Wybory są zarąbiste
Polaryzacja sceny politycznej przed wyborami 2005 roku oraz zbliżanie się do dwubiegunowego obrazu sceny politycznej zaniepokoiły establishment III RP. Jedyną nadzieją pozostawało i słusznie, wsparcie dla ugrupowania, wśród którego założycieli był Andrzej Olechowski ps. „Must” i jego oficer prowadzący Gromosław Czempiński.
Jednakże wytworzony w ten sposób podział głównych sił politycznych nie był satysfakcjonujący z racji tego, iż nie gwarantował spokojnego snu elitom III RP. Powstała sytuacja, w której dwie konkurujące ze sobą partie polityczne posiadały bardzo podobne poparcie społeczne. W takich uwarunkowaniach beneficjanci okrągłego stołu zrozumieli, że każde wybory to nieprzespane noce, stres i niepewność jutra. Jak temu zaradzić skoro siła rażenia Gazety Wyborczej i żołnierzy Michnika gwałtownie malała, a wszyscy Polacy, choć trochę interesujący się polityką, a przede wszystkim głosujący, okopali się po dwóch stronach barykady? Skaptowanie zwolenników PiS-u na stronę PO wydawało się zadaniem zupełnie niewykonalnym.
I tu przyszedł czas na twarde wejście do gry, zdaniem Urbana najlepszego kandydata na specjalistę do ocieplania wizerunku SB, ZOMO i Milicji Obywatelskiej w czasach PRL-u, wypróbowanego pupila Mariusza Waltera.
Pomysł był iście diabelski. Skoro nie można odwołać się skutecznie do elektoratu partii Kaczyńskich to należy zrobić coś, aby do wyborów poszły dodatkowe miliony lemingów, które o polityce, sprawach społecznych nie mają zielonego pojęcia i do wyborów nigdy nie chodzą. I tak zaczęły powstawać „niepolityczne” programy rozrywkowe w rodzaju „Szymon Majewski show”, a antenę udostępniano różnym plującym na Kaczyńskich komediantom w rodzaju Olbrychskiego, Dody, Hołdysa, Kondrata. Kukiza i wielu, wielu innym. Funkcjonariusze zwani dziennikarzami sprytnie przemycali kpiny z Kaczorów do programów sportowych, teleturniejów i programów adresowanych do tak zwanego widza masowego (głupiego), który politykę i polityków omijał zawsze szerokim łukiem.
Zabieg się udał do tego stopnia, że powstała powszechna wśród lemingów moda szydzenia, opluwania i drwienia z pokracznych i nieudacznych braci, a pójście do wyborów stało się cool, trendy, zarąbiste, zajefajne.
Jak śmieszne i głupie są Kaczory wiedziały już dzieci w podstawówkach i gimnazjach.
Póki, co sądząc po popularności błazna zwanego politykiem, Paikota i sondażach widać, że patent nadal działa. Czy możliwe jest jednak, aby pomysł oparcia sukcesu na głosach ludzi, którymi w gruncie rzeczy gardzą sami wynalazcy tej metody sprawdzał się w dłuższym okresie?
Jeżeli tak się stanie, to szybciej niż wielu się zdaje nastąpi kres tak rozumianej demokracji, w której decydującym czynnikiem i języczkiem u wagi są gromady zwykłych prymitywnych lemingów zwanych dla niepoznaki młodymi, dobrze wykształconymi z dużych miast.
Kraj, kontynent, o którego losach decydują tacy ludzie nigdy nie ma prawa odnieść sukcesu, a nawet przetrwać. I słusznie.
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz