Jak doprowadzic zwolennika do urny wyborczej

avatar użytkownika Tymczasowy

Kazdy etap procesu wyborczego jest bardzo wazny. Jednym z najwazniejszych jest ostatni etap - jak sprawic, by zwolennik naszej partii udal sie do lokalu wyborczego. Sa przypadki losowe, mozna zachorowac, zostac w pracy itp. I tu wolontariusze powinni czuwac, by nie marnowac dobra partii.

Pokaze jak to wygladalo w moim przypadku w czasie ostatnich wyborow do parlamentu prowincjonalnego Ontario.
Byly 4 glowne etapy oraz przynajmniej tyle samo telefonow.
Etap pierwszy, sztywna, lsniaca kartka (full colour) o wymiarach 10 cmX20 cm. z napisem na gorze: "Glosuje 12 Czerwca". W srodku i na dole zdjecie i informacje o programie partii PC.
Etap drugi,dostaje w przeddzien wyborow dlugi list jakby pisany recznie. Zazyna sie: "Drogi Edwardzie, Chcialbym zajac Ci kilka minut, by sie przedstawic.
Przez ostatnich kilkanascie miesiecy, zapukalem do tysiecy drzwi i spotakalem sie z tysiacami Twoich sasiadow w okregu Mississauga-Erindale, ktorzy podzielili sie ze mna swoimi ideami i troskami".
List konczy sie slowami: "Bardzo dziekuje za poswiecony mi czas - Bardzo to sobie cenie
Jeff White".

Etap trzeci, w dniu wyborow po powrocie z pracy, znajduje w drzwiach sztywna, blyszczaca, duza (20 cmX40 cm) kartke o kolorze niebieskim czyli mojej Partii Konserwatywnej. W samym srodku napis: "GLOSUJ DZISIAJ!" Na dole "GLOSUJ NA JEFFA WHITE'A"
Na samej gorze wyciete jest kolo wielkosci dawnej polskiej monety 5-zlotowej z rybakiem. Z lewej jest nadcieta, by bylo latwo wlozyc na klamke.

Po godzinie 17:00 zapukala mloda wolontariuszka z pytaniem czysmy glosowali. Ja w zargonie paryjnym sobie podowcipkowalem, by ja podpompowac i wyszla szczesliwa w dalsza trase.
By wygrac wybory trzeba sie ciezko napracowac. Golabki same nie przychodza do gabki!

 

 

2 komentarze

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

1. Zapewne w Kanadzie, kandydat z tej samej listy

nie zrywa plakatów kolegi z tej samej listy i nie nakleja swojego plakatu na plakat kolegi z tej samej listy, co w PRL Bis jest bardzo częstą praktyką wyborczą.

O ile tylko Bóg da mi zdrowie i siły, to postaram się w czasie kampanii wyborczej do samorządu terytorialnego udokumentować to na moich fotografiach i klipach filmowych.

Jeśli idzie o sztaby wyborcze, komitety, zespoły i inne potworki kolegialne, to prawdę o ich "pracy" i "przydatności" ekspertów i gadających głów od nic nie robienia napisał już prawe przed wiekiem sam Adolf Hitler w swojej książce (mennicy DM) "Mein Kampf" w rozdziale XI pt. „Propaganda a organizacja” .

Cytuję fragment:

"„Decyzje komitetu zostały zastąpione zasadą absolutnej odpowiedzialności. Przewodniczący jest odpowiedzialny za cały nadzór nad ruchem.
Ta zasada stopniowo została uznana wewnątrz ruchu jako naturalna, przynajmniej w odniesieniu do nadzoru nad partią.
Najlepszym sposobem unieszkodliwienia komitetów i sprawienia, aby nie robiły nic poza płodzeniem niepraktycznych zaleceń - było zaprzęgnięcie ich do pewnej rzeczywistej roboty. To śmieszne widzieć, jak członkowie cicho znikają i nagle nie można ich nigdzie znaleźć! Przypominało mi to naszą wielką instytucję podobnego rodzaju - Reichstag. Jak on szybko rozleciałby się, gdyby dano im rzeczywistą robotę zamiast gadania, a zwłaszcza gdyby każdy człowiek stał się personalnie odpowiedzialny za każdą pracę, którą wykonał.

Fragment pochodzi z wydania, które można przeczytać w mojej czytelni na stronie 101.

Link do czytelni podawałem na B24 oraz na blogu "Bez dekretu" @Aleksandra Ściosa.

Sam na własnej skórze wiele razy się o tym osobiście na własnej skórze się przekonałam, ze jak tylko wyznaczałem zadania do wykonania i je próbowałem rozliczać, to wolontariuszy i przydupasów drastycznie z dnia na dzień ubywało, bo większość z nich lukała tylko osobistych korzyści i pochlebstw za nic nie robienie, a jedynym ich dziełem było nieustanne gadanie i filozofowanie po próżnicy.

O moich licznych nieudanych próbach utworzenia korpusu wyborczego pisałem mnogo razy w tym m.in. tu:

http://obiboknawlasnykoszt.blogspot.com/2014/05/korpus-wyborczy-jako-rem...

Były to moje faktyczne działania w realu, a nie jakieś tam życzeniowe aberracje wirtualne.
Jak to się mówi dotarłem do samej głowy, a tymczasem po drodze były kolegialne nieroby tylko od gadania i zabiegania o przychylność prezesa, z także zdrajcy typu długiego wyrośniętego jak na drożdżach Poncka z PiJoNków.

Pozdrawiam.

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Tymczasowy

2. G E N I A L N E

Fragment z "Mein Kampf" bardziej zywy niz Lenin.
Dokladnie tak to jest! Chyba, ze paryjka, jak liberalna, cy PO profity, kase, szmal przynosi.
Jednakowoz, po przybyciu do Ziemi Obiecanej, czyli Collingwood, zabiore sie za prace organiczna - partyjna oczywiscie.
Pozdrawiam.