Głodnych nakarmić.
Piotr Francisze..., wt., 26/02/2013 - 14:52
Grunt to mieć poczucie humoru. I pośmiać się z siebie. Z własnych narracji i ambicji. Śmianie się z cudzych to nie poczucie humoru, lecz – skrzatów złośliwość.
Wygaszam moją
aktywność w wirtualnej sieci. A śmieję się z siebie z czasu, gdym ją
rozpalał niczym stos, na którym miały spłonąć nikczemności nikczemników.
Nie jestem głodny
wieści ze świata i różnych ambon. A śmieję się z siebie, gdy sobie wspomnę,
że były dni takie i noce pełne poświęcenia, gdy czułem głód i pragnienie.
Poświęcałem siebie na nigdy niekończące się spory i odpory, akcje i reakcje,
boje i odboje, i tak dalej. Teraz sobie coś napiszę i nie dbam, co się z tym
zadzieje. Niech się dzieje co łaska. Rozmowa cały czas trwa – tam, gdzie
powinna.
Głodnych nakarmić, spragnionych napoić – i tak dalej, co
nieprzerwanie głosi Ewangelia. I z czego się tu śmiać? Śmieję się z siebie,
gdy uświadamiam sobie, że głodnego ducha nie da się nakarmić ani napoić. Ma ten
po prostu w sobie taką czarną dziurę energetyczną, która wszystko zaciągnie do
grawitacji własnego ego – ja, moje.
W Internecie, taka
faza tego medium trwa, buduje się klatki dla ptaszków. Jedne ptaszki w złotych
klatkach, inne w żelaznych, jedne pod jupiterami mediów mainstreamu, inne w
dole lub niszy wykluczenia z pierwszego obiegu użyteczności – wszystkie jednak ćwierkają, żeby przyciągnąć
do własnej klatki jak największą uwagę. Śmieję się z siebie, gdyż wiele
klatek odwiedziłem i długo trwało uświadomienie sobie, że poza prętami megabitów
informacji przenoszonych na falach nowoczesnych
technologii, istnieje miliard razy mocniejsze medium. Przekaz z umysłu do
umysłu, sieć umysłów, które zaczynają się łączyć - po przebudzeniu. Nie to, żeby zaraz Internet
dzielił, ale w fazie klatek niemiłosiernie utrudnia - przebudzenie. I chociażby zwyczajną rozmowę.
Istnieje faza
kolejna, co nie będzie przedmiotem
niniejszych rozważań. Rozważania jednakże trwają w małym gronie, badania
postępują do rozwiązań, ale przed czasem nic się nie wydarzy, nawet jeden włos
nie spadnie z głowy. Najpierw musi skończyć się noc, by nastał nowy dzień. Śmieję
się z siebie – cóż, uparłem się na taki zapis myśli niniejszego felietonu, gdyż
zbędne było jego pisanie, jałowe. Traktuję każdy tekst jako ćwiczenie, po którym wracam do milczenia
lub do rozmowy. Rozmowa zazwyczaj biegnie poza Internetem.
Zmienię konwencję.
Umówmy się, że już z siebie się nie śmieję.
Głodnych można nakarmić, spragnionych napoić - na wiele sposobów. Ale najpierw samemu trzeba
wyjść poza sferę głodu i pragnienia. Zapisano: „Nie samym chlebem żyje
człowiek, lecz…” to nie oznacza, że głodnego ducha da się zaspokoić byle czym.
Głód duchowy w Polsce i na całym świecie rośnie. Pragnienia się wzmagają,
wzajemnie anihilują w tyglach sprzeczności i relatywizmów, a Bóg – milczy. Dostojnie
milczy.
Ludzie używają Boga swego, by zwalczać Boga cudzego. Tak
samo było w starożytności i w średniowieczu, a w wiekach nowożytnych – co mocno
tu upraszczam z oczywistych względów – do wojen religijnych włączył się nie-Bóg
materialistów, ateistów i lewaków.
Marne są te ludzkie
wojny bogów. A Bóg milczy. Dostojnie milczy.
A ludzie nie milczą – wciąż gadają o znakach i proroctwach
lub kpią sobie z proroctw i znaków, co na jedno wychodzi. Bo Bóg dostojnie
milczy.
Milczący Bóg karmi głodnych, spragnionych napoi w skrytości istnieniem i życiem, a cierpiących
pocieszy lub nie, bo przecież do odczucia tego stanu nie wystarczą oczy i uszy, jako że - potrzebne jest jeszcze serce.
I miłość w tym sercu.
I dotknięcie ducha, który przyniesie spełnienie, wygasi głód
i pragnienie, lęk przed śmiercią i
stratą przeniesie w błogosławioną ciszę
pokoju i wiedzy (doświadczenia), że przejście przez bramę jest pewne.
Tylko, co
pojawi się za bramą? Jakie niebo lub piekło? Co mnie spotka poza klatką?
Tak na poważnie się uniosłem, a jak ma się to moje
uniesienie do klatek Internetu, w których sobie ćwierkamy własne arie? Miliardy
głosów, miliony budzących się sumień. I wciąż o jeden akord za mało, by poczuć
prawdziwe życie, by poczuć namiastkę wspólnoty, nie być głodnym i spragnionym, otworzyć
z kilkoma tylko osobami własną klatkę. Wyjść na wolność, dotknąć rzeczy i
przytulić kogoś.
Czas kończyć. Do klatek Internetu powrócę – w felietonowej
formie refleksji. O kolejnej fazie Internetu – obiecuję, że – nie napiszę na
blogu. To nadal nie ta faza, by się dzielić. Nie zrywa się jabłek z drzew
poznania dobrego i złego, gdy zakwitają jabłonie.
- Piotr Franciszek Świder - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz