Zgubny mnożnik, czyli o skutkach niejawności
Zawsze myślałam, że nic już mnie nie zdziwi. Dziś /8.01.2013/ zobaczyłam jednak w portalu TVN24 wiadomość: "MFW przyznaje się do poważnego błędu w walce z kryzysem. "To wielkie wyznanie winy"" /TUTAJ/. Ze zdumieniem przeczytałam, że:
"kluczowa jest kwestia tak zwanych mnożników, które używane są do określenia wpływu cięć wydatków budżetowych na kondycje finansów państwa. Gdy MFW przygotowywał propozycje planów naprawy sytuacji gospodarczej państw Europy pogrążających się w ostatnim kryzysie, przyjął ów mnożnik na poziomie 0,5. Oznaczało to, że ekonomiści spodziewają się, iż ograniczenie wydatków państwa o 1 procent będzie skutkować spadkiem PKB o 0,5 proc. Wynikało z tego, iż opłacalne będzie szybkie i gwałtowne ograniczenie wydatków budżetowych, ponieważ straty będą relatywnie małe i państwo powinno szybko wrócić na ścieżkę wzrostu. Założenia okazały się błędne w warunkach ostrego kryzysu, gdy wydatki państwa stanowią najważniejszy motor wzrostu w obliczu niepewności na rynku. Dlatego poddana kuracji oszczędnościowej Grecja wkracza w piąty rok ostrej recesji, której szybkiego końca nie widać. (...)
Jak napisał w raporcie Blanchard, MFW powinno raczej przyjąć mnożnik na poziomie 1,5. Oznacza to, że zmniejszenie wydatków rządowych spowoduje ostry spadek PKB i tąpnięcie gospodarki, a ostre krótkoterminowe cięcia problemów nie rozwiążą, a tylko je pogłębią. - Analitycy poważnie nie doszacowali wpływu bezrobocia na spadek popytu krajowego, powiązanego z stanem finansów państwa - napisano w raporcie.
Jak twierdzi komentator "WP" ["Washington Post"], to krótkie zdanie jest jak przejście tornada przez środowisko ekonomiczne.".
To nie mogło mi się w głosie pomieścić. Jacyś faceci z MFW zupełnie dowolnie ustalają sobie wartość mnożnika, mylą się przy tym co najmniej o 300%, a efektem jest pięć lat kryzysu w Grecji oraz innych krajach !!! Poszukałam dalszych informacji i w portalu Niezalezna.pl znalazłam tekst Krzysztofa Szczerskiego "Niemcy zrujnowali Grecję - są dowody" /TUTAJ/. Czytamy:
" Ekonomiści MFW przyznają, że efektem ich działań było gwałtowne zredukowanie popytu wewnętrznego i wzrost bezrobocia, co pogorszyło sytuację gospodarczą w krajach, którym miano pomóc. Niepokojące jest to, że Blanchard i Leigh jako głównego winowajcę tego błędu wskazują... źle obliczone tzw. multiplikatory fiskalne, czyli przyjęte teoretycznie założenia, że każde euro oszczędności w wydatkach publicznych redukuje PKB tylko o 50 centów. Okazało się w praktyce, że w przypadku Grecji i Portugalii redukcja PKB była niekiedy nawet 3-krotnie wyższa od teoretycznie założonej, to znaczy każde euro oszczędności przynosiło kurczenie się gospodarki o 1,5 do 1,7 euro.
W ten oto sposób runął gmach autorytetu programów zaciskania pasa stosowanych w czasie obecnego kryzysu przez MFW i Unię Europejską. Runął, potykając się o... jeden teoretyczny przelicznik! "Sorry, nie ten przycisk" zdają się mówić ekonomiści MFW już po odpaleniu rakiet atomowych. (...)
wychodzi na to, że dołożyliśmy MFW miliardy dolarów z naszych rezerw walutowych (decyzja szefa NBP Marka Belki podjęta na wniosek Donalda Tuska i min. Rostowskiego) do programu zaduszenia gospodarek Grecji i Portugalii! Nie dość, że im to nie pomogło, to jeszcze nas kosztowało ! Mądre to? (...) analitycy jasno przyznają, że presja na taki kształt programów restrukturyzacyjnych dla południa Europy miała charakter polityczny i jej centrum był Berlin.".
Ja bym podejrzewała też wpływ Waszyngtonu, a zwłaszcza rywalizacji miedzy dolarem, a euro. Sądzę jednak, że najistotniejsze jest tu coś innego, a mianowicie niejawność postępowania. W potężnej instytucji, jaka jest MFW ustalanie tych mnożników odbywa się bez jakiegokolwiek rozgłosu i debaty publicznej /nawet wśród fachowców/, nie mówiąc już o demokratycznej kontroli.
Wybrane grono osób uzyskuje status "nieomylnych ekspertów" i robi, co chce, ulegając co najwyżej różnym politycznym lobbies. Opinia publiczna dowiaduje się o tym mnożniku dopiero w chwili, gdy wszystko się już wali. To niejawność i brak kontroli nad poczynaniami MFW spowodowała opisaną powyżej sytuację.
Wszyscy wiemy już przecież, iż rząd Tuska i Rostowskiego nadaje się tylko do dymisji. Jesteśmy jednak wciąż za słabi, by ich wykopać.
- elig - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. To nie jest kwestia jawności czy nie jawności
Problem jest bardzo poważny i dotyczy ekonomi jako nauki. Gdy wiele lat temu studiowałem ekonomię największym problemem teoretycznym naszej ekonomii było określenie sposobu w jaki można skonstruować plan gospodarczy dla całej gospodarki i dla jej poszczególnych części.
Okazało się, że stworzenie takiego plany dla dużej i jednocześnie złożonej instytucji gospodarczej jest nie możliwe nie dla tego, że nie potrafimy tego zrobić a dla tego, że jest to z zasady nie możliwe. Tak jak nie możliwe jest zmierzenie w tych samych jednostkach długości przekątnej kwadratu i jego boku tak samo nie można porównywać całego szeregu parametrów ekonomicznych mimo że są one wyrażone teoretycznie w tej samej walucie. Ale to co opisali obecnie mędrcy z MFW to drugi powód niemożności planowania gospodarczego. Otóż dokładnie wiadomo ile to jest 2+2. Wszyscy wiemy, że jest to 4. Ale jeśli mamy w danych zbiorczych liczbę 4 to nie wiemy czy wzięła się ona z dodawania 2+2 czy może z odejmowania 5-3+2. W związku z tym nie wiemy czy zmniejszenie np dopływu gotówki np o 4 zł rozłoży się równo miedzy dwa czynniki, czy może między 3 czynniki i w jakich proporcjach.
W związku z powyższym nie istnieje coś co się nazywa makroekonomią i wszystkie modele makroekonomiczne możemy z całym spokojem wyrzucić do kosza. Zawsze bowiem ich zastosowanie w praktyce da "zaskakujące rezultaty". Z tego zaś wynika, że wszelkie instytucje zajmujące się makroekonomią są w obecnym kształcie niepotrzebne, ale wykazać to mogą tylko osoby które w nich pracują. Trudno zaś wymagać by wielcy i mądrzy ludzie sami przyznali, że nie wiedzą nic.
Dlaczego więc niby nastawione na zysk ogromne instytucje, zwłaszcza finansowe, opierają swoje działania o niedorzeczne plany. Dla tego, że inaczej nie można w nich sprawować żadnej władzy i nie można by było ze sprawowania tej władzy czerpać korzyści.
W tej chwili przełożeni zmuszają podwładnych do opracowywania planów a ich władza polega na tym, że rozliczają podwładnych z ich wykonania. Jeśli nie było by planów to jak by przełożeni mieli zarządzać podwładnymi. Przecież nie mogą im powiedzieć co mają oni robić, bo skąd mieli by to wiedzieć.
Dlaczego więc jeszcze to wszystko jakoś działa. Ano dla tego, że ci podwładni konstruują swoje plany na podstawie tego, co zaobserwowali w poprzednich okresach i na podstawie "wyczucia" zakładają, że coś tam wzrośnie a coś tam zmaleje. Ponieważ świat zmienia się w sumie powoli, to otrzymują zgodności rzędu 90-95% licząc okres do okresu a przełożeni w zamian za uległość czysto osobistą i za niekwestionowanie ich zarobków "przymykają oczy na te błędy".
Gdy jednak dochodzi do sytuacji kryzysowej to wtedy tzw uczeni są bezradni. Dlatego tuż przed wielkim kryzysem w latach 20-tych wszystkie wskaźniki wskazywały na nadchodzące ożywienie, dla tego nikt w zasadzie nie był w stanie przewidzieć żadnego większego kryzysu, a jak przewidywano kryzys to wychodziło ożywienie. W ciągu ostatnich 30 lat świat ekonomistów siedem razy wieszczył nieuchronny światowy kryzys, ale doszło do niego wtedy gdy spodziewano się "silnego wzrostu".
Tak więc to jest problem oszustów i chciwusów z jednej strony i ludzi nie wierzących w swój rozum z drugiej.
Mozna też to opisać teologicznie, czyli że przed takimi sytuacjami ma chronić zakaz wiary w drugiego człowieka, co wynika z nakazu wiary tylko i wyłącznie w Boga.
Ale to już zupełnie inna opowieść.
uparty
2. @UPARTY
Bardzo ciekawa analiza i sądzę, że trafna. Wynika z niej jednak, że "finansjerę i ekonomistów trzeba wziąć za mordę". Demokratycznie wybrani politycy i opinia publiczna powinna ich kontrolować. Oni udają, że posługują się jakąś wiedzą tajemną, która, jak widać - nie istnieje.