I daj nam śmierć żołnierską Barbara Wachowicz
Muszę podkreślić bohaterstwo – inaczej tego nazwać nie potrafię – naszych sanitariuszek. Szesnastoletnie dziewczęta, często w odkrytym polu, w nieustającej strzelaninie opatrywały rannych i naszych, i niemieckich. Tam, gdzie chłopiec leżał w trawie, tam widać było klęczącą lub biegnącą postać z rozwianym czarnym lub blond włosem, z wielką torbą u boku i z całkowitym poświęceniem dla cierpiących. I były takie zawsze – przez całe dwa miesiące…”.
Zbigniew Biliński ps. „Bill”, żołnierz Batalionu AK „Zośka”, w pamiętniku powstańczym.
Maria Urbaniec-Downarowicz – „Myszka” (druga z lewej) – jest z nami zawsze 1 sierpnia na kwaterze batalionu „Zośka” (archiwum Barbary Wachowicz)
Warszawska Syrena
Spośród pomników Warszawy, które uniknęły niemieckiej furii niszczenia, ocalał tylko jeden: Syrena na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Kim była dziewczyna, której rysy otrzymał symbol Warszawy?
Autorka pomnika, znakomita rzeźbiarka – Ludwika Nitschowa – stwierdza: „Wyrzeźbiona przeze mnie twarz Syreny warszawskiej jest twarzą Krystyny. Chodziła ulicami warszawskimi prosta, wysoka, jaśniejąca uśmiechem młodzieńczej radości i siły, gotowa na wszystko, co uczciwe, sprawiedliwe i piękne”.
Krystyna Krahelska – warszawska Syrena rodem z Polesia, urodziła się 24 marca 1914 roku w pięknej wiosce Mazurki nad rzeką Szczarą w majątku rodziców – matki Janiny, z zawodu biologa, doktora filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, i ojca Jana, podpułkownika i wojewody poleskiego. Mazurki pozostaną miłością Krystyny do końca jej życia. W wierszu „Jesień białoruska” pisała: „U nas, na Białej Rusi, inaczej niż wszędzie na świecie/ najpierw znad łuhów ciągnie trawą i burzą. I ciszą”. Wszechstronnie utalentowana, studiowała etnografię na Uniwersytecie Warszawskim i kształciła głos, śpiewała fascynująco. Jej kuzynka – Janina Krahelska – wspomina Krystynę: „Łatwość zjednywania sobie ludzi z różnych środowisk i w różnym wieku wypływała z jej charakteru: traktowała zarówno dzieci, jak osoby starszego pokolenia, czy wiejskich ludzi jednakowo poważnie i bezpośrednio, wnikając w ich zainteresowania i obyczaje”. Wyrosła w domu o tradycjach patriotycznych i religijnych. Ostatni wiersz, jaki napisała przed wojną, nosi tytuł „Polska”:
Była szarą, zapomnianą jesienią – szary więzień opuszczał Magdeburg –
Była wielka, i rosła z dnia na dzień, z modlitw, z ofiar, z oczekiwania.
Później była historią w szkole, drzew zielenią, łopotem sztandarów,
Defiladą harcerską na baczność i skowrończą piosenką pod niebem (…)
Bardzo trudno powiedzieć: Polska, żeby w słowie powiedzieć wszystko.
Wiersze wojenne są bardzo często żarliwą modlitwą: „Módl się o wiarę dla nas, o moc, o wytrwanie, Najświętsza Panno, która w Ostrej świecisz Bramie”. Modlitewne błaganie o siłę wytrwania powtarza się:
Chryste Panie z przydrożnych połamanych krzyży,
Krzyżowa nasza droga, droga do zwycięstwa...
Daj nam siłę wytrwania, daj nam wolę męstwa!
I Polskę naszym oczom strudzonym
przybliżaj (…)
Daj nam, Chryste przydrożny,
silną wolę życia!
I daj nam śmierć żołnierską
– jeśli umrzeć trzeba.
W tym wojennym czasie Krystyna przeżywa wielką miłość i wielką tęsknotę. Jej ukochany brat Bohdan i ukochany chłopiec – Stach, są daleko w lotnictwie w Anglii. Do nich pisała: „Wrócą kiedyś… Nie wiemy kiedy. Skądś – z tej swojej wędrówki obcej./ My musimy być mocne i jasne. Nam nie wolno płakać i nie wierzyć…”.
Niestety, w 1943 roku dostała nagle wiadomość, że jej ukochany Stach ożenił się w Anglii. Bardzo to przeżyła. Poświęciła się całkowicie pracy w szpitalach. W styczniu 1943 roku napisała swoją najsławniejszą piosenkę „Hej, chłopcy, bagnet na broń”, która stanie się prawie hymnem Powstania Warszawskiego. Krytycy i historycy podkreślają, że ogromna muzykalność autorki sprawiła, iż jej piosenki odznaczają się niezwykłą melodyjnością i siłą ekspresji. Tadeusz Szewera w antologii pieśni wojennej „Niech wiatr ją poniesie” napisał: „’Hej, chłopcy, bagnet na broń!’ ta pieśń stała się hymnem podziemnego harcerstwa. Pełnię sławy uzyskała podczas Powstania w 1944 r. Śpiewała ją cała Polska. Ponieśli ją powstańcy do obozów, powędrowała daleko poza granice kraju”.
W przeddzień wybuchu Powstania Krysia zapisała: „Będę chwytała życie. W mieście czy w polu, czy w lesie. Pachną łąki i pola, iświat wielki żyje. Tu jest moja najbliższa Ojczyzna”. 1 sierpnia, jako sanitariuszka dywizjonu „Jeleń”, czołgała się ku rannemu koledze. Dopadły ją strzały niemieckiego snajpera. Na mogile Krysi na cmentarzu Służew w Warszawie powinno się znaleźć epitafium, które nam przekazała: „Gdy przyjdzie czas odlotu do krainy innej/ Chcę odlecieć w porywie szczęścia i natchnienia/ Jak ptak, co uciekając z ziemi niegościnnej, /Ziemię na niebo zamienia”.
„Wszyscy Was pamiętają”
„Na miesiąc przed Powstaniem Krysia ostatni raz była na wsi. Tak mi została w oczach. (…) Z wielkimi warkoczami spadającymi na ramiona, jak przysiadła u skraju bruzd. Cała postać wyrażała głuchy żal. Świeciła jak płomień na burej roli” – tak zapamiętał swą starszą córkę Melchior Wańkowicz i taki jej obraz utrwalił na kartach jednej z najpiękniejszych książek o rodzinie – „Ziele na kraterze”. Krystyna Wańkowiczówna zapisała się w pamięci bliskich harda i odważna. Matka –Zofia Wańkowiczowa – pisze o niej w czasie okupacji: „Przede wszystkim cechuje ją prawość. I obrzydzenie do kłamstwa. Często była zamyślona i smutna, ale szczerze i gorąco kocha piękno przyrody. Nie skarży się nigdy. Wyrabia w sobie odwagę i męstwo. Kształci się wytrwale”.
Młodszą córkę –Martę, nazywaną Tili – udało się wysłać z Polski do Ameryki. Krysia pisała w liście do „Kochanego Tatuśka” o swojej podróży z okupowanej Warszawy na wieś: „Dzień był słoneczny i zabawiałam się przyglądaniem płaskim, nudnym polom, które znam tak dobrze, spłowiałym od dojrzewającego żyta, ścieżkom wąziutkim, dzieciakom mocującym się z krowinami po przytorowych rowach. Nie chciałabym od tego odjeżdżać. Nawet za cenę Ameryki”.
Jest w „Zielu na kraterze” taki wzruszający moment, kiedy ojciec widzi Krysię pochyloną nad albumem Wyspiańskiego: „Tatusiu, jakie to piękne – podniosła oczy”. Ojciec „zobaczył, jak zapłoniona fala wzruszenia przepływa przez jasne czoło, aż po ciemne warkocze (…), patrzył na akwarelę ’Macierzyństwo’ i myślał – jakież to drogi wzruszeń czekają jeszcze tę jego córeczkę. Album spłonął. Krysi nie ma”.
Krysia poszła do Powstania w batalionie „Parasol”, dowódcą jej kompanii był hm. porucznik Stanisław Leopold ps. „Rafał”, członek Rady Programowej przy Naczelniku Szarych Szeregów, który ukrywał się w czasie okupacji w Domeczku Wańkowiczów. Krysia ps. „Anna” pełniła funkcję jego łączniczki, ale uprosiła, by ją włączyć do Grupy Szturmowej dowodzonej przez Janusza Brochwicz-Lewińskiego ps. „Gryf”.
Matka – Zofia Wańkowiczowa na próżno szukała ciała córki. Dotarła tylko do relacji towarzyszy broni – świadków śmierci Krystyny. Było to 6 sierpnia na cmentarzu kalwińskim. Grupa „Gryfa” szła, śpiewając „Pałacyk Michla” – ulubioną dziarską piosenkę żołnierzy „Parasola”. Padł pocisk. Gdy sanitariuszki dobiegły do Krysi, wołając ją jej prawdziwym imieniem – Krystyno! Krystyno! „Nie odezwała się. Nie było pulsu, nie było oddechu. Już nie żyła”.
Melchior Wańkowicz usiłował za wszelką cenę odnaleźć „Gryfa”. Bez skutku. Udało się to dopiero Oleńce Ziółkowskiej-Boehm, która towarzyszyła jak kochająca córka ostatniemu etapowi życia autora „Ziela na kraterze” i ma na swym pisarskim koncie wiele świetnych książek poświęconych „tropom Wańkowicza”. W roku 2010 Oleńka odnalazła generała „Gryfa” w Warszawie i przeprowadziła z nim obszerny wywiad. Czytamy w nim relację „Gryfa” o Krysi Wańkowiczównie: „Jako łączniczka ’Rafała’ miała trudne zadanie, musiała przenosić meldunki, ale było to bezpieczniejsze od pracy, którą teraz miała mieć, będąc w mojej Grupie Szturmowej. (…) Była zdeterminowana, by z nami zostać. (…) Była to bardzo odważna dziewczyna, bohaterska. Była ze mną we wszystkich pięciu szturmach, które odbyłem. (…) 6 sierpnia o świcie posłałem ludzi, by szli na pobliski cmentarz ewangelicki. Poszło sześciu chłopców i Krystyna z nimi. Sama się zgłosiła. Podała mi rękę na pożegnanie, śmiała się. Śpiewali ’Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią jej chłopcy od Parasola’. Pół godziny później zginęli. (…) Śmierć Krysi odczułem bardzo głęboko”.
Nazwisko Krysi jest na płycie zbiorowej przy kwaterze batalionu „Parasol”. Ojciec w „Zielu na kraterze” napisał o tym, jak przy apelu poległych „nagle buchnął znicz i słychać było ’Ojcze nasz’. Za was – odnalezionych i nie odnalezionych. Wszyscy Was pamiętają, Krysiu, i pamiętać będą”.
„To my, Polacy!”
„Dr Antoni Stefanowski podczas bitwy pod Bielgowem dnia 7 listopada 1915 roku, mimo przerwania frontu przez Rosjan i gradu kul, pozostał na miejscu opatrunkowym 2. Pułku Legionów, nie chcąc opuścić ciężko rannych żołnierzy, podniecając swem zachowaniem się do wytrwania liniowych oficerów i szeregowych. Ponadto dr Antoni Stefanowski świecił zawsze bohaterską odwagą i niesłychaną sumiennością w pełnieniu obowiązków lekarza pułkowego” – to cytat z wniosku o odznaczenie Orderem Virtuti Militari ojca trzech niezwykłych dziewcząt: Haliny – sanitariuszki, która zginęła w zbombardowanym szpitalu we wrześniu 1939 roku, Ewy – która poległa 22 sierpnia 1944 roku jako żołnierz kompanii „Maciek” batalionu „Zośka”, iZofii – która cudem przeżyła Powstanie. Miała pseudonim „Zosia Sadowa” od kryptonimu plutonu „Sad” w kompanii „Rudy”. W bardzo wielu wspomnieniach towarzyszy broni powtarza się dramatyczny moment, gdy 15września o świcie, biegnąc na spotkanie jedynej łodzi, która przedarła się na powstańczy brzeg z polskimi żołnierzami – zginął ugodzony przez niemieckiego snajpera prosto w serce jeden z najsławniejszych dowódców kompanii w Powstaniu – Andrzej Romocki „Morro”. Tadeusz Sumiński – Leszczyc w „Pamiętnikach Żołnierzy Baonu ’Zośka’” tak zapamiętał tę scenę: „Nagle zjawia się Zosia. Bez namysłu biegnie do Amorka, próbujemy ją zatrzymać. Wyrwała się, klęka przy nim, jest zupełnie odsłonięta, obraca Andrzeja – Nie mogę znaleźć rany! Nie strzelają do niej. Dlaczego?”.
W najnowszym trzytomowym wydaniu „Pamiętników ’Zośki’” znajduje się obszerna relacja Zofii Stefanowskiej o ostatnich dniach Powstania, tragicznych: „Wszyscy wiemy już, że koniec jest tylko kwestią czasu, na tych ostatnich gruzach polskiego Czerniakowa wszyscy czekamy na śmierć. (…) Wisła stanowi dla nas granicę między życiem a śmiercią, granicę tak bliską, a tak trudną do przebycia! Wiemy już wszyscy, że Powstanie upadnie”. A mimo tego przeświadczenia przyjmują ze zgrozą wiadomość o pertraktacjach z Niemcami. „Czyż to możliwe, żeby ktoś myślał o poddaniu się? To byłoby najgorsze ze wszystkiego”. Na okrzyk – Wszyscy z „Zośki” do bramy! – zrywają się. Dowódca batalionu kapitan Jerzy – Ryszard Białous – daje rozkaz przebicia się do Śródmieścia. Zosia jest w grupie powstańców, która ostatnia 23 września opuściła redutę na Czerniakowie. W ich gronie była 17-letnia Maria Urbaniec ps. „Myszka”, także córka bohatera Legionów, ranna w natarciu na Dworzec Gdański, cudem przeprawiona przez kanały. „Zosia Sadowa” opisuje ich dramatyczną wędrówkę: „Co chwilę oświetlają nas rakiety. To Niemcy. Przypadamy wtedy do ziemi. Terkocze CKM, szarpie wokół gruzy, (…) Żereń strzela w bramę, przeskakują, za nimi Myszka… Ale nie, Myszka zostaje. Po chwili dym się rozwiewa i orientujemy się, że tamci już przeskoczyli, myśmy trzy zostały.
– Myszko, co się stało? – Zgubiłam but! Łagodnie tłumaczymy, że należałoby poszukiwanie buta nieco odłożyć. (…) Co będzie za chwilę? Chyba to Polacy, bo zachowują się cicho, nie palą świateł i nie strzelają bez potrzeby”. Zosia woła – To my, Polacy! Nie strzelać! „Więc jednak. Doszliśmy. Nasi, nasi. Skończony koszmar Czerniakowa”.
I Zosia, i Myszka po kapitulacji Powstania znalazły się w obozie w Pruszkowie. Obydwóm udało się stamtąd uciec. Zosia ukończyła studia na wydziale polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i stała się jedną z najwybitniejszych znawczyń polskiego romantyzmu. Jest autorką wielu bardzo cennych prac poświęconych Mickiewiczowi i Norwidowi. Uzyskała stopień profesora, wykładała na Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Obie – Zosia i Myszka – brały czynny udział w ekshumacjach towarzyszy broni i pogrzebach na warszawskich Powązkach. Myszka – mieszkająca we Wrocławiu – mimo kłopotów zdrowotnych z sercem, zawsze przyjeżdża do Warszawy 1 sierpnia i spotyka się z nami na kwaterze batalionu „Zośka”.
Wysłuchała „Matka Boska Ostrobramska, Panienka Najsłodsza” z wiersza Krysi Krahelskiej prośby polskich dziewcząt, bohaterek Powstania: „Spełń jedną, jedyną naszą wspólną najgłębszą modlitwę: daj nam wytrwać!”.
http://www.naszdziennik.pl/wp/49739,i-daj-nam-smierc-zolnierska.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Zawsze z przyjemnością słucham i czytam Barbary Wachowicz
To brat Krystyny Krahelskiej:
Porucznik pilot, Bohdan Krahelski pilot RAF
To ukochany Stach, porucznik pilot RAF
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz