Justyna Kowalczyk – arcymistrzyni. PRu też.
Ewaryst Fedorowicz, sob., 28/12/2013 - 13:42
Jestem wielkim fanem Justyny Kowalczyk.
Od zawsze, czyli, jak na typowego kibica przystało – od jej pierwszego medalu :-)
Ale dalej, to już było z tym moim „fanowaniem” Justynie zupełnie inaczej, niż u typowych kibiców, bo kibicuję jej bez względu na wyniki, jakie osiąga (co, przyznaję, nie jest czymś wymagającym wielkich wyrzeczeń, bo najczęściej wygrywa albo przynajmniej jest na podium), ale ze względu na to – jaka jest:
Przepadam za tym jej naturalnym uśmiechem numer 8 i za jej niezakompleksioną angielszczyzną.
Bardzo ją lubię za typowo kobiece humory (tylko mi tu nie wierzgać – to jest mój blog i na żadne politpoprawne głupoty miejsca na nim nie ma – tak, za typowo kobiece humory), bo są… kobiece (teraz patrz na słynne zdjęcia Marit i Therese).
Ba! Podoba mi się nawet ten jej ciężki, niezgrabny styl biegania, bo jest taki …prawdziwy.
Podziwiam ją za jej hardość – i tą typowo góralską i taką hm…. jak kiedyś, dawno temu - polską.
Za jej samotne stawianie czoła całemu, norweskiemu przemysłowi biegowemu (bo to jest przemysł i to potężny) i za postawienie się trzęsącej światowymi biegami skandynawskiej mafii (bo to jest mafia).
Za cenienie się wreszcie, bo jak się jest arcymistrzynią, to trzeba się cenić - nawet, a właściwie i przede wszystkim wbrew mafii.
Natomiast, jako reklamiarz, chylę czoła przed sposobem, w jaki rozegrała swoje wycofanie się z Tour de Ski po bezczelnej zupełnie i niekorzystnej dla Justyny zmianie zasad gry:
wytrzymała ich w niepewności do końca, stopniując napięcie krok po kroku po to, by je obniżyć (zarejestrowanie do udziału w TdS) i znów podnieść, aż żeby tuż, parę godzin dosłownie przed zawodami – zrezygnować z udziału.
Brawo Justyna! Towarzystwo trzęsące biegami narciarskimi można załatwić tylko w jeden sposób: waląc je po kieszeni :-)))
Aaaale im teraz spadnie oglądalność !!!
Tour de Ski za przyczyną decyzji jedynej polskiej biegaczki (przepraszam, ale pozostałe to są co najwyżej adeptki) z podnoszącej tętno kibicom, pasjonującej imprezy, stoczyło się poziomu żałośnie nudnej przebieżki z udziałem reprezentacji Norwegii i ich najdelikatniej rzecz ujmując – sparingpartnerek.
Mam tylko nadzieję, że w poszczególnych konkurencjach i na koniec TdS całe podium będzie zajęte przez Norweżki.
Chyba, że ich szefostwo, w popłochu każe im się podłożyć jakiejś Kenijce, Wenezuelce czy Pakistance, ale to będzie tym gorzej (dla mafii).
Od zawsze, czyli, jak na typowego kibica przystało – od jej pierwszego medalu :-)
Ale dalej, to już było z tym moim „fanowaniem” Justynie zupełnie inaczej, niż u typowych kibiców, bo kibicuję jej bez względu na wyniki, jakie osiąga (co, przyznaję, nie jest czymś wymagającym wielkich wyrzeczeń, bo najczęściej wygrywa albo przynajmniej jest na podium), ale ze względu na to – jaka jest:
Przepadam za tym jej naturalnym uśmiechem numer 8 i za jej niezakompleksioną angielszczyzną.
Bardzo ją lubię za typowo kobiece humory (tylko mi tu nie wierzgać – to jest mój blog i na żadne politpoprawne głupoty miejsca na nim nie ma – tak, za typowo kobiece humory), bo są… kobiece (teraz patrz na słynne zdjęcia Marit i Therese).
Ba! Podoba mi się nawet ten jej ciężki, niezgrabny styl biegania, bo jest taki …prawdziwy.
Podziwiam ją za jej hardość – i tą typowo góralską i taką hm…. jak kiedyś, dawno temu - polską.
Za jej samotne stawianie czoła całemu, norweskiemu przemysłowi biegowemu (bo to jest przemysł i to potężny) i za postawienie się trzęsącej światowymi biegami skandynawskiej mafii (bo to jest mafia).
Za cenienie się wreszcie, bo jak się jest arcymistrzynią, to trzeba się cenić - nawet, a właściwie i przede wszystkim wbrew mafii.
Natomiast, jako reklamiarz, chylę czoła przed sposobem, w jaki rozegrała swoje wycofanie się z Tour de Ski po bezczelnej zupełnie i niekorzystnej dla Justyny zmianie zasad gry:
wytrzymała ich w niepewności do końca, stopniując napięcie krok po kroku po to, by je obniżyć (zarejestrowanie do udziału w TdS) i znów podnieść, aż żeby tuż, parę godzin dosłownie przed zawodami – zrezygnować z udziału.
Brawo Justyna! Towarzystwo trzęsące biegami narciarskimi można załatwić tylko w jeden sposób: waląc je po kieszeni :-)))
Aaaale im teraz spadnie oglądalność !!!
Tour de Ski za przyczyną decyzji jedynej polskiej biegaczki (przepraszam, ale pozostałe to są co najwyżej adeptki) z podnoszącej tętno kibicom, pasjonującej imprezy, stoczyło się poziomu żałośnie nudnej przebieżki z udziałem reprezentacji Norwegii i ich najdelikatniej rzecz ujmując – sparingpartnerek.
Mam tylko nadzieję, że w poszczególnych konkurencjach i na koniec TdS całe podium będzie zajęte przez Norweżki.
Chyba, że ich szefostwo, w popłochu każe im się podłożyć jakiejś Kenijce, Wenezuelce czy Pakistance, ale to będzie tym gorzej (dla mafii).
Że co - że Kenijki, Wenezuelki i Pakistanki nie startują w Tour de Ski?
A co to za problem? Mafia znów zmieni regulamin i je do udziału w tej ustawce dopuści - z trzykilometrowym handicapem.
- Ewaryst Fedorowicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. Ewaryst Fedorowicz
:) gdyby Justyna wygrała wszystkie konkurencje, nie miała by takiego PR-u jak podejmując decyzję o "bawcie się sami".
W każdym norweskim serwisie informacja o decyzji Polki jest jedną z najważniejszych wiadomości.
"Fredrik Aukland, inny norweski trener, który pracuje m.in. z utytułowanym Dario Cologną. - Myślę, że decyzja Kowalczyk ma sens. Ona nie tylko straciła jeden bieg "klasykiem", ale i dostała sprint "łyżwą", w którym czuje się najgorzej. Przez to jej szansa na wygraną spadły. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego zdecydowano się na sprint łyżwą - powiedział.
I dodał: - Jestem ostrożny w używaniu słowa "kryzys". Ale to jest kryzys w biegach narciarskich. Ten sport jest zbyt kruchy, żeby pozwolić sobie na wycofanie się takiej zawodniczki. To wstyd, że nie zadbano o to, by rywalizacja była na najwyższym poziomie."
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl