Razwiedka stawia na wyludnienie Polski i manipulacja danymi GUS przez GW

avatar użytkownika Maryla

 

Najmniej biednych jest wśród bezdzietnych małżeństw – nieco ponad 1 proc., a im więcej dzieci, tym więcej biedy. To jedna z niespodzianek nowych raportów GUS – stwierdza "Gazeta Wyborcza".

Wśród rodzin z czwórką (i więcej) dzieci, odsetek biednych wynosi 44 proc. – wynika z opracowań "Ubóstwo w Polsce w 2011 r." i "Różne oblicza polskiej biedy".

Jak komentuje "GW", wobec tego racjonalną decyzją Polaków jest, by mieć jak najmniej potomków. Bez zmiany tego ekonomicznego rachunku więcej dzieci nie będzie - być może zapowiadane przez rząd wydłużenie urlopów rodzicielskich coś zmieni, ale sprawa jest pilna i gardłowa - podkreśla gazeta.

 

A cóż to za "niespodzianka" wg  mędrców z Czerskiej?

Bieda zagląda im do garnków

14 paź 2011

Ponad 2 mln Polaków, w tym 600 tys. dzieci, żyje w skrajnym ubóstwie. Nie starcza im nawet na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Komputery, telefony, a nawet telewizory to dla nich luksus, na który nie mogą sobie pozwolić. Żyją z dnia na dzień, czasem nie mając co do garnka włożyć.

Mimo że prowadzone każdego roku przez GUS badania na temat ubóstwa w Polsce, wykazują nieznaczną poprawę, bieda w Polsce jest nadal ogromnym problemem. Aż 17% Polaków zagrożonych jest ubóstwem – wynika z najnowszego raportu GUS. Ponad 5% obywateli żyje za mniej niż wynosi tzw. minimum egzystencji, co oznacza, że nie wystarcza im na zaspokojenie podstawowych potrzeb. W 2010 roku Instytut Pracy i Spraw Socjalnych ustalił, że dla gospodarstwa jednoosobowego powinno to być 466 zł, a dla rodziny czteroosobowej – 1257 zł. Ubóstwem zagrożone są przede wszystkim osoby bezrobotne oraz ich rodziny. W 2010 roku w gospodarstwach, w których co najmniej jedna osoba była bezrobotna, poniżej ustawowej granicy ubóstwa (477 zł dla jednoosobowego gospodarstwa i 1404 zł dla czteroosobowej rodziny) żyło aż 16% osób. W bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej są, według badań GUS, również osoby utrzymujące się jedynie ze świadczeń społecznych innych niż emerytury i renty (stopa ubóstwa ustawowego – 36%, skrajnego – 30%) oraz rolnicy (ok. 12% osób poniżej tzw. ustawowej granicy ubóstwa i ok. 9% osób żyjących poniżej minimum egzystencji). Ubóstwo najczęściej dotyka także osoby z niskim wykształceniem, rodziny wielodzietne, rodziny z osobami niepełnosprawnymi. Nadal wskaźnik zagrożenia ubóstwem na wsi jest znacznie wyższy niż w miastach.

Ubóstwem najbardziej zagrożone są rodziny, których członkowie pozostają bez pracy. Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy w końcu sierpnia 2011 r. wyniosła 1 mln 855 tys. osób.

Dwa miliony rodzin żyją w ubóstwie

Dwa miliony rodzin żyją w ubóstwie

3 grudnia 2012

Do tej pory, mówiąc o ubóstwie, można było posłużyć się co najmniej kilkoma pojęciami. GUS opracował własną definicję. Na jej podstawie wyliczył, że w Polsce w 2011 r. ponad dwa miliony gospodarstw domowych żyło poniżej jego progu. Ale to nie koniec złych wieści – dane GUS mówią, że ta grupa w przyszłym roku jeszcze się powiększy - pisze w poniedziałkowym daniu "Dziennik Gazeta Prawna".

Jak podaje dziennik, za biedne uznano te gospodarstwa, w których miesięczny dochód był niższy od wartości uznanej za próg ubóstwa. Dla gospodarstwa jednoosobowego wynosił on w 2011 r. ok. 887 zł, a dla gospodarstwa domowego złożonego z dwóch dorosłych osób i dwojga dzieci do lat czternastu – ok. 1863 zł.

Z badań spójności społecznej GUS wynika - pisze "Dziennik Gazeta Prawna" - że w 2011 r. miesięczne dochody poniżej tak określonego progu ubóstwa miało ok. 15 proc. gospodarstw domowych (ponad 2 mln). Analitycy wskazują, że pauperyzacja w dużym stopniu dotyka gospodarstw domowych bezrobotnych i rencistów. Bieda wkrada się też do rodzin wielodzietnych i niepełnych. Częściej dotyczy gospodarstw domowych osób młodych i w średnim wieku niż emerytów, którzy mają wprawdzie niskie, ale za to stałe źródła dochodów.

Razwiedka stawia na wyludnienie Polski

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    28 grudnia 2012 

Tym razem to już nie są żarty. Najwyraźniej rządowi, a właściwie nie żadnemu tam „rządowi”, bo przecież ten cały „rząd” premiera Tuska to tylko gromadka figurantów skacząca przed razwiedką z gałęzi na gałąź - więc najwyraźniej razwiedce, która wysługuje się strategicznym partnerom i bezcennemu Izraelowi, nie wystarcza już Narodowy Program Eutanazji, ale postanowiła radykalnie przyspieszyć program redukcji liczebności naszego mniej wartościowego narodu tubylczego do poziomu oczekiwanego przez przyszłą jerozolimską szlachtę. Wie o tym cała Europa i tylko przez politykę jeszcze się z naszego narodu nie natrząsa, chociaż bezpieczniactwo, jakby na większe urągowisko, stręczy nam na Umiłowanych Przywódców już nawet nie Lecha Wałęsę, czy Aleksandra Kwaśniewskiego, ale albo jakichś moralnych wycirusów najgorszego sortu, albo jakieś dziwolągi w rodzaju poślęcia Grodzkiego, którego jedynym tytułem do przewodzenia naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu zdaje się okoliczność, że podobno obcięło sobie penisa wraz z klejnotami. Nic tedy dziwnego, że nawet taka podobna do konia pani Ashton puszcza mimo uszu supliki Radosława Sikorskiego. Owszem - dopuści go w charakterze pazia do otwierania przed nią drzwi i ścierania pyłku („a panna Mania, co ścierała pyłek, spadła ze stołka, zbiła sobie...” no, mniejsza z tym) - ale poza tym traktuje go - ona też - jako rodzaj osobliwej kondensacji powietrza.

Ale revenons a nos moutons, co się wykłada, żeby powrócić do naszych baranów, to znaczy - do bezpieczniaków i ich rządowych marionetek. Wykonując zadanie redukcji liczebności naszego mniej wartościowego narodu tubylczego do poziomu oczekiwanego przez przyszłą jerozolimską szlachtę, nie tylko wypychają za granicę najbardziej przedsiębiorczą i wartościową młodzież, ale względem pozostałych realizują dodatkowo Narodowy Program Eutanazji. Jest on wprawdzie zakamuflowany pod postacią „służby zdrowia”, ale oto co się wyprawia.

Pacjentka, u której zdiagnozowano nowotwór, leczona jest na korzonki nerwowe, bo ustanowiony przez biurwy z NFZ limit na nowotwory właśnie już się wyczerpał, podczas gdy na korzonki - jeszcze nie. Oczywiście tego rodzaju terapia jest całkowicie pozbawiona sensu - ale skoro pacjentka ta stanęła przed alternatywą, że albo w ogóle wyrzucą ją ze szpitala, albo będzie leczona tylko na korzonki, to trudno się dziwić, że wybrała mniejsze zło. Dojdzie do tego, że jedyną ofertą, z jaką ten cały - pożal się Boże - minister Arłukowicz wobec nas wystąpi, będzie tak zwane „zamawianie”. Właściwie to już się dzieje, bo czyż rząd premiera Tuska nie stosuje tej metody we wszystkich dziedzinach, nie tylko w ochronie zdrowia? Czym to się skończy - nietrudno zgadnąć; francuski profesor medycyny Lucjan Israel już dawno zauważył, że legalizacja eutanazji - albo oficjalna, albo zakamuflowana, tak, jak u nas, pojawia się w krajach, gdzie system ubezpieczeń społecznych znalazł się na granicy bankructwa.

Ale Narodowy Program Eutanazji najwyraźniej też nie udelektował jeszcze mocodawców naszych bezpieczniackich okupantów, bo musieli nakazać premieru Tusku, żeby pani Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, piastująca operetkowe stanowisko ministra do spraw równego traktowania (małych naciągamy, dużych obcinamy, grubych uciskamy, a chudych nadymamy), podpisała w imieniu naszego nieszczęśliwego kraju konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Okazało się, że w sprawie podpisania tej konwencji rząd premiera Tuska był „jednomyślny”, co znaczy, że również pobożnego ministra Jarosława Gowina, który wcześniej pomysł ten krytykował, jakiś bezpieczniak musiał przecwelować, skoro nawet i on przeszkadzającą mu cnotkę jednak wycharknął. Małpie okrucieństwo tego zbrodniczego czynu jest tym większe, że dla uśpienia czujności naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie szajki opowiadają, jakoby uprawiały „politykę prorodzinną” - co potem w telewizorze powtarzają rozmaite Joanny Fabisiak i wyszczekani „ludowcy”. Oczywiście jest akurat odwrotnie.

Adam Grzymała-Siedlecki wspomina, jak to będąc w Paryżu z okazji konferencji pokojowej w Wersalu, zaprzyjaźnił się z pewnym starym, inteligentnym Francuzem, który pewnego dnia dowiedział się, że w Casino de Paris pokazują „numer” z kobietą całkiem nagą. „Stary Francuz zamyślił się głęboko, niemy zamysł przeszedł następnie w szczere zmartwienie, można by nawet powiedzieć - ból: Tak mężczyzn przyzwyczają do nagości kobiecej, że mężczyzna straci pociąg do kobiety. Zobaczycie, że straci! - wykrzyknął już desperacko.” - notuje Grzymała-Siedlecki. Dzisiaj rozwydrzone dziewuchy na każde skinienie red. Marcina Mellera i stręczycieli z przemysłu rozrywkowego, błyskawicznie wyskakują z majtek, traktując to jako bilet wstępu do artystycznej kariery - i co? I z roku na rok rosną szeregi, zuchwałość i arogancja sodomitów - co nie może być przypadkiem, tylko - rezultatem depopulacyjnej operacji, jaką na naszym nieszczęśliwym narodzie i innych nieszczęśliwych narodach chrześcijańskiej do niedawna Europy przeprowadza żydokomuna, której oczywiście „nie ma” tak samo, jak Wojskowych Służb Informacyjnych.

Co tu dużo mówić; stary Francuz miał rację; mężczyźni tracą pociąg do kobiet - zaś wspomniana konwencja tylko ten proces przyspieszy. W sytuacji, jaka powstaje po jej podpisaniu, perspektywa każdego zbliżenia z kobietą w każdym normalnym mężczyźnie będzie budziła grozę, bo takie zbliżenie otwiera przerażającą perspektywę dożywotnich kłopotów z funkcjonariuszami zajmującymi się zwalczaniem przemocy wobec kobiet, nawiasem mówiąc - bardzo szeroko pojmowanej. W takiej sytuacji nietrudno się domyślić, że coraz więcej mężczyzn będzie takich spotkań unikało jak ognia, nie mówiąc już o zakładaniu rodzin. W rezultacie już za jakieś 10-15 lat rodzina będzie stanowić „rzadkość wielką i obrosłą mitem”. Taka perspektywa może cieszyć tylko sodomitów i gomorytki, którzy dzięki temu na swoich terenach łowieckich będą dysponować niebywałą wcześniej obfitością zwierzyny - no i oczywiście - żydokomunę, która dążąc do depopulacji do niedawna jeszcze chrześcijańskich narodów europejskich - również wobec naszego, mniej wartościowego narodu, ma swoje projekty.

Stanisław Michalkiewicz

Etykietowanie:

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. Abp Hoser: Rodziny

Abp
Hoser: Rodziny wielodzietne nie są rodzinami patologicznymi. Mają tę
niezwykłą szczodrobliwość podobną do hojności Bożej, bo przekazują życie
innym

Poważnym niebezpieczeństwem jest coraz bardziej powszechny zanik
tożsamości osoby ludzkiej i płci a co za tym idzie - ról w rodzinie -
mówił abp Henryk Hoser podczas mszy św. w parafii Świętej Rodziny w
Warszawie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl