Kto by pomyślał, że przed świętami jeszcze dwóch gigantów obejrzymy na arenie. Oczywiście, giganty to są przyjazne środowisku, a nie jakieś niszczycielskie. Zresztą, był kiedyś nawet taki niezły animowany film pt. "Gigant" o olbrzymim robocie, który przyjaźnił się z chłopcem. No więc dwa giganty się spotkały, przy czym - jeden duży, drugi mały. Michnik bowiem to gigant kosmiczny, a Żakowski to taki już bardziej lokalny, jak się domyślamy. Jak to jednak między gigantami, na gigantyczne wspomnienia ich wzięło - tedy jeden przez drugiego 20 lat "nowego państwa" wspominają. Fakt, że zleciało, jak w pysk strzelił, zwłaszcza że niejeden obywatel (jak np. taki buc, jak ja), czuje, jakby go tzw. demokratyczna opozycja niejeden raz przez te wszystkie lata po pysku lała. No ale nie o moje buraczane wspomnienia chodzi, tylko o gigantów.
"Jacek Żakowski: – 20 lat minęło… Co czujesz, kiedy o tym myślisz?
Adam Michnik: – Dumę z naszego gigantycznego sukcesu. 20 lat temu do głowy by mi nie przyszło, że cały ten proces przebiegnie tak harmonijnie, czysto i spokojnie.
JZ: Ciekawe, że to mówi człowiek, na którego wciąż leją się wiadra pomyj.
AM: Twoim zdaniem powinienem narzekać, że zostałem skrzywdzony, niedoceniony, pomówiony? Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że będzie gorzej."
Wot, taki początek i od razu łza się w oku kręci na myśl, co może być dalej. Michnik sięga pamięcią do II RP i natychmiast powraca koszmar sanacyjnej Polski:
"już pierwszy demokratycznie wybrany prezydent został zamordowany po dzikiej, szowinistycznej nagonce. Demokracja rozumiana jako obywatelska wspólnota została wtedy złamana. Rok później, w Krakowie, strzelano do robotniczej demonstracji. Trzy lata później mieliśmy antykonstytucyjny wojskowy zamach stanu. Dwa lata później Piłsudski wprowadził oficerów do Sejmu, żeby zastraszyć posłów. Potem były sfałszowane wybory. Po nich aresztowanie przywódców opozycji i osadzenie ich w twierdzy brzeskiej..."
A wtóruje mu zaraz gigant Żakowski:
"…pacyfikacje wsi ukraińskich, numerus clausus, getto ławkowe, cenzura, procesy polityczne, pisarze bici przez oficerów, zabójstwa polityczne, korupcja, partyjniactwo, nepotyzm, malwersacje, Dyzma i tromtadracja…"
Na te dwa głosy pieśń wychodzi im mniej więcej taka, jak w okupacyjnych "Nowych Widnokręgach" albo powojennej "Kuźnicy", choć może to przypadek. Na pewno, ponieważ odskocznią nie jest peerel, lecz III RP, w której do takich patologii, jak w II RP nigdy nie doszło:
"A porównaj to z naszym dwudziestoleciem. Nie wszystko nam się udało, nie wszystko poszło, jak sobie marzyliśmy, ale też nic strasznego się jednak nie stało. Nasze pokolenie nieporównanie lepiej zdało egzamin z wolności i demokracji. Społeczeństwo okazało się dużo bardziej dojrzałe. Uczciwie mówiąc: gadanie o katastrofie, Ubekistanie, Rywinlandzie – to skandal. Wymyślanie świetlistej IV RP na miejsce rzekomo upadającej Trzeciej – to absurd"
Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłem, że III RP komuś się wyda lepsza niż II, ale najwyraźniej nie brałem pod uwagę gigantów, któzy zawsze człowieka buraczanego potrafią czymś ekstrawaganckim zaskoczyć. Oczywiście, nie daj Boże jakiejś IV RP. Trzymać się twardo kursu wytyczonego w sztabie w Magdalence. To rozumiem. Nie można pozwolić na państwo segregujące ludzi:
"jedyna istotna innowacja nowego projektu polega w istocie na wykluczeniu z życia publicznego różnych grup polskich obywateli. Dekomunizacja, lustracja, homofobia, ksenofobia – to są w projekcie IV RP jedyne konkretne hasła programowe. I wszystkie one prowadzą do nowego wykluczenia. Nie wiem, po co to komu."
Cholera, że też na to nie wpadli Niemcy po II wojnie. Tylu narodowych socjalistów wykluczono. Niektórych to nawet wymazano z powierzchni ziemi. I za co? Wykonywali rozkazy. Dopiero w Polsce uznano, że zbrodniarzom należy się zbiorowe przebaczenie, a nie jakaś społeczna ekskluzja. Ale, ale, niby wprowadzono w ten sposób podwaliny nowej, zdrowszej demokracji niż socjalistyczna, jednakże milionom obywateli zatęskniło się, jak zauważa Michnik, do rządów autorytarnych, a więc jednak ten gad "pańskiej Polski" gdzieś ciągle krąży między ludźmi:
"Z jednej strony odrzucenie elit, które przeprowadziły kraj od realsocjalizmu do demokratycznego kapitalizmu. Z drugiej, natarczywe zerkanie w stronę silnej ręki, szeryfa, wodza. W każdym kraju ludzie zadają sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje."
Te elity faktycznie mają pieskie życie, niemalże jak starogreccy cynicy, swoją drogą. Natomiast, nie wiedzieć czemu, Michnik tu używa określenia "szeryf", jakby nie chcąc dopowiedzieć rzeczy do końca. Przecież chodzi o "wodza", a może i pewnie o "fuehrera"? Natarczywe zerkanie. No i jeszcze to pytanie, które "zadają sobie ludzie", czemu tak się dzieje. Paciemu, paciemu? Nu, ani chybi ciągle demon jakiś w narodzie drzemie nie przepędzony egzorcyzmami nowych demokratów. Sprawa jest poważna - 20 lat edukacji, a dalej jakieś gady chcą autorytaryzmu. Ileż można im pisać w "GW" o ksenofobii, wykluczaniu, homofobii, antysemityzmie, antykomunizmie, antyekologizmie etc., żeby nareszcie opanowali nowy dekalog? Ileż?
Tak nawiasem mówiąc, to ja sobie myślę, że to wymiecenie elit, to właśnie dokonał hitleryzm i komunizm w czasie II wojny, a po jej zakończeniu to już tylko komunizm czyścił świat z prawdziwych elit, wstawiając na ich miejsce ludzi w walonkach i marynarkach. No ale to tak na marginesie. Później bowiem przyszedł rok 1989 i porządne elity wyskoczyły spod ziemi.
Nie wchodząc może w szczegóły tej rozmowy, dorzucę jeszcze największy smakołyk dla intelektualistów:
"JŻ: Uważasz, że gen. Jaruzelski jest współtwórcą polskiej transformacji?
AM: To jest tak oczywiste, jak to, że żaden Wałęsa, Reagan ani papież nic by nie pomogli, gdyby Gorbaczow nie zrobił pierestrojki."
Proszę się na tę wymianę zdań nie zżymać. Michnik powiedział prawdę. Tak naprawdę jest. W takim właśnie kraju obecnie żyjemy.
No więc, byle do świąt! :)
http://www.polityka.pl/uwierzcie-wlasnym-oczom/Lead33,933,276737,18/
napisz pierwszy komentarz