Nadchodzi czas patriotów. V
V Co zrobić by przyspieszyć przemiany – poznać wszystko, czego nienawidzą.
Gdy zrozumiałem, że nasi przeciwnicy chcą żyć w gułagu, bo innego świata nie rozumieją i się go boją zrozumiałem też, dlaczego do nich nie pasuje - bo ja nie chce rządzić drugim człowiekiem. Natomiast uważam, że każdy ma prawo do tego by starać się żyć coraz łatwiej, coraz wygodniej, czyli dla mnie istotny jest skutek materialny.
Oni zaś chcą zawsze postawić na swoim, bez względu na to jaki skutek przyniesie ich postawa, bo chcą być „dozorcą” i ewentualnie na tym zarobić, ale to w drugiej kolejności. Oznacza to, że oni nie są nastawieni na osiąganie skutków materialnych a chcą skutków emocjonalnych, bo sądzą , że zawsze będą mogli wszystko co potrzebują zabrać ludziom im podległym, a jeśli ci tego nie mają, to przynajmniej pieniądze na zakup od tych, co to mają a nie podlegają ich władzy. Brak poczucia własnej wartości, u osób wierzących wynikającej z wiary w to, że każdy z nas jest unikatowym obiektem miłości Boga, kompensują dążeniem do wywyższenia się nad drugiego człowieka.
To jest powód tego, że systemy społeczne oparte o opresyjną władzę nie wierzących a chcących się wywyższyć nie są w stanie generować, ani postępu technicznego, ani ekonomicznego. Jeden i drugi polega na wymyślaniu coraz to nowych udoskonaleń, na dążeniu do wygody bez możliwości przymuszenia drugiej osoby do świadczeń na swoją rzecz. Tylko w takiej sytuacji potrzebna jest nowa maszyna, urządzenie lub wyrafinowane narzędzie.
Oznacza to również, że nie ma co się zastanawiać nad żadnymi szczegółami ich programu działania, nad sylwetkami poszczególnych polityków, czy urzędników, bowiem spoiwo ich jedności świadczy o tym, że nie wolno żadnego z nich akceptować w strukturach państwa. Oni zawsze doprowadzą najpierw do stagnacji a później do regresu cywilizacyjnego.
Dla nich najważniejszy jest ich status społeczny a nie skutki ich działań, wszak zawsze, można się ich zdaniem, pozbyć zbędnego balastu drugiego człowieka i sprzedać choćby jego rację żywnościową, mieszkanie lub dzieci jeśli je ma. Jeszcze niedawno takiego człowieka zabijano a teraz pozbawia się go tylko pracy, środków do życia i skazuje na wykluczenie społeczne lub emigrację. To jest druga strona tolerancjonizmu racjonalistycznego.
Wniosek z pozoru bardzo radykalny, ale nie oznacza to wcale, że widzę potrzebę usunięcia wszystkich urzędników, sędziów, czy innych funkcjonariuszy państwowych. Myślę, że część z nich może kierować się tzw empatią nakazującą szacunek dla wolności drugiego człowieka w swojej pracy, o ile nie będzie za to grozić utrata środków do życia. W sumie co mi za różnica z jakiego powodu będą działać prawidłowo.
Tak więc nie tyle należy wzywać do odsunięcia wszystkich racjonalistów od wszelkich funkcji publicznych, od wpływu na nasze życie, co raczej w pierwszym kroku nazwać i potępić ich ideologię oraz sprawdzić, czy są tacy wśród nich, którzy wtedy odetchną z ulgą.
Czy jednak na pewno jawnych przywódców i ich bezpośrednie zaplecze Antypisu można, w porządku historycznym, porównać do manichejczyków, stalinistów, nazistów i oceniać ich tak samo?
Wniosek o ich intencjach uzasadniających taki radykalizm oceny wydaje się być dodatkowo uzasadniony tym, że obecni przeciwnicy J. Kaczyńskiego chcą nie tylko zniszczyć Pis.
Chęć zniszczenia Pisu można uzasadnić współzawodnictwem politycznym i gdyby sprowadzało się tylko do tego, na pewno nie mogłoby być powodem wezwania do ostracyzmu! Oni jednak , tak jak ich domniemani protoplaści widzący świat jak obóz koncentracyjny, chcą zniszczyć również Kościół i rodzinę. A te instytucje to, w czym im przeszkadzają? Co mają ze sobą wspólnego?
Wydaje się, że Pis im przeszkadza nie dla tego, że jest konkurentem do stanowisk politycznych a dlatego, że jest politycznym narzędziem tych, którzy nie godzą się na bezduszny racjonalizm w życiu społecznym!
Uznanie prymatu bezdusznego racjonalizmu ma świadczyć o europejskości PO. Rzeczywiście w całej współczesnej Europie zarówno populizm jak i chrześcijaństwo, czyli uwzględnianie praw zwykłych ludzi z powodów emocjonalnych dyskwalifikuje polityka w oczach elit. Dlaczego?
Zrozumieć istotę ich sprzeciwu wobec emocjonalnego stosunku do drugiego człowieka można jednak można dopiero, gdy popatrzy się łącznie na to czego nienawidzą, co zwalczają. Tak samo jak Pisu nienawidzą też Kościoła i rodziny. Jedyną cechą wspólną tych instytucji jest to, w nich kształtuje się właśnie emocjonalny, miłosierny stosunek do drugiego człowieka. Przypomnę tylko, że J. Kaczyński kiedyś powiedział, że inspiracją dla jego działalności politycznej jest „empatia dla zwykłych ludzi” (słownictwo oryginalne!).
Najpierw o rodzinie. Nie dość, że w rodzinie jest przyjęte, że jeden pracuje i zarabia na drugiego, co już samo w sobie jest im wstrętne, to dodatkowo macierzyństwo i ojcostwo jest trudem, bezinteresowną ofiarą złożoną drugiemu człowiekowi, podkreśloną niejako spadkiem, czyli przekazaniem swojego dorobku materialnego.
Racjonalnie patrząc jest to bez sensu zarówno w wymiarze osobistym jak i ekonomicznym. Tradycyjna postawa rodzinna, z racjonalnego punktu widzenia stosunków społeczno - ekonomicznych nie tylko ogranicza bieżący popyt na rozmaite dobra , gdyż skłania do „oszczędzania na przyszłość”, a to już jest początkiem kryzysu gospodarczego, to jeszcze odrywa ludzi od pracy i zajmuje im czas, który mogliby przeznaczyć na wydawanie pieniędzy.
To zaś dodatkowo obkurcza rynek zbytu skłaniając ludzi do zastanowienia się nad sensownością wydatków. Powoduje, że ludzie nie tyle kupują to co się produkuje, a to co im lub ich bliskim przyniesie większą korzyść niż wysiłek włożony w zarobienie pieniędzy. Ten sposób gospodarowania pieniędzmi jest jednak warunkiem prawidłowego ustroju ekonomicznego, z czego mało kto zdaje sobie sprawę.
To porównywanie korzyści między wydatkami konsumpcyjnymi różnych ludzi będące w rodzinie normą a w związku z tym nie wydawanie pieniędzy na rzeczy zaadresowane bezpośrednio do danego konsumenta a na te, których nabycie przynosi największą korzyść komukolwiek w rodzinie sprawia, że działalność gospodarcza staje służbą drugiemu człowiekowi, bo z czasem zawsze sprowadzi się do konieczności oferowania drugiemu człowiekowi korzyści. Z czasem więc pieniądze z rynku pójdą do tych, co te korzyści dają największe. W ten sposób chciwość osobista zostaje jakby zaprzątnięta do realizacji interesu innych ludzi i przestaje być destrukcyjna społecznie.
Oni zaś nie chcą by zwykły człowiek miał korzyści ze swego życia, by sam podejmował decyzje, bo to oni chcą korzystać z drugiego człowieka! Oni, analizując „racjonalnie” każdą sytuację, każdy problem sądzą, że wiedzą „lepiej”. Oni też chcą, by ta zdolność do racjonalnej analizy była uzasadnieniem dla ich prawa do życia! Bo racjonaliści nie wiedzą dlaczego ktoś miałby mieć prawo do życia jeśli nie jest niezbędny dla systemu!
Czyli, ich zdaniem rodzina jest bez racjonalnego sensu! Jest też następny wniosek: rozbicie rodziny jest najprostszą receptą na kryzys ekonomiczny!
O ile więcej mieszkań potrzeba, jak każdy będzie żył osobno. O ile więcej samochodów, pralek, restauracji i barów potrzeba ludziom samotnym. Nic więc dziwnego, że w krajach, w których rynek jest już nasycony dobrami konsumpcyjnymi producenci tych dóbr swymi reklamami wspomagają media propagujące libertynizm. Zaczęło się to w USA w latach 60-tych XX wieku, bo ten kraj jako pierwszy osiągnął pewne maksimum konsumpcji wynikające z poziomu ówcześnie dostępnej technologii.
Wtedy też, ale było to zjawisko niejako równoległe, środowiska dziennikarskie i wydawcy gazet zagrożeni popularnością telewizji przestali czuć się reprezentantami zwykłych ludzi, bo nie dało się finansować gazet z ich sprzedaży. Trzeba było nakłonić reklamodawców by stali się bardziej sponsorami mediów niż ich kontrahentami i zacząć im służyć. W tym czasie media przestały pełnić funkcje kontrolne a zaczęły być środkiem propagandy konsumpcyjnej.
Ten sam proces zaczął zachodzić i w środowiskach naukowych. Gdy czesne przestało wystarczać na potrzeby uczelni, zaczęły być potrzebne granty. Te zaś mógł dać tylko biznes, o ile miał w tym interes. Z tym, że tak naprawdę jedyne co może wyższa uczelni dać przemysłowi, czego on sam nie może osiągnąć w swoich ośrodkach badawczych taniej, to moda, w tym wypadku moda na konsumpcyjny, libertyński styl życia, czego skutkiem jest rozszerzenie rynku zbytu!
Nic więc dziwnego, że pierwszym ośrodkiem libertynizmu był bardzo drogi w swojej działalności MIT a dalej uniwersytety techniczne Zachodniego Wybrzeża USA. W Europie takim ośrodkami są Uniwersytety Skandynawskie, zwłaszcza w Upsali. W krajach Skandynawskich uniwersytety były od zawsze finansowane ze źródeł publicznych a przecież z dotacji żadnego państwa nie da się sfinansować badań naukowych, zwłaszcza tych teoretycznych. Państwo, a państwo socjalne jaki była Szwecja w szczególności, zawsze będzie miało ważniejsze potrzeby bieżące niż badanie, czy to średniowiecznych manuskryptów, czy innych zagadnień teoretycznych aczkolwiek ciekawych. Potrzeba więc było się zwrócić o to do przemysłu o pieniądze, a „kto na garnuszku ten na łańcuszku”.
W tym co postępowi dziennikarze i postępowi uczeni propagują nie ma żadnej filozofii, żadnego „postępu” – libertynizm to czysty, w pełni racjonalny i całkiem bezduszny biznes! Nic w nim nie ma poza chciwością. Tak naprawdę doktryny lewicowe są to wymieszane fragmenty przemyśleń czy to Ojców Kościoła, czy to nawet Pisma Świętego ale w ten sposób by utraciły swój sens. Erudycja dziennikarzy i uczonych, zwłaszcza filozofów, służy tylko do zamaskowania przed zwykłymi ludźmi istoty zachodzących zmian społeczno-ekonomicznych. Lewica nie generuje już od dawna żadnej myśli filozoficznej lub poznawczej, ona generuje tylko uzasadnienia dla konsumpcjonizmu! My musimy o tym pamiętać i przy każdej okazji im to wytykać, bo redakcje i uczelnie są miejscami, w których następuje „oswajanie korupcji”. Pierwszą więc rzeczą, której oni nienawidzą to logika, bo przez nią można ich poznać.
Paradoksalnie rozważania nad „aferą trotylową” dzięki ujawnieniu ich postawy doprowadzają nas do wniosków dużo ogólniejszych. Nie mogąc zniszczyć politycznie i propagandowo Pisu postanowili zabić jego kierownictwo licząc na to, że owce bez pasterza rozproszą się i będą łatwym dla nich łupem.
Oni, również z chciwości, chcą zmienić układ stosunków społecznych na bardziej racjonalne zaczynają od kwestii kluczowej – stosunku do dzieci. Chcą by posiadanie dzieci było prawem! Stąd ciągle mówią o in vitro i o aborcji.
Chcą zamienić ciężar na uprawnienie, czyli na źródło korzyści i na początek żądają nie tylko akceptacji dla ich roszczeń o posiadanie dzieci, ale wręcz ich zaspokojenia z publicznych pieniędzy!
Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie uznaje faktu posiadania prawa jazdy jako uzasadnienia dla roszczenia wobec państwa lub kogokolwiek innego o posiadanie samochodu! Czemu więc w przypadku dzieci jest inaczej?Analogia do posiadania samochodu jest tak logiczna, że jeżeli pogodzimy się z pojęciem „prawa do posiadania dzieci” , to czasem musi się pojawić ta kwestia w tzw. dyskursie publicznym.
Zresztą, już obecnie sądy rodzinne pozbawiają osoby biedne ich potomstwa, rzekomo z troski o los dzieci, a wcale nie dlatego by zwiększyć podaż dzieci na rynku adopcyjnym, by były one dla tych, co mają do nich większe prawo, bo osiągnięty przez nich poziom konsumpcji jest już wystarczający, więc mogą jeszcze sfinansować konsumpcję dziecka!
Oczywistym następnym krokiem na tej drodze będzie ustanowienie pewnej cezury zamożności pozwalającej na prokreację. Biedne kobiety będą mogły być surogatkami, a biedni mężczyźni dawcami nasienia, np. dla par lesbijskich, ale to w ramach działalności zawodowej, działalności przynoszącej dochód umożliwiający odpowiednią konsumpcję!
Bardzo charakterystyczna jest przemiana poglądów na homoseksualizm w środowiskach lewicy. Jak długo komuniści walczyli z kapitalizmem i chcieli ograniczać konsumpcję wewnętrzną, by mieć więcej środków na wojsko, tak długo homoseksualizm był zakazany. Jak w interesie związanych z lewicą biznesów jest maksymalne rozszerzenie rynku zbytu zaczynają go propagować.
Jednak póki co mamy w ich propagandzie do czynienia z pewną sprzecznością. Z jednej strony emocje mają być nieważne w życiu społecznym a z drugiej strony tyle współczucia dla bezdzietnych? Jest to postawa tak niespójna logicznie, że chyba to współczucie nie jest prawdziwe, a jest tylko próbą osłabienia naszego sprzeciwu wobec ich pomysłów na życie społeczne.
Oczywiście gdy będzie istniała reprezentacja polityczna uwzględniająca wartości emocjonalne, to ten „ich” system społeczny nie będzie mógł zaistnieć.
Dlatego nienawidzą Pisu, ale z drugiej strony przyrzekają, że jeśli pozbędziemy się emocjonalnego stosunku do spraw społecznych, to dadzą nam żyć i robić kariery. Stąd tyle dobrych rad w ich mediach. Nie reagujcie tak emocjonalnie a pogodzimy się z wami i damy wam nawet stołki. Czyli łapówka zamiast koncłagru, na razie, póki nie mają pełni władzy.
Wydaje się, że Oni żyjąc w kulcie racjonalizmu dążą do tego by w naszym społeczeństwie pojawili się w stosownej do potrzeb ekonomicznych ilości ludzie od małego wychowani w świadomości, iż podstawową i pierwotną rzeczą dla wszystkich stosunków społecznych jest chęć osiągnięcia korzyści z samego faktu istnienia drugiego człowieka! Przykłady takie znamy z historii – np. janczarzy, ale jest ich więcej. Oni chcą ludzi nie znających innych niż racjonalne , czyli emocjonalnych relacji z drugim człowiekiem.
Nie chcą, ani państwa opartego o czynniki emocjonalne, ani takiego społeczeństwa, bo jest im obce. Dlatego zwalczają Pis i Chrześcijaństwo Rzymskie, dlatego mówią, że rządy Pisu skierowane na dobro obywatela ich „dusiły”, wywoływały w nich lęk. I słusznie!
Oni po prostu nienawidzą empatii w żadnym jej przejawie.
Skąd się te bestie wzięły?
Niewątpliwie są to późne ofiary okropnych wojen, zwłaszcza tych ostatnich, z XX wieku. Całych dziesięcioleci, a nawet stuleci, w których najważniejszym i właściwie jedynym sensem istnienia człowieka było w wielu krajach zabijanie innych ludzi i wszyscy musieli być do tego gotowi. Nikt nie mógł emocjonalnie reagować na drugiego człowieka, bo by stracił swoje życie a bliscy popadli by w niewolę. Wymóg tej gotowości do bezwzględności powodował, że nawet w krajach nie biorących udziału w wojnach zachodziły podobne procesy społeczne jak w tych, które były bezpośrednio dotknięte wojnami.
Jednak niejako obiektywne przyczyny takiej postawy oraz stwierdzenie, że lemingi są późnymi ofiarami wojny, nie usprawiedliwiają, ani tej postawy, ani ludzi ją głoszących. Ta postawa społeczna musi być zwalczana, ale by można jej się przeciwstawić najpierw trzeba ją opisać, by wiedzieć co mamy zwalczać i dlaczego. Musimy też pokazać, że mamy alternatywę.
Okazuje się, że taką alternatywą polityczną jest, nawet w sensie symbolicznym, emocjonalnie reagujący na rzeczywistość właśnie znienawidzony J. Kaczyński , Pis i ogólnie mówiąc patrioci. Zwłaszcza Pis, który jest instytucją patriotyczną.
My patrioci jesteśmy coraz bardziej traktowani jako główny przeciwnik racjonalistów, bo w coraz mniejszym stopniu alternatywą ideologiczną dla nich jest niszczony od dawna Kościół Instytucjonalny.
cdn
- UPARTY - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. WSPÓŁCZESNA DEFINICJA KOMUNIZMU
WSPÓŁCZESNA DEFINICJA KOMUNIZMU
Komunizm jest grupą wpływu, złożoną z ludzi interesu, świadomie i celowo realizujących plan zniszczenia systemów etycznych i społeczno-politycznych w państwach, aż do wrogiego przejęcia władzy politycznej, w stopniu umożliwiającym trwałą degenerację prawa państwowego, w sposób zapewniający tej grupie przejęcie kontroli nad gospodarką, w celu długotrwałej pasożytniczej eksploatacji jej zasobów materialnych i ludzkich, pod ochroną prawa państwowego i międzynarodowego. (-) Cel w niej opisany może być osiągany wszelkimi, dostępnymi środkami.
Ostatnia, podkreślona fraza jest podpowiedzią Aleksandra Ścios.
Michael, 10.08.2007 http://michael.salon24.pl/50753,wspolczesna-definicja-komunizmu
michael
2. Na pomysł takiego sformułowania defrinicji komunizmu wpadłem już
bardzo dawno temu. Ale jeśli uważnie zapoznasz sie z ta definicją, to szybko zauważysz, że wszystko, o czym piszesz wynika z tej definicji, jest jej konsekwencją. A element emocjonalny, jako skutek mechanizmu opisanego w tej definicji, jest oczywisty.
Oni traktuja element etyczny i emocjonalny jako środek oddziaływania, konieczny do sparaliżowania woli oporu w eksploatowanych ofiarach. Prawie każdy pasożyt albo drapieżnik dąży do sparaliżowania woli i możliwości oporu w pożeranych stworzeniach albo siłą i morderczym ciosem, albo bezpośrednim wstrzyknięciem jadu, albo omotując siecią, albo nawet jak samica modliszki pożerając kochanka w chwili miłosnej ekstazy.
Zawsze jednak nasze aspiracje i emocje, nasza świadomość i tożsamość, a także nasza etyka jest im całkowicie obojętna. Oni wiedza jedno, to musi być zdemontowane i zniszczone, ponieważ jest ostoją naszej zdolności do stawiania oporu.
michael
3. Oręż wojny. Wojny, po prostu...
„ Działania zmierzające do dezintegracji ukonstytuowanych grup są absolutnie niezbędne, bo jak wiadomo na podstawie badań w dziedzinie psychologii społecznej, im więcej osób przynależy do spójnych grup, tym mniej są one podatne na propagandę i destabilizację. Należy więc rozbić lub zneutralizować wspomniane grupy, żeby zindywidualizować jednostki i pojedynczo odseparować je od ich zbiorowych wartości”
„...grupy te, zintegrowane w społeczeństwie (tym właśnie, które dywersja zamierza obalić), odgrywają rolę podpór tego społeczeństwa.
Rozbicie tych grup staje się więc imperatywem w ogólnej strategii dezintegracji. Do tej kategorii można zaliczyć wspólnoty narodowe lub regionalne, grupy wyznaniowe, partie polityczne, grupy zawodowe, ugrupowania społeczno-zawodowe, związki zawodowe, wspólnoty sąsiedzkie, przeróżne zgromadzenia, rady, komitety, rodziny.
Z samego założenia chodzi o wywołanie w tych grupach rozdźwięków i rozłamów, anarchii, po to, ażeby doprowadzić do dezintegracji „muru” chroniącego jednostki i aby grupa nie mogła skutecznie pełnić swej roli podpory otaczającego ją społeczeństwa.”
(Prof. Roger Mucchielli "Dywersja" - opracowanie zamieszczone w książce V. Volkoffa "Dezinformacja - oręż wojny")
4. guantanamera - Tak, to jest zwykły oręż wojny...
Pisali o tym od setek lat, klasycy wojskowi i cywilni, Sun Tzu przed tysiącami lat, V. Volkoff oczywiście, ale i Carl von Clausewitz i Gustave le Bon (Psychologia tłumu) a także wybitni polscy specjaliści zajmujący się teorią i praktyką wojny informacyjnej. Sam cytowałem kilka razy skrypt jednego z młodszych polskich badaczy tego rodzaju uzbrojenia:
Rafał Brzeski "Wojna informacyjna" (Skrypt - Część 1)
http://aspiracje.salon24.pl/89804,rafal-brzeski-wojna-informacyjna-skryp...
Rafał Brzeski "Wojna informacyjna" (Skrypt - Część 2)
http://aspiracje.salon24.pl/89803,rafal-brzeski-wojna-informacyjna-skryp...
Wojna informacyjna była nazywana przez komunistów dywersją ideologiczną i była jedną z najmocniejszych polskich specjalności w komunistycznych siłach Układu Warszawskiego. Mam takie wrażenie, że u schyłku XX wieku najbardziej odpowiedzialne zadania i rolę awangardy komunizmu w ataku na Cywilizację Zachodu powierzył Jurij Andropow i jego najlepszy wychowanek i następca, Michaił Gorbaczow, powierzyli właśnie Polakom zbiorowo emigrującym na Zachód po marcu 1968 roku.
michael
5. szanowny @Uparty
wyjątkowo ciekawe spojrzenie na PROBLEM,który dotyka nas od lat....
małe ,zakompleksione ludziki,sięgają po WADZE....PO co ?
by
......:)
właśnie,by się odegrać,
by zniszczyć TO wszytko czego zabrakło w nieudanych dzieciństwach...brak tradycji,szacunku dla Boga,Rodziny ,Ojczyzny....brak troski Matek i Ojców i tych,co tworzą Rodzinę...pokolenie pięćdziesięciolatków i POtomków Czerwonej Kanapy ,/to z pana Michalkiewicza, z którym często się zgadzam ,ale nigdy,gdy uparcie tępi PIS :)/
Uparty ,świetny artykuł....
dzięki....
gość z drogi