PRZED PRAWEM…

avatar użytkownika Aleksander Ścios

Przed prawem stoi strażnik. Do strażnika zgłasza się człowiek ze wsi i prosi o pozwolenie wejścia do prawa. Ale strażnik powiada, że na razie nie może mu pozwolić na wejście. Człowiek zastanawia się, a potem pyta, czy wobec tego będzie mu wolno wejść później.
 - To możliwe - mówi strażnik - ale teraz nie.
Ponieważ brama do prawa stoi otworem, jak zawsze, a strażnik ustępuje na bok, człowiek pochyla się, aby zajrzeć przez bramę do środka. Gdy strażnik to spostrzega, śmieje się i mówi:
- Jeśli cię to tak nęci, spróbuj wobec tego wejść pomimo mego zakazu. Lecz zapamiętaj sobie: jestem potężny. A jestem tylko najniższym strażnikiem. Lecz przed każdą salą znajdują się strażnicy coraz potężniejsi. I nawet ja nie mogę już znieść widoku trzeciego strażnika.
Człowiek ze wsi nie spodziewał się takich trudności; prawo powinno być przecież dostępne dla wszystkich i zawsze, myśli sobie, lecz gdy dokładniej ogląda teraz strażnika w kożuchu, gdy widzi jego wielki szpiczasty nos i jego długą, rzadką, czarną tatarską brodę, postanawia jednak raczej zaczekać, aż otrzyma pozwolenie na wejście. Strażnik podaje mu stołek i pozwala mu usiąść z boku przed bramą. Siedzi tam dniami i latami.
Podejmuje wiele prób, aby wpuszczono go do środka, i zamęcza strażnika prośbami. Strażnik poddaje go często małym przesłuchaniom, wypytuje o jego ojczyznę i o wiele innych spraw, ale są to pytania obojętne, takie, jakie stawiają wielcy panowie, a na koniec wciąż mu powtarza, że jeszcze nie może go wpuścić.
Człowiek, który dobrze zaopatrzył się na tę podróż, oddaje wszystko, nawet to, co najkosztowniejsze, aby przekupić strażnika. Ten przyjmuje wprawdzie wszystko, lecz mówi przy tym:
- Biorę to tylko dlatego, abyś był spokojny, żeś nie zaniedbał niczego.
W ciągu długich lat człowiek obserwuje strażnika prawie bez przerwy. Zapomina o innych strażnikach i ten pierwszy wydaje mu się jedyną przeszkodą do wejścia do prawa. Przez pierwsze lata przeklina swój nieszczęśliwy los brutalnie i głośno, Później, gdy się już postarzał, mruczy tylko coś do siebie. Dziecinnieje, a ponieważ dzięki długoletniej obserwacji strażnika poznał nawet pchły na kołnierzu jego kożucha, prosi więc także pchły, aby mu przyszły z pomocą i zmieniły humor strażnika. Wreszcie wzrok jego słabnie i nie wie już, czy to wokół niego robi się ciemno, czy też oczy go oszukują. Ale dobrze widzi teraz w ciemności blask, który bez przerwy bije z bramy prawa. Niewiele mu już teraz życia pozostało. Przed śmiercią wszystkie doświadczenia całego tego czasu zlewają się w jego głowie w jedno pytanie, którego dotychczas nie postawił jeszcze strażnikowi. Przyzywa go, gdyż nie może już wyprostować swego zesztywniałego ciała. Strażnik musi się pochylić ku niemu bardzo głęboko, ponieważ różnica ich wzrostu zmieniła się bardzo na niekorzyść człowieka.
- Cóż jeszcze teraz chcesz wiedzieć? - zapytuje strażnik. - Jesteś nienasycony.
- Wszyscy przecież pragną prawa – powiada człowiek - jak więc to się dzieje, że przez te wszystkie lata nikt inny poza mną nie domagał się wejścia?
Strażnik poznaje, że nadchodzi koniec człowieka, i aby dosięgnąć jeszcze jego zanikający słuch, krzyczy do niego:
- Tędy nie mógł przejść nikt inny oprócz ciebie, gdyż to wejście było przeznaczone tylko dla ciebie. Teraz odchodzę i zamykam je.

…I SPRAWIEDLIWOŚCIĄ

Apolog Kafki nie jest tekstem politycznym. Nie da się dopasować go do spraw bieżących; spuentować nim afer, opisać działania służb, zanalizować politycznych strategii. Ksiądz, który opowiedział tę przypowieść Józefowi K. wyraźnie zaznaczył: „Łudzisz się co do sądu. We wprowadzeniach do prawa jest mowa o takiej pomyłce…”.
Dlatego nie będę protestował, gdy jako pomyłkę uznają go ci, którzy oczekiwali innego komentarza, a w jego miejsce otrzymują kawałek literatury. Pasujący raczej do podręcznika licealisty niż politycznego blogu bezdekretu.
Przyznaję: nie znalazłem trafniejszych słów, by powiedzieć o tym co jest. I co być może, jeśli wybierzemy złudzenia. Bo alegoria Kafki nie kończy się „przed Prawem”. Jak twierdził Herling Grudziński, wymaga dopełnienia o ostatnie słowa „Procesu”:  
Logika wprawdzie jest niewzruszona, ale człowiekowi, który chce żyć, nie może się ona oprzeć. Gdzie był sędzia, którego nigdy nie widział? Gdzie był wysoki sąd, do którego nigdy nie doszedł? Podniósł ręce i rozwarł wszystkie palce.
Ale na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił.
Gasnącymi oczyma widział jeszcze K., jak panowie, blisko przed jego twarzą, policzek przy policzku, śledzili ostateczne rozstrzygnięcie. "Jak pies!" - powiedział do siebie: było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć.”

napisz pierwszy komentarz