Wielka Kombinacja Piłsudskiego - Franciszek Grabowski
Latem 1920 roku nad Wisłą ważyły się losy nie tylko Polski i Europy, ale i świata. Lenin zauważył, że w przypadku zwycięskiej kampanii „nie tylko Warszawa zostałaby zdobyta, lecz zostałby zburzony pokój wersalski”. Tymczasem w Polsce od ponad 80 lat historycy i publicyści usiłują pomniejszyć nie tylko wagę tego zwycięstwa, ale przede wszystkim udział w nim Józefa Piłsudskiego, podważając jego rolę w opracowaniu planu bitwy i posuwając się do najbardziej haniebnych oskarżeń o mordowanie przeciwników politycznych. Wśród tych rozlicznych ataków giną ważkie pytania o jakość dowodzenia w wojnie bolszewickiej oficerów skupionych wokół generała Tadeusza Rozwadowskiego.
Należy zwrócić przy tym uwagę, że wydarzenia tego okresu są co prawda doskonale znane, ale prezentowane są w oderwaniu od siebie i pozbawione szerszego kontekstu, przez co obraz rzeczywistości jest znacząco wypaczony. Dopiero spojrzenie na całokształt wydarzeń pozwala zwrócić uwagę na szereg zależności, które prowadzą do całkowitego przewartościowania historii tego konfliktu.
Wojna prewencyjna
Początek wydarzeń bezpośrednio prowadzących do bitwy warszawskiej miał miejsce wiosną 1920 roku. Piłsudski, wiedząc o planach bolszewickiego ataku na Polskę i postępującej koncentracji wojsk i jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie uda się powstrzymać rozwiniętego natarcia Armii Czerwonej, podjął decyzję o uderzeniu prewencyjnym. W tym celu zawarł porozumienie z atamanem Semenem Petlurą reprezentującym Ukraińską Republikę Ludową, który miał być głównym polskim sojusznikiem. Przy okazji, zadbano o powołanie rosyjskiego Komitetu Narodowego, który miał zastąpić białych i czerwonych, równie wrogich niepodległej Polsce i Ukrainie.
Agresywne zamiary Bolszewików były wielokrotnie kwestionowane przez historyków, jednak opublikowane przez Bogdana Musiała protokoły posiedzeń Biura Politycznego Komitetu Centralnego Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików) jednoznacznie przyznają rację Piłsudskiemu.
Polskie natarcie ruszyło 25 kwietnia, a już 7 maja polskie oddziały tramwajem wjechały do centrum Kijowa. Wydarzenia wywołały konsternację i niezadowolenie w Paryżu i wielką radość w Warszawie. Błyskawiczne zwycięstwo porównywano do wyprawy kijowskiej Bolesława Chrobrego sprzed 1000 lat. Niestety, entuzjazm trwał krótko.
Problemy zaczęły się od wstrzymania w drugiej połowie maja dostaw materiałów wojennych przez Czechosłowację, będącą w orbicie wpływów francuskich. Na początku czerwca ruszyła bolszewicka kontrofensywa i w wyniku ataków, od północy wojsk Michaiła Tuchaczewskiego i od południa słynnej „Konarmii”, Armii Konnej Siemiona Budionnego doszło do przełamania frontu i polskie oddziały dowodzone przez generała Edwarda Rydza-Śmigłego zostały zmuszone wycofać się z Kijowa, by uniknąć okrążenia.
W tym tak krytycznym czasie, idąc przykładem eskalującej restrykcje Czechosłowacji, Austria, Belgia, Niemcy, Stany Zjednoczone i Włochy wprowadziły embargo na dostawy i tranzyt materiałów wojennych, a także werbunek i przejazd ochotników do armii polskiej, praktycznie uniemożliwiając polskie działania. Niewiele brakowało by Polska przegrała przez brak amunicji, sytuację uratowały dostawy węgierskie.
Pośrednio do sankcji dołączyła również Ententa. Podczas konferencji w Spa premierzy, Wielkiej Brytanii, David Lloyd George i Francji, Alexander Millerand, zgodzili się na udział w negocjacjach pokojowych w zamian za ograniczenie terytorium Polski do terenów Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Królestwa Polskiego i Zachodniej Galicji.
Te drastyczne warunki przyjął premier Władysław Grabski. Oburzenie po ich upublicznieniu było tak wielkie, że musiał podać się do dymisji. Na szczęście dalsze sukcesy Bolszewików sprawiły, że odrzucili oni jakiekolwiek propozycje pokojowe i umowa odeszła w niebyt. Oliwy do ognia dolewał Roman Dmowski, który ostro atakował Piłsudskiego, proponując zastąpienie polskich oficerów kadrami pochodzącymi z wojsk Ententy.
24 lipca został powołany rząd Wincentego Witosa. Następnego dnia Kozacy Gaj Chana sforsowali Wisłę. Sytuacja była krytyczna.
Rozkaz operacyjny numer 8358/III
Piłsudski od początku planował powstrzymanie bolszewickiej nawały, jednak żadnego planu
okrążenia armii Tuchaczewskiego nie udało się zrealizować. Ostatnia próba powstrzymania Bolszewików w oparciu o poniemieckie umocnienia w rejonie Wilna, na których załamało się rosyjskie natarcie z 1916 roku, została udaremniona przez pułkownika Stanisława Szeptyckiego, który 14 lipca oddał miasto praktycznie bez walki. Dopiero w bitwie pod Brodami w pierwszych dniach sierpnia udało się szybkim manewrem wejść na zaplecze wojsk Budionnego, tym samym zmuszając go do wycofania się. Powstrzymanie natarcia pozwoliło przerzucić część wojsk na północ, na pomoc Warszawie, gdzie spodziewano się walnego starcia.
Warszawę można było zaatakować na dwa sposoby. Albo atakując bezpośrednio Pragę, albo forsując Wisłę na północ od miasta i obchodząc je od zachodu. Okrążenie Warszawy od południa było niemożliwe ze względu na brak warunków do przeprawy. Oba warianty wojska rosyjskie wykorzystały w 1831 roku, gdy zimą generał Iwan Dybicz podjął bezpośredni szturm i latem, gdy generał Iwan Paskiewicz okrążył miasto. Od tego czasu oba manewry były kanonem działań taktycznych w rejonie Warszawy, ćwiczonym podczas manewrów i gier wojennych.
Przedpola Warszawy były ostatnim miejscem, w którym można było pobić Tuchaczewskiego. 6 sierpnia Piłsudski przedstawił propozycję kontrofensywy znad Wieprza, z rejonu Dęblina i Puław, tak by okrążyć idącego na Warszawę przeciwnika. Szczegółowy plan powstał przy pomocy generała Kazimierza Sosnkowskiego oraz przybyłego dwa tygodnie wcześniej z Francji szefa sztabu, generała Tadeusza Rozwadowskiego. W pracach uczestniczył też generał Maxime Weygand, szef Francuskiej Misji Wojskowej. W trakcie prac Weygand, Rozwadowski, Haller i Sikorski forsowali koncepcję płytszego uderzenia z okolic Garwolina oraz z linii Narwi na południe, ale ostatecznie Piłsudski przeforsował swoją wersję i plan, spisany przez pułkownika Tadeusza Piskora, przeszedł do historii jako rozkaz operacyjny numer 8358/III.
Ponieważ Tuchaczewski zdecydował się połączyć oba warianty ataku i równocześnie atakować na wprost i okrążać stolicę od północy, 10 sierpnia plany zostały skorygowane przez Rozwadowskiego rozkazem nr 10000 wzmacniającym armię Sikorskiego kosztem grupy manewrowej Piłsudskiego. W tym momencie o losie Warszawy decydowały działania Budionnego, który szedł na Lwów, by dalej uderzyć na południe. Kryzys rządowy w Warszawie szczęśliwie utwierdzał Bolszewików w mniemaniu, że już po pańskiej Polsce i nie zdecydowali się na skierowanie „Konarmii” na północ.
Dymisja
Nagle, 12 sierpnia 1920 roku, w kluczowym momencie Piłsudski złożył na ręce premiera Witosa dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich. Swoją prośbę motywował przede wszystkim odpowiedzialnością za doprowadzenie Polski do krytycznej sytuacji militarno-politycznej. Zwracał uwagę na brak przyzwolenia na walkę z bolszewizmem, w którym upatrywał zagrożenie w przyszłości. Wreszcie, rozumiał konieczność usunięcia swej osoby, dla uzyskania poparcia Ententy, niezbędnego w krytycznej sytuacji.
Dymisja została co prawda odrzucona, ale pod wieczór Piłsudski opuścił Warszawę, udając się wraz ze swoim bliskim przyjacielem, kapitanem Aleksandrem Prystorem do... Bobowej na Podhalu, do majątku Wienawa-Długoszowskich, gdzie przebywała jego późniejsza żona, Aleksandra Szczerbińska z córkami Wandą i Jadwigą.
Owo wydarzenie przyniosło kolejną falę zarzutów o tchórzostwo, załamanie nerwowe i próbę dezercji. Jak jednak wspominała Aleksandra Piłsudska, marszałek nie myślał o ucieczce, był zafrasowany i przytłoczony ciążącą na nim odpowiedzialnością i wkrótce udał się do Puław, do sztabu.
Jaki był cel dymisji i owej wizyty w Bobowej?
Sekwencja wydarzeń wydaje się bardzo istotna - 13 sierpnia naczelne dowództwo Armii Czerwonej wydało rozkaz podporządkowania wojsk Frontu Południowego dowództwu Frontu Zachodniego, w celu zabezpieczenia jego południowej flanki. Stalin, przewodniczący Rewolucyjnej Rady Wojennej Frontu Południowego odmówił, słusznie argumentując, że nie ma już czasu na przegrupowanie i taki rozkaz powinien być wydany trzy dni wcześniej.
Naczelny dowódca Armii Czerwonej, Siergiej Kamieniew mógł się tylko poskarżyć Trockiemu. Owo odsłonięte podbrzusze Frontu Zachodniego pozwoliło na przeprowadzenie przez Piłsudskiego skutecznego ataku 16 sierpnia. Jednak wydaje się, że dowództwo radzieckie nie zdawało sobie zupełnie sprawy z powagi sytuacji. 15 sierpnia Bolszewicy nawet ogłosili, że Warszawa padła, a jeszcze 19 sierpnia Politbiuro główne siły kierowało do walki z generałem Piotrem Wranglem.
Co prawda następnego dnia doszły pierwsze niepokojące informacje z frontu polskiego, ale dopiero 26 sierpnia do przywódców radzieckich dotarła z całą mocą groza sytuacji.
Jak to się ma do wyprawy do Bobowej? Piłsudski, który na szpiegostwie zjadł zęby, jak mało kto znał się na pracy wywiadu i znaczeniu informacji oraz dezinformacji. Doskonale sobie zdawał sprawę, że bolszewicy dysponują rozbudowaną siatką wywiadu osobowego opartego o działaczy komunistycznych. Nie mógł też wykluczyć zdrady na szczytach władzy w Polsce. Równocześnie było oczywiste, że Warszawa nie oprze się równoczesnemu atakowi Frontów Zachodniego i Południowego. W tej sytuacji jedyną szansę mogła odegrać misterna kombinacja dezinformacyjna. Jej kulminacją było złożenie dymisji przez Piłsudskiego, a informacja o niej rozeszła się lotem błyskawicy. Pobyt Piłsudskiego w Bobowej, człowieka o niezwykle charakterystycznej fizjonomii i sylwetce, nie mógł ujść uwagi komunistycznym wywiadowcom. Ucieczka niekwestionowanego przywódcy Polski oznaczać mogła zaś tylko jedno - jej koniec. Nic dziwnego, że Politbiuro zostawiło wojnę z Polską samą sobie. Oni już mogli być pewni wygranej.
Cud nad Wisłą
Tymczasem plan Piłsudskiego był realizowany. Wojska bolszewickie napotkały opór zarówno w Warszawie, jak i na północ od niej. 16 sierpnia rusza wreszcie polski kontratak znad Wieprza. Wychodząc z rejonu Dęblina, polskie oddziały prą na północ, przebijając się przez uzupełnienia, tabory i wszelkiego rodzaju zaplecze, odcinając Tuchaczewskiemu zaopatrzenie i drogę ucieczki. W tym momencie dzieje się jednak coś niezrozumiałego. Oddziały generała Józefa Hallera, w tym podległe mu oddziały generała Władysława Sikorskiego ruszają z natarciem, wypychając Bolszewików z szykowanego dla nich kotła. Manewr ten powoduje wysokie straty, szczególnie pod Radzyminem, który z tego względu stał się symbolem bitwy warszawskiej.
Trudno sobie wyobrazić, by działo się to bez akceptacji generała Rozwadowskiego. Jeszcze trudniej, by aż trzech generałów nie zdawało sobie sprawy z podstaw taktyki, a mowa o kanonie znanym od 216 roku przed Chrystusem! Wtedy, w bitwie pod Kannami, Hannibal wycofał część swoich oddziałów, wciągając Rzymian w zasadzkę, by następnie, atakując z okrążenia, zmiażdżyć wielokrotnie silniejszego wroga. Tymczasem, pod Warszawą, generałowie postąpili dokładnie odwrotnie! Rzeczywiście, był to prawdziwy „cud nad Wisłą”.
W efekcie tego zdumiewającego posunięcia, wojska bolszewickie zdołały się przegrupować i umocnić się na linii Niemna, Szczary i Świsłoczy. W odpowiedzi Piłsudski przygotował kolejny plan, którego wykonanie powierzono generałom Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu i Leonardowi Skierskiemu. Wojska polskie związały przeciwnika, po czym grupa uderzeniowa śmiałym uderzeniem przez terytorium Republiki Litwy zaatakowała zaplecze Bolszewików. W wyniku zaciekłych walk, wojska bolszewickie zostały całkowicie rozbite, wzięto 40 tysięcy jeńców. Walki do historii przeszły jako bitwa niemeńska, ale z niewiadomych przyczyn ten olbrzymi sukces wojsk polskich pozostaje w zupełnym zapomnieniu.
Ostatnim aktem dramatu był traktat ryski, podpisany 18 marca 1921 roku po pięciu miesiącach negocjacji. Polska delegacja, złożona głównie z endeków i proaustriackich lojalistów, zdeklarowanych przeciwników Piłsudskiego, zgodziła się praktycznie na wszystkie warunki Bolszewików, a nawet oddała tereny uważane przez nich za bezspornie utracone. Traktat miał dramatyczny wymiar dla szacowanej na nawet dwa miliony ludzi ludności polskiej, która została pozostawiona samej sobie pod jurysdykcją bolszewicką i w efekcie została skazana na śmierć i poniewierkę.
Wiele lat później Jędrzej Giertych nazwał traktat ryski spiskiem Piłsudskiego.
Nagonka
Najprzeróżniejsze napaści na Piłsudskiego trwały od samego początku jego działalności i są kontynuowane do dziś. W natłoku ataków ginie jednak pytanie, jak to możliwe, że świetnie wyszkoleni oficerowie z generałem Rozwadowskim na czele popełnili coś, co nawet nie może być nazwane szkolnym błędem – wypchnęli wojska przeciwnika z zamykanego właśnie kotła. Zniszczyć przeciwnika udało się dopiero „dyletantom Piłsudskiego” z generałem Rydzem-Śmigłym na czele w zupełnie zapomnianej bitwie niemeńskiej, drugiej co do wielkości bitwie tej wojny. Udział Rozwadowskiego w tym starciu ograniczył się jedynie do zmuszenia do odwrotu 4 armii, a w tej części kampanii, do wypchnięcia Konarmii Budionnego, jednakże bez jej ostatecznego zniszczenia.
Również doskonale zorganizowany marsz na Kijów, który kosztował życie jedynie 150 żołnierzy, a także doskonale wykonany odwrót, co bez cienia ironii świadczy o wysokich umiejętnościach dowódczych, został przygotowany bez udziału generała Rozwadowskiego, który wówczas bawił w Paryżu.
Przebieg wojny bolszewickiej zapisany jest na tysiącach stron dokumentów, które szczęśliwie zachowały się w polskich archiwach. Jednak Grzegorz Nowik, jeden z historyków zajmujących się problemem, z pewną konsternacją zauważył, że o ile ZSRR, a następnie Rosja opracowała i opublikowała większość archiwaliów dotyczących tego okresu, to w Polsce nie zrobiono praktycznie nic. Można odnieść wrażenie, że komuś szczególnie zależy, by papier rozsypał się ze starości, zanim ktoś go przeczyta.
Franciszek Grabowski
http://naszapolska.pl/index.php/component/content/article/48-spoeczestwo/3908-wielka-kombinacja-pisudskiego
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz