„Szkoła Nawigatorów” – majtka kurs pierwszy

avatar użytkownika dzierzba

Przyznaję, że po „Szkole Nawigatorów” nie spodziewałem się niczego specjalnego. Z góry założyłem, że periodyk składający się z tekstów amatorów może być najwyżej powodem do satysfakcji ich samych oraz ich znajomych. Owszem, wiedziałem że go kupię i pewnie nawet przeczytam tekst Coryllusa i Toyaha, ale to raczej wszystko. Na pewno wykazałbym więcej entuzjazmu i wary w wartość pisma wiedząc, że znajdę tam też moje nazwisko, jednak tak akurat wyszło, że nie za bardzo się postarałem.

Była to więc nie tyle zazdrość, co zwykły sceptycyzm. Sceptycyzm wynikający głównie z przekonania, że gdzie tam niszowym blogerom do profesjonalnych dziennikarzy. Co z tego, że sam przed sobą odrzucam takie wartościowanie. Wiara, że skoro redakcje wysokonakładowych magazynów płacą popularnym zawodowcom wierszówki, więc ci muszą dysponować warsztatem nieosiągalnym dla amatorów, okazała się bardzo silna i zapewne jeszcze długo będzie we mnie pokutować. Istotne jednak, że „Szkoła Nawigatorów” stała się bardzo poważnym argumentem przeciwko temu schematowi myślowemu.

Począwszy od przykuwającej wzrok (mnie kojarzącej się bardzo z „Podróżą Wędrowca do Świtu” C.S.Lewisa) okładki, przez spis treści, czcionkę, układ graficzny, po najistotniejszą dla czytelnika zwartość merytoryczną, kwartalnik ten świetnie się broni. Porównuję go z „Arcanami” i nie mam wątpliwości, że wolę wydać 20 zł na „Szkołę…” niż na krakowski dwumiesięcznik. Lepiej się prezentuje i, co właśnie teraz do mnie dotarło, ma też tę zaletę, że nie znajdę tam znanych nazwisk. Ten powiew świeżości jest bardzo ważny. Pozwala lepiej skupić się na treści w oderwaniu od osób. A ta naprawdę potrafi przykuć uwagę.

Jak wspomniałem założyłem, że przeczytam najwyżej teksty Coryllusa i Toyaha. Tak się jednak złożyło, że te akurat już znałem. Sięgnąłem więc po jakiś inny, pierwszy z brzegu. O kinematografii. Przeczytałem go w całości. Kolejny o reprywatyzacji. W całości. O fizyce. Znów do końca. O marnowaniu czasu. Tak samo. Po niedługim czasie wyszło na to, że zostały mi tylko teksty o przemyśle tekstylnym i dzwonach. Dzisiaj się za nie zabiorę.

Następny numer za trzy miesiące. Wierzę, że będzie przynajmniej tak samo ciekawy. Zanim jednak się pojawi, już teraz proponuję wysupłać pieniądze na ten pierwszy. Wydano go w ilości tylko 1000 egzemplarzy. Jestem pewien, że już niedługo stanie się bardzo cenny i poszukiwany.

“Szkoła Nawigatorów. Kurs na prawdę” Kwartalnik. Numer 1. Grudzień 2013


Filed under: dywagacje, Internet, media, Polska, społeczeństwo

napisz pierwszy komentarz