obciążyć wyłącznie polityków. (...) Wyrzeklszy się własnej mitologii Polacy sami skazali się na status umysłowych niewolników, poddanych przewadze bardziej samodzielnych narodów.". No cóż, takich wypowiedzi w prawicowej propagandzie jest ostatnio mnóstwo. Powstała swoista prawicowa odmiana "pedagogiki wstydu". "Gazeta Wyborcza" zarzucała narodowi polskiemu, że nie jest dość nowoczesny i europejski oraz iż nie bije się nieustannie w piersi za swe /domniemane/ winy z okresu drugiej wojny światowej. Prawica zaś zawstydza Polaków za to, że nie walczą z PO i tolerują bandę złodziei u władzy oraz nie są wystarczająco patriotyczni. Powinni gremialnie wyjść na ulice i przegonić Tuska, wyręczając w tym opozycję, która nie potrafiła przez 7 lat tego dokonać. Nieustannie mówi też o "polskim Majdanie". Trzeba powiedzieć, że nazywanie Polaków "niewolnikami" i "degeneratami" niczym się nie różni od używania określenia "bydło", jakie stosował wobec nich Władysław Bartoszewski. Jestem w ogóle przekonana, że obrzucanie ludzi obelgami do niczego ich nie zachęci. Jeśli chodzi o Majdan to ruch ten zaczął sie wprawdzie od spontanicznego wystąpienia studentów, ale potem przekształcił się w perfekcyjną organizację zasilaną finansowo przez oligarchów m.in. przez obecnego prezydenta Ukrainy Piotra Poroszenkę. Ten ostatni zrealizował w ten sposób swój plan. W Polsce nie ma żadnego polityka, który chciałby /i miał możliwości/ zrobić coś podobnego. Opozycję wydarzenia ciągle zaskakują /n.p. wotum zaufania dla Tuska/ i nie potrafi ona ich kreować, ograniczając się tylko do reagowania na posunięcia władzy. Winę za swą nieudolność próbuje teraz przerzucić na cały naród. Na koniec jeszcze jedna sprawa. Od kilku tygodni prawicowa prasa, w tym "GPC" prowadzą akcję "Dziękujemy za wolność" publikując teksty opisujące ludzi, którzy w latach 70-tych i 80-tych dzielnie walczyli z komunistami, a obecnie głodują bez środków do życia. Gazety apelują o pomoc dla nich. Nie neguję szlachetnej motywacji tego, ale muszę zauważyć, iż te publikacje zniechęcają dość skutecznie do sprzeciwiania się władzy.

1 komentarz

avatar użytkownika UPARTY

1. Całkowicie błędne diagnozy!

Nasz problem polega na tym, że nie jesteśmy jednym narodem a dwoma. Jeden to odtworzeni przez Wyszyńskiego Polsko-Polscy a drugi to stworzeni przez Rosjan Peerlowczycy. Polska jako kraj może być albo jednych albo drugich. Problem ten dostrzegł już J.Olszewski pytając się w 1992 roku "Czyja Polska?"
Tak się złożyło, że jedyną partia polityczną reprezentującą Polsko-Polskich jest PiS a partie Antypisu opierają się o Peerelowczyków.
I teraz GW nawołując do wstydu mówi do Polsko-Polskich a my mówiąc o znikczemniałych do imentu baranach o Peerlowczykach.
Ponieważ nie ma świadomości powszechnej podziału narodowego w naszym kraju więc wszyscy mówią Polacy .
Ja na prawdę nie mam nić wspólnego z moimi znajomymi i sąsiadami narodowości Peerelowskiehj a moi sąsiedzi i znajomi szczerze mnie nienawidzą za moją Polskość.

Różnicę najlepiej widać w słowach. Oni mówią tymi samymi słowami, ale inaczej je rozumieją więc zupełnie inaczej myślą niż ja.

Demokracja dl a nich to walka o swoje interesy, czysty darwinizm. Dla mnie to gotowość do odstąpienia od realizacji swojego interesu na rzecz tego, za którym opowiedziała się większość.

Prawda dla minie to bezinteresowne ogłoszenie swego stanu wiedzy, to dopuszczenie drugiego do swego obrazu świata. Dla nich to dokładna relacja. Czyli dla mnie Prawda to kategoria jakościowa dla nich ilościowa, bo dla nich im dokładniejszy opis tym prawdziwszy.

Dla mnie prawda istnieje, choć jest absolutem, bo mogę nie mieć oczekiwań od drugiego człowieka a dla nich nie istnieje, bo wiedzą, że żaden opis nigdy nie jest dokładny.
Nawet podstawowe parametry opisu są zawsze błędne. Ani czas nie może być ze względu na swoją naturę dokładnie opisany, jest zawsze przybliżeniem, to jedno, ale również wszystkie wymiary każdej rzeczy są tylko przybliżeniami, bo nie można w tych samych jednostkach wyrazić długości i przekątnej żadnej rzeczy.

Nie więc kłamstwa a jest tylko niedokładność opisu raz większa raz mniejsza. Takie przykłady można mnożyć. Po prostu, ci co nie byli posyłani na religię w latach 60-tych i 70-tych znają tylko nowomowę i jej zakres semantyczny słów.

Nie mamy też wspólnej historii. Bo innym wydarzeniem jest utrata mienia przez nacjonalizację a innym awans społeczny i otrzymanie tego mienia w posiadanie. O ile w Niemczech wywłaszczanie z mienia i nabywanie tego mienia była jednym zdarzeniem, bo wywłaszczanie np. Żydów polegało na tym, że zjawiał się nowy właściciel mienia i przejmował je od tego kto go miał do tej pory, o tyle w Polsce wywłaszczenie było dwuetapowe. Najpierw tzw "państwo" zajmowało jakąś rzecz a później dawało ją drugiemu. Nie było więc żadnego momentu wspólnego dla nich i dla nas.

Czerwoni bardzo dbali o to, by powstawały dwie odrębne historie społeczne i w znacznym zakresie im się to udało.

Istota sporu społecznego polega na tym, że Peerlewczycy zdają sobie sprawę z tego, że ich los jest całkowicie zależny od możliwości wykorzystania władzy państwowej do własnych interesów. Ich kultura nie pozwala im na samodzielne życie w społeczeństwie ludzi równych, bo nie potrafią żyć służąc innym. Nikt więc im nie da dobrowolnie zarobić, jak chcą mieć pieniądze to muszą je komuś zabrać.
Jest dla nich tak naturalne, że nie powstrzymają się przed zabraniem komuś portfela, bo oni żyją z tego, że zabierają pieniądze.

W związku z tym wszystkim nie mogą pozwolić sobie na wycofanie swojego poparcia dla tych struktur władzy, które są zorganizowane tak jak oni żyją.

O ile kiedyś, kiedy nie byliśmy jeszcze zorganizowani politycznie, gdy doszło do jakiegoś ekscesu, jak np afera taśmowa, to dla świętego spokoju zmieniali sobie ludzi na świecznikach o tyle teraz nie mogą tego zrobić, bo mogło by to być początkiem końca ich obecności w aparacie państwowym a więc i początkiem końca całej ich formacji.

Bez naszych pieniędzy bowiem oni jako naród nie przetrwają a każdy z nich jako osobnik jest na prawdę zerem w naszej strukturze społecznej. Oni walczą o życie i mają tego świadomość. My natomiast tej świadomości tak bardzo dobrze uzmysłowionej nie mamy.

Ten problem jest zupełnie tragiczny dla tzw środowisk kresowych. Te środowiska mają wrażenie kompletnego porzucenia przez resztę naszego społeczeństwa.
Mają wrażenie my ich nie uważamy wcale za takich samych Polaków jak siebie samych i podają na to konkretne dowody. Dowody te są prawdziwe, ale nie dowodzą wcale tego co uważają środowiska kresowe, bo nie widzą tego, że my też nie żyjemy we własnym państwie, ze my nie mamy własnej władzy państwowej a wręcz przeciwnie jesteśmy tylko mieszkańcami tego kraju i nie mamy wpływu na to co nasze rzekomo państwo robi.

Co więcej nie możemy zabiegać o interesy słuszne moralnie, bo musimy w pierwszej kolejności odzyskać nasz kraj. Powinniśmy więc podejmować działania, które są słuszne z tego punktu widzenia.

To dobrze, że pokazywane są losy naszych bohaterów z dawnych lat co do zasady identyczne z losami Polaków na Kresach a lepsze ilościowo tylko dla tego, że obcy nam narodowo żywioł jest u nas względnie słabszy niż na Ukrainie czy Białorusi. Ci ludzie są żywym przykładem tego, że nie mamy własnego kraju, że jesteśmy prześladowani.

Najlepiej widać to o czym mówię w sposobie w jaki rozprzestrzenia się pisizmu w naszym kraju. Otóż pisizm rozprzestrzenia się terytorialnie. To nie jest tak, że pisizm jest ideologią jakichś grup zawodowych , społecznych czy jakichkolwiek innych, bo wtedy rozprzestrzeniał by się punktowo, a rozprzestrzenia się terytorialnie, jakby zalewał kraj.

Dużym utrudnieniem jest nazewnictwo. Mówi się o tym, że PiS jest prawicowy, choć ruchy prawicowe mówią o nim, że jest lewicowy.

Pisizm jest ideologią narodową, choć nie endecką a bardziej można powiedzieć, że jest ideologią pragmatyzmu chrześcijańsko-narodowego. Jest to nowa formacja ideologiczna, która nie ma jeszcze swojej nazwy ale powstała wokół innych wartości niż wartości ideologiczne post-oświeceniowe.

Z resztą sama zbitka pojęciowa "prawo i sprawiedliwość" ma pochodzenie biblijne. Jest jedną z cech Nowego Jeruzalem. Obok niej są takie bardziej znane postulaty jak "przekucie mieczy na lemiesze a włóczni na sierpy".
"Prawo i Sprawiedliwość" w Biblii jest podstawowym warunkiem przetrwania narodu jako posiadacza własnego państwa. Czy ci ludzie, którzy nie są wychowani w kulturze chrześcijańskie mogą takie państwo uważać za ich własne na równi z nami?

Oczywiście PiS nie jest partią judaistyczną mimo odwołań do Starego Przymierza, bo jesteśmy Chrześcijanami i czytamy Stare Przymierze oczami Chrystusa, ale nie przestaje być ono fundamentem naszej postawy społecznej, bo jest fundamentem chrześcijaństwa.

Stąd nienawiść do PiS`u, bo akceptacja dla Pis jest związana z akceptacją dla kultury chrześcijańskiej.

My musimy mieć świadomość, że walczymy o życie, że oni chcą nas wszystkich pozabijać, bo jak odzyskamy kraj to oni żyć nie będą w nim mogli. Ten konflikt ma charakter narodowo religijny!

I tylko jak zdamy sobie z tego sprawę to możemy go wygrać, bo mimo wszystko nas jest o wiele więcej.

uparty