Zgliszcza tamtego świata - wołyńskie wspomnienia (5)

avatar użytkownika guantanamera

22. VI. 1941 – 13. VII. 1943

         Nowa wojna! Jedna się nie skończyła, a już druga wybuchła. Nas, Polaków ta wojna uchroniła od transportu na Syberię, bo jak później dowiedzieliśmy się, u sołtysa już leżały listy wszystkich do wywózki, co miało nastąpić w lipcu. Deportacja była tylko kwestią czasu.

        My w Sielcu przyjęliśmy tę wojnę jako zmianę okupacji – z sowieckiej na niemiecką. Ciągle czekaliśmy kiedy wróci Polska. Wojna wybuchła nad ranem w niedzielę. W naszej wiosce, oddalonej od Bugu w prostej linii ok. 50 km, słychać było jakieś detonacje. Na wsi radia nie było, wieści nie rozchodziły się szybko, ale widoczne było poruszenie wojsk sowieckich. We wtorek rano wkroczyły do Sielca oddziały sowieckie, żołnierze zaczęli wszędzie kopać okopy.

       Mieszkańców ogarnął lęk. Nasz ojciec, jak już wspomniałam, był bardzo przezorny. Każda z nas miała plecak harcerski, zapakowałyśmy tam osobiste rzeczy, świadectwa szkolne, dokumenty, całe bogactwo w małym plecaku, i na polecenie ojca opuściliśmy dom. Tata kierował nas wzdłuż stawu, do słabo zamieszkałych miejsc, przewidując, że Rosjanie będą się bronili w Sielcu. Uciekaliśmy przed siebie i w pewnym momencie zaczęły bzykać kule z karabinów maszynowych. Na szczęście był tam nasyp ziemny i on nas ochronił...

       W niedalekiej odległości były zabudowania ukraińskiego gospodarza i tam biegliśmy. Znowu świsnęły kule, ale Niemcy lornetujący teren chyba spostrzegli, że to biegną cywile, bo przestali strzelać. Schowaliśmy się w murowanej piwnicy. Po południu, około 16-tej rozpoczęła się zażarta walka. Pociski artyleryjskie przelatywały nad naszym schronem, dalej nad stawem i rozrywały się we wsi. Za każdym razem gdy słyszałam przeciągły, jęczący świst kuliłam się ze strachu.

      Boże, jaka straszna jest wojna! Stłoczeni w piwnicy – rodzina gospodarzy, nasza rodzina i krewni nasi, Witkowscy - czekaliśmy co przyniesie los. Bitwa trwała całą noc. Nad ranem wszystko ucichło. Wyszliśmy ze schronu. Byłam odrętwiała, szczególnie dokuczał lewy bok, bo przeleżałam skulona na kupce ziemniaków. Ślad pozostał na całe życie – ból i drętwienie lewego boku odczuwam do dziś.

       We środę po południu Niemcy pozwolili cywilom wejść do wioski. Pierwsze wrażenie – to wartujący na moście żołnierz niemiecki, jasny blondyn, z rzęsami jak słoma, w kasku na głowie, stojący butnie, w rozkroku. Bałam się go.

       We wsi było całkowite pogorzelisko. Ocalał tylko jeden dom- mojej koleżanki, który stał trochę na uboczu, ocalał kościół, młyn, oraz duży, piętrowy budynek szkolny, ale tylko dzięki przytomności i odwadze woźnego, Polaka, p. Ciszka. Niemcy wkraczając podpalali zabudowania. Budynek zaczął się palić przy schodach, widocznie płomień nie był silny, skoro udało się go stłumić. Dla nas było to wielkie szczęście, bo wszystkie rodziny pogorzelców znalazły tam schronienie.

       Widok był straszny. Wszędzie leżały grube kawały żelastwa z pocisków artyleryjskich. Na naszym podwórku leżały dwa konie, brzuchy rozdęte, jelita na wierzchu, pyski rozwarte w zastygłym przerażeniu. Na drugim podwórku leżeli trzej zabici Rosjanie. Wszyscy w szarych mundurach jak szara ziemia, twarze w tym samym kolorze. Leżeli twarzami do ziemi, jeden miał szeroki otwór w szyi. Na innych podwórkach, w ogrodach też byli zabici, ale mężczyźni z wioski zmuszeni przez Niemców już ich chowali...

      Miejscem spoczynku były przydrożne rowy. Niemców nie interesowały ich dokumenty, kto zginał i nie pozwolili też cywilom sprawdzać. W miejscowym parku leżał ciężko ranny w brzuch, jęczał głośno, wzywał matkę. Nie wolno było udzielić mu pomocy pod groźbą rozstrzelania. Zmarł później. Sąsiad nasz, Zamkiewicz ukrył się w schronie murowanym. Jego dom zaczął się palić, Niemiec pędzący przed siebie dał mu przyzwolenie na ratowanie dobytku, a następny za nim skierował serię z automatu. Zamkiewicz ciężko ranny w brzuch doczołgał się do sadzawki, pił wodę, miał pragnienie i nad tą sadzawką skonał. Rodzina w schronie ocalała.

      W Sielcu mieszkał felczer, Konstanty Prociuk. Biorąc udział w I wojnie światowej jako pomocnik lekarza poznał nieco tajemnice medycyny i leczył ludzi, nieraz skutecznie. Szczepił dzieci przeciw ospie – do dzisiaj mam na ręku dwa duże placki, ślady po tym szczepieniu. Mojej koleżance złożył nawet nogę, którą złamała na lodowisku - i to dobrze, bo do dzisiaj ma prostą. Być może złamanie nie było skomplikowane, albo zabieg wykonany profesjonalnie. Otóż ten Konstanty Prociuk, znający nieco niemiecki, tuż po bitwie, gdy ziemia była jeszcze gorąca i szał walki nie ostygł, wyszedł ze schronu. Pewnie potraktował Niemców jako wyzwolicieli. Podobne postąpiło kilku innych mężczyzn. Wśród nich był prawdopodobnie nasz starszy kolega, Tadzik Kowalski. Niestety, wszyscy swoją odwagę czy łatwowierność przypłacili życiem. Niemcy ustawili ich w szeregu w miejscowym parku i skosili salwą karabinu maszynowego. Rodzina Tadka Kowalskiego nadaremnie go szukała i wśród zabitych też go nie zidentyfikowała.

        Pierwsze działania Niemców po wkroczeniu zostały skierowane przeciw Żydom. W naszej wiosce, jak wspomniałam – były dwie rodziny żydowskie, żyjące z dala od siebie i chyba nawet nie utrzymujące ze sobą kontaktów. Któregoś dnia zaobserwowałam przed szkołą taką scenę. Niemcy ściągnęli kilku młodych Żydów (być może niektórzy z nich byli krewnymi tych dwóch rodzin, a może uciekli z miasta na wieś, bo ich nie znałam) i urządzili sobie „zabawę”. Nie znam niemieckiego, nie rozumiałam poleceń, ale z przebiegu wydarzeń można było się zorientować o co chodziło. Dwaj Żydzi otrzymali polecenie wzajemnego policzkowania się. Brat brata nie chciał skrzywdzić i uderzał słabo. Niemiec nie był z tego zadowolony i pokazał jak należy bić - uderzając jednego z nich bardzo mocno w policzek, co go niewątpliwie zabolało. Aby nie otrzymać powtórnego ciosu uderzył swego brata mocniej, a ten znów w drodze odwetu odparował. Obydwaj zaczęli wymieniać ciosy przy głośnym śmiechu obserwujących tę „zabawę” Niemców. Pozostali Żydzi siedzieli w kucki przerażeni, z twarzami pobielałymi, bezsilni. Patrzyłam chwilę na to zza narożnika szkoły, i również przerażona, uciekłam szybko. We Włodzimierzu zostało utworzone getto. Do nas dochodziły wieści o wyłapywaniu Żydów, a do masowej zagłady doszło w latach 1942-43, niedaleko Włodzimierza, w lesie. Niemcy wywozili ich nagich w samochodach- więźniarkach, tam strzelali i zabitych lub rannych rzucali na płonący stos. Swąd palących się ciał rozchodził się daleko. Myślę, że wśród ofiar znalazła się nasza koleżanka, Tauba. Chajka natomiast rozstała się z rodziną i znalazła schronienie w polskim domu. Widywałam ją na ulicach Włodzimierza z ufarbowanymi na czarno włosami, uczęszczała na nabożeństwa do kościoła. Za wszelką cenę chciała przeżyć. Niestety, ktoś ją rozpoznał i jak opowiadano, strzelił w plecy na ulicy. Kto dokonał tego mordu – nie wiem. Biedna. Za bardzo zawierzyła ludziom. Gdyby nie afiszowała się, prawdopodobnie mogłaby przeżyć.

       Front wojny przesunął się bardziej na wschód, a my zostaliśmy bez dachu nad głową. Jedynym ratunkiem był budynek szkolny w Sielcu - tam znaleźliśmy schronienie. Stłoczeni w salach lekcyjnych po dwie rodziny w jednej wegetowaliśmy. Dobrze, że było lato, ciepło. W ogrodach rosły warzywa, więc z głodu nie umieraliśmy. Zimę też przeżyliśmy w szkole. Najgorszym problemem był opał, ale gdy staw zamarzł mogliśmy ścinać trzcinę. Wtedy wszyscy wychodzili z sierpami i urządzali „zimowe żniwa”.

       W marcu 1942 roku przyjechała do Sielca dalsza rodzina z Iwanczyc, z okolic Łucka, w odwiedziny. By rozluźnić ciasnotę mieszkania zaproponowali wyjazd jednej z nas do siebie. Byli to ludzi zamożni, mieli sporo pomieszczeń i moja młodsza siostra Irka zgłosiła się jako ochotniczka. W czerwcu tegoż roku kuzyni znowu przyjechali - z propozycją zawarcia małżeństwa między ich synem i Irką. Kuzyn Józef miał 19 lat, Irka -18. Ślub odbył się w sierpniu. Bardzo przeżyłam decyzję siostry, uważałam, że nierozsądnie postępuje. Miała za sobą rok nauki w gimnazjum we Włodzimierzu, byłam pewna, że wrócimy do szkoły, jak tylko skończy się wojna. Po co jej małżeństwo, dlaczego zakuwa siebie kajdany?

     Pamiętam, że na jej ślubie bardzo płakałam. Czyżbym przeczuwała tragedię całej tej rodziny w rok później?

 

 

 

11 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @guantanamera

wojna była straszna, zburzyła wszystko, co ludzie budowali, zniszczyła rodziny i zdeprawowała słabe jednostki. Ci Polacy, którzy mieli nieszczęście żyć na terenach zajętych 17 wrzesnia przez sowietów, przeżyli dwa razy piekło, aby przezyć trzecie, kiedy Niemcy cofali się przed Czerwoną Armią. A potem... czwarte piekło , kiedy utrwalacze władzy ludowej dobijali tych, którym udało się przeżyć , a mieli wolę i determinacje, by stawiać opór.

Wypędzeni ze swoich domów, wywiezieni na "ziemie odzyskane" nie znaleźli spokoju.

" Książkę „Urząd bezpieczeństwa na Dolnym Śląsku 1945-1956. Z badań nad organizacją i działalnością aparatu bezpieczeństwa. Studia i materiały IPN” przygotowano pod redakcją Roberta Klementowskiego i Krzysztofa Szwagrzyka, pracowników wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

Autorzy zwracają w niej uwagę, że uwzględniając obszar działalności i liczbę zatrudnionych osób, Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu był jednym z największych wojewódzkich UB w kraju."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

2. @Maryla

To niepojęte, ale po tych wszystkich dośwadczeniach w ludziach wciąż drzemią bestie. Wokół nas pełno prowokatorów, którzy je budzą. Czasem myślę, że to bestie piszą niektóre komentarze w internecie.
A dzisiaj przeczytałam coś takiego:
"Pan minister Gowin już kiedyś słyszał krzyk zarodków, teraz widzi wędrujące embriony do Niemiec. Wydaje mi się, że minister sprawiedliwości powinien się czym innym zajmować. On głęboko wykracza poza swoje kompetencje" To powiedził w "Kropce nad i" w TVN24 poseł Ruchu P... Andrzej Rozenek - odnosząc się do słów ministra Jarosława Gowina.
"słyszał krzyk zarodków..."
Niesposób wprost wyrazić ile w tej drwinie jest pogardy - dla życia, dla rodzaju ludzkiego, dla każdego człowieka...

avatar użytkownika Maryla

3. @guantanamera

bestie drzemią w ludziach. Obudzenie sie bestii w czasie kiedy wokół mord i zgliszcza, jest bardziej zrozumiałe, choć równie przerażające.
Kiedy bestia budzi się w człowieku w czasie pokoju, to powinno być alarmem, że demon znów jest silny, kiedy dostaje miejsce w środkach przekazu, zeby zbudzić inne bestie drzemiące w ludziach dotąd w ukryciu.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

4. @Maryla

"dostaje miejsce w środkach przekazu, żeby zbudzić inne bestie" - no bo właśnie dostaje. Cały problem w tym, że oni dostają miejsce w środkach przekazu...
A my nie dostajemy ani miejsca w środkach przekazu ani na multipleksie, żeby mieć własne środki przekazu.
Oni nam się śmieją w nos: "Nie mamy waszych płaszczy i co nam zrobicie?" Oni chyba nas prowokują - przecież ta heca z KRRiTV dzisiaj na Foksal to była prowokacja!
Ponieważ ja akurat nie chciałabym budzić żadnych bestii, więc uważam, że trzeba ich ośmieszać. Na wszystkie możliwe sposoby. Oni czekają na nasze nerwicowe reakcje i choćby tylko z tego powodu nie wolno im dać satysfakcji...

avatar użytkownika Maryla

5. spadkobiercy morderców - kod genetyczny bestii

Pomniki w obwodzie Lwowskim ochronia ponad 150 funkcjonariuszy prawa
Aktualności / Lwów 23.04.2013, 15:40

Od 7 marca tego roku, 152 funkcjonariuszy milicji ukraińskiej pilnuje pomników i miejsc pochówku żołnierzy, które mogą próbować zniszczyć wandale. O tym 23 kwietnia 2013 roku poinformował naczelnik Głównego Zarządu MSW Ukrainy w obwodzie lwowskim, Oleksandr Rudjak.

Podkreślił, że wśród nich są pomniki Stepana Bandery i Romana Szuchewycza. "Wprowadzono do działań wystarczającą ilość środków technicznych. Zapewniono paliwo, aby ludzie nie marzli. Jak dotychczas partie polityczne i organizacje społeczne nie oferują nam pomocy w realizacji tych działań "- powiedział naczelny milicjant obwodu lwowskiego.

A w załączniku zaproszenie na koncert we Lwowie z okazji powstania Dywizji SS "Galizien"

http://zaxid.net/home/showSingleNews.do?pamyatniki_na_lvivshhini_ohorony...


obchody Banderowców we Lwowie...
avatar użytkownika Maryla

6. @guantanamera

Sikorski czuje wspólnotę z mordercami? Nas niech w to nie miesza, to jego wspólnota.

Radosław Sikorski w wywiadzie dla najnowszego numeru amerykańskiego pisma Foreign Affairs. :

"Sikorski dodał, że Polska osiągnęła też pojednanie z Ukrainą, krajem, z którym łączy nas historia masakr i czystek etnicznych w latach 40. XX wieku."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika guantanamera

7. @Maryla

Niewiarygodne... Po prostu niewiarygodne. Co się dzieje na tym naszym świecie?!!

avatar użytkownika Pelargonia

8. Kochana Guantanamero,

Serdeczne dzięki za kolejny odcinek wołyńskich wspomnień, które przenoszą mnie do tej pięknej, ale zbroczonej polską krwią, ziemi.
I ja wiem, że to właśnie Polska.

Pozdrawiam serdecznie

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

9. Do Pani Guantanamery

Szanowna Pani Guantanamero,

Należę do pokolenia, które poznało wojnę na własnej skórze.

Wieczne odpoczywanie wszystkim pomordowanym przez reżimy; niemiecki i rosyjski, nacjonalistów Ukraińskich i naszych z tak zwanej żydokomuny.




Wyrazy ubolewania

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika guantanamera

10. @Pelargonia

Tamci Polacy, tamci nasi rodacy nie spodziewali się co mogą, co potrafią barbarzyńcy bez serc bez sumienia... Mierzyli innych własną miarą. Byli dobrzy, życzliwi, kulturalni. Tamten piękny świat jest dla niektórych współczesnych niepojęty i niedostępny...
Serdecznie pozdrawiam.

avatar użytkownika guantanamera

11. Szanowny Panie Michale

Niech odpoczywają w pokoju...
Ale niech Ich ofiara nie będzie daremna! Musimy znaleźć skuteczną metodę postępowania, która pozwoli nam nigdy nie dopuszczać do sytuacji, w której ludzie chcący żyć zgodnie z Dekalogiem i Ewangelią są atakowani i niszczeni.
Nie znaleźliśmy jeszcze tej metody...