LWÓW DOLE I NIEDOLE

avatar użytkownika aleksander szumanski
LWÓW - DOLE I NIEDOLE http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=840&Itemid=2 Lwów leży na terytorium t.zw. Czerwieńskich Grodów, które według najstarszej kroniki, kronikarza ruskiego NESTORA z 981 roku - Włodzimierz Wielki zawojował na Polakach. W owej kronice znajduje się pierwsza wzmianka o terenach na których założono LWÓW : poszedł Włodzimierz na Lachów i zajął im grody ich Przemyśl, Czerwień i inne grody mnogie, które do dziś są pod Rusią.. Odtąd ziemia ta należała przez dłuższy czas do książąt ruskich, aczkolwiek często przechodziła pod polskie panowanie, bądż to bezpośrednio za Bolesława Chrobrego i Bolesława Śmiałego, bądź też pośrednio, jako lenno Polski, jak za Leszka Biełego. Czasem popadała w zależność od Węgier / Bela i Koloman /, a od roku 1239 stała się państwem-lennem chanów tatarskich, od której to zależności uwolnił ją dopiero KAZIMIERZ WIELKI. Dzieje miasta za czasów książąt ruskich nie są dokładnie znane. Zważywszy, że tereny na których założono miasto były rdzennie polskie, założył je ok. roku 1250 książę ruski Lew, syn księcia przemyskiego Daniły /wg. - dr Mieczysława Orłowicza - "Ilustrowany przewodnik po Lwowie" Książnica - Atlas Lwów - Warszawa 1925/ . Dzieja Lwowa były burzliwe i zmienne. W ciągu ponad 750 - letniej historii miasto wraz z okoliczną ziemią zmieniało przynależność polityczną wielokrotnie. Od założenia, do roku 1939, kiedy weszło w obręb Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej przechodziło pod różne panowania, ruskie, litewskie, węgierskie, austriackie, polskie, rosyjskie, ukraińskie i znów polskie. Trwały one dłużej, lub krócej, różne też pozostawiały po sobie ślady w składzie ludnościowym miasta, w jego języku, kulturze, zabudowie. Lwów polskości swojej nie zatracił. Wystarczy obecnie zwiedzić wyjątkową świetność architektoniczną licznych budowli sakralnych, spojrzeć na monumentalne ciągi starych lwowskich kamienic, pospacerować ulicami Lwowa, przeglądając rdzennie polskie ich nazwy sprzed 1939 roku. Wystarczy spozierać na średniowieczne mury miejskie, Arsenał i Basztę Prochową, Teatr Wielki i Skarbkowski, plac Halicki i ul. Wałową, Wały Hetmańskie i ul. Legionów, Kopiec Unii Lubelskiej, pomnik Adama Mickiewicza na pl. Mariackim. Wystarczy przejść przez Cmentarz Łyczakowski i jego integralną część - Cmentarz Obrońców Lwowa, aby wsłuchać się w bohaterski rytm serc Obrońców Lwowa, Orląt Lwowskich, w tym najmłodszych, trzynastoletniego Orlątka Antosia Petrykiewicza najmłodszego laureata Orderu Virtuti Militari i niewiele starszego Jurka Bitschana. Wystarczy pochylić głowy nad mogiłami m.in. Artura Grottgera, Marii Konopnickiej, Juliana Konstantego Ordona, Gabrieli Zapolskiej, Seweryna Goszczyńskiego, Stefana Banacha, Karola Szajnochy, Władysława Bełzy, czy Lusi Zarembianki, lub nad symboliczną mogiłą Panny Franciszki - córki rzeźnika, uwiecznionej w piosence "całego Lwowa". Wystarczy wspomnieć słynnych polskich lwowian jak np . gen. Władysława Andersa, Teodora Axentowicza, prof. Kazimierza Bartla, gen . Józefa Bema, gen . Tadeusza Bora -Komorowskiego, Mariana Hemara, Zbigniewa Herberta, Marię Konopnicką, Juliana Kossaka, Piotra Skargę, Prezydenta R . P . prof . Ignacego Mościckiego , Józefa Maksymiliana Ossolińskiego, Leopolda Staffa, Szczepcia i Tońcia /Kazimierza Wajdę i Henryka Vogelfaengera/, Wacława Kuchara, Tadeusza Sygietyńskiego. Obraz dzisiejszego Lwowa jest tak polski, jak polska ziemia cała co się Polską zwie. Do słynnych lwowian należą niestety również : Irena Dziedzic – TW „Marlena”, Jacek Kuroń – twórca Czerwonego Harcerstwa, Wanda Wasilewska – przewodnicząca Towarzystwa Patriotów Polskich powołanego we Lwowie przez Józefa Stalina Obecna administracja ukraińska usiłuje wpisać w pejzaż lwowski rzekomo wiekowe korzenie ukraińskie tego miasta, lub stara się zatrzeć ślady polskości Lwowa. Jest to zadanie tak bezczelne jak i niewykonalne, polegające m.in. na bezczeszczeniu przedmiotów kultu, lub polskiej tradycji narodowej. Na Cmentarzu Łyczakowskim liczne polskie grobowce „z mocy prawa" " są naruszane dla wykonania w nich pochówku Ukraińców. Niszczy się więc w tych grobowcach istniejące tam wcześniej insygnia religijne i rodowe, w postaci ZABYTKOWYCH rzeźb, płaskorzeźb /reliefów/, sztuki rytowniczej i litograficznej, wprowadzając napisy zmarłych, w języku ukraińskim i niejednokrotnie krzyże prawosławne i „stare litografie" osób tam pochowanych. Na elewacjach wielu lwowskich zabytkowych budowli widnieją żeliwne płaskorzeźby informujące w języku ukraińskim o wieku powstania zabytku, bez informacji o polskim pochodzeniu budowli. Na elewacjach lwowskich KOŚCIOŁÓW RZYM - KAT płaskorzeźby informują o wieku budowy CERKWI PRAWOSŁAWNYCH. Za prowokację należy uznać płaskorzeźbę wykonaną na elewacji polskiej szkoły im. św. Marii Magdaleny upamiętniającą Romana Szuchewicza - / pseud. TARAS CZUPRYNKA / - organizatora zbrodniczego ukraińsko - hitlerowskiego batalionu "Nachtigall", morderców profesorów lwowskich wyższych uczelni na Wzgórzach Wuleckich 4 lipca 1941 roku. Na płaskorzeżbie widnieje napis: "Cześć członkowi UPA gen. Romanowi Szuchewiczowi "Tarasowi Czuprynce". Szkołę również nazwano jego imieniem. Dyrektor szkoły nie protestował. "Czuprynka" strzałem w tył głowy zamordował w 1926 roku na ul. Zielonej we Lwowie pierwszego kuratora ziemi lwowskiej Stanisława Sobińskiego. "Czuprynka" piastowal stanowisko REFERENTA BOJOWEGO OUN - UPA /Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - Ukraińska Powstańcza Armia/. Kierowana z zagranicy działalność OUN w okresie międzywojennym polegała na aktach terrorystycznych i sabotażowych skierowanych przeciwko polskiej racji stanu. Niszczono m.in. polskie majątki ziemskie położone na Kresach Południowo - Wschodnich II Rzeczypospolitej i w Małopolsce Wschodniej. Taras Czuprynka był jednym z organizatorów zamachów na posła Tadeusza Hołówkę - przedstawiciela Ministerstwa Spraw Zagranicznych, zamordowanego w Truskawcu w 1930 roku, Bronisława Pierackiego - Ministra Spraw Wewnętrznych, oraz szeregu policjantów. Celem strategicznym maksimum nacjonalizmu ukraińskiego jest zbudowanie imperium ukraińskiego i ekspansja w nieskończoność. Sprowadza się to do zbudowania jednonarodowego / sobornego / państwa ukraińskiego na wszystkich ukraińskich terytoriach etnograficznych. Przy czym przynależność do ukraińskiego terytorium etnograficznego OUN określa w sposób arbitralny: Chodzi o państwo obszarze 1.200.000 km kwadratowych, sięgające od "KRYNICY W KRAKOWSKIEM NA ZACHODZIE DO GRANIC CZECZENII NA WSCHODZIE. WEDŁUG OCEN OUN, W SKŁAD OBECNIE ISTNIEJĄCEGO PAŃSTWA UKRAIŃSKIEGO MAJĄ BYĆ WŁĄCZONE TERYTORIA NALEŻĄCE OBECNIE DO POLSKI /PODLASIE, CHEŁMSZCZYZNA, ŁEMKOWSZCZYZNA, NADSANIE/" /wg. Wiktora Poliszczuka "Ludobójstwo nagrodzone"-Toronto 2003 - Oakville, ON, Canada, L6J 6S7/. W czasie wojny i okupacji 1939 - 1945 Kraków stał się siedzibą OUN. W kwietniu 1940 roku powołano do życia UKRAIŃSKI CENTRALNY KOMITET /UCK/. UCK był finansowany z kasy ABWEHRY - /DYWERSYJNO - SABOTAŻOWA CENTRALA WEHRMACHTU/. Stepan Bandera współuczestnik mordów o których wyżej - "wódz" OUN wziął udział w utworzeniu dwóch batalionów – „Nachtigall" i „Roland". Bataliony owe odegrały stosowną rolę w proklamowaniu przez OUN Bandery „państwa ukraińskiego" w 1941 roku. Na batalionie "Nachtigall"/Słowiki/ ciąży zarzut współudziału w aresztowaniu i ZAMORDOWANIU w lipcu 1941 roku NA WZGÓRZACH WULECKICH WE LWOWIE PROFESORÓW LWOWSKICH . Działacze OUN Bandery 30 czerwca 1941 roku proklamowali "państwo ukraińskie", tym samym postawili Niemców przed faktem dokonanym. Kolejne dzieje "nowego państwa ukraińskiego", powstania ukraińskiej SS - Galizien wymagają oddzielnego opracowania. W tym miejscu należy przypomnieć "Śluby lwowskie" króla Jana Kazimierza. Wydarzenie, jakie miało miejsce 1 kwietnia 1656 roku w katedrze lwowskiej było faktem nie mającym precedensu w historii Europy. Tego dnia, podczas uroczystej mszy św. w katedrze lwowskiej w obecności senatorów, biskupów, szlachty i ogromnych rzesz zwykłego ludu, król Jan Kazimierz - dokonawszy wpierw koronacji Matki Bożej na KRÓLOWĄ KORONY POLSKIEJ - klęknął przed wizerunkiem Matki Bożej Łaskawej i wypowiedział następujące słowa : "Wielka człowieczeństwa Boskiego Matko i Panno! Ja, Jan Kazimierz, Twego Syna, Króla królów i Pana mojego, i Twoim zmiłowaniem się król, do Twych, Najświętszych stóp przychodząc, tę oto konfedyracyję czynię: Ciebie za Patronkę moją i państwa mego Królową dzisiaj obieram. Mnie, Królestwo moje Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudzkie, Inflandzkie, i Czernihowskie, wojsko obojga narodów i pospólstwo wszystko Twojej osobliwej opiece i obronie polecam, Twojej pomocy i miłosierdzia w teraźniejszym utrapieniu królestwa mego przeciwko nieprzyjaciołom pokornie żebrzę." Śluby Jana Kazimierza wiernie „ku pokrzepieniu serc" opisał w ”Potopie" polski laureat literackiej Nagrody Nobla Henryk Sienkiewicz, a ślubowanie ODNOWIŁ JAKO jedyny z prezydentów RP po 1989 roku prof. LECH KACZYŃSKI. Kolejnym "udowadnianiem ukraińskich korzeni Lwowa" zajmują się opłacani przewodnicy turystyczni po Lwowie, przedstawiający „historycznie wolną Ukrainę z jej sercem Lwowem" w sposób niesłychanie prymitywnie kłamliwy. Bolesne jest to, iż niejednokrotnie przewodnicy owi posługują się nienaganną polszczyzną, nie wiadomo więc czy „wykształceni" są w Polsce, czy też w samym „ukraińskim” Lwowie. Młodych uczestników wycieczki z Polski na terenie Cmentarza Obrońców Lwowa przewodnik informował, iż "oto stoimy na Cmentarzu Strzelców Siczowych". Na zapytanie jednego z uczestników wycieczki: „a te krzyże na lewo w szeregach, to co? Usłyszał w odpowiedzi: "a ło". Zresztą nie ma się co dziwić, skoro sam biskup polowy wojska polskiego Tadeusz Płoski w czasie odprawiania mszy św. w dniu otwarcia Cmentarza Obrońców Lwowa 24 czerwca 2005 roku powiedział: „stoimy na ziemi ukraińskiej". "Kurier Codzienny" Chicago podał tę wypowiedź w mojej korespondencji ze Lwowa z dn.5 - 7 sierpnia 2005 roku pt. "Lwowskie spotkania". Przypomnę również, iż w wyniku „kompromisu" zniknęły z Cmentarza Obrońców Lwowa m.in. lwy z tarczami z napisami – „Zawsze wierny" „Tobie Polsko". Już poza protokołem „nieznani sprawcy" wymazali napisy w językach angielskim i francuskim i zerwali tarcze z emblematami przy pomnikach piechura francuskiego i lotnika amerykańskiego. Był to oczywisty skandal dyplomatyczny. Strona Polska nie zareagowała notą dyplomatyczną na wydarzenie łamiące obopólne uzgodnienia stron. Tymczasem medialnie już z wielkim rozgłosem wychodząca we Lwowie gazeta "Za wilnu Ukrainu" w numerze z dnia 19 czerwca 2001 roku informuje w tytule, iż "MATY IWANA PAWŁA II BUŁA UKRAJINKOJU". Tuż pod tytułem z lewej strony widnieje zdjęcie kobiety z niemowlęciem podpisane: "MATY PAPU TRYMAJE JOWO NA RUKACH", z prawej zaś strony większego formatu fotografię opatrzono podpisem: "BATKO I MATY PAPY RYMSKOWO". Fotografia przedstawia zdjęcie ślubne Rodziców Papież Jana Pawła II.W tekście podano, iż UKRAINKA Emilia Kaczorowska z mężem Karolem Wojtyłą przybyli do Wadowic pod Krakowem w czasie wojny/?/. Czy Kraków i Wadowice, Krynica i Bielsko Biała to też terytoria "niepodległego państwa ukraińskiego"? Może to coś na miarę hitlerowskiego "Generalnego Gubernatorstwa"? A kto jest "Generalnym Gubernatorem"? Juszczenko, czy Jakunowycz? A może piękna Julia? "Honorowo" zaś "Czuprynka" i Bandera"? A może wskrzeszony batalion Nachtigall i SS Galizien? Na te pytania "Za wilnu Ukrainu" nie daje odpowiedzi. Tymczasem gazeta ukraińska nie informuje również czytelników, iż Emilia z Kaczorowskich Wojtyłowa urodziła się 26 marca 1884 roku w Białej /część Bielska Białej/ jako córka Feliksa, krakowskiego rymarza i Marii z domu Scholz, która była z kolei córką krakowskiego szewca. Rodzina Kaczorowskich była liczna - Emilia przyszła na świat jako piąte z trzynaściorga dzieci. Wykształcenie otrzymała w krakowskiej szkole zakonnej Sióstr Miłości Bożej. Aby nie było wątpliwości rzeczona gazeta nie podaje również, iż Karol Wojtyła - senior urodził się 18 lipca 1879 roku w Lipniku. Wzorem ojca uczył się na krawca, ale w wieku 21 lat powołano go do wojska austriackiego i już do końca życia pozostał zawodowym wojskowym. Kolejno służył w Wadowicach , we Lwowie , Krakowie i ponownie w Wadowicach . Rodzice przyszłego papieża Polaka ślub wzięli w Krakowie w 1906 roku, trzynaście lat mieszkali w Krakowie , a w 1919 roku przenieśli się z Krakowa do Wadowic , gdzie w 1920 roku urodził się Karol Józef Wojtyła - Jan Paweł II . Zapewne również osoby urodzone we Lwowie są Rosjanami skoro w dowodach osobistych w rubryce miejsce urodzenia - wpisano w Polsce - LWÓW /ZSRR/. Należy pamietać, iż Lwów jako jedyne polskie miasto został odznaczony KRZYŻEM VIRTUTI MILITARI. UROCZYSTOŚĆ MIAŁA MIEJSCE 11 LISTOPADA1920 ROKU NA PLACU MARIACKIM PRZED POMNIKIEM ADAMA MICKIEWICZA WE LWOWIE, A DEKORACJI DOKONAŁ NACZELNIK PAŃSTWA POLSKIEGO PIERWSZY MARSZAŁEK POLSKI JÓZEF PIŁSUDSKI. Należy również pamiętać, iż SEJM I RZECZYPOSPOLITEJ UCHWAŁĄ POWZIĘTĄ W ROKU 1658 NADAŁ MIASTU MIANO SEMPER FIDELIS POLONIAE /ZAWSZE WIERNY POLSCE /. SŁYNNI LWOWIANIE Do słynnych lwowian, o których wspomniałem należą m. in. 1. IRENA DZIEDZIC Dziennikarka ze "Złotym mikrofonem", wieloletnia przyjaciółka Józefa Cyrankiewicza/ tego premiera Polski Ludowej od obcinania rąk robotnikom/ - ostatnio ujawniona jako TW - ksywa "MARLENA" /. Warto nadmienić , iż w opracowaniu własnym pt. "UPADEK NAGRODY NOBLA Z HAŃBĄ DOMOWĄ I UBEKAMI W TLE" /"KURIER CODZIENNY" 3 - 5 MARCA 2006 / uwidoczniłem p. Irenę Dziedzic jako dziennikarkę umieszczoną na t.zw. liście Wildsteina, jak również jej kolegów Malgorzatę Niezabitowską, Krzysztofa Mroziewicza, Krzysztofa Teodora Toeplitza, , Aleksandra Krawczuka, Józefa Oleksego, Karola Świerczewskiego /Waltera/, Jakuba Prawina, - którzy są sprawdzonymi TW. Maria Przybylska - aktorka, okazała się osobą pokrzywdzoną. Na liście Wildsteina figurują jeszcze m.in. Janina Paradowska , Franciszek Ziejka i Henryk Markiewicz profesorowie UJ. 2. WANDA WASILEWSKA Radziecka działaczka komunistyczna i pisarka. Po 17 września 1939 roku przyjęła obywatelstwo radzieckie i zamieszkała we Lwowie, gdzie objęła kierownictwo grupy polskich i radzieckich komunistów. Z okupowanej Warszawy przy pomocy GESTAPO/!/ i NKWD sprowadziła do LWOWA pełne wyposażenie swojego warszawskiego mieszkania. W 1940 roku założyła wraz z przedwojennym agentem NKWD Jerzym Putramentem na polecenie Stalina pismo literackie "Nowe Widnokręgi" będące lwowską jaczejką NKWD stworzoną do inwigilowania polskiej inteligencji we LWOWIE. Była to również katownia bolszewicka, na czele z JULIĄ BRYSTYGIEROWĄ, PUŁKOWNIKIEM NKWD. Naczelna redaktor "NOWYCH WIDNOKRĘGÓW" Z rozkazu STALINA stworzyła komunistyczny ZWIĄZEK PATRIOTÓW POLSKICH KTÓREGO ZOSTAŁA SZEFOWĄ. Deputowana do RADY NAJWYŻSZEJ ZSRR. 3. JACEK KUROŃ Młody Kuroń oddany był idei stalinowskiej cały - sercem i umysłem. Już w liceum był aktywistą ZWIĄZKU WALKI MŁODYCH. Wkrótce potem został członkiem komisji szkolnej Komitetu Dzielnicowego PZPR. Nie ograniczał się do agitacji komunistycznej, przekonywał uczniów by donosili na swoich rodziców. Co mówią w domu? Czy słuchają zagranicznych rozgłośni radiowych? Aby bronić się przed niebezpiecznym ludem nosił przy sobie pistolet - jak napisał w swych pamiętnikach Strumph - Wojtkiewicz . A należy pamiętać, iż w tamtym okresie za nielegalne posiadanie broni palnej groziła kara, do KARY ŚMIERCI WŁĄCZNIE, a cywil posiadający broń palną, nie będący w NACZELNYCH ORGANACH PAŃSTWA należał do najbardziej ZAUFANYCH ludzi reżimu. Wraz z wiekiem Kuroniowi nie przechodziło zainteresowanie tym co robi młodzież. Wzorując się zapewne na "Poemacie pedagogicznym" Makarenki zgodnie z zawartymi tam bolszewickimi zalecaniami utworzył /reaktywował/ CZERWONE HARCERSTWO. Powstały HUFCE WALTEROWCÓW . Współpracownikami Kuronia w Czerwonym Harcerstwie byli Adam Michnik i Seweryn Blumstein. CZERWONE HARCERSTWO TOWARZYSTWA UNIWERESYTETU ROBOTNICZEGO - działająca w latach 1926 - 1942 - lewicowa organizacja harcerska powstała z inicjatywy ORGANIZACJI MŁODZIEŻY UNIWERSYTETU ROBOTNICZEGO /OMTUR/. Członkowie organizacji brali udział w akcjach politycznych lewicy /m.in. na rzecz CZERWONEJ HISZPANII/. Działacze czerwono - harcerscy stawiali sobie za cel wychowanie młodzieży w duchu ideałów proletariackich /socjalistycznych/. Zawołaniem Czerwonych Harcerzy było hasło "Bądż Gotów" /zamiast "Czuwaj"/ przypominające o stałej gotowości do walki o socjalizm. Tylko z nazwy byli to harcerze, tak naprawdę to WALTEROWCY /ideolog - ubek - politruk NKWD gen . Karol Świerczewski "Walter"/. Czerwoni Harcerze byli SOWIECKIMI PIONIERAMI. Dzieci i młodzież zostali całkowicie odcięci od tradycji skautingu. Ośmieszano zasady etyczne służby harcerskiej oparte na służbie "Bogu, Ojczyźnie i Bliźnim". Wprowadzono drużyny koedukacyjne. Młodzież płci obojga nie tylko mieszkała we wspólnych namiotach, ale miała nawet WSPÓLNE SZCZOTECZKI DO ZĘBÓW. Uczono tam czym jest prawdziwy komunizm. W owych obozach czynny udział brali podwładni Jacka Kuronia - Adam Michnik i Seweryn Blumstein dzisiejsi redaktorzy "Gazety Wyborczej". Początek lat sześćdziesiątych przynosi lekką ewolucję w poglądach Kuronia. Nadal był oczywiście zagorzałym marksistą , ale zaczynała go fascynować odmiana komunizmu proponowana przez Lwa Trockiego. Sąd skazał świeżo nawróconego trockistę na 3 lata więzienia. A więc nie o p o z y c j o n i z m antykomunistyczny, jak wielu dotąd sądzi, ale t r o c k i z m był przyczyną g o m u ł k o w s k i c h /!/ wyroków sądowych. Ekipa Władysława Gomułki zrobiła z Kuronia męczennika na skalę międzynarodową. Na wolność Kuroń wyszedł w 1967 roku. Będąc w opozycji do Władysława Gomułki nadal jednak ostro komunizował. Czas Komitetu Obrony Robotników jest dzisiaj przedstawiany jako najwspanialszy okres w życiu Kuronia. Nie zwraca się uwagi na to, iż w jego publicystyce z tego okresu przewijał się postulat REZYGNACJI Z SUWERENNOŚCI PAŃSTWA POLSKIEGO. Bezpieka dbała jednak o to, aby pozycja Kuronia rosła i nabierała znaczenia. W mieszkaniu Kuronia istniało coś na kształt centrali informacyjnej dla prasy zagranicznej. Telefon Kuronia działał bez usterek. "Sadzę też, iż odpowiedni funkcjonariusze pilnowali, aby nic się w jego bezcennej instalacji nie zepsuło" - twierdził Edward Gierek w rozmowie z Januszem Rolickim w "Przerwanej dekadzie". Jacek Kuroń z bezpieką miał kontakt bezpośredni od wczesnej młodości. Najpierw jako młody i gorliwy stalinowiec, kiedy brał udział w akcjach organizowanych przez UB, później jako zwalczany trockistowski ideolog, aby w charakterze tegoż opozycjonisty prowadzić z bezpieką negocjacje polityczne. Gdy skończył się PRL, nie minął Kuroniowi sentyment do esbeków. Jako minister bronił ich PRZYWILEJÓW EMERYTALNYCH. Jak ujawniono ostatnio, rozmowy z esbekami Kuroń prowadził od 1985 roku. Potwierdza to Lech Wałęsa mówiąc: "Prawda, prowadził negocjacje, bo ja go osobiście do tego upoważniłem". Kuroń urodzony we Lwowie nigdy nie czuł się POLAKIEM, lecz UKRAIŃCEM. Twierdził, iż to Polska właśnie zdradziła Ukrainę dwukrotnie. Ten drugi raz w roku 1918, gdy w następstwie wojny z Polską padła Zachodnio - Ukraińska Republika Ludowa. Według Jacka Kuronia LWÓW BYŁ I JEST SERCEM UKRAINY, a Polacy mieli się ZRZEC LWOWA I MAŁOPOLSKI WSCHODNIEJ, aby mogło powstać PAŃSTWO UKRAIŃSKIE/ ! Terytorium Małopolski Wschodniej to tereny od Krakowa po Berdyczów - noszące nazwę "Klein Polen" czyli Małopolski. Podobne do kuroniowych wysuwa żądania terytorialne faszystowsko-nacjonalistyczna Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i partia Swoboda ze swoim faszystowskim przywódcą faszystą Ołekiem Tiahnybokiem, organizującym ukraińskie pochody we Lwowie pod publicznymi hasłami „Smert Lachom”, Lachy za San”. Kwartalnik "Cracovia Lepolis" ukazujący się w Krakowie w numerze 1 /2005 str.60 podaje, iż Wiktor Juszczenko określił Kuronia jako wielkiego Polaka i Wielkiego Ukraińca /!/, oraz przywiózł na jego grób garść ukraińskiej ziemi, która Jacka urodziła/!/ Kuronia pochowano z honorami jako "Kawalera Orła Białego" - najwyższego cywilnego odznaczenia R.P. Zdaniem red. Andrzeja Pawłowskiego, autora listu do Jacka Kuronia przesłanego w maju 2002 do redakcji "Gazety Wyborczej" "Kawalera Orła Białego" obowiązuje lojalność wobec Polski i polskich bohaterów. Tymczasem tendencyjne wypowiedzi i opisy Kuronia dotyczące stosunków polsko - ukraińskich są takie, jak gdyby nosił on na piersi najwyższe odznaczenie Ukrainy - Order Jarosława Mądrego I Klasy - kończy długi list red. Andrzej Pawłowski. Owego listu "Gazeta Wyborcza" nie wydrukowała. Lwowa, miasta, położonego zaledwie ok. 350 km. od Krakowa „zdobyć" nie łatwo. Wariantów środków lokomocji jest kilka. Wybieramy samochód osobowy. Z Krakowa do granicy polsko - ukraińskiej w Medyce ok. 4 godz. jazdy. Na samej granicy po obu jej stronach "koszmar" polegający na staniu do odpraw granicznych w wielokilometrowych "kolejkach" samochodowych i to kilku. Polska straż graniczna zna mnie od wielu już lat jako akredytowanego dziennikarza "Kuriera Codziennego" pyta więc jedynie o legitymację prasową i akredytację. Przepuszczają nas względnie szybko z serdecznością, pytając z ciekawością o tematykę moich reportaży, czy też publikacji. Każdego roku zresztą przesyłam moje artykuły znanemu mi oficerowi straży granicznej. Gorzej jest już po stronie ukraińskiej, stoimy niespodziewanie w upale wiele godzin. Kolejki graniczne spowodowane są przez t.zw "mrówki". Są to osoby jadące przez granicę po tańszą benzynę i papierosy z "kontrabandy". Jedno przekroczenie granicy, to pełny bak i 40 litrów benzyny, tańszej po stronie ukraińskiej o połowę, zresztą wątpliwej jakości, oraz kilka kartonów szmuglowanych papierosów. Ponadto na terytorium Ukrainy wwożone są nowe karoserie znanych marek samochodowych, a to celem przeróbki "trupojezdek" na "nowe markowe auta". Sporo takich "mercedesów”, „fordów”, „opli”, czy „bmw" jeździ po Lwowie, czy Kijowie. Obraz dopełniają jeszcze t.zw. "mrówki piesze" przenoszące jeszcze proszki do prania i oczywiście "kontrabandę" papierosową. Obrazki żywo przypominające poprzednio komunistyczną epokę. Nic się nie zmieniło, tylko bolszewicką czerwoną gwiazdę zastąpił ukraiński tryzub. Wreszcie jedziemy do Lwowa. Mamy przed sobą 90 km. Ziemie które mijamy, od średniowiecza związane z Polską, były rejonem, gdzie procesy polonizacji następowały bardzo szybko. Wkrótce po przekroczeniu granicy w Medyce znajdujemy się w Mościskach, niewielkim miasteczku dawnej ziemi przemyskiej. Na skrzyżowaniach głównej ulicy Mościsk z uliczkami prowadzącymi do pobliskich wsi spacerują prostytutki /!/, zapewne "tirówki". Rozglądamy się za szyldami "salonów masaży" - nie ma. Jest za to stacja benzynowa, której pracownik nachalnie chce kupić złotówki, lub dolary za hrywny, oferując cenę znacznie odbiegającą od kantorowej na naszą niekorzyść. Gdy odmawiamy transakcji, jak spod ziemi wyłania się "pracownik" jakiegoś towarzystwa ubezpieczeniowego, żądający ubezpieczenia samochodu i podróżnych. Zagraża nam powrotem do granicy. Wykupujemy "ubezpieczenie" przedtem przejeżdżając betonowy próg stacji benzynowej, tak wyprofilowany, iż moje bmw z hukiem uderza podwoziem w beton. Na szczęście jedziemy dalej. Mijamy Sądową Wisznię lokowaną w 1368 roku przez Kazimierza Wielkiego. Bliżej już Lwowa przejeżdżamy przez Gródek Jagielloński. Wyłania się wreszcie Lwów ze swą pierwszą rogatką. Mieszkamy w budynku 9 piętrowym "blokowcu" z epoki socrealizmu typu "nowohuckiego" w t.zw. "nowym Lwowie". Budynki tam posadowione skonstruowane z wielkiej płyty, na nie zniwelowanym terenie straszą brzydotą i złym stanem technicznym, prowadzącym do szybkiej śmierci technicznej. Brak izolacji termicznej sprawia "piekło" w pomieszczeniach, a płyty balkonowe rozgrzane w promieniach słońca, w nocy przypominają kaloryfery. Woda w kranach jedynie 4 godziny na dobę. Należy w tym miejscu nadmienić, iż Lwów nie posiada wody otwartej, jako rzeki powierzchniowej. Istnieje przepływająca przez Lwów jedynie rzeka Pełtew mająca swój bieg poniżej otaczającego terenu. Zaspokojenie potrzeb wody pitnej dla milionowego miasta jest technicznie niemożliwe. Infrastuktura miasta przewidywała zaopatrzenie w wodę pitną dla maksimum 300 tys. mieszkańców i tylu mieszkańców miasto liczyło do 1939 roku. Wybudowanie w celach propagandowych przez okupantów bolszewickich nowych osiedli i doprowadzenie do liczebności miasta ok. 1 mln. mieszkańców trwale pozbawiło miasto wystarczającej ilości wody gospodarczej i pitnej. Drogi dojazdowe i ścieżki wokół "nowego Lwowa" właściwie nie istnieją, przedstawiając jedno wielkie rumowisko, z niekiedy półmetrowymi dziurami wypełnionymi brudem i śmieciami, jako, iż rzadko występujące kubły na śmieci są już przepełnione i nie opróżniane. Śmieci beztrosko jak ptaki fruwają po osiedlach przy lekkich podmuchach wiatru. Zieleni nie ma. Za to istnieją liczne osiedlowe ławeczki na których o każdej porze spotkać można pijaczków z nie odłącznymi flaszeczkami, rozrzucanymi "po wsiech" z rozbitym szkliwem włącznie. Na ławeczkach owych wysiadują podpici chłopcy - nie chłopcy, dziewuszki nie dziewuszki. W zatoczkach, które nigdy nimi nie były, stoją gdzie nie gdzie trupojezdk ( samochodowe wraki) - Zaporożce, Łady, Moskwicze, Wołgi, Pobiedy etc. Taksówki wezwać nie można, bo jak dojedzie? Chociaż znajdują się jeżdżący mistrzowie, tymi "trupojezdkami". Istniejące windy budynków od lat nie są konserwowane. Gospodyni uprzedza nas - "nie opierać się o ściany windy, bo trze o mur! "Drętwota, obrzydzenie, strach i smród Z ul.Iwaszkiewicza /Kniazini Olgi/ do Rynku godzina jazdy rozlatującym się tramwajem poruszającym się po wąskotorowych szynach. Szyny wbudowane w kocie łby z czasów Franz'a Josefa i typu cyrkowej Wańki - Wstańki, czyli zapadająca się nawierzchnia. Szybkość tramwaju 6 km/godz. Niejednokrotnie jazda tramwajem przerywana jest komendą konduktorki w fartuszku w kwiatki: "Wysiadać dalej nie jedzie". Jazda samochodem po lwowskich nawierzchniach z kocich łbów to narażanie się na urwanie zawieszenia, albo coś jeszcze gorszego . We lwowskiej katedrze rzym.- kat., jednym z dwóch polskich kościołów rzymsko - katolickich zamówienia na mszę św. przyjmują niezbyt grzecznie, młody ksiądz - nie ksiądz, w ławie kościelnej, w głównej nawie /czyżby przebieraniec?/ i w zakrystii młoda zakonnica. Wiadomo mi, iż zamówienia na msze św., oraz inne intencje przyjmuje się w kościołach w zakrystii. Osoby owe wydają poświadczenia o zamówionej mszy św. w języku ukraińskim. Na zapytanie dlaczego po ukrainsku - ksiądz odpowiada: "Bo nie ma po polsku", natomiast zakonnica odpowiada: "Niech mnie pan nie denerwuje". Do księdza dołącza się dama sprzedająca dewocjonalia w kościele: "Nie musi pan zamawiać". Rodzą się więc pytania: Dlaczego proboszczem katedry rzymsko - katolickiej, a więc o obrządku łacińskim we Lwowie jest Ukrainiec Wiktor Antoniuk? Nie ma we Lwowie polskich księży? Dlaczego ksiądz przyjmuje datki w ławie kościelnej, a nie w zakrystii? Dlaczego ksiądz nie prowadzi księgi datków wiernych? Dlaczego napis na kościelnej skarbonce jest wyłącznie w języku ukraińskim? Dlaczego informacje o terminach mszy św. są wydawane w języku ukraińskim? Na te pytania powinien odpowiedzieć przybywającym z całego świata wiernym, jak również czytelnikom "Kuriera Codziennego" metropolita lwowski. Budynek Metropolii Lwowskiej zamknięty na głucho, nigdy nie dostępny. Tymczasem nadchodzi pora na zwiedzenie i oddanie hołdu, jak zwykle, zmarłym spoczywającym na Cmentarzu Łyczakowskim, szczególnie dłużej zatrzymując się nad mogiłami Wielkich Polaków. Pochylamy nasze głowy na Cmentarzu Obrońców Lwowa i bierzemy udział w mszy św. na Wzgórzach Wuleckich, gdzie zawsze 4 lipca odbywa się msza św. w rocznice mordu Profesorów lwowskich wyższych uczelni pomordowanych 4 lipca 1941 roku przez batalion ukraińsko - niemiecki Nachtigall. Profesorowie lwowscy zginęli na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie 4 lipca 1941 roku rozstrzelani „po katyńsku” strzałami w tył głowy przez ukraińsko – niemiecki batalion Nachtigall, którego dowódcą był Roman Szuchewycz – („Taras Czupprynka”). Tuż obok w Zakładzie Abrahamowiczówi i w lesie Krzywczyńskim ukraińscy nacjonaliści pomordowali wraz z hitlerowcami TYSIĄCE ofiar w t.zw. drugiej egzekucji. Istnieje domniemanie, iż w grupie drugiej znalazł się mój ojciec Maurycy Marian Szumański, intelektualista, lwowski docent medycyny - pracownik naukowy Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie - asystent najstarszej ofiary 82 letniego prof. Adama Sołowija światowej sławy ginekologa - położnika rozstrzelanego na Wzgórzach Wuleckich. Mój ojciec został aresztowany przez gestapo w swoim /naszym/ mieszkaniu przy ul. Jagiellońskiej 4 we Lwowie w dniu 4 listopada 1941 roku i umieszczony w więzieniu gestapowskim przy ul. Pomorskiej a następnie ul. Łąckiego we Lwowie, wraz z innymi aresztowanymi intelektualistami lwowskimi. To właśnie tutaj we Lwowie arcybiskup greckokatolicki Andrzej Szeptycki powitał w 1941 roku chlebem i solą gubernatora Hansa Franka, hitlerowskiego zbrodniarza wojennego skazanego przez sąd w Norymberdze na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano. A w niedzielę słuchamy mszy św. w kościele im. św. Marii Magdaleny. Spotykamy wielu wybitnych lwowian, m.in. redaktor naczelną znakomitych "Lwowskich spotkań" Bożenę Rafalską, redaktora naczelnego "Cracovia Leopolis" Andrzeja Chlipalskiego. To właśnie ten kwartalnik w numerze 3 / 2006 opisuje haniebną historię, która wydarzyła się w kościele im. św. Marii Magdaleny z końcem maja 2006 roku. Otóż proboszcz kościoła ks. biskup Leon Mały skierował do parafian list w sprawie koncertu związanego z obchodami "Dni Krakowa" we Lwowie . Koncert nie odbył się w kościele, ponieważ parafianie zablokowali miejsce przed głównym ołtarzem, krakowscy artyści nie zgodzili się na występ w tym miejscu. Dyrektor Domu Muzyki Organowej /czyli kościoła św. Marii Magdaleny/ p. J. Winnicki wystosował kartkę do p. Józefa - kościelnego u św. Marii Magdaleny następującej treści: "Szanowny Panie Józefie 3 - 4 czerwca o 17 godz. koncerty na ołtarzu. Proszę zabrać wasze m a n e l i z szacunkiem Dyrektor J.Winnicki." Wasze "maneli" to przedmioty kultu religijnego, w tym także krzyże. Parafianie zwrócili się więc do proboszcza ks. biskupa Leona Małego z propozycją niedopuszczenia do profanacji i stania w obronie świętości ołtarza i krzyży. Biorąc pod uwagę świętość sprawy ks. proboszcz powiadomił dyrektora, że na ołtarzu koncertów być nie może, bo to jest miejsce święte - jak wynika z treści listu. W zakończeniu szerokiego uzasadnienia swojego stanowiska ks. proboszcz przyłącza się do stanowiska wiernych pozostania w kościele i niedopuszczenia do profanacji ołtarza w kościele św. Marii Magdaleny. Koncert się nie odbył. Lwów wielokrotnie w swojej przeszłości zachwycał i zadziwiał atmosferą, raczej w innych miastach polskich niespotykaną. To niepowtarzalny kresowy akcent, bałak lwowski, nie zapomniana "Lwowska fala" z Tońciem, Szczepciem, Władą Majewską, tekstami Mariana Hemara. Wystarczy wspomnieć "batiarskie - kinderskie" piosenki np.: "Tylko we Lwowi". Literatura o Lwowie jest ogromna, również w Internecie. Tylko czytać! A galeria niespotykanych gdzie indziej typów, proszę, oto fragmenty opisów: LOLO WARIAT - nostalgiczny , niechlujny osobnik, jednakowo "wywatowany" w zimie i w lecie, wyglądem wzbudzjący ogólną sensację . WARSZAWA - WAWA - gentelman w batiarskim kaszkiecie - proponujący napotkanym przechodniom podróż do Warszawy. Bez względu na decyzję "ruszał" truchtem naśladując lokomotywę parową - "warszawa wawa, warszawa wawa" - powtarzał rytmicznie. Dzieci oczywiście za nim biegały, a jakże, łącznie ze mną i z Adamem Macedońskim współtwórcą krakowskiego słynnego "Przekroju". PROFESOR JEGIER - stał niezmiennie w wylocie bramy przy ul. Legionów w zapomnianym już dzisiaj pasażu Hellera, od rana do wieczora . Wykrzywiał śmiesznie usta wołając: profesor Jegier, profesor Jegier, reklamując kalesony jegierowskie, równocześnie rozciągając rzekomo elastyczne nogawki śnieżno białych kalesonów. Ten akurat chyba nie był stuknięty, interes mu szedł jak się patrzy. Trwał do września 1939 roku. ŁUCYK - uzdrowiciel szarlatan ubrany w długą szatę przystrojoną mosiężnymi gwiazdami i kołami, z wężem grzechotnikiem w zarękawku. Sprzedawał pigułki na wszystko, własnego wyrobu. BARONEK - zubożały baron, hulaka, trochę pomylony, żyjący z jałmużny. Wystawał pod hotelem George'a i przemawiał po francusku. Podobno językiem literackim. DOKTOR - stojący zawsze na placu Gołuchowskich, przemawiający do siebie po żydowsku i niemiecku. PROFESOR LUB FILOZOF - poeta, piszący na zamówienie okolicznościowe wiersze, stał z książką w ręku, zwykle na ul. Wałowej i deklamował łacińskie wiersze, lub młodzieży szkolnej odrabiał zadania z łaciny . DURNY IGNAŚ - grywał na skrzypkach pod murem kamienicy na rogu ul. Kurkowej i Czarnieckiego. Zaczepiany przez batiarów okrzykiem: "Ignaś Zośka cię nie kocha". Wołał za nimi w złości: "Idż ty beńkart magistracki!". Wykrzyknik ten stał się popularnym, potocznym zwrotem lwowian, wyrażającym zniecierpliwienie . BEN HUR - albo BUGAJ - na poły oryginał , na poły pomyleniec, który wyśpiewywał w kółko: Buwajty zdorowa, moja zołoteńka". DODIO - dziwak, emeryt z górnego Łyczakowa, chodził w czarnej kapocie z pasją zdzierał afisze z murów, którymi wypychał kieszenie. ALTESZIKER - /STARY PIJAK/ - Żyd, szewc i pijak, tańczący po ulicach. DURNY JASIU - syn przekupki z rynku. Śmiano się z jego powiedzonek: "Ni kupujci barszczu u mojej mamy, bo si tam szczur utopił". ŚLEPA MIŃCIU - siadywała na składanym stołeczku na Wałach Hetmańskich pod pomnikiem Sobieskiego przygrywała na harmonii i śpiewała ówczesne szlagiery np. "Śliczny gwożdziki", "Pienkny tulipani". Zaczepiana przez uliczników wołała za nimi: "ty miglanc!". Wszystkich tych oryginałów, dziwaków i pomyleńców lwowska ulica obejmowala nazwą "świrk" . Wyraz " świrk " był neologizmem lwowskim oznaczającym chorego umysłowo, wariata, pomyleńca - wywodzącym się podobno od zachowania pewnego symulanta, który chcąc się wykręcić od służby w wojsku austriackim udawał wariata ćwierkając jak świerszcz "świrk , świrk". Od "świrka" pochodzą inne popularne we Lwowie wyrazy: świrkowaty - głupkowaty, pomylony, ześwirkować - zachowywać się jak świrk, t.j. wariat. Każdego roku odwiedzamy Lwów. Każdego też roku "Kurier " Chicago i „Głos Polski” zamieszczają na swoich łamach mój materiał lwowski. Tak jest i tym razem. Wyjazd do Lwowa owocuje również spotkaniem autorskim własnym, z moją poezją i niepoprawną polityką najczęściej w polskiej szkole im. św. Marii Magdaleny, jak również audycją w Radiu Lwów, na którą zaprasza mnie p. prezes Radia Lwów red. Teresa Pakosz. Bywam również częstym gościem w lwowskiej "Galerii Sztuki Współczesnej" przy ul. Badenich 9. W owych pomieszczeniach znajduje się również redakcja "Lwowskich spotkań". W tym roku red. naczelna „Lwowskich Spotkań” p.red. Bożena Rafalska zaprosiła mnie na spotkanie z moją poezją miłosną. Publiczności było niewiele, ale za to jakiej! Sama dorodna "lwowska bohema"! Wspomniany już przeze mnie kwartalnik "Cracovia Leopolis" w numerze 3/2005 wydrukował mój wiersz o Obrońcach Lwowa opatrując go ciepłym komentarzem. Ów wiersz i komentarz były przedmiotem mojej audycji w Radiu Lwów w lipcu 2005r. Oto one: "Z końcem kwietnia odbył się w siedzibie LPR w Krakowie wieczór autorski Aleksandra Szumańskiego, poety lwowsko - krakowskiego, korespondenta „Kuriera” Chicago. ”Głosu Polskiego” Toronto i „Warszawskiej Gazety” Warszawa. Autor czytał swoje wiersze pełne patriotycznej i historycznej refleksji, w dużej części związane ze Lwowem, z dramatem jego polskości, z poematu "Fotografie polskie" wydanego w latach 90. W jednym z polskich miesięczników literackich „Suplement” Jerzy Adamski (aktor i pisarz rodem z Buczacza napisał: „- Jest Szumański lirykiem. Urodzony we Lwowie tam mieszkał do 1941 roku. Pierwszy wiersz napisał w 1941 roku wygłoszony w lwowskim radiu przez znanego aktora. W sumie napisał ponad 4000 (!) utworów, z których 380 znalazło się w tomie "Odlatujące ptaki". Utworami tymi, dzięki ich prostocie przesiąkniętej głęboką refleksją i liryzmem, zdobył liczne rzesze czytelników. Wydaje się, że Szumański jest jedynym, który dzisiaj tak pisze.. W utworach swoich nawiązuje do całej znanej nam klasyki. - Cytujemy jeden z jego wierszy o Obrońcach Lwowa : OBROŃCY LWOWA Oni trójkami młodej krwi Wpatrzeni tylko w gród swój stary Szli bez okopów w wolność dni Bo zbrojni byli w łez sztandary. A niebosiężna tylko moc Zbroiła tuman młodych rot, Szrapneli zmowę w Orlą noc Ramiony bronił tylko splot. Oni trójkami w niebo szli, Bo taki trwał Ojczyzny los, Historię wbarwił ból tych dni Wrażej potęgi czarci głos. Szlakami ulic szli nieznani, Nad nimi zaś granatów mowa, Podle zbrojeni, ukochani, Broniący piękna swego Lwowa. W polskości grodu zadumani, Nad nimi trwała wraża zmowa, A byli chciani, choć niechciani Orlęta, dzieci swego Lwowa. I w chwale swej wkraczali dumnie Pieśni nutami Kleparowa, Gołymi pięści walcząc szumnie, Szly Orły, dzieci swego Lwowa. I sztandarami bój wygrały, W dym już rozwiana sila wroga, Bo to Orlęta tak śpiewały, Orlęta, dzieci swego Lwowa. I w łyczakowskim gruzu wale Spoczęły ich dziecięce słowa, A w twardej ziemi, lwowskiej skale Trwają do dziś obrońcy Lwowa. Do zobaczenia za rok we Lwowie. Składam serdeczne podziękowanie: p. mgr Jerzemu Korzeniowi prezesowi Towarzystwa Pamięci Narodowej im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. p. dr .Lucynie Kulińskiej, P . prof. . Janowi Majdzie, P . Lesławowi Flisowi, za udostępnienie mi istotnych materiałów historycznych, bez których nie byłoby możliwe napisanie tej publikacji. Aleksander Szumański Od redakcji "Kuriera Codziennego": Aleksander Szumański ostatnio został odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej.
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz