Dziwna miłość premiera do euro

avatar użytkownika elig

  Donald Tusk ciągnie nas za uszy do strefy euro. Robi to wbrew opinii własnego ministra finansów oraz szefa NBP, a także wbrew zdaniu wybitnych ekonomistów. Dlaczego? Tuz przed świętami pojawiły się w prasie amerykańskiej i angielskiej artykuły na ten temat, m. in. pióra laureata Nagrody Nobla Paula Krugmana /TUTAJ/, a także Dylana Matthewsa z "Washington Post" /patrz - /TUTAJ// oraz w "Financial Times" /omówienie /TUTAJ//.

  Wszystkie te publikacje przestrzegały przed katastrofą gospodarczą, którą grozi wejście do strefy euro, powołując się na odstraszające przykłady państw południowej Europy, w szczególności Grecji i Cypru. Czemu jednak Donald Tusk wciąż upiera się przy zmianie waluty i pozbyciu się złotówki, która nieźle Polsce służy?

  Miłość do euro objawiła się u niego już w 2008 roku, gdy na Forum Ekonomicznym w Krynicy zadeklarował /TUTAJ/:

  " Składam przed przedsiębiorcami obietnicę, że naszym celem jest przystąpienie do strefy euro w 2011 r".

  Od tego czasu powtarzał tę obietnicę wielokrotnie. Zmieniał tylko datę przystąpienia. Uzasadnienie było jednak zawsze to samo: "przystąpienie Polski do euro jest nieodzowne i bez tego Polska zepchnięta zostanie na margines.". Tusk twierdził, że w strefie euro Polska będzie miała więcej do powiedzenia. Rzeczywistość jednak temu przeczy, to właśnie słabsze kraje z tej strefy nie mają nic do gadania i zmuszane są do uległości wobec dyktatu silniejszych, zwłaszcza Niemiec.

  W tej sytuacji mnożą się domysły na temat prawdziwych motywów premiera. W lutym 2013 Zbigniew Kuźmiuk pisał /TUTAJ/:

  "Na początku 2012 roku w jednym z numerów brytyjskiego tygodnika The Economist znalazł się artykuł pod znamiennym tytułem „Polska stoi przed trudnym wyborem” z którego jasno wynikało, że Niemcy od dawna mają plan wciągnięcia Polski za uszy (a więc bez spełnienia wszystkich kryteriów fiskalnych i monetarnych), do strefy euro i te działania nasilają się tym bardziej im większe kłopoty mają kraje peryferyjne tej strefy.

  W artykule padło nawet stwierdzenie, że Polska dostała od Niemiec poufną propozycję wejścia do tej strefy już w roku 2015. Ta informacja uczyniła bardziej zrozumiałymi decyzje premiera Tuska, które podejmował na brukselskich szczytach, godząc się na kolejne pakty (np. fiskalny ), unię (np. bankową) czy fundusze pomocowe (np. Europejski Mechanizm Stabilizacji), bez żadnych konsultacji w kraju, ba często nawet bez informowania polskiego Parlamentu.".

  Czyżby więc Tusk wypełniał po prostu polecenia Angeli Merkel.? Nie jest to takie oczywiste. Od początku 2012 sporo się zmieniło i wątpię by Niemcy nadal pragnęły widzieć w strefie euro jeszcze jedna duża, lecz kulejącą gospodarkę. "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisał 28.03 /TUTAJ/:

  "Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ) informuje, że premier Tusk wspomniał o możliwości przeprowadzenia referendum w sprawie euro. Gazeta interpretuje to jako reakcję na malejące poparcie w społeczeństwie dla wspólnej, europejskiej waluty. Na konferencji prasowej zaproponował wprowadzenie do konstytucji pasusu, by o przystąpieniu do strefy euro zadecydowano na drodze referendum. „Tusk jako zdecydowany Europejczyk odrzucał dotąd tę możliwość”- pisze FAZ.".

  Niemiecka gazeta wspomina też o tym, że 62% Polaków jest za utrzymaniem złotego. Widać więc, że i dla Niemców euro w Polsce przestało być czymś oczywistym. Wydaje się także, iż rozwiały się nadzieje Tuska na otrzymanie lukratywnej posady w Brukseli. Sądzę, ze jego motywacje dobrze opisał styczniowy artykuł Stanisława Żaryna "Kto przejmie upadłą Polskę, czyli dlaczego Tuskowi nagle spieszy się do strefy euro" /TUTAJ/. Czytamy w nim:

  "[Tusk] Musi "zadłużać" i trwonić polskie państwo, licząc, że ktoś mu przychylny je "przejmie". Jedynie to bowiem może go zabezpieczyć na wypadek utraty władzy w Polsce. Polisą ubezpieczeniową premiera były do tej pory nadzieje na zajęcie bardzo ważnego unijnego stanowiska. Jednak to jest mocno niepewne – nawet zdobycie poparcia Niemców i Rosjan może okazać się niewystarczające. (...) Wydaje się, że Donald Tusk potrzebuje strefy euro nie tylko dla prestiżu oraz spełnienia własnych ambicji. Jemu strefa euro jest potrzebna, by mieć nadzieję na spokój w przyszłości. To od siły wpływu podmiotów zewnętrznych - Unii oraz Rosji - w Polsce zależeć będzie to, gdzie obecny premier spędzi następne lata po złożeniu przez siebie urzędu - czy będzie musiał pogodzić się ze wstydem, a być może i więzieniem, czy też zostanie ochroniony przez swoich dotychczasowych mocodawców".

  Sądzę, że Stanisław Żaryn trafił w sedno - Tusk myśli już tylko o ucieczce od odpowiedzialności.

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz