Sabotaż, zdrada czy zwykła głupota?, czyli o reformie polskiej armii
Już w latach poprzedzających wybuch II wojny światowej byli w Polsce oficerowie, którzy negowali rolę staromodnej piechoty i kawalerii. Oczywiście stanowili mniejszość, lecz z perspektywy czasu oraz dzisiejszych konfliktów zbrojnych widać obecnie jak bardzo mieli rację.
W obliczu wroga dysponującego kilkukrotną przewagą, zbrodnią jest narażanie heroicznej postawy własnych żołnierzy na nieunikniona klęską stosując archaiczne myślenie o polu walki. Upada wtedy duch, zapał i wiara w zwycięstwo. Tracenie energii na poszukiwanie różnych ośrodków koncentracji przez rozbite pułki i dywizje pochłaniały niesamowita ilość czasu i energii polskich wojsk w kampanii wrześniowej.
Trudno powiedzieć, jaki byłby los Polski gdyby wojnę z Niemcami potraktowano, jako wojnę partyzancką. Oczywiście są to rozważania czysto teoretyczne gdyż do takiej wojny niezbędne było odpowiednie szkolenie i przygotowania w postaci ukrytych i zamaskowanych magazynów broni, amunicji i żywności oraz zmiana regulaminów służby polowej.
Dzisiaj w XXI wieku widać dokładnie, że nawet największym potęgom militarnym z łatwością przychodzi inwazja i zamiana w miliony ton złomu wyposażenia słabszego przeciwnika. Schody zaczynają się dopiero po zakończeniu tradycyjnych działań wojennych. Widzimy to zarówno w Afganistanie jak i w Iraku, a przekonały się o tym na własnej skórze takie potęgi jak ZSRR i USA.
Wyobraźmy sobie, jakie piekło mógłby sprawić przeciwnik swojemu najeźdźcy gdyby większą część swojej armii szkolił i wyposażał do działań partyzanckich? Co by było gdyby świetnie wyszkolone i uzbrojone w ręczną broń przeciwlotniczą i przeciwpancerną oddziały komandosów uderzały znienacka o każdej porze dnia i nocy?
Wtedy w szeregach najeźdźcy pojawia się panika, strach, a rosnące straty i ofiary są elementem uruchamiającym opinie publiczną w kraju agresora.
Mniej więcej w takim kierunku zreformowania polskiej armii zmierzał Romuald Szeremietiew. Taktyka ograniczonego zaufania do sojuszników to podstawa patriotycznego myślenia o własnym państwie. W miarę silna armia miałaby jedynie na celu utrzymanie pozycji do przybycia wsparcia sojuszniczego. Gdyby jednak takie wsparcie nie nadeszło to uruchamiane byłoby coś na kształt Gwardii Narodowej USA. Przeszkoleni obywatele prowadziliby działania z wielką determinacja, gdyż każdy z nich działałby w rejonie swojego zamieszkania broniąc własnego dorobku i rodziny. Odpowiednio wcześniej stworzone, ukryte magazyny broni i amunicji pozwalałyby kontynuować wojnę partyzancką.
Po 60 latach pokoju wśród elit europejskich i polskich panuje przekonanie, że nigdy już żadnej wojny nie będzie. Niestety jest to myślenie samobójcze i zupełnie nieliczące się z historią ludzkości. Czegoś takiego jak wieczna szczęśliwość i pokój na Ziemi nie ma, nie było i nigdy nie będzie, a lewackie elity intelektualne przekonując do tego przyczyniają się do kolejnej wielkiej katastrofy. Rosja już dawno zrozumiała, że nie jest w stanie uwieść europejskich mas. Skoncentrowała się, więc na uwodzeniu europejskich elit i korzystaniu z takich maszynek do korumpowania polityków jak GAZPROM.
To, co dzieje się z reformą polskiej armii to tragedia, z której niewielu sobie zdaje sprawę.
„Młodzi, dobrze wykształceni z dużych miast” są wdzięczni Premierowi RP za zniesienie poboru. Mała, docelowo tylko 90 tysięczna armia ze znacznym korpusem ekspedycyjnym nie jest w stanie wytrzymać w razie ataku do momentu odsieczy ze strony sojuszników. A co dalej? Gdzie znaleźć chętnych do wyzwalania kraju, który pada bez większego oporu? Żadnych planów, wizji wykorzystania i szkolenia rezerw. Jest za to kolejny prezent dla młodych. Zniesienie Przysposobienia Obronnego w szkołach. Wyrośnie pokolenie pacyfistów niewiedzące nawet jak zgrać przyrządy celownicze i jak obchodzić się z bronią.
Taka polityka może zapewni głosy w kolejnych wyborach, ale w dalszej perspektywie powinna zaprowadzić Tuska i jego rząd miłości przed Trybunał Stanu. Oczywiście jeżeli wcześniej na własnej skórze nie przekonamy się o profesjonalizmie Premiera, ministra Klicha i powracających do WSI i armii specjalistach szkolonych w Moskwie.
Stajemy się ewenementem na skale światową. Najliczniejszą zbrojną formacją mundurową w demokratycznym kraju są firmy ochroniarskie i Specjalistyczne Uzbrojone Formacje Ochronne (SUFO), liczące niemal 250 000 pracowników, a właścicielami tych firm są prawie bez wyjątku byli oficerowie Milicji, ZOMO, SB, LWP zaś przewodniczącym rady nadzorczej jednej z największych jest były szef UOP w rządzie Oleksego, Jerzy Konieczny.
Boże miej nas pod Swoją opieką
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Sabotaż i zdrada i zwykła głupota
hrabia Pim de Pim